Rozgłos często się rodzi przez ślepy przypadek,
A powodzenie zawsze jest dziełem rozgłosu. Ta niesprawiedliwość losu Zostanie w rzędzie zagadek Pewnie aż do końca świata; Ale cóż począć? zwyczaj, przywidzenie, W większej nad rozum nieraz bywa cenie; A wtedy los figle płata
I ludzie, którzy mędrcami się mienią, Wielbiąc, jako płoche dzieci, Blichtr, co złudnym blaskiem świeci, Za brak rozsądku przypłacą — kieszenią.
Żyła kiedyś Guślarka w pewnem wielkiem mieście:
A żyła... mam powiedzieć? ot, z ludzkiej głupoty.
Kto miał grosz, spieszył do niej i chytrej niewieście
Zwierzał swe tajemnice, troski i kłopoty.
Zkąd wziętość? Wróżka miała ze trzy ćwieki w głowie, Prawiła dziwy i brednie; A przecież, w nocy i we dnie Lud prosty, wielcy panowie, Dziewczęta i wielkie panie, Tamci jawnie, te pocichu, Pukali do drzwi na strychu, Gdzie było Wróżki mieszkanie, I pocieszeni wróżbą lub kabałą Kładli, nie skąpiąc zapłaty,
Co kto mógł: szeląg, tynfa lub sakiewkę całą. Zebrawszy tedy złota wór pękaty, Jejmość Wróżka w dumę wzrosła I dom nabywszy, do własnego domu Z nędznej pod dachem izby się wyniosła. Strych po niej inna zajęła niewiasta. I znowu, z całego miasta, To jawnie, to pokryjomu Łatwowiernych mnoga rzesza
Na strych pospiesza, Bo strych już zyskał sławę ustaloną. Napróżno biedna staruszka
Mówiła: «Jaśnie państwo! jam nie żadna Wróżka! Mnie nawet nigdy czytać nie uczono!... Na gusłach się nie rozumiem: Ledwie przeżegnać się umiem!» Nikt jej nie wierzył; i pomimo woli Zmuszona jąć się czarnoksięzkiej roli, Zaczęła badać, wróżyć, przepowiadać, I złoto do worka składać.
Nie zmądrzał dotąd jeszcze nasz świat, chociaż stary:
Byleby szyld był w modzie, mniejsza o towary.