[361]XLII.
Woreczek z pieniędzmi.
Biednych rodziców syneczek mały,
Szedł sobie koło kościoła,
A był łaknącym, gdyż przez dzień cały,
Nie jadł biedaczek nic zgoła.
Widząc jak Ojciec jęczy w chorobie,
Jak Matka umiera z nędzy,
„Trzeba ich zbawić!” pomyślał sobie,
Trzeba zkąd dostać pieniędzy;
Są dobrzy ludzie, ja ich poproszę,
Wszystko opowiem jak trzeba,
A oni dadzą z litości grosze,
I za nie kupię kęs chleba.
Napróżno chodził, prosił napróżno,
Każdy go przyjął wyniośle:
„Pfe, wstydź się chłopcze trudnić jałmużną,
W żebraczem kształcić rzemiośle!”
W końcu gdy wracał zmrokiem do domu,
Głód mu dokuczał okrutny,
Więc łzy ocierał swe pokryjomu,
Był rozżalony i smutny;
W tém coś zabłyśnie — był to woreczek,
Widocznie własność magnatów,
Cały z perełek i pacioreczek,
A w nim garść spora dukatów.
Chłopiec się schyli, podejmie zgubę,
Chyżo pobiegnie do chatki:
„Ah Ojcze! Matko! siostrzyczki lube,
Mamy majątek, dostatki.
[362]
Już głód nas straszny trapić przestanie,
Ciężka nie złamie potrzeba:
Patrz, co przynoszę wam na wiązanie,
Będziem do syta miéć chleba!”
„Synu, zkąd wziąłeś tak dużo złota?”
Zapyta Ojciec go z trwogą,
„Zkąd? ot leżało na kupie błota,
Wziąłem nie krzywdząc nikogo;
Bo co kto znajdzie to jego własne,
Mnie się tak zawsze zdawało”zdawało.”
„Ah jakże twoje pojęcia ciasne,
Jak swą powinność znasz mało!
Rzecz choć zgubiona, cudzém jest mieniem,
Wziąść ją, to kradzież mój synu;
Człek co chce w zgodzie żyć z swém sumieniem
Niech tego strzeże się czynu.
Pójdziem ogłosić zgubę pospołem,
By nikt nie doznał ztąd straty...
Poszli — w redakcyi siedział za stołem,
Ów pan co zgubił dukaty.
„Zacny człowieku, rządząc się cnotą,
Spełniłeś co spełnić trzeba,
Lecz jam bogaty — niech więc to złoto,
Zapewni tobie kęs chleba,
Przyjmij je w darze, a zaś twój synek,
Niech idzie wskazanym śladem,
Niech ten szlachetny Ojca uczynek,
Będzie dla niego przykładem;
A gdyby czasem wśród trosk i biedy,
Chciał w grzechu zgrążyć się toni,
To na woreczek niech spójrzy wtedy,
On go od pokus zasłoni.