[43]Ulalume.
Nieba strop stał posępny i szary,
Zwiędłych liści opadał plon suchy
Liści zwiędłych i martwych, plon suchy.
Noc płynęła przez senne obszary
A październik to był, smętny, głuehy,głuchy,
Mgła spowita mroczne Ober jezioro,
We mgle stał puszczy Weir, ostęp głuchy
Groza szła przez oparne jezioro
I przez Weir las nawiedzany przez duchy.
Tam aleją cyprysów wspaniałą,
Duch mój błądził ze swą Psyche w noc czarną
Wśród cyprysów, ze swą Psyche w noc czarną
Serce mole, jak wulkan gorzało
I jak lawą tryskało pożarną
Jak ów wulkan zwany Jenik gorzało
Co nad strefą wzniesiony polarną
SiejoSieje ogniem i siarką stopniałą
Gdzieś nad strefą płonący polarną.
Mowy nasze były skromne i ciche
Lecz już niemoc nas zdjęła zdradziecka
I odbiegła nas pamięć zdradziecka,
Nie wiedzieliśmy ja, ani Psyche,
[44]
Że wróciła już noc staroświecka.
Że październik to był smętny, głuchy,
W mgieł oparnych tonący pomroce
Że już noc powróciła zdradziecka,
Noc doroczna, ach ta noc nad noce!
Nie widzieliśmy Ober jeziora,
Znikł nam z oczu, puszczy Weir ostęp głuchy.
ChocChoć znaliśmy to mroczne jezioro
I ten Weir las nawiedzany przez duchy.
Lecz już noc się zbliżała do brzasku
Gwiezdny zegar wskazywał świtanie,
Nadchodzące zwiastował świtanie.
W głębi naszej alei w zórz blasku,
Już się pierwsze budziło zaranie.
I cudownie wschodziła o brzasku
Niosąc sierp swój, jak ostrza rozwarte
Roziskrzona w porannych zórz blasku
Promienista, dwurożna Astarte.
Wówczas rzekłem — Ach! gorętsza od Dyany,
Jest Astarte, przez westchnień etery,
Szybująca, przez westchnień etery.
Snadź dostrzegła w swej drodze świetlanej
Łzy nie oschłe i ból wiecznie szczery
Łzy na twarzy i ból wiecznie szczery.
Więc przybywa od lwa konstelacyi,
By niebiańskie rozświetlić nam sfery,
I nie bacząc na lwa konstelacyę,
[45]
Do Letejskich nas wiedzie przeźroczy,
Skąd nie bacząc na Lwa konstelacyę
Błyszczą ku nam miłośne jej oczy,
Błyszczą wielkie, miłośne jej oczy.
Ale Psyche, wznosząc w górę ręce,
Rzekła — Gwieździe tej nie ufam zwodnej,
Ni bladości jej nie ufam zwodnej.
O! spiesz za mną, nie zwlekajmy więcej,
Uciekajmy od tej gwiazdy zwodnej.
W trwodze wielkiej, mówiła i w męce,
Pióra wlokąc, po kurzawie chłodnej
I szlochała w żałosnej udręce
Skrzydła wlokąc, po kurzawie chłodnej
Jasne skrzydła, po kurzawie chłodnej,
Lecz ja rzekłem — Wszak to sen złudzenia!
Tu, zostańmy, gdzie nas światło drżące,
Kryształowe zlewa światło drżące.
Sybilliczne biją odeń lśnienia
Czarem piękna i nadziei tchnące.
Patrz, jak skrzą się, wśród niebios sklepienia.sklepienia,
Migotliwe w dnia świtaniu bladem.
Śmiało możem zaufać w ich lśnienia,
Za iskrzącym zdążając ich śladem
Śmiało możem zaufać w ich lśnienia
Dokąd błyszczą w dnia świtaniu bladem.
Ukoiłem pocałunkiem Psyche,
Rozpraszając jej żal i skrupuły.
[46]
Uśmierzając jej żal i skrupuły.
Lecz u krańca cienistej alei
Stopy nasze chłód grobu uczuły
Bo wstąpiły na wrota grobowe,
Starodawne wrota legendowe.
— Miła siostro! wyrzekłem do Psyche,
Legendowy ukazując tum
Jaki napis wyryto na grobie?
Ona rzekła. — To grób Ulalume
Grób straconej twojej Ulalume.
Serce me, spopielało w proch szary,
Jako liści uwiędłych plon suchy,
Jako liści zmartwiałych plon suchy.
I przejrzałem przez mgliste opary:
Że październik to był mroczny, głuchy.
Żem był niegdyś w tem miejscu upiornem,
Wlokąc brzemię straszliwe, sieroce,
W taką samą noc październikową,
Noc doroczną, w taką noc nad noce.
— Co za szatan! krzyknąłem, piekielny
Tu mnie zawiódł, w puszczy Weir ostęp głuchy.
O! znam dobrze, to Ober jezioro
I ten tas, nawiedzany przez duchy.
Mroczne we mgle tonące jezioro.
I las Weir nawiedzany przez duchy.