Wicehrabia de Bragelonne/Tom I/Rozdział XXIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Wicehrabia de Bragelonne
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Literacka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Vicomte de Bragelonne
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XXIII.
OPOWIADANIE.

Złośliwość kardynała nie dozwoliła mu wiele mówić do ambasadora; jednakże wyraz przywrócony, uderzył króla; zwracając się wiec do hrabiego, na którego ciągle miał oczy skierowane, rzekł:
— Racz mi pan udzielić wiadomości o obecnym stanie rzeczy w Anglji. Przybywasz pan stamtąd, jesteś Francuzem, a ordery, które błyszczą na twojej osobie, znamionują człowieka zasłużonego, a zarazem zdolnego.
— Pan ten — rzekł kardynał, odwracając się do królowej — jest dawnym sługą Waszej Królewskiej Mości, pan hrabia de la Fere.
Anna Austrjacka słabą miała pamięć, jak królowa, której, życie było mieszaniną burz i dni pogodnych.
Spoglądała na kardynała, bowiem jego złośliwy uśmiech zapowiadał jakieś szyderstwo; potem, innem spojrzeniem, wezwała Athosa, ażeby jej wytłomaczył słowa Mazariniego.
— Ten pan — mówił dalej kardynał — był muszkieterem Trevilla w służbie zmarłego... króla, zna doskonale Anglję, często tam podróżował w różnych epokach; jest to poddany Waszej Królewskiej Mości, który wielkie położył zasługi.
Te wyrazy nasuwały wspomnienia, jakich Anna Austrjacka zawsze ze drżeniem unikała.
Anglja to była jej nienawiść do Richelieugo, to miłość jej była dla Buckinghama; muszkieter Trevilla to była cała odysea tryumfów, pobudzających bicie serca młodej kobiety, i niebezpieczeństw, które wstrząsnęły tronem młodej królowej.
Wyrazy mówiły wiele, one zamykały usta, a pobudzały ciekawość we wszystkich osobach domu królewskiego, bo te osoby, z różnemi uczuciami, starały się poznać w jednej chwili tajemnicze lata, jakich młodsi nie widzieli, a które starzy uważali za zupełnie zatarte.
— Niech pan mówi — rzekł Ludwik XIV-ty, wychodząc pierwszy z zadziwienia, domysłów i wspomnień.
— Niech pan raczy mówić — dodał Mazarini, któremu złośliwy przytyk dla Anny Austrjackiej przywrócił werwę i wesołość.
— Najjaśniejszy Panie — odezwał się hrabia — cud zmienił przeznaczenie króla Karola II-go. Czego ludzie nie zdołali dotąd uczynić, Bóg spełnić postanowił.
Mazarini kaszlał, wijąc się na łóżku.
— Król Karol II-gi — mówił dalej Athos — wypłynął z Hagi już nie jako tułacz albo zdobywca, lecz jako król samowładny, który po dalekiej podróży wraca do swego kraju pośród błogosławieństwa i powszechnej radości.
— Tak, to cud prawdziwy — odpowiedział król — lecz Bóg, który tyle czyni dla królów, używa jednak rąk ludzkich do spełnienia swych zamiarów. Którym więc ludziom Karol II-gi winien głównie swój powrót?
— Czy Wasza Królewska Mość nie wie — przerwał kardynał, nie troszcząc się wcale o miłość własną króla, — że winien wszystko Monckowi?
— Powinienem o tem wiedzieć — odpowiedział znacząco Ludwik XIV-ty — jednakże pytam pana ambasadora o przyczyny tak nagłej zmiany tego Moncka.
— Wasza Królewska Mość dotyka właśnie głównego przedmiotu — odpowiedział Athos — bo bez cudu, o jakim miałem zaszczyt wspomnieć, Monck pozostałby bezwątpienia nieprzebłaganym nieprzyjacielem króla Karola II-go. Bóg natchnął nadzwyczajną, zuchwałą i skuteczna myślą jednego człowieka, poświęceniem i odwagą przejął umysł drugiego. Połączenie tych dwóch myśli spowodowało taką zmianę w poglądach Moncka, że z zawziętego nieprzyjaciela, stał się przyjacielem strąconego króla.
— O tych właśnie szczegółach chciałem się dowiedzieć — rzekł król. — Któż są ci dwaj ludzie, których Bóg wybrał do spełnienia swego cudu?
— Dwaj francuzi, Najjaśniejszy Panie.
— Cieszę się, bardzo się z tego cieszę.
— A owe dwie myśli?... — zawołał Mazarini — ja ciekawszy jestem dowiedzieć się o pomysłach, niż o ludziach.
— Powiedz, panie hrabio — odezwał się król.
— Myśl drugą, myśl poświęcenia się, odważną, a najmniej mogącą dopomóc, stanowiło wykopanie miljona w złocie, ukrytego przez Karola I-go w Newcastle, i okupienie tym złotem przychylności Moncka.
— O! o!... — zawołał Mazarini, orzeźwiony wyrazem miljon — ...ależ Newcastle zajęty był właśnie przez Moncka.
— Tak jest, i dlatego poważyłem się nazwać tę myśl odważną. Gdyby Monck odrzucił ofiarę pośrednika, należało starać się o wprowadzenie Karola II-go w posiadanie tego miljona, który trzeba było wydrzeć już nie prawości, lecz szlachetności generała Moncka... Tak się też stało, pomimo niektórych trudności; generał był tyle szlachetny, że pozwolił zabrać złoto.
— Zdaje mi się — rzekł król zamyślony i nieśmiały — że Karol II-gi nie wiedział o tym miljonie, podczas swego pobytu w Paryżu?
— A mnie się zdaje — dodał kardynał złośliwie — że Jego Królewska Mość król Wielkiej Brytanji wiedział dokładnie o istnieniu miljona, ale wolał dwa miljony, niż jeden.
— Najjaśniejszy Panie — odpowiedział Athos stanowczym tonem — Jego Królewska Mość król Karol II-gi podczas swego pobytu we Francji był tak ubogi, że nie miał pieniędzy na opłacenie poczty, a tak pozbawiony nadziei, że już tylko o śmierci myślał. Nie wiedział wcale o istnieniu miljona w Newcastle, i gdyby pewien szlachcic, poddany Waszej Królewskiej Mości, moralny depozytariusz miljona, nie był wyjawił tajemnicy Karolowi II-mu, król ten żyłby dotąd w najokropniejszem zapomnieniu.
— Przejdźmy do myśli nadzwyczajnej, zuchwałej i skutecznej — przerwał Mazarini, spostrzegając, że bystrość jego umysłu bliska jest zupełnego mata. — Jakaż była owa myśl?
— A taka: pan Monck stanowił jedyna przeszkodę do przywrócenia upadłego króla; otóż pewien francuz powziął myśl usunięcia tej przeszkody.
— Ho! ho! to jakiś łotr ten francuz — rzekł Mazarini — a myśl tak szczytna mogła wznieść głowę, w której powstała, do szczytu szubienicy na placu, gdzie karzą winowajców z wyroku parlamentu.
— Wasza Wysokość myli się — odpowiedział sucho Athos — ja nie powiedziałem, że ten francuz, o którym mowa, postanowił zabić Moncka, on chciał go tylko usunąć. Używam wyrazów w prostem ich znaczeniu. Zresztą, fortel to wojenny, a kiedy kto służy królowi przeciw jego nieprzyjaciołom, sąd nie do parlamentu należy, bo sam tylko Bóg jest właściwym sędzią. Lecz wracam do rzeczy: ów francuz zamierzył pochwycić osobę Moncka i zamysł ten wykonał.
— Porwał Moncka — rzekł król — ależ Monck był w swoim obozie.
— A jednak to uczynił.
— O! dwa lewki z klatki wypuszczone — mruknął Mazarini.
I z niechęcią, jakiej nie ukrywał, rzekł:
— Nie wiem nic o tych szczegółach. Czy pan ręczysz za ich wiarogodność?
— Z wszelką pewnością, bo sam byłem ich świadkiem.
— Pan?
— Tak jest, ja.
Król zbliżył się mimowolnie do hrabiego, książę andegaweński zwrócił się i naciskał Athosa z drugiej strony.
— Cóż dalej? cóż dalej, panie hrabio?... — obaj zawołali razem.
— Francuz, wziąwszy Moncka, przywiódł go przed Karola II-go do Hagi. Król przywrócił wolność Monckowi, a generał przez wdzięczność wrócił Karolowi II-mu tron Wielkiej Brytanji, za który tylu mężnych ludzi walczyło bez skutku.
Filip uderzył w ręce z zapałem.
Ludwik XIV-ty, więcej rozważny, zwrócił się ku hrabiemu de la Fere.
— Czy te wszystkie szczegóły są prawdziwe?
— Wszystko najczystsza prawda, Najjaśniejszy Panie.
— Jakże się nazywa ten szlachcic?
— Twój poddany, Najjaśniejszy Panie — rzekł skromnie Athos z ukłonem.
Szmer uwielbienia rozradował i duma napełnił serce Athosa.
Nawet Mazarini wzniósł ręce nad poduszki.
— Panie hrabio — rzekł król — będę szukał i będę się starał wynaleźć sposób wynagrodzenia cię...
Athos cofnął się.
— O! nie za twoją uczciwość, taka nagroda byłaby dla ciebie poniżeniem; ale winienem panu hrabiemu wynagrodzenie za jego udział w przywróceniu na tron brata mego, Karola II-go.
— Zapewne — odezwał się Mazarini.
— Ten triumf dobrej sprawy napełnia radością cały dom Francji — rzekła Anna Austriacka.
— Czy rzeczywiście jeden tylko człowiek dostał się do obozu Moncka i porwał go?... — zapytał Ludwik XIV-ty.
— Miał dziesięciu pomocników, wybranych z niższej klasy społeczeństwa.
— Tylko dziesięciu?
— Tylko dziesięciu.
— A jakże się on nazywa?
— D‘Artagnan, dawny porucznik muszkieterów Waszej Królewskiej Mości.
Anna Austrjacka zaczerwieniła się. Mazarini zawstydził się i zbladł; Ludwik XIV-ty zasępił się i kropla potu spadła z jego bladego czoła.
— Mówmy o interesach, Najjaśniejszy Panie — przerwał ogólne milczenie Mazarini.
— Dobrze — odpowiedział Ludwik XIV-ty, a zwracając się do Athosa, rzekł:
— Słucham poselstwa pana ambasadora.
Athos ofiarował uroczyście rękę lady Henriety Sztuart, dla młodego księcia, brata króla.
Narada trwała godzinę, poczem drzwi pokoju otworzyły się, a dworzanie zajęli swoje miejsca, jakgdyby nie było żadnej przerwy w ich zabawie.
Athos znalazł się obok Raula, a ojciec i syn mogli uścisnąć sobie rękę.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.