Z rozmyślań o północnej godzinie
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Z rozmyślań o północnej godzinie |
Podtytuł | Fragmenta |
Pochodzenie | Poezje Wiktora Gomulickiego, cykl Słońce za chmurą |
Wydawca | Księgarnia A. Gruszeckiego |
Data wyd. | 1866 |
Druk | Bracia Jeżyńscy |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały cykl Cały zbiór |
Indeks stron |
... Niestety! niestety!
Czyż świat ten nie jest wielkiem cmentarzyskiem,
Na którem ludów próchnieją szkielety,
Przykryte z wierzchu głazami i darnią?
Czyż świat ten nic jest olbrzymią trupiarnią,
Gdzie Czas, jak szakal z zakrwawionym pyskiem,
Z ludzkiego ciała wyprawia bankiety?...
................
Trzeba koniecznie duchem stać wysoko!
Trzeba mieć zawsze obrócone oko
Na rzeczy wielkie, trwające bez zmiany!
Chociażby dolom grzmiały huragany,
Trzeba koronę gwiazd widzieć u szczytu!
................
Cóż warta wrzawa doczesnego bytu,
Huczna od śmiechów, nabrzmiała jękami?
W gmachu żywota sfinks leży przy bramie...
Ciemność za nami i ciemność przed nami...
Chwila obecna, panująca światom,
Gdy się na przeszłość i przyszłość rozłamie,
Zmienia się — w atom!
................
Choć ludzkość chorób ukarana miljonem,
Choć krwią się broczy jej przeznaczeń karta,
Chociaż niepokój szarpie wciąż jej łonem —
Żalu nie warta!
Burzą użycia pędzona zaciekłą,
Zerwała sojusz z prostoty aniołem,
Stworzyła potrzeb i żądz nowych piekło,
W proch padła czołem...
Dziś, pierś jej chorą własne miecze ranią,
Szaleństw i cudów jest ciągle łaknąca —
A Moloch stoi nad czarną otchłanią,
I w mrok ją strąca!
................
Chociaż to opacznie,
Szukamy światła w mroku. Zagadką się zacznie
Szukanie, więc się również i zagadką skończy.
Jakże mądrzej od ludzi poczyna pies gończy,
Który, gdy mu zwierz wpadnie w ciemną boru przepaść,
Już dba o to jedynie, by samemu nie paść,
I szczeknąwszy, powoli do domu nawraca.
Ale człowieka kusi Danajdowa praca,
I gdy na zwierza myśli przedsięweźmie łowy,
To gna za nim na oślep przez mroczne parowy,
Błąka się po manowcach, strachem wielkim potnie,
Wreszcie — głowę o drzewo rozbija sromotnie!
................
Próżno wygrażać ciemnościom
I łamać w rozpaczy dłonie —
Myśl zapuszczona w tę otchłań
Ledwie zabłysła — tonie.
Wezbrana, hucząca fala
Ku czarnym ujściom się toczy,
A nie dościgną jej w biegu
Nawet gienjuszów oczy.
Wszystko, co żyje i błyska:
Kwiaty, motyle, planety,
Na wzdętym grzbiecie tej fali
Mkną do nieznanej mety.
Pocóż się miotać i dręczyć,
Nieszczęścia szukać w głębinie?
Lepiej, oddawszy się fali,
Płynąć — gdzie wszystko płynie!