Wicehrabia de Bragelonne/Tom I/Rozdział XXI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wicehrabia de Bragelonne |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia Literacka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Vicomte de Bragelonne |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I Cały tekst |
Indeks stron |
Tego właśnie wieczora, kiedy d‘Artagnan opowiadał Planchetowi swe przygody, w jednej z obszernych sal Pałacu Królewskiego, powleczonej ciemnym aksamitem, na którym wspaniale odbijały złote ramy znacznej liczby okazałych obrazów, widziano cały dwór, zebrany przed alkową kardynała, który zaprosił króla i królowę na karty.
Mały parawan oddzielał trzy stoły, zastawione w sali. Przy jednym z tych stołów zasiadł król i obie królowe. Ludwik XIV-ty, siedząc naprzeciw młodej królowej, swojej żony, uśmiechał się do niej z wyrazem prawdziwego szczęścia. Anna Austriacka grała przeciw kardynałowi, a synowa dopomagała jej w grze, jeżeli się do męża nie uśmiechała. Kardynał zaś, z twarzą wychudłą i zmęczoną, leżał w krześle, karty jego trzymała hrabina Soissons, a on nie odrywał od nich spojrzenia, pełnego zajęcia i chciwości. Kardynał polecił Bernouinowi, żeby go uróżował, lecz czerwona farba, odbijająca się na policzkach, odznaczana jeszcze wyraźniej chorobliwa bladość reszty twarzy i żółtawość, połyskującą na czole. Tylko oczy nabierały przez uróżowanie żywszego blasku; na te oczy chorego, od czasu do czasu spoglądali z niepokojem król, królowa i dworzanie.
Bo oczy kardynała były to dwie gwiazdy więcej lub mniej błyszczące, z których Francja XVII-go wieku wyczytywała swoje przeznaczenie każdego wieczora i każdego poranku.
Kardynał nie wygrywał ani przegrywał, nie był więc ani wesoły ani smutny. Była to obojętność, w jakiej nie chciała go pozostawić Anna Austrjacka, okazująca mu zawsze wiele współczucia; lecz ażeby wzbudzić uwagę chorego, trzeba było wygrać lub przegrać. Wygrać, było niebezpiecznie, bo Mazarini obojętność zamieniłby na brzydkie wykrzywienie twarzy; przegrać, także było niebezpiecznie, bo trzeba byłoby go oszukać, a infantka, uważając na grę swojej teściowej, niezawodnie oburzyłaby się głośno na taką przychylność jej dla kardynała.
Korzystając z tej spokojności, dworzanie rozmawiali. Jeżeli Mazarini nie był w złym humorze, wówczas okazywał się księciem nader łaskawym i łagodnym, i ten, który nie zabraniał nikomu śpiewać, byle tylko zapłacono, nie był tak okrutnym, ażeby zabronić miał mówić, byle tylko przegrywano.
A więc rozmawiano.
Przy pierwszym stole, Filip, książę andegaweński, młody brat króla, przypatrywał się swej pięknej twarzy w lusterku, które nosił w pudełku.
Ulubieniec jego, kawaler Lotaryński, wsparty na krześle księcia, słuchał z tajemnem zadowoleniem hrabiego de Guiche, drugiego ulubieńca Filipa, opowiadającego w wyszukanych wyrazach rozmaite koleje losu awanturniczego króla Karola II-go.
Opisywał on, jak wypadki bajeczne, całą historję jego pielgrzymki do Szkocji i jego trwogę, kiedy oddziały nieprzyjacielskie w trop za nim podążały; noce, przepędzone na drzewach, dni, ubiegłe w głodzie i na potyczkach.
Los nieszczęśliwego króla coraz bardziej zajmował słuchaczy, a następnie tyle wzbudził zajęcia, że gra osłabła nawet przy stole królewskim, a młody król słuchał zamyślony, udając, że nie uważa na żadne szczegóły tej odyssei, tak malowniczo opowiadanej przez hrabiego de Guiche.
Hrabina de Soissons przerwała mówcy:
— Przyznaj się, hrabio, że trochę dodajesz od siebie.
— Powtarzam, jak papuga, wszystkie wypadki, jakie mi różni Anglicy opowiedzieli. Powiem nawet, ze wstydem zresztą, że jestem dokładny jak kopja.
— Karol II-gi byłby umarł, gdyby to wszystko wycierpiał.
Ludwik XIV-ty podniósł głowę pojętną i dumną.
— Pani — rzekł poważnym głosem, w którym przebijała jeszcze dziecięca nieśmiałość — pan kardynał opowie pani, jak podczas mojej małoletności sprawy Francji wystawione były na niepewne wypadki... i gdybym był starszy i zmuszony wziąć szpadę do ręki, to nieraz byłaby awantura o kolację.
— Dzięki Bogu — odpowiedział kardynał, który od godziny pierwszy raz przemówił. — Wasza Królewska Mość nieco przesadza, bo kolacja była zawsze gotowana z kolacją jego sług.
Król zaczerwienił się.
— O — zawołał Filip od niechcenia, nie poruszając się z miejsca i ciągle się przeglądając, — przypominam sobie, że pewnego razu, w Melun, nikt nie dostał kolacji i że król zjadł trochę chleba, a resztę dla mnie zostawił.
Całe zgromadzenie, spostrzegłszy uśmiech kardynała, śmiać się zaczęło.
Równie pochlebia się królom wspomnieniami minionych przykrości, jak nadzieja przyszłego szczęścia.
— Zawsze jednak korona Francji mocno była obsadzona na głowie królów — dodała pospiesznie Anna Austrjacka — a spadła z głowy króla Anglji; o! jeżeli kiedy wypadkiem ta korona zachwiała się, bo są czasem trzęsienia tronów, równie jak trzęsienia ziemi, jeżeli jej kiedy katastrofa zagrażała, zawsze stanowcze zwycięstwo przywracało spokojność.
— I nowym klejnotem zdobiło koronę — dodał Mazarini.
Hrabia de Guiche zamilkł; król zmarszczył nieco czoło, a Mazarini zamienił spojrzenie z Anną Austrjacką, jakby dziękując jej za pomoc.
— Kuzyn mój, Karol, nie jest piękny, to prawda — rzekł Filip, głaszcząc sobie włosy — ale mężny jest, bije się, jak rajtar, ale jeżeli dłużej tak się bić będzie, niema żadnej wątpliwości, że nie wygra bitwy takiej... jak Rocroy...
— Niema wojska — przerwał kawaler Lotaryński.
— Król Holandji, jego sprzymierzeniec, dostarczy mu żołnierzy. Jabym mu także dał, gdybym był królem Francji.
Ludwik XIV-ty jeszcze raz zaczerwienił się.
Mazarini udawał, że z największa uwaga zastanawia się nad grą.
— W tej chwili — rzekł hrabia de Guiche — los nieszczęśliwego księcia jest rozstrzygnięty. Jeżeli Monckowi udało się go oszukać, zginął. Więzienie, a może śmierć, dokończą tego, co wygnanie, wojna i niedostatek zaczęły.
Mazarini zmarszczył brwi.
— Czy to pewne — rzekł Ludwik XIV — że król Karol II-gi opuścił Hagę?
— Niewątpliwe, Najjaśniejszy panie — odpowiedział młodzieniec. — Ojciec mój otrzymał list, opisujący wszystkie szczegóły; wiadomo nawet, że król wylądował w Duwrze, rybacy widzieli go, wchodzącego do portu; reszta jest jeszcze tajemnicą.
— Chciałbym się dowiedzieć, co się dalej stało — rzekł porywczo Filip... Czy nie wiesz, bracie?...
Ludwik XIV-ty znów się zaczerwienił. Było to już po raz trzeci w przeciągu godziny.
— Zapytaj pana kardynała — odpowiedział tonem, który zdziwił Mazariniego, Annę Austrjacką i całe zgromadzenie.
— To znaczy, mój synu — przerwała z uśmiechem Anna Austrjacka — że król nie lubi, ażeby rozmawiano o sprawach państwa gdzieindziej, tylko na radzie.
Filip przyjął napomnienie i z uśmiechem ukłonił się nisko najprzód królowi, a potem matce. Lecz Mazarini spostrzegł kątem oka, że gromadka osób zebrała się w rogu sali i że książę Orleański z hrabią de Guiche i kawalerem Lotaryńskim, którym nie pozwolono mówić głośno, mogli więcej powiedzieć sobie pocichu, niżby powiedzieć należało. Spoglądał więc na nich zukosa, okiem pełnem nieufności i obawy, i nakłaniał Annę Austrjacką, ażeby nastraszyła to odosobnione zgromadzenie, gdy nagle Bernouin, wszedłszy przez drzwiczki z za łóżka, szepnął do ucha swego pana:
— Posłaniec od Jego Królewskiej Mości króla Anglji.
Mazarini nie mógł ukryć lekkiego wzruszenia, które król dostrzegł. Przez delikatność Ludwik XIV-ty powstał, a zbliżywszy się do kardynała, życzył mu dobrej nocy.
Całe zgromadzenie podniosło się, z hałasem odstawiając krzesła i posuwając stoły.
— Skoro się wszyscy rozejdą — rzekł Mazarini cicho do Ludwika XIV-go — racz mi, Najjaśniejszy Panie, kilka minut poświęcić. Dowiedziałem się o wypadku, o którym pragnę jeszcze dziś wieczór pomówić z Waszą Królewską Mością.
— Czy królowe mają także zostać?... — zapytał Ludwik XIV-ty.
— I książę Andegaweński — rzekł kardynał.
Potem spuścił firanki, zakrywając łóżka, jednak nie stracił z uwagi spiskowych.
— Panie hrabio de Guiche — rzekł rozstrojonym głosem, wdziewając szlafrok, podany przez Bernouina.
— Jestem — odpowiedział młodzieniec, zbliżając się ku firankom.
— Weź moje karty, jesteś szczęśliwy... Wygraj dla mnie cokolwiek pieniędzy od tych panów.
— Dobrze.
Młodzieniec usiadł przy stoliku, od którego król oddalił się dla rozmowy z królowemi.
Zaczęła się gra, dość wysoka, pomiędzy hrabią i bogatymi dworzanami.
Filip rozmawiał o strojach z kawalerem Lotaryńskim, i nie słyszano już z za firanek alkowy szelestu sukni jedwabnej kardynała.
Kardynał odszedł za Bernouinem do gabinetu, przyległego do sypialnego pokoju.