Toć nie dla ludzi, nie dla sławy
Mój wiersz wzorzysty, i chropawy; Wszak sława, bracia, jest jak dym — Dla siebie wiążę z rymem rym!
Gdy tworzę wiersze te w niewoli,
To jakoś lżej mię dusza boli: Ojczyste słowo — cud i czar Wśród tych niemiłych cudzych gwar;
Z za Dniepru dźwięk za dźwiękiem leci
Jak dziwny rój skrzydlatych dzieci, A gdy ich głośny płacz i śmiech Rozbrzmiewać pocznie w tysiąc ech
W zatęchłych mrokach kazamaty,
To wiem, żem rodzic ich bogaty! I błagam: broń ich mocny Bóg, By ich nie uśpił tutaj wróg;
Niech lecą z wieścią stąd, o świcie,
Za Dniepr: jak ciężko przeżyć życie!… Tam bezmiar naszych pól i łąk Przywita lotnych dzieci ciąg.
Przyjmując je w rodzinnem kole,
Co zbożnie zbierze się sięsię przy stole, Pokiwa głową ojciec, dziad, Zaś matka westchnie: „Gorzki świat…“
Dziewczyna drgnie… Jej dusza biała
Pomyśli: „Jam je ukochała!“