Trzej muszkieterowie (Dumas, 1927)/Tom II/Rozdział VI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas
Tytuł Trzej muszkieterowie
Wydawca Biblioteka Rodzinna
Data wyd. 1927
Druk Wł. Łazarski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Trois Mousquetaires
Źródło skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ VI
SUBRETKA I PANI

Pomimo wyrzutów sumienia, jak o tem nadmienialiśmy i mądrych rad Athosa, d‘Artagnan z każdą chwilą bardziej był zakochany w milady; odwiedzał ją codzień i nie ustawał w wynurzaniu uczuć miłosnych.
Zarozumiały gaskończyk pewny był, że prędzej czy później stałością i oddaniem się bezwarunkowem na usługi, zdobędzie serce surowej piękności.
Pewnego wieczora, gdy przybywał z podniesioną głową, lekki i szczęśliwy, jak człowiek, spodziewający się conajmniej złotego deszczu, spotkał niespodzianie pokojówkę milady, oczekującą na niego przy bramie.
Ładna Katty tym razem jednak nie poprzestała na czułem spojrzeniu, bo ujęła go delikatnie za rękę.
— Domyślam się — rzekł w duchu d‘Artagnan — ma ona zapewne powiedzieć mi coś od swojej pani; może przez nią oznacza mi rendez-vous... bo sama milady osobiście nie śmiałaby, naturalnie, tego uczynić...
I patrzył wyzywająco na ładną dziewczynę, z miną zdobywcy serc niewieścich.
— Chciałabym powiedzieć panu parę słówek, panie oficerze... — wyszeptała subretka.
— Mów, moje dziecię, mów śmiało — odezwał się d‘Artagnan — słucham cię z uwagą.
— Nie mogę w tem miejscu, bo to, co mam panu powiedzieć, jest bardzo ważne i niesłychanie tajemnicze.
— Więc cóż na to poradzić?
— Gdyby pan zechciał pójść ze mną — rzekła Katty nieśmiało.
— Pójdę, dokąd zechcesz, piękna panienko.
— To chodźmy, proszę pana.
Katty, która trzymała wciąż za rękę d‘Artagnana, poprowadziła go poprzez schodki ciemne i kręte i, przebywszy kilkanaście stopni, otworzyła małe drzwiczki.
— Wejdź śmiało, panie oficerze — rzekła — tutaj będziemy sami, będziemy mogli rozmawiać swobodnie; tu nikt nas nie podsłucha.
— Czyjże to pokoik, kochane dziecko?
— To mój własny, proszę pana, a oto drzwi do pokoju mojej pani. Lecz bądź pan spokojny, nie usłyszy ona rozmowy, nigdy wcześniej, niż o północy, nie kładzie się do łóżka i wtedy dopiero potrzebuje mojej pomocy.
D‘Artagnan rozglądał się dokoła.
Pokoik subretki odznaczał się gustownem umeblowaniem i czystością, pomimo to młodzieniec patrzył zawzięcie na drzwi, które mu wskazała Katty, jako prowadzące do apartamentów milady.
Katty odgadła o czem myśli młodzieniec, spuściła więc główkę i westchnęła.
— Kochasz pan bardzo moją panią? — zapytała
— Kocham więcej, niż mogę wypowiedzieć. O! Katty, ja poprostu szaleję za nią!...
Pokojówka westchnęła znowu i rzekła:
— Niestety!... panie, szkoda miłości pańskiej...
— Cóż u djabła widzisz w tem złego? — zapytał d‘Artagnan.
— A to, proszę pana — odparła Katty — że moja pani nie kocha pana ani odrobinki...
— Jakto? — przerwał d‘Artagnan — czyżby ci poleciła zawiadomić mnie o tem?
— O nie! broń Boże; to ja sama przez przyjaźń dla pana postanowiłam odkryć panu prawdę.
— Dziękuję, kochana Katty, lecz tylko za dobre serce, bo to, coś mi powiedziała, przyznaj sama, nie jest wcale przyjemne.
— To znaczy, że pan nie wierzy, wszak prawda?...
— Trudno uwierzyć, moja panienko, miłość własna nie pozwala...
— Zatem nie wierzysz pan stanowczo?
— Wyznaję, że nie uwierzę, chyba że mi dasz jaki dowód.
— Cóżbyś pan powiedział na ten oto dowód?...
Katty wyjęła z za gorsu mały bilecik
— Czy to dla mnie? — rzekł d‘Artagnan, chwytając papier.
— Nie, to dla innego!...
— Dla innego?...
— Tak, panie.
— Nazwisko jego!... nazwisko!... powiedz mi natychmiast!... jak się nazywa? — krzyczał d‘Artagnan.
— Przeczytaj pan adres.
— Hrabia de Wardes...
D‘Artagnanowi stanęło przed oczyma zdarzenie w Saint-Germain; krew w nim zakipiała i zarozumiały gaskończyk, ruchem jak myśl szybkim, rozdarł kopertę, pomimo krzyku Katty.
— O, mój Boże!... co pan robisz najlepszego? — wołała.
— Ja?... nic nadzwyczajnego, jak widzisz.
I zaczął czytać:
„Nie odpowiedziałeś na list mój pierwszy, co to znaczy?... czyś chory jeszcze?... albo może zapomniałeś, jakim wzrokiem patrzyłeś na mnie, na owym pamiętnym balu u pani de Gwizjuszowej? Teraz zdarza się dobra sposobność, hrabio!... skorzystaj z niej koniecznie“.
D‘Artagnan zbladł śmiertelnie; próżność jego otrzymała cios niespodziany, i w nieświadomości młodzieńczej wziął to za zawód w prawdziwej miłości.
— Biedny, kochany panie d‘Artagnan — odezwała się Katty pocieszająco, ściskając rękę młodzieńca.
— Więc mnie żałujesz, poczciwa dziewczyno? — rzekł d‘Artagnan.
— O tak, żałuję z całego serca! bo ja wiem niestety, co to jest miłość?
— Ty znasz miłość? — zapytał d‘Artagnan, przypatrując się pierwszy raz ładnej dziewczynie z niejaką uwagą.
— O! znam, na moje nieszczęście!
— Otóż, zamiast ubolewać nademną, pomóż mi lepiej do zemsty nad swoją panią...
— Jakiej pan zemsty pragniesz?
— Pragnę ją zwyciężyć, pragnę zastąpić rywala mojego.
— O! nie myślę panu do tego wcale dopomagać, panie oficerze — odrzekła Katty pośpiesznie.
— A to dlaczego? — zapytał d‘Artagnan.
— Dla dwóch powodów.
— Dla jakich?
— Najprzód, moja pani nie kocha pana wcale...
— Skąd o tem wiesz?
— Pan ją obraziłeś śmiertelnie.
— Ja?... o czemże mógłbym ją obrazić?... ja?... co od chwili poznania leżę u nóg jej, niby niewolnik jaki; powiedz, proszę cię, powiedz wszystko, co wiesz...
— Jeżeli zdecyduję się wyznać... to jedynie mężczyźnie, który zajrzy do głębi duszy mojej!...
D‘Artagnan spojrzał na Katty po raz drugi badawczo.
Dziewczyna była świeża i piękna; niejedna księżna lub królowa oddałaby koronę za podobną urodę.
— Katty — odezwał się — będę czytał w twej duszy, kiedy tylko zechcesz i jak długo zechcesz... bądź pewna, drogie dziecko.
I pocałował ją na początek, a biedna dziewczyna spłonęła, jak wisienka.
— O! nie — zawołała — pan mnie nie kocha, moją panią pan uwielbia... powiedziałeś mi to przed chwilą.
— I to dlatego nie chcesz mi odkryć drugiego powodu?
— Drugi powód proszę pana — zaczęła Katty ośmielona pocałunkiem a także wyrazem oczu młodzieńca — drugi powód... że w miłości każdy o sobie myśli...
Teraz dopiero d‘Artagnan przypomniał sobie spojrzenia powłóczyste, jakie mu rzucała Katty przy owych niby przypadkowych spotkaniach w przedpokoju, na schodach, w korytarzu; dotknięcia rączki za każdem spotkaniem i westchnienia tłumione; a on niebaczny, pożerany chęcią przypodobania się wielkiej pani, nie zwrócił uwagi na pokojówkę.
Tak to zwykle bywa, kto na orła poluje, nie dba o szarego wróbelka.
Lecz tym razem gaskończyk nasz pojął odrazu wszystkie korzyści, jakie osiągnąć może, wyzyskując przywiązanie Katty, wyznane tak naiwnie, a zarazem tak śmiało. Przez nią miałby listy, przeznaczone dla hrabiego de Wardes; przez nią wiadomości, co się w domu milady dzieje, i wejście swobodne o każdej godzinie dnia i nocy do pokoiku Katty, przyległego do sypialni milady.
Zdrajca wiarołomny! poświęcał już w myśli, jak widzimy, biedną dziewczynę, aby posiąść milady, choćby podstępem, a nawet przemocą.
— A więc — odezwał się do dziewczyny — czy chcesz, kochana Katty, abym ci dał dowód miłości, o której jakbyś jeszcze powątpiewała?
— Jakiej miłości?
— Tej, którą zaczynam dla ciebie uczuwać...
— Ciekawa jestem tego dowodu?
— Czy pozwolisz, abym spędzał z tobą cały ten czas, jaki poświęcałem twojej pani?
— O!... pozwolę — odrzekła Katty, klaszcząc rączkami z zadowoleniem — pozwolę z największą chęcią!
— Dziękuję ci, drogie dziecko — rzekł d‘Artagnan, sadowiąc się w fotelu — a teraz chodź tu do mnie, ponieważ chcę ci powiedzieć, iż jesteś najpiękniejszą z subretek, jakie widziałem kiedykolwiek!
Zbliżyła się nieśmiało, on zaś długo i tak przekonywająco dowodził miłości swojej, że dziewczynę, która w duszy pragnęła uwierzyć... przekonał nareszcie.
Dziwiło to jednak bardzo d‘Artagnana, że Katty broniła się zawzięcie!
Czas prędko mija na takiem zajęciu, gdy jedna strona atakuje, a druga się broni, zwłaszcza, kiedy przeciwnikami są młodzi i czują, że ulegną sobie w końcu...
Północ wybiła; zaraz też ozwał się dzwonek w pokoju milady.
— Wielki Boże! — zawołała Katty — pani moja mnie woła. Wychodź pan, wychodź coprędzej!
D‘Artagnan podniósł się, udając posłuszeństwo, i zamiast drzwi od schodów, otworzył drzwi od wielkiej szafy i wsunął się pomiędzy suknie i peniuary milady.
— Co pan robisz, na miłość Boską? — zawołała Katty.
D‘Artagnan, który już przedtem zaopatrzył się w klucz, zamknął się w szafie, nic nie odpowiedziawszy.
— Co to jest?... — krzyczała milady głosem cierpkim — czy śpisz już i nie słyszysz, że dzwonię?
D‘Artagnan usłyszał, jak drzwi od pokoju milady otworzono z hałasem.
— Jestem już, jestem, proszę pani — odezwała się Katty, biegnąc na spotknie rozgniewanej milady.
Weszły obydwie do pokoju sypialnego, a ponieważ drzwi pozostały otworem, d‘Artagnan słyszał czas jakiś łajanie; nakoniec pani się uspokoiła i rozmowa zeszła na niego właśnie, gdy Katty rozbierała kapryśną damę.
— Co to znaczy? — mówiła milady — nasz gaskończyk dziś się nie pokazał.
— Jakto, proszę pani — odrzekła Katty — nie przyszedł?... Czyżby się sprzeniewierzył, zanim jeszcze otrzymał nagrodę za swoją miłość?
— O! nie! przeszkodził mu zapewne pan de Tréville, albo pan Desessarts. Znam ja się na tem, moja Katty, pewna jestem tego młokosa i trzymam go dobrze.
— Co pani myśli z nim zrobić?
— Co ja z nim zrobię?... O Katty, bądź spokojna popamięta on mnie, jest między nami sprawa, której się nie domyśla nawet... On mnie o mało nie pozbawił zaufania i łaski kardynała... O! ja się zemszczę.
— Byłam pewna, że pani go kocha?
— Że ja go kocham? ależ ja go nienawidzę!... Głupi młokos!... miał w ręku życie lorda Winter i nie zabił go... pozbawił mnie szlachetnością niedorzeczną trzystu tysięcy liwrów dochodu rocznego!
— To prawda — odezwała się Katty — syn pani jest jedynym spadkobiercą wuja, a do pełnoletniości syna, służy pani prawo używania majątku.
D‘Artagnan zadrżał, słysząc tę idealną istotę, wyrzucającą mu głosem cierpkim, który w rozmowie z nim starała się uczynić łagodnym i czułym, że nie zabił człowieka, otaczającego ją przyjaźnią i dostatkiem.
— Jużbym się była dawno zemściła, bez niczyjej pomocy, gdyby kardynał, nie wiem w jakim celu, nie zalecił mi dać spokój jeszcze...
— O tak! Ale pani za to nie oszczędziła młodej kobiety, którą tak kochał.
— Tej kupcowej z ulicy Grabarzy: czyż on pamięta o niej jeszcze? ręczę ci, że przy mnie zapomniał o tamtej... Śliczna zemsta, niema co mówić!...
Zimny pot oblał skronie d‘Artagnana. Więc to potwór był nie kobieta.
Chciał dalej słuchać, lecz milady położyła się do łóżka i rozmowa ustała.
— Możesz odejść — odezwała się — postaraj się tylko, ażebym miała jutro odpowiedź na list, który ci powierzyłam.
— Do pana de Wardes? — rzekła Katty.
— Ma się rozumieć, że do niego.
— O! — podchwyciła Katty — jego pani zupełnie inaczej traktuje, niż biednego pana d‘Artagnana.
— Odejdź już — rzekła milady niecierpliwie — wiesz, że nie lubię komentarzy.
D‘Artagnan usłyszał zamykanie drzwi i odgłos klucza w zamku, milady bowiem zamykała się na noc zawsze; Katty też cichuteńko zamknęła na klucz swoje drzwi.
D‘Artagnan wyszedł nareszcie z ukrycia.
— O mój Boże — szepnęła Katty — co się panu stało? czegoś pan tak zbladł okropnie?
— Obrzydliwe, wstrętne stworzenie! — mruczał d‘Artagnan.
— Cicho! cicho! na miłość Boską — prosiła Katty — wyjdź pan, ściana tylko cienka oddziela mój pokój od milady, słychać wszystko u niej, co mówimy!
— Dlatego właśnie ani myślę ruszyć się stąd — odpowiedział d‘Artagnan.
— Co pan mówi?... — rzekła Katty, czerwieniąc się gwałtownie.
— Albo, jeżeli wyjdę... to później trochę...
Przyciągnął Katty do siebie; nie było sposobu opierać się dłużej, a zresztą opór sprawiłby hałas, a potrzeba było zachować się cicho! więc też Katty uległa...
Mścił się w ten sposób za obojętność i niegodziwość tych słów, że zemsta jest rozkoszą bogów...
Gdyby d‘Artagnan miał choć odrobinę uczucia, byłby się zadowolił tą nową zdobyczą, lecz d‘Artagnan był ambitny i marzył jedynie o wywyższeniu.
Należy jednak przyznać na pochwałę młodzieńca, że, korzystając z przewagi, zdobytej nad Katty, starał się najpierw dowiedzieć o losie pani Bonacieux; biedna dziewczyna przysięgła na krucyfiks, że nic nie wie, że pani jej nigdy całej prawdy nie odkryła, że może tylko zaręczyć, iż, o ile przypuszcza, pani Bonacieux nie została zamordowana.
Katty nie wiedziała także, dlaczego milady o mało nie straciła zaufania kardynała, ale d‘Artagnan wiedział więcej. Widział on milady na statku, zatrzymanym w porcie z rozkazu ministra, w chwili gdy Anglję opuszczał i domyślał się, że chodzi o brylantowe zapinki. Lecz cała nienawiść milady do niego widocznie miała w tem głównie źródło, iż nie zabił jej szwagra i nie przyśpieszył w ten sposób chwili objęcia po nim spadku.
Nazajutrz d‘Artagnan stawił się u milady o zwykłej porze. Zastał ją w okropnym humorze, widocznie brak odpowiedzi od hrabiego de Wardes tak ją usposobił.
Katty weszła do salonu, lecz milady nie dała jej się odezwać i odprawiła ją ostro. Pokojówka rzuciła spojrzenie młodzieńcowi, które mówiło: widzisz, co cierpię dla ciebie.
Na schyłku wieczora jednak piękna lwica złagodniała, słuchała uprzejmie wylewu czułości d‘Artagnana, a nawet pozwoliła ucałować śliczną rączkę.
D‘Artagnan wyszedł, miotany sprzecznemi uczuciami. Ponieważ jednak był to chłopak, nie łatwo dający się w pole wyprowadzić, więc też, umizgając się do milady, ułożył sobie jednocześnie pewien planik.
Przy drzwiach oczekiwała go Katty i tak samo, jak wczoraj, pociągnęła do siebie.
Katty wytrzymała srogie wyrzuty milady za opieszałość i nieakuratne wykonywanie poleceń. Piękna pani nie mogła zrozumieć milczenia hrabiego de Wardes i rozkazała pokojówce stawić się u siebie o dziewiątej z rana po list, już trzeci z rzędu.
D‘Artagnan wymógł obietnicę na Katty, że mu jutro ten list doręczy. Biedna dziewczyna przyrzekła kochankowi; miłość szalona nią owładnęła, nie była w stanie odmówić...
Wszystko się odbyło tak samo, jak dnia poprzedniego.
D‘Artagnan wlazł do szafy, milady zadzwoniła, rozebrała się, odprawiła Katty i zamknęła się na dwa zamki. D‘Artagnan zaś, tak, jak nocy przeszłej, powrócił do siebie o piątej nad ranem.
O jedenastej przyszła Katty z listem milady do hrabiego. Tym razem biedne dziecię oddało bilet z własnej woli. Nie próbowała nawet perswazji, należała już duszą i ciałem do swojego pięknego żołnierza.
D‘Artagnan otworzył list i czytał co następuje:
„Trzeci już raz piszę, aby powiedzieć, że cię kocham. Strzeż się, abym nie była zmuszoną napisać po raz czwarty, że cię nienawidzę!
„Jeżeli żałujesz postępowania swego ze mną, to dziewczyna, która ci list mój wręczy, powie, w jaki sposób mężczyzna dobrze wychowany może prosić i otrzymać przebaczenie“.
D‘Artagnan, czytając, bladł i czerwieniał naprzemian.
— O! ty ją kochasz zawsze! — rzekła Katty, która nie spuszczała oczu z twarzy młodzieńca.
— Nie, Katty, mylisz się, już jej nie kocham, pragnę jedynie zemsty za pogardę, jakiej doznałem.
— Tak, tak, znam ja twoją zemstę; jużeś mi o niej wspominał.
— Cóż ci to szkodzi, droga Katty! wiesz przecież, że ciebie jedną tylko kocham.
— A ja skąd mogę o tem wiedzieć?
— Zobaczysz, jaką jej sztuczkę wypłatam.
Katty westchnęła. D‘Artagnan usiadł i napisał:
„Pani! wątpiłem do tej chwili, że dwa twoje listy były dla mnie przeznaczone, czułem się bowiem niegodnym tak ogromnego zaszczytu; nadto byłem mocno cierpiący, a w każdym razie wahałem się zaraz odpowiedzieć.
„Dziś zmuszony jestem uwierzyć mojemu szczęściu i łasce Twej nieporównanej, ponieważ nietylko drogocenny bilecik, lecz i służąca Twoja zaręcza, iż posiadam miłość twoją, o Pani!

„Nie potrzebuję, aby mnie uczono, w jaki sposób otrzymać mogę przebaczenie. Stawię się dziś wieczór o jedenastej i mam nadzieję zasłużyć na rozgrzeszenie. Nie spóźnię się ani o minutę, aby na nowo nie obrazić pani.
„Ten, którego uczyniłaś najszczęśliwszym z ludzi.

Hrabia de Wardes“.

List ten był fałszem i uchybiał czci niewieściej, a nawet w pojęciu naszem i w świetle obyczajów tegoczesnych, był poprostu haniebny; lecz w owej epoce rządzono się innemi prawami, gdy szło o dopięcie celu.
D‘Artagnan zresztą z własnych opowiadań milady wiedział, że zdolna jest do zdrady i różnych brudnych postępków, bardzo też mało miał dla niej szacunku.
Nienawidził, pogardzał nią prawie, a pomimo to czuł pociąg do niej szalony... czy nim opanowała namiętność, połączona z pogardą... czy żądza tylko, nie umiał sam z tego zdać sobie sprawy, dość, że pragnął tej kobiety.
Plan d‘Artagnana był więc prosty: przez pokój Katty wejdzie do sypialni jej pani; skorzysta z pierwszej chwili zdziwienia, wstydu, przestrachu... i odniesie zwycięstwo; może mu się nie powiedzie, lecz trzeba też rachować i na traf szczęśliwy.
— Weź to... — rzekł młodzieniec, oddając Katty bilecik zapieczętowany — wręcz to milady, jako odpowiedź hrabiego de Wardes.
Biedna Katty zbladła śmiertelnie; domyślała się, co bilet zawiera:
— Posłuchaj, drogie dziecię — rzekł d‘Artagnan — rozumiesz przecież, że to musi się raz już skończyć w ten lub inny sposób; milady może odkryć, żeś pierwszy bilecik oddała mojemu lokajowi zamiast służącemu hrabiego; że następnie listy ja odpieczętowałem i przeczytałem, a nie hrabia de Wardes, dla którego były przeznaczone; wtedy co będzie? milady cię wypędzi, a znasz ją przecież doskonale, że na tem nie poprzestanie i będzie się chciała dalej mścić nad tobą.
— O, Boże! mój Boże... — biadała Katty — i dla kogo się ja na to wszystko naraziłam?
— Dla mnie, moja najpiękniejsza — odrzekł młodzieniec — to też przysięgam ci wdzięczność nieskończoną.
— Powiedz mi przynajmniej, co zawiera ten bilet?
— Milady ci powie...
— O! ty mnie nie kochasz! — wykrzyknęła Katty — o! ja nieszczęśliwa!
Na taki zarzut jest jedna tylko odpowiedź, na którą... wszystkie kobiety i po wsze czasy, zawsze się łapią.
D‘Artagnan odpowiedział w taki sposób, że biedna Katty uwierzyła. Pomimo to zalewała się łzami, zanim zdecydowała się oddać liścik do rąk milady. Nakoniec przyrzekła, a tego pragnął jedynie d‘Artagnan.
Obiecał jej w nagrodę niedługo zabawić wieczorem u milady, a po wyjściu prosto przyjść do niej. Obietnica ta osuszyła łzy Katty i pocieszyła ją ostatecznie.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Aleksander Dumas (ojciec).