Życie Buddy/Część druga/XIX

<<< Dane tekstu >>>
Autor André-Ferdinand Hérold
Tytuł Życie Buddy
Podtytuł według starych źródeł hinduskich
Wydawca Wydawnictwo Polskie
Data wyd. 1927
Druk Drukarnia Concordia Sp. akc.
Miejsce wyd. Poznań
Tłumacz Franciszek Mirandola
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



*   XIX.   *

Uradował się Mistrz z przyjęcia w poczet uczniów członków rodu swego i wprowadził ich do bambusowego lasku.
Przebywał tam Nanda, smucący się tem, że został mnichem. Dumał wciąż o Sundarice, żałował, że ją opuścił i marzył o niej. Wiedział Budda, ile cierpi, i postanowił go uleczyć.
Jednego dnia wziął go za rękę i zaprowadził pod drzewo, na którem siedziała szkaradna małpa ogoniasta.
— Spójrz na tę małpę! Prawda, że jest piękna?
— Nie wiele widziałem takiego szkaradzieństwa! — odparł Nanda.
— Tak? — zdziwił się Mistrz. — A wszakże jest ona całkiem podobna do twej dawnej narzeczonej, Sundariki.
— Co mówisz! — krzyknął Nanda. — Jakże małpa ta może przypominać Sundarikę, która jest uosobieniem wdzięku i piękności?
— Czemże to różni się Sundarika od tej małpy? Obie są samicami i budzą żądzę samców. Wiem, że gotów jesteś lada chwila uciec z lasku, by pospieszyć w objęcia Sundariki, tu zaś, w pobliżu żyje samiec, pałający podobną namiętnością do tej małpy. Jedna i druga zestarzeje się, a wówczas spytasz, podobnie jak samiec, co było przyczyną twego szaleństwa. Obie umrą i wówczas może obaj z samcem poznacie nicość namiętności. Sundarika nie różni się niczem od małpy.
Nanda nie zważał na słowa Błogosławionego. Wzdychał i marzył o Sundarice, smukłej, powabnej, tańczącej po kwietnej łące.
— Chwyć skraj mego płaszcza! — rozkazał Błogosławiony.
Nanda usłuchał i nagle ziemia zapadła mu niejako pod stopami, jego zaś porwał w niebo wir zawrotny. Za chwilę znalazł się w przecudnym parku, o złocistej ziemi, kwiatach z rubinów żywych i szafirów.
— Jesteś oto w raju Indry! -— rzekł mu Błogosławiony. — Otwórz śćmione oczy!
Nanda ujrzał łąkę ze szmaragdów, na niej zaś srebrny dom. W progu stała apsara, piękniejsza jeszcze od Sundariki, Ogarniony szaloną żądzą, pobiegł ku niej, ale go wstrzymała ruchem ręki.
— Bądź czysty na ziemi, Nando, — powiedziała — a po śmierci odrodzisz się tu i przyjmę cię w ramiona.
Znikła apsara, a Nanda wrócił z Mistrzem na ziemię.
Zapomniał Sundariki i marzył już teraz jeno o apsarze, dla niej żyjąc w czystości na ziemi.
Mnisi spoglądali nań jednak niechętnie, nie rozmawiali z nim, a spotykając, patrzyli ze wzgardą. Zasmucony wielce, pomyślał:
— Mają do mnie, widocznie, urazę! Dlaczegóż to?
Pewnego dnia zatrzymał przechodzącego Anandę i spytał:
— Czemuż to unikają mnie mnisi? Czemu nie rozmawiają ze mną, Anando? Ongiś, w Kapilavastu, łączyło nas nietylko pokrewieństwo, ale także przyjaźń. Radbym wiedzieć, co cię we mnie razi.
— O nieszczęsny! — odparł Ananda. — Mistrz nie chce, byśmy, którzy rozważamy prawdy święte, rozmawiali z tobą, marzącym o wdziękach apsary!
Rzekłszy to, odszedł.
Zrozpaczony Nanda pobiegł do mistrza i płacząc padł mu do stóp. Rzekł mu wówczas Błogosławiony:
— Myśli twoje złe są, Nando, gdyż zostają w niewoli zmysłów. Wczoraj szalałeś za Sundariką, dziś za apsarą szalejesz i pożądasz odrodzenia pośród bogów! Staraj się o mądrość, słuchaj nauk moich i zabijaj palącą cię namiętność.
Nanda jął rozważać słowa Mistrza, stał się posłuszny, jak żaden z uczniów, i oczyścił zczasem myśli swoje. Już nie marzył o narzeczonej i śmiał się z chęci zostania bogiem dla miłości apsary. Pewnego dnia ujrzał na drzewie szkaradną małpę i ozwał się do niej uroczyście:
— O zaprawdę wdziękom twoim, nie dorównywa Sundarika! Jesteś piękniejszą od najbardziej uroczej apsary!
Przezwyciężywszy się, nabrał wielkiej pychy i mówił sobie:
— Zaprawdę, jestem wielkim świętym i nie ustępuję w niczem bratu memu!
Kazał sobie zrobić odzież zupełnie podobną do odzieży Mistrza. Pewnego dnia zobaczyli go zdala uczniowie i rzekli:
— Mistrz nadchodzi! Wstańmy i oddajmy mu cześć.
Nanda podszedł bliżej, oni poznali omyłkę i pełni zakłopotania usiedli zpowrotem, mówiąc sobie:
— Młodszym jest od nas w zakonie, czemuż tedy wstaliśmy przed nim?
Uradowało Nandę, że mnisi wstali na jego widok, uczuł się jednak dotknięty tem, że usiedli, Ale nie rzekł nic, z obawy przygany. Mimo to jednak, nie wyciągając korzyści z tej nauczki, chodził po lasku bambusowym przybrany zupełnie, jak Mistrz. Wszyscy brali go zdala za Buddę, wstawali, gdy jednak podchodził bliżej, siadali, wybuchając śmiechem.
Jeden z mnichów opowiedział wkońcu wszystko Błogosławionemu, który uczuł niezadowolenie. Zebrał uczniów i rzekł wobec nich Nandzie:
— Czy w istocie nosisz, Nando, odzież tego samego kroju, co ja?
— Tak, Mistrzu! — odpowiedział. — Noszę odzież tego samego co ty kroju.
— Cóż to znaczy? Czyż przystoi uczniowi ubierać się jak Mistrz? Skądże ci przyszła zuchwałość taka? Czyn tego rodzaju nie budzi wiary w niewiernych i nie utwierdza jej w wierzących. Skróć natychmiast odzież swą, Nando, a którybykkolwiek od tej pory uczeń nosił odzież tak długą, lub dłuższą niż Budda, popełni grzech ciężki i surowo ukarany zostanie.
Uczuł skruchę Nanda i zrozumiał, że prawdziwy święty winien być wolen pychy.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: André-Ferdinand Hérold i tłumacza: Franciszek Mirandola.