Wzgórek pożegnania
←Nieszczęśliwa rodzina | Wzgórek pożegnania Poezye Józefa Bohdana Zaleskiego Józef Bohdan Zaleski |
Śpiew poety→ |
DUMKA UKRAIŃSKA.
Oto chaty dymią w dole,
Górą kalinowe gaje,
Przy gościeńcu daléj w pole
Kilka krzaków bzu wystaje.
Za krzakami bzu wonnemi,
Miga wzgórek śród gałęzi,
Wolny wietrzyk buja niemi,
To rozszerza — to je więzi.
Tam gdy zapadł krąg miesiąca,
Przy świtaniu dnia rumianém,
Wyszła matka bolejąca,
Z swą Zoryną i Ruślanem.
Mąż i krewni jéj nie czuli
Każą życie wieść tułacze,
Swą Zorynę małą tuli,
I na los Ruślana płacze.
Płacze siostra siedmioletnia,
Jak jutrzeńka złotowłosa;
Łza rumieniec jéj uświetnia,
Jak poranny kwiatek rosa.
Ciche modły trwały chwilę,
Potem matka zbroi syna,
I żegnając na mogile
Tak wyrzeka, upomina:
„Kto chce życie spędzić w biédzie,
„I łzy gorzkie wnieść do chatki;
„Niech powtórnie za mąż idzie,
„Niech obcemu zwierzy dziatki.
„On bez serca nie nad swemi
„Strwoni ojców chléb siérocie;
„Co po morzu, co na ziemi,
„Kupił ciężko w krwi i pocie.“
„Długoż miała znosić długo!
„Przepłakałam lat niemało,
„W domu własnym byłam sługą,
„W końcu i łez mi nie stało.
„Za cóż nas doświadczasz Boże?
„W grobie ojciec już spoczywa;
„Cóż im dzisiaj pomódz może
„Biedna matka — nieszczęśliwa!“
„Latwiéj dla mnie z córką jeszcze,
„Przyjmą ludzie ją poczciwi;
„Prędzéj z nią się gdzie pomieszczę,
„Bóg i praca nas wyżywi.
„Lecz cóż z tobą synu będzie?
„Gdzie przytułek dla twéj głowy?
„Twój cię ojczym znajdzie wszędzie,
„Lżyć przykremi pocznie słowy.
„Jedź ode mnie, jedź kochany,
„Szukaj zdala szczęścia w świecie;
„Wszak gdzieś cichsze znajdziesz ściany,
„Znajdziesz lepszych ludzi przecie.
„Ciężko serce matki boli,
„Gdy oddala dziecko z domu;
Ciężéj jeszcze gdy w niedoli,
Da przewodzić nad nim komu![2]
„Gdy za tobą Bóg obstanie,
„I złowrogie dnie przeminą;
„Nie zapomnij nas kochanie,
„Wzdychaj za mną, za Zoryną.
„Teraz dziéj się wola boska,
„Oto konia masz i zbroję;
„Niech cię mija każda troska,
„Błogosławię podróż twoję.
„Bądź zdrów! wszystko się przemieni,
„Co Bóg stworzył, nie zaginie:
„Wszakże ludzie nie z kamieni,
„Wszakże kraje nie pustynie!“
Rży i tętni konik wrony;
We łzach pyta siostra mała:
„Kiedy? z któréj ciebie strony
„Będę bracie wyglądała?“
Łzy się w oku lśnią Ruślana,
Po zielonéj spojrzał niwie;
Padł przed matką na kolana,
Ucałował siostrę tkliwie.
Dosiadł konia, z miejsca rusza,
Fale bujnych traw przegania;
Wiatr powieki mu osusza,
Wiatr zapiera w piersi łkania.
Długo matka, siostra, stały —
Prowadziły go oczyma;
Coraz daléj, mniejszy, mały,
Jeszcze mgli się i — już niéma.
I już wzgórek opuszczony,
Tylko woła siostra mała:
„Kiedy? z któréj ciebie strony,
„Będę bracie wyglądała?“
Prędzéj w zrzodle wyschnie woda,
Góra się z mogiły wzbije;
Niż go ujrzy siostra młoda,
Niż go oczy ujrzą czyje.