Rozdział II Z Moskwy do Irkutska • Część II. Rozdział III. • Juliusz Verne Rozdział IV
Rozdział II Z Moskwy do Irkutska
Część II. Rozdział III.
Juliusz Verne
Rozdział IV

Uwaga! Tekst niniejszy w języku polskim został opublikowany w latach 1876-77.
Stosowane słownictwo i ortografia pochodzą z tej epoki, prosimy nie nanosić poprawek niezgodnych ze źródłem!


Cios za cios.


Teraz Marfa pojęta wszystko, wszystko czego dotąd zrozumieć nie mogła, nawet dziwny postępek syna w oberży Omska, nawet jego zaparcie się matki w obec świadków. Nie wątpiła ona iż towarzyszem młodej dziewczyny był Michał, i że okoliczności ważne zmuszały go do ukrywania piastowanego przezeń urzędu kuryera cesarskiego.

– Ach! poczciwe dziecko moje, myślała Marfa. Nie, ja cię nie zdradzę, nawet tortury nie skłonią mnie do tego, ja zaprzeczę że to ty byłeś w Omsku!

Marfa jednem słowem mogła była wywdzięczyć się Nadi. Mogła była powiedzieć: Mikołaj Korpanoff a raczej Michał Strogoff nie zginął w nurtach Irtyszu, on żyje, bo w kilka dni po tym wypadku ja go widziałam, ja mówiłam z nim!…

Ale ograniczała się kilku słowami tylko:

– Miej nadzieję moje dziecko, powiedziała! Nadejdzie chwila iż przestaniesz być nieszczęśliwą! Powrócisz do ojca, a mam przeczucie że i ten co zwał cię siostrą swoją żyje jeszcze! Bóg opiekował się twym odważnym towarzyszem, on nie mógł zginąć!… Miej nadzieję, nie trać jej córko moja! Patrz jam pełna ufności! Żałoba którą widzisz nie jest żałobą po synu moim!

Michał schwytany w Kolywaniu, postępował w pierwszych szeregach obozu tatarskiego. Nie domyślał się nawet, iż Nadia i matka jego w tym samym szły orszaku.

Podróż z obozu do Tomska odbywana w tak srogich warunkach, dla wielu śmierć przyniosła. Przebywano piasczyste stepy w kurzu nieopadłym jeszcze po przejściu przedniej straży emira. Rozkazano iść marszem zdwojonym, odpoczywano krótko. Te pięćset wiorst przy nieustannie piekących promieniach słońca, zdawały się nieskończonemi.

Zbytecznem byłoby rozszerzanie się nad cierpieniami nieszczęśliwych jeńców. Kilkuset padło na stepach, trupy ich na pożarcie wilkom zostawiono.

Tak jak Nadia czuwała nad przyniesieniem ulgi starej Syberyjce, tak samo Michał spieszył z pomocą wszystkim słabszym od siebie. Podtrzymywał jednych, podniecał słabnącą odwagę drugich, aż póki lanca kawalerzysty nie zmusiła go powrócić do szeregu.

Dlaczego nie próbował ucieczki? Nie próbował jej bo czekał aż stepy już będą bezpieczne dla niego. Postanowił z emirem iść do Tomska i miał słuszność za sobą. Widząc ciągle wałęsających się Tatarów, pewnym był iż nie zdoła i dwóch wiorst przebyć a już go pochwycą na nowo. Kawalerya tatarska zewsząd się roiła; jak szkodliwe owady po burzy; zdawała się z pod ziemi występować. Ucieczka w takich okolicznościach była niepodobną. Żołnierze eskorty ani na chwilę nie przestawali czuwać nad jeńcami, bo głową za głowy płacić mieli.

Nakoniec dnia 15-go Sierpnia wieczorem. już tylko trzydzieści wiorst dzieliło ich od Tomska. Tutaj przepływały wody Tomu.

Najpierwszą myślą jeńców było ochłodzenie się i wzmocnienie sił zimną kąpielą; ale przed urządzeniem postoju, straż nie dała zerwać szeregów. Chociaż bowiem prąd Tumu był gwałtowny, mógł jednak zachęcić do ucieczki niejednego zrozpaczonego, przedsięwzięto więc największe ostrożności. Na wodach odnogi, z łodzi Zabediero uformowano mur nieprzebyty. Linią obozową liczne warty otaczały. Ucieczka była niepodobną.

Teraz Michał już mógł rzucić się w stepy, ale zbadawszy położenie jasno widział, iż zamiar ucieczki był prawie niewykonalnym, postanowił więc czekać jeszcze.

Tę noc więźniowie mieli przepędzić na wybrzeżach Tomu, bo emir postanowił dopiero nazajutrz wkroczyć do Tomska odbywając wjazd swój do głównej kwatery wojsk tatarskich, z pewnemi uroczystemi pozorami. Feofar-Han już zajmował wnętrze fortecy, ale większa część armii obozowała jeszcze pod murami oczekując na wprowadzenie jej uroczyste.

Iwan odprowadziwszy emira do Tomska, sam powrócił do obozu w Zabediero. Ztądto miał on nazajutrz wyruszyć z tylną strażą armii tatarskiej. Równo ze świtem ruszyła w pochód kawalerya drogą do Tomska, gdzie emir zamierzał przyjąć ją z okazałością właściwą władzcom azyatyckim.

Skoro tylko rozłożono obóz, jeńcy złamani trzydniową podróżą, umierający z pragnienia, mogli nakoniec wypocząć cokolwiek.

Słońce miało się już ku zachodowi, kiedy Nadia z Marfą przybyły na wybrzeże Tomu. Dotąd przez ścieśnione szeregi nie mogły się przecisnąć, teraz i one miały już zaspokoić pragnienie.

Syberyjka nachyliła się, Nadia zaś ręką zaczerpnęła wody i do ust staruszki poniosła. Potem ochłodziła się sama.

Nagle Nadia wyprostowała się i mimowolnie krzyknęła.

W oddaleniu kilku kroków ujrzała Michała!… Tak to był on!… Nie zmierzchło się jeszcze tak aby go poznać nie miała!

Na dźwięk okrzyku tego Michał zadrżał… lecz pohamował wzruszenie – nie wymówił ani słowa.

A jednakże obok Nadi poznał matkę swoją…

Michał czuł iż nie potrafi dłużej opanować wzruszenia swego, przysłonił ręką oczy i oddalił się. Nadia instynktownie posunęła się ku niemu, ale stara Syberyjka powstrzymała ją słowami zaledwo dosłyszanemi:

– Pozostań córko moja!

– To on, szeptała Nadia głosem drżącym ze wzruszenia, To on matko! Tak to on! on nie zginął! on żyje!

– Cicho! to mój syn! to mój Michał, a jednak jednego kroku nie postąpiłam! Naśladuj mnie córko moja!

Michał doznał silnego wzruszenia. Jego matka i Nadia należały do orszaku jeńców. Obiedwie prawie jednakie miejsce zajmowały w jego sercu. Bóg w nieszczęściu złączył je z sobą! Czy Nadia wiedziała kto jej towarzyszka? Nie, bo Michał dostrzegł ruch Marfy powstrzymujący Nadię! Matka jego zrozumiała wszystko i zachowała tajemnicę.

W nocy Michał zrywał się co chwila z zamiarem połączenia się z matką, lecz pojmował iż powinien był oprzeć się pragnieniu uściskania jej zarówno, jak uściśnienia ręki młodej swej towarzyszki! Nieprzezorność mogła go zgubić. Czyż wreszcie nie wykonał przysięgi że matki nie zobaczy… więc dobrowolnie widzieć jej nie powinien! Tak więc, skoro przybędzie do Tomska, rzuci się w stepy nie ucałowawszy najdroższych mu na świecie istot, nie usiłując nawet bronić ich przed tylu niebezpieczeństwami!

Michał nie przypuszczał nawet, aby to spotkanie miało tak fatalnie wpłynąć na dalsze jego i jego matki losy. Nie przewidywał on niestety! że scena ta jakkolwiek szybko się odegrała, widzianą była przez Sangarrę.

Cyganka śledząc potajemnie jak zazwyczaj starą Syberyjkę, widziała wszystko. Nie widziała wprawdzie twarzy Michała, bo ten spiesznie się oddalił, lecz z ruchu Nadi, z ognistego spojrzenia Marfy odgadła wszystko.

Nie wątpiła już że Michał Strogoff, kuryer cesarski, syn starej Marfy był w Zabediero, był jeńcem Iwana! Sangarra nieznała go, poszukiwania byłyby daremne wśród nocy i ciżby. Dalsze śledzenie Nadi i Marfy także stawało się zbytecznem. Jasnem było iż dwie te kobiety nie zdradzą się, że nic nie zdoła pochwycić coby mogło skompromitować Michała.

Pozostawało więc tylko uwiadomić o wszystkiem Iwana. Wyszła z obozu.

W kwadrans potem wchodziła do domu zajmowanego przez pułkownika emira.

Iwan przyjął natychmiast cygankę.

– Czego chcesz Sangarro? zapytał.

– Syn Marfy Strogoff jest w obozie odpowiedziała.

– Jeńcem?

– Jeńcem.

– Ah! zawołał Iwan, dowiem się…

– Niczego się nie dowiesz przerwała cyganka, bo nie znasz go!

– Ale ty go znasz, ty! Ty go widziałaś Sangarro!

– Nie widziałam go, ale ruch matki wyjaśnił mi wszystko.

– Czy się nie mylisz?

– Nie, jestem pewną.

– Wszak wiesz o ile ważnem jest dla mnie przytrzymanie kuryera, ciągnął dalej Iwan. Jeżeli zdoła doręczyć list głównodowodzącemu, wszystko stracone! Tak więc za jakąkolwiek cenę list ten posiadać muszę! Ty mówisz mi że oddawca listu w mojej znajduje się mocy, zapytuję więc jeszcze raz czy się nie mylisz Sangarro?

Iwan był bardzo wzruszony, a wzruszenie to przekonywało właśnie o ważności posiadania listu. Sangarrę nie zmięszało powtórne zapytanie Iwana, powtórzyła tę samą odpowiedź.

– Nie mylę się, jestem tego pewną.

– Ale pomyśl Sangarro iż w obozie jest kilka tysięcy jeńców, a ty nie znasz kuryera?

– Tak! ja go nie znam odparła z piekielnym uśmiechem, ja go nie znam, ale zna go jego matka, ją należy zmusić do wyznania!

– Jutro odkryje ona wszystko!

To powiedziawszy Iwan podał rękę cygance, a ta złożyła na niej gorący pocałunek.

Sangarra powróciwszy do obozu ulokowała się przy dwóch kobietach w celu śledzenia ich. Tak Nadia jako też i Marfa jakkolwiek znużone, spędziły noc bezsennie. Zbyt dręczył je niepokój. Michał nie zginął, ale był w niewoli! Czy Iwan wiedział o tem? A jeżeli dotąd niewiedział czy się później nie dowie? Nadię radowała pewność że Michał nie zginął, o tem tylko myślała! Ale Marfa głębiej się zastanawiała, ją przerażała przyszłość. Obiedwie milczały, Sangarra słuchała napróżno, nie dowiedziała się niczego.

Nazajutrz dnia 16-go Sierpnia głośna pobudka zgromadziła wszystkich Tatarów do szeregu.

Iwan otoczony świtą przybywał do obozu. Twarz jego więcej jeszcze aniżeli zazwyczaj pochmurna, wskazywała gniew tłumiony, gotowy przy najmniejszej sposobności do wybuchu.

Michał widział go i opanowało go złowieszcze przeczucie, że Iwan wiedział kto jest Marfa i że synem jej był kuryer cesarski.

Wjechawszy w środek obozu, Iwan zeskoczył z konia, świta otoczyła go.

– Nic niewiem nowego Iwanie! powiedziała zbliżywszy się Sangarra.

Za całą odpowiedź Iwan wydał jakiś rozkaz jednemu z swoich oficerów.

Natychmiast żołnierze poczęli przebiegać szeregi jeńców, batami lub lancami zmuszając ich do powstania.

Nastała cisza – na znak Iwana Sangarra zwróciła się ku Marfie.

Staruszka zobaczywszy zbliżającą się odgadła wszystko i uśmiech pogardy zawisł na jej ustach. Pochyliła się do Nadi i szepnęła:

– Ty nie znasz mnie wcale! Bądź co bądź się stanie nie zapominaj o tem, nie znasz mnie, –tutaj o niego chodzi!

Jednocześnie prawie przystąpiła Sangarra.

– Czego chcesz odemnie? zapytała Marfa.

– Pójdź! odpowiedziała Sangarra prowadząc ją do Iwana.

Michał przymknął oczy, aby błyskawice wzroku nie wydały go.

Marfa założywszy ręce, wyprostowana stała przed Iwanem.

– Czy jesteś Marfą Strogoff? zapytał.

– Tak, odpowiedziała spokojnie.

– Czy odwołujesz daną mi odpowiedź w Omsku?

– Nie.

– Zaprzeczasz więc, że syn twój Michał Strogoff kuryer cesarski przez Omsk przejeżdżał?

– Zaprzeczam.

– I człowiek przez ciebie za syna poczytywany na stacyi pocztowej, nie był twoim synem?

– Nie, to nie był mój syn.

– A później nie spostrzegłaś go pomiędzy jeńcami?

– Nie.

– A poznałabyś gdyby ci go pokazano?

– Nie.

Odpowiedzi te przyjęto głośnym szmerem niezadowolenia.

Iwan znów przemówił groźnie:

– Słuchaj, syn twój jest tutaj i natychmiast mi go wskażesz.

– Nie.

– Wszyscy ci ludzie ujęci w Omsku przedefilują przed tobą, a jeżeli nie wskażesz który jest Michalem Strogoff, otrzymasz tyle knutów ilu ludzi przemaszeruje przed tobą!

Iwan pojął nareszcie że żadne tortury nie skłonią staruszki do mówienia. Teraz aby odkryć kuryera, rachował więcej na syna aniżeli na matkę. Uważał za niepodobieństwo aby ten wobec matki nie zdradził się niczem. Gdyby szło tylko o odebranie listu cesarskiego, Iwan byłby rozkazał zrewidować wszystkich jeńców – ale Michał: list mógł przeczytać i zniszczyć; gdyby mu się udało dostać do Irkutska, wszystkie plany Iwana byłyby zniweczone. Tak więc nietylko o list, ale i oddawcę chodziło.

Teraz Nadia dowiedziała się, dlaczego Michał zachowywał incognito.

Na rozkaz Iwana jeńcy defilowali przed Marfą stojącą nieruchomie jak posąg z wzrokiem malującym zupełne osłupienie.

Syn jej był w ostatnich szeregach. Kiedy przechodził około matki Nadia zamknęła oczy aby go nie widzieć.

Michał na pozór był. obojętnym, lecz dłoń jego od zaciśniętych pięści krwią się broczyła.

I matka i syn zwyciężyli Iwana!

Sangarra przytomna temu jeden tylko wyraz wymówiła, wyrazem tym był:

– Knut!

– Tak! krzyczał rozwścieczony Iwan, knuty tej starej zbrodniarce, knuty aż do wyzionięcia ducha!

Jeden z żołnierzy tatarskich z tem okrutnem narzędziem męki, zbliżył się do Marfy.

Knut jest to narzędzie składające się z kilku rzemieni, z których każdy zakończony żelaznym haczykiem. Mówią że wyrok stu dwudziestu knutów, równa się wyrokowi śmierci. Marfa wiedziała o tem, ale wiedziała także że nic ją nie skłoni do przemówienia, poświęciła na ofiarę swoje życie.

Dwóch żołnierzy pochwyciło Marfę i rzuciło o ziemię. Przez rozdartą suknię widać było nagie plecy. Naprzeciw jej piersi w odległości paru cali postawiono szablę. Jeżeli z bólu pochyli się, ostra szpada pierś jej przeszyje.

Tatar czekał.

– Zaczynaj! rozkazał Iwan.

Knut świsnął w powietrzu.

Ale zanim spadł, silna prawica wydarła go z rąk Tatara…

Był to Michał! Nie mógł hamować się dłużej! Jeżeli na stacyi w Iszym zniósł uderzenie bata Iwana, tutaj rzucił się widząc iż matkę jego miano knutować.

Tak więc Iwan dopiął swego celu.

– Michał Strogoff! wykrzyknął.

Potem przypatrzywszy się dodał:

– Podróżny z Iszym?

– On sam! powiedział Michał.

I podniósłszy knut ciął nim w twarz Iwana.

– Cios za cios!

– Dobrze oddane! odezwał się jakiś głos w tłumie.

Dwudziestu żołnierzy rzuciło się na Michała…

Ale Iwan krzyknąwszy z bólu i wściekłości zawołał:

– Człowiek ten należy do emira, on sam sprawiedliwość wymierzy! Zrewidować go!

List z pieczęcią cesarską znaleziono na piersiach Michała i oddano Iwanowi.

Ten co powiedział „dobrze oddane” był to Alcydes Jolivet. Zatrzymał się on z swoim towarzyszem w obozie Zabediero i był obecnym tej scenie.

– Na Boga! ci ludzie Północy to dzielni ludzie. Przyznasz sam Harry, że winni jesteśmy zadosyć uczynienie naszemu towarzyszowi podróży. Korpanoff i Strogoff warci są siebie! śliczna zapłata za Iszym!

– Tak, zapłata w istocie, ale Strogoff przepadł. W własnym interesie byłby lepiej postąpił nie płacąc jeszcze!

– Tak i miał pozwolić aby matka jego pod knutem zginęła!

– A czy sądzisz że krok jego polepszył chociaż odrobinę los jego matki i siostry?

– Tak nie myślę, ale wiem że na jego miejscu sambym inaczej nie postąpił! Co za cięcie! Cóż u djabła! człowiek musi zawrzeć czasami. Bóg miasto krwi byłby wlał wodę w żyły nasze, gdybyśmy zawsze mieli być niewzruszonymi.

– Ładny wypadeczek do kroniki! Gdyby tylko Iwan chciał nam udzielić treści tego listu!…

Iwan obtarłszy krew twarz mu zalewającą, rozłamał pieczęć. Czytał, odczytywał kilkakrotnie, jak gdyby treść listu chciał wyryć w swojej głowie na wieki.

Potem rozkazał skrępować Michała, objął dowództwo i z całym obozem wśród wojowniczej wrzawy wyruszył do Tomska, gdzie emir nań oczekiwał.