>>> Dane tekstu >>>
Autor Janusz Korczak
Tytuł Święto dziecka!
Wydawca Polski Komitet Opieki nad Dzieckiem
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Krajowa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ŚWIĘTO DZIECKA!

Jeśli się zaczyna coś nowego, nigdy dobrze niewiadomo, co z tego będzie. Dopiero już podczas roboty przychodzą do głowy różne pomysły.
Dzień dziecka, jak mówią jedni, czy Święto dziecka, jak mówią drudzy, — nowe jest w Polsce. Więc jedno dopiero wiemy:
— Ma to być dzień, poświęcony dzieciom: tak jakby imieniny wszystkich dzieci w Polsce.
Nie jest to święto kościelne, nie jest to święto narodowe, jak naprzykład rocznica zwycięskiej bitwy; ale miły, wesoły dzień odpoczynku, zabaw i podarków właśnie dla dzieci.
Niech dzieci wiedzą, że dorośli są im życzliwi, pamiętają, kochają, pragną zabawić.
We wszystkich miastach Polski, dużych i małych, i na wsi — zbierają się dorośli i myślą o niespodziance jakiejś dla dzieci.
Naprzykład w stolicy, w Warszawie, urządza się wycieczki za miasto, w kinach i teatrach są bezpłatne przedstawienia dla dzieci, w szkołach rozdaje się cukierki i pierniki.
Dzieci bogate od rodziców otrzymują podarki, mają rozrywki, dostają smaczne rzeczy; ale dla biednych otrzymać coś — to naprawdę wielka uciecha.
Można wiele różnych przyjemności obmyśleć: bo i muzyka i zabawy na placach i w ogrodach, i fajerwerki wieczorem.
Może nie mały cukierek, ale cała tabliczka czekolady, może lalki, piłki, może fantowa loterja, że można wygrać i rower, i radjo, i gramofon, i mandolinę, i farby. Można rozdawać książki z obrazkami, domina, warcaby. Jeden by to zniszczył prędko, zgubił albo sprzedał, a drugi miałby rozrywkę na długo.
Może tym, którzy dobrze się uczą, wydawać się będzie teczki, piórniki, cyrkle?
Różne mogą być pomysły, ale na to dużo pieniędzy potrzeba, a tymczasem bardzo biedni jesteśmy.
Za mało mamy okrętów, samolotów, samochodów, kolei, nie mamy ładnych szkół ani szpitali, ani ogrodów. Trzeba kupować, budować, zakładać, trzeba pożyczać pieniądze na rzeczy najpotrzebniejsze, a na prezenty tymczasem wiele wydawać nie możemy.
W samej Warszawie jest dzieci szkolnych 100.000. A nie można jednemu dać, a drugiego pominąć.
Więc nie mają słuszności, którzy mówią:
— O, ważne święto, dwa cukierki i jabłko.
Nawet matka na urodziny dziecka niezawsze może kupić coś lepszego.
Biedni jesteśmy, wojna nas zniszczyła. Pracować będziemy, i da Bóg, coraz ładniej i więcej będzie można wszystko urządzić i obdarować.
Tymczasem to nie od nas zależy.
Często dzieciom się zdaje, że dorośli co chcą, to robią. Gdyby chcieli, mogliby i kupić, i dać. Dzieciom się zdaje, że one tylko nie mają pieniędzy, a dorośli mają.
Mylą się; tak nie jest. Dorośli mają więcej pieniędzy, ale mają duże wydatki i muszą rozumnie gospodarować, żeby nie wydawać na rzeczy mniej potrzebne, żeby nie zabrakło na to, co konieczne.
Każdy człowiek najlepiej zna własne sprawy.
Dziecko myśli:
— Dla ojca 20 groszy to mało, a dla mnie dużo. Co szkodzi dać 20 groszy na ciastko albo 50 groszy na kino?
Dorośli też się mylą, bo im się zdaje, że dziecko wszystko od rodziców dostaje, i pieniądze mu niepotrzebne.
A co robić, jeśli zeszyt się skończył albo ołówek zginął, albo stalka złamała. Trzeba jakąś składkę szkolną zapłacić, — tu 10 groszy, tam 10 groszy — trzeba mieć, bo inaczej kłopot i przykrość.
I jest jakby zazdrość i jakby żal między dorosłymi i dziećmi.
Dorośli mówią:
— Dzieciom dobrze: skaczą, bawią się, nie obchodzi ich, skąd rodzice biorą na wszystko. Młode toto, zdrowe, wesołe, roześmiane.
Dzieci mówią:
— Dorosłym dobrze. Silni są, nikogo się nie boją, uczyć się nie mają potrzeby. Każdy może się upomnieć o sprawiedliwość dla siebie. Nikt na nich nie krzyczy, nie popchnie, nie uderzy.
Prawda — różne są dzieci i różni dorośli, różne są rodziny i różne szkoły. Raz dzieciom lepiej, raz gorzej, raz więcej mogą i chcą o nie dbać a raz mniej dbają.
Ale każdy znajdzie swoje wytłumaczenie.
Gdzie jest zgoda, to dobrze, ale bywa, że są żale i oskarżenia.
— Dzieci psotne, szkodne, nieusłuchane. Drą, niszczą, tylko im sprawiać i dawać, a pomocy żadnej.
Albo gorzej nawet:
— Wstyd przynoszą rodzicom. Za całe starania żadnej wdzięczności, żadnego posłuchu. Harde i pyskate.
A znów dzieci:
— Inni rodzice więcej się starają, koledzy więcej dostają. Gdyby tylko chcieli...
Powtarzam: dobrze, gdy jest zgoda. Ale są i kwasy...
I tu właśnie taki dzień dziecka może wiele pomóc.
Niech każdy szczerze powie, co dolega, co boli, co nie tak, jak być powinno. Może wyjaśni się dlaczego.
— Pan zły: dlatego się gniewał w szkole?
— Pani niesprawiedliwie to, czy czy tamto powiedziała lub zrobiła.
Oj, dzieci, nie wiecie wy, co dorośli czują, nie wiecie, co im dolega, nie domyślacie się, ile trosk i smutków mają, jak trudne i ciężkie są ich myśli.
Oj, dorośli, nie wiecie, jak często młode jeszcze dziecko — ma też wiele smutków i trudności.
Gdybyśmy tak szczerze godzinkę porozmawiali, może właśnie w tym dniu dziecka, — możeby ten dzień zmienił się w Święto pojednania, Święto przymierza.
Przebaczyć winy, zapomnieć żale, złożyć obietnicę wzajemnej pobłaźliwej przyjaźni.
Lubią dzieci słuchać wspomnień dorosłych: jak dawniej było.
A było gorzej, o wiele gorzej, niż teraz.
Można, opowiedzieć jedno wspomnienie, można trzy i więcej: co oto my w młodych naszych latach przeżyliśmy.
Mogą i dzieci jeden albo i trzy takie swoje żale ze wspomnień opowiedzieć.
A potem:
— A no trudno, było i minęło. Starajmy się, by w przyszłości było lepiej.
Coraz lepiej!
Niech żyją i rosną zdrowo nasze dzieci —
Viwat!
Niech będą zdrowi i żyją w pomyślności ich rodzice i wychowawcy —
Viwat!
Niech będzie mało smutku i łez, a dużo radości!

Janusz Korczak.


Polski Komitet Opieki nad Dzieckiem. Warszawa, Jasna 11.
DRUK. KRAJOWA W WARSZAWIE.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Goldszmit.