[86]
Wpośród drzew gęstych w altanie,
Swej kochance ściska dłoń
Rycerz, co w krwawe spotkanie
Wkrótce ma podnieść swą broń.
Wieczór, w ogrodzie milczenia,
Lubą wonią pachnie kwiat,
I słowika słodkie pienia
Upięknia kochanków świat.
Lecz nie dla nich śpiew słowika,
Ani zapach bzu i róż;
Bo ich serce coś przenika,
Że się nie zobaczą już.
Ciężko ukryć żal dziewczynie,
Błysła łza w źrenicy jej,
Kiedy wrócisz, mój Edwinie?
Prędko wróć do Wandy twej.
[87]
Edwin rzekł: miesiące miną,
Nim będę mógł ujrzeć cię,
Lecz nim bzy się znów rozwiną,
Pewno luba ujrzę cię.
I ostatni raz uścisnął
Swej kochance piękną dłoń,
Potem dalej broniabronią błysnął
I już tętnił jego koń.
Minął roczek pożądany,
Znowu kwitły róże, bzy,
Edwin wrócił do altany,
Gdzie płynęły Wandy łzy.
Lecz niestety! tam gdzie róże
Widzi grób pod krzakiem bzu,
I litery na marmurze:
Twoja Wanda leży tu.
Więc umarła, rzekł z boleścią,
Już tu nie zobaczym się,
Powróciłem nie dość wcześnie,
Ale znajdę, znajdę cię.
Zaraz zrzuca zbroję z siebie,
I w klasztorze bierze ślub;
Wkrótce na cmentarzu grzebie
Kilku mnichów jego grób. —