Ten cichy ogród o ścieżkach bezludnych
Ten cichy ogród o ścieżkach bezludnych
Był mi prawdziwym ukojeniem ciszy —
Gdzie krzyków życia ni zjaw jego brudnych
Oko nie dojrzy, ucho nie dosłyszy.
Rozkołysały się klonowe liście,
Cieniem padając w alej parku szmery —
W cienie zaś słońce przenika złociście
I ziemię zdobi jak skórę pantery.
Wiatr centkowaną tę skórę porusza —
Raz potęgując jej złoto, raz mroki:
W tym kołysaniu oczyszcza się dusza,
Aż-ci ją spokój przeniknie głęboki.
Bo tak się mrokiem oraz słońca złotem
Linia żywota wiecznie równoważy:
Bo tak nasz żywot z zieleni żywotem
W jasnowidzialną prawdę się kojarzy.
Jeno wyzwolon z wszelkiej nędzy żywej,
Idź za tym klonów zielonym sklepieniem,
W ścieżek dalekie wpatrzon perspektywy —
A wstaniesz olśnion swoim objawieniem.
Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Antoni Lange.