[158]
W PRZEDDZIEŃ SWEGO ZMARTWYCHWSTANIA.
W przeddzień swego zmartwychwstania, w przeddzień żywota
Bóg, leżąc w mogile, żmudne liczy chwile.
A przykuła go do ziemi ciała ciężkota.
Śmierć mu w oczy wieje, a on samotnieje.
I śni mu się nawprost lica
Betleemska błyskawica
I żłób i siano.
I śni mu się brzeg jeziora ozieleniały,
A smuga od łodzi po jeziorze chodzi,
I śnią mu się owe gaje, co tak szumiały,
Choć gajom boleśnie być marami we śnie!
A to wzgórze, to oliwne,
We wspomnieniu takie dziwne,
Takie dalekie!
I śnią mu się nasze twarze, niby niczyje,
Ręce nasze krwawe i lewe i prawe, —
I to życie, co po śmierci nie wie, gdzie żyje,
Jeno szuka siebie po własnym pogrzebie.
Mówmy wobec jego zgonu
To, co mówi dzwon do dzwonu
Późnym wieczorem.
[159]
Nie zakłóćmy snu bożego, bożej niemoty!
Któż Boga obudzi pierwszy z pośród ludzi?
Kto rozepnie w jego cieniu swoje namioty?
Cień się jego szerzy w bezbrzeż po bezbrzeży,
A my stójmy zwartem kołem
I śnijmy się Bogu społem,
Póki czas jeszcze.