<<< Dane tekstu >>>
Autor Walter Scott
Tytuł Zamek Kadyow
Pochodzenie Tłómaczenia
Wydawca Gebethner i Wolff
Wydanie drugie
Data wyd. 1874
Druk Czcionkami Gazety Lekarskiéj
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Antoni Edward Odyniec
Tytuł orygin. Cadyow Castle
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ZAMEK KADYOW.
BALLADA
Z WALTERA SKOTTA.
Poświęcona przez Autora
pannie hamilton.

Gdy Hamiltonów możne pradziady
Żyły, panując na Kadyowie;
Brzmiały na zamku głośne biesiady,
Szli na wyścigi głośni bardowie.

W dziedzińcach jego grzmiały gonitwy,
Rycerska młodzież biegła z okoła;
Po salach jego, zwycięzców z bitwy
Wabiła w taniec piękność wesoła.

Dziś Kadyowu gmach w gruzach leży,
Grobowy pomnik dawnego stanu;
Wiatr tylko szumi w ruinach wieży,
I szemrze spodem fala Ewanu.


Ty jednak każesz, o jego dawnych
Dniach wspaniałości, uczt i wesela,
O jego panach wielkich i sławnych,
Śpiewać dawnego tonem minstrela.

Bo dusza twoja lubi na chwilę
Wzgardzić światowym zgiełkiem i pychą,
I na przeszłości świętéj mogile
Dumać, i ze czcią łzę wylać cichą.

A więc, dziewico! niech się tak stanie!
Wzrok twój zapałem wieszcza przenika;
Na twoich brzegach, kręty Ewanie!
Przeszłość powraca, obecność znika.

Patrz! kędy gruzów zwalone stosy
Przed chwilą trawa i mech krył szary:
Ostrza się wieżyc wznoszą w niebiosy,
Na nich herbowe wieją sztandary.

Patrz! gdzie skaliste rzeki nadbrzeże,
Piętrząc się dziko, cień ściele bury,
Powstają rzędem baszty i wieże,
I czarnym pasem ciągną się mury! —

Noc jest; — w przejrzystych rzeki kryształach
Drży postać zamku, tło ich mrocząca;
Strażnicze ognie, płonąc po wałach,
Rumienią bladą jasność miesiąca.


Miesiąc zachodzi — zorze się płoni —
Wszystko się w zamku rusza i budzi;
Słychać w dziedzińcach parskanie koni,
Skomlenie psiarni, i gwary ludzi.

Padł most zwodowy — brzęczą łańcuchy,
Brzmią głucho deski — tłoczy się zgraja;
A każdy jeździec pełen otuchy,
Bodźcem rumaka zapał podwaja.

Przede wszystkimi sam wódz na przedzie,
W myśliwskim stroju hasa na koniu:
A koń, na którym Hamilton jedzie,
Wiatry wyścigać umié po błoniu.

Sarna się kryje w najgęstsze łomy,
Jeleń w najdalsze ucieka bory,
Bo już straszliwy, głos im znajomy,
Głos trąb napełnił lasy i góry.

Lecz coż to? słyszysz! wzdłuż rzeki brzega,
W gęstwinie dębów wiekami żywych,
Trzask drzew i głuchy ryk się rozlega,
Głośniéj od wrzasku rogów myśliwych.

Najpotężniejszy z mocarzów lasu,
Czarno-brodaty żubr Kaledonu[1],
Wypadł jak piorun, śród psów hałasu,
Pędzi, gdzie stoi wódz Hamiltonu.


Chyląc ku ziemi czoło straszliwe,
Krwią zaszłe oczy ciska na wrogów,
Ryczy, i jeżąc rozlotłą grzywę,
Szarpie darninę ostrzem swych rogów.

Dobrze wymierzył wódz niezmięszany,
Śród piersi byka grot utkwił cały.
Runął, krwawemi rzygając piany,
A trąby wkoło tryumf zagrały. —

Już jest południe: — pod gęstym dębem
Myśliwy orszak skrył się przed spieką;
Dym między drzewa wije się kłębem,
W lesie im ucztę warzą i pieką.

Z dumą wódz patrzał, leżąc na ziemi,
Na orszak krewnych, na stosy plonów. —
Czemuż nie widzi razem z drugiémi,
Najmężniejszego z krwi Hamiltonów? —

 — „Gdzie jest, rzekł, Bottwell nasz z Bottwellawy,
Piérwszy na naszych ucztach i łowach?
Czemu nie dzieli naszéj zabawy,
Naszej biesiady w leśnych dąbrowach?“ —

Ponurym głosem rzekł Klaud z Paslei:
„Minęły czasy jego wesela!
Nigdy za stołem, nigdy śród kniei
Nie zobaczymy więcéj Bottwella!


„Kilka dni temu, jego spokojny
Zamek brzmiał echem szczeréj radości,
Gdy do swych ognisk wróciwszy z wojny,
Częstował ucztą krewnych i gości.

„Kilka dni temu, piękna i tkliwa,
Marya jego, w dni swoich kwiecie,
Szczęśliwa żona, matka szczęśliwa,
Swe pierworodne karmiła dziecię.

„Lecz nagle rozkaz Murraja wroga,[2]
Z ogniem i mieczem nasłał żołnierzy;
Na dachy jego spadła pożoga,
Zastęp obrońców pod gruzem leży.

„A jego żona! — szydząc z jéj jęku,
I urągając z krzywdy i sromu,
W nocy, wpół nagą, z dzieckiem na ręku,
Z przywłaszczonego wypchnęli domu!…

„Cień jéj dziś tylko, w mglistych osłonach,
Gdzie fala Esku szumi przez gaje,
Niesiony wiatrem, z dzieckiem w ramionach
Co noc bolesne jęki wydaje.

„Widzą go ludzie, słyszą rozpacze,
Jak woła imię swego Bottwella,

Jak nad umarłém dzieckiem swém płacze,
I żąda pomsty z nieprzyjaciela!“ —

Skończył — struchleli żalem i gniewem,
Jeden krzyk zemsty zatrząsł dąbrową.
Skoczył Hamilton wsparty pod drzewem,
I mieczem z pochwy błysnął nad głową…

Wtém zatętniało pole kopyty —
Ktoś prosto ku nim pędzi przez błonia;
A w ręku jego sztylet dobyty,
Zamiast ostrogi bodzie nim konia.

Twarz jego blada, włos rozczochrany,
Wzrok słupem na przód patrzy bez celu;
Jeździec i rumak krwią obryzgany —
„To on! to Bottwell! — witaj Bottwellu!“ —

Wołają, biegną, trzymają strzemię —
On z gorączkowym w twarzy zapałem,
Zskoczył, i z wzgardą rzucił na ziemię
Muszkiet dymiący świeżym wystrzałem.

I rzekł ponuro: — „Wiém, że wam miło
Myśliwskie trąby brzmiały dziś z rana;
Lecz miléj stokroć mnie słyszeć było
Ostatnie jęki wroga, tyrana!

„Żubr co go wasze zwaliły strzały,
Z dumą dziś jeszcze deptał po puszczy;
Lecz dumniéj stokroć Murraj zuchwały
Jechał na czele dwornéj swéj tłuszczy.


„Przez Linlitgowu kręte ulice,
Tłum go zebrany wiódł z okrzykami;
Z okien i z ganków, ręce kobiéce
Przed nim i za nim siały kwiatami.

„Wracał zalawszy krwią Pogranicze,
Jarzmo swéj władzy narzucił klanom;
I upojone dumą oblicze
Ku swym przybocznym zwracał dworzanom.

„Lecz co mi znaczy wroga potęga?
Co mi straż jego, orszak i pycha?
Gdy wiém, jak zdala muszkiet mój sięga,
Gdy w sercu mojém zemsta oddycha! —

„Ja i mój muszkiet weszliśmy w radę.
Obrałem miejsce w ciemnéj ustroni;
Ztamtąd widziałem całą gromadę,
Całą tę ciżbę ludzi i koni.

Morton zausznik, dzid szkockich borem[3],
Z konnicą drogę torował panu;
W tyle, z dobytym w ręku klajmorem,
Szedł gęstym szykiem klan Makferlanu.

„Po bokach Duglas, i Lord z Glenkerny,
I Knox się swoją świętością puszył[4];
I dziki Lindsay,[5] zdrajca niewierny,
Co się królowéj płaczem nie wzruszył.


„Między tym dworzan i wojsk natłokiem,
Z pod piór Murraja hełm złoty błyskał;
Koń jego ledwo stąpić mógł krokiem,
Tak wkoło niego lud się naciskał.

„On skinął czołem, i wzrok ponury,
Z pod brwi nawisłych, wodził po tłumie;
I swą buławę podniósł do góry,
Jakby wskazywał, że dzierżyć umie.

„Lecz było w twarzy zwątpienie ducha,
Próżno chciał udać uśmiech wesela;
Zły duch snąć jemu szeptał do ucha:
„Skrzywdziłeś, bój się zemsty Bottwella!“ —

„Zagrzmiał mój muszkiet — krzyknęła zgraja.
Wspiął się do góry rumak książęcy:
Chyli się na bok pióro Murraja
Runął o ziemię, by nie wstać więcéj.

„Jak kochankowi, gdy wzajemności
Słowo z ust lubéj posłyszy przecię;
Jak myśliwemu, szarpiąc wnętrzności
Wilka, co niegdyś pożarł mu dziecię:

„Tak, i sto razy miléj mi było,
Widzieć, jak zdrajca w prochu się tarzał;
Słyszeć, gdy życie z krwią uchodziło,
Jak próżno nędznik jęki powtarzał.


„Ujrzałem mojéj Maryi ducha,
Cieszył się z śmierci nieprzyjaciela;
Konającemu szeptał do ucha:
„Czujesz, morderco! zemstę Bottwella!“……

„A więc do broni, krwi Hamiltona!
Wszystkim jak krzywda, zemsta nam wspólna.
Dziś czas rozwinąć wojny znamiona —
Murraj zabity, Szkocya wolna!…“ —

Wszyscy z zapałem rwą się do broni,
Brzmi trąb odgłosem puszcza okolna:
„Chwała Bottwellu! chwała twéj dłoni!
Murraj zabity, Szkocya wolna!…“ —

Lecz patrz! zniknęło barda widzenie,
Ucichł mu w uszach okrzyk wojenny;
Ewanu tylko słychać mruczenie,
I po ruinach wiatr dmie jesienny.

Runęły wieże, spadły sztandary,
Chwast na ich miejscu powiewa znowu;
I znów jak przedtém mech okrył szary
Leżący w gruzach gmach Kadyowu.

I pieśń minstrela znikła gdzieś z echem,
Wiatr tylko jęczy resztą jéj tonów;
A obok niego, z łzą i uśmiechem,
Stoi ostatnia z krwi Hamiltonów!…


Szczęśliwy śpiewak! czyja pieśń umie,
Wzbudzić łzę żalu, uśmiech wesela;
Szczęśliwa dusza! która rozumie
Urok przeszłości, pieśni minstrela!…


przypiski do ballady zamek kadyow.

Zamek Kadyow, niegdyś baronialna stolica rodziny Hamiltonów, nad rzeką Ewan, w Szkocyi, zburzony został w wojnach domowych, za czasów Maryi Sztuart. Hamiltonowie byli najwierniejszymi stronnikami nieszczęśliwéj królowéj, gdy naturalny jej brat, Jakób Murraj, przemocą złożył ją z tronu, i uwięziwszy w zamku Loch-Lewen, do dobrowolnéj niby abdykacyi przymusił; poczém sam, pod tytułem Rejenta i opiekuna małoletniego jéj syna, Jakóba VI, władzę królewską w Szkocyi sprawował. Panowanie jego było ciągiem prześladowaniem stronników Maryi, którzy téż ze swojéj strony, nie przestawali używać wszelkich sposobów przywrócenia jéj na tron. Śmierć Murraja, będącą przedmiotem niniejszéj ballady, w tych słowach opowiada historyk szkocki, Robertson:
„Zabójcą Murraja był jeden z rodziny Hamiltonów, Bottwell z Bottwellawy, a to z następującego powodu. Po przegranéj bitwie stronników Maryi, pod Langside, Bottwell, z wielu innymi, skazany był na śmierć, i lubo potém przebaczenie życia otrzymał, większa cześć dóbr jego oddaną została jednemu z dworzan Rejenta. Ten ostatni opanowawszy gwałtem zamek Bottwella, żonę jego, ledwo co po połogu będącą, nago podczas zimnéj nocy, wraz z dzieckiem wypędzić kazał. Gwałtowne pomięszanie zmysłów, i wkrótce śmierć jéj i dziecka, były skutkiem tego nieludzkiego postępku. Zniewaga i strata ulubionéj żony, połączona z dawną niechęcią, sprawiły, iż pałający zemstą Bottwell, śmierć Rejenta poprzysiągł. Barbarzyńskie maksymy owego wieku, usprawiedliwiały wszelkie najgorsze środki pomszczenia się nad nieprzyjacielem. Długo Bottwell śledził w skrytości obroty Rejenta, nim upatrzył sposobną porę wykonania swego zamiaru. Murraj poskromiwszy zbuntowane klany na pograniczu Szkocyi, wracał do Edymburga przez małe miasteczko, zwane Linlitgow. Tam Bottwell czekać go przedsięwziął. Uzbroiwszy się w muszkiet, obrał sobie stanowisko na krytym krużganku, mającym okno na ulicę, w domu jednego z rodziny Hamiltonów, stryja swojego; podłogę okrył pierzynami, aby kroków słychać nie było; ściany zawiesił suknem czarném, aby cieniu jego nie dojrzéć; i po tych wszystkich ostrożnościach, spokojnie oczekiwał przejazdu Rejenta, który w niedalekim domu nocował. Doszły były Murraja wieści i ostrzeżenia o jakiémś grożącém mu niebezpieczeństwie, choć o niém nikt z pewnością nie wiedział. Postanowił więc był z rana, nie przejeżdżać przez miasto główną ulicą, lecz wrócić do téj saméj bramy, przez którą był wczoraj przyjechał, i miasto polem ominąć. Ale że wielki tłum ludu, przed domem jego zebrany, zagradzał mu tę drogę, a raczéj że był mężny i śmiały z natury, udał się ulicą przez miasto. Tenże sam natłok ludu, co mu wstecz jechać nie dopuścił, był przyczyną, że koń jego musiał iść bardzo powoli. Korzystając z tego zabójca, wziął go tak dobrze na cel, iż kula przeszła przez sam środek piersi, i zabiła konia pod Duglasem z Parkhedy, jadącym obok Rejenta. Murraj upadł; dworzanie jego i straż wpadli do domu, zkąd wystrzał pochodził, lecz nim zdołali przebyć zaryglowaną bramę i wszystkie drzwi domu, Bottwell wymknąwszy się tajemném przejściem, dosiadł przygotowanego już konia, i bodąc go sztyletem zamiast ostrogi, uszedł przed ich pogonią; wpadł do zamku Kadyowu, gdzie mieszkał naczelnik rodziny i klanu Hamiltonów, i tam jak zbawca Szkocyi, w tryumfie przyjętym został. Prześladowanie przez Murraja nieszczęśliwéj królowéj Maryi Sztuart i jéj stronników; okropność krzywdy wyrządzonéj Bottwellowi, a nadewszystko stronnicza nienawiść i obyczaje owego wieku, usprawiedliwiły w ich oczach popełnione zabójstwo. Stało się to w r. 1596.




  1. Żubr, nie znajdujący się już nigdzie w Europie, oprócz jednéj Białowieżskiéj puszczy w Litwie, częstym niegdyś był zwierzem w Szkocyi, i tém różnił się od litewskiego żubra że był całkiem biały, prócz brody, pysku i rogów czarnych, i że miał długą grzywę, do lwiéj podobną.
  2. Obacz przypisek na końcu.
  3. Morton, jeden z zabójców Dawida Rizzio, którego z rozkazu piérwszego męża Maryi Sztuart, w oczach jéj zamordowano.
  4. Knox, pierwszy krzewiciel reformy w Szkocyi, któréj sam Rejent był najgorliwszym stronnikiem.
  5. Lindsaj, najdzikszy i najokrutniejszy z fakcyi Rejenta, użyty przez niego do wymuszenia na uwięzionéj królowéj zrzeczenia się tronu, wykonał to polecenie z największą surowością i grubiaństwem; i gdy nieszczęśliwa Marya, zalana łzami, w chwili podpisania abdykacyi, odwróciła na chwilę oczy, przymusił ją do kończenia, ściskając gwałtownie jéj rękę rękawicą żelazną.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Walter Scott i tłumacza: Antoni Edward Odyniec.