Życie Buddy/Część trzecia/VIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor André-Ferdinand Hérold
Tytuł Życie Buddy
Podtytuł według starych źródeł hinduskich
Wydawca Wydawnictwo Polskie
Data wyd. 1927
Druk Drukarnia Concordia Sp. akc.
Miejsce wyd. Poznań
Tłumacz Franciszek Mirandola
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



*   VIII.   *

Pewnego dnia wyruszył do Radżagrihy.
Niedaleko tego miasta osiadł w polu bramin, imieniem Bharadvaja. Był to czas żniw i bramin odpoczywał właśnie po pracy wraz ze służbą swoją. Śmiano się i śpiewano. Mistrz wyciągnął ku zebranym miskę żebraczą. Niektórzy poznali go, oddali mu pokłon, udzielili chętnie jałmużny, sam jednak Bharadvaja zawołał opryskliwie:
— Idź sobie, mnichu, nie dajesz zgoła dobrego przykładu życiem swojem. My pracujemy, spełniamy wszystko, co trzeba w każdej porze roku, orzemy i siejemy we właściwym czasie, a także zbieramy plony tej pracy. Sami sobie dajemy pożywienie, a zwiózłszy je do stodół, spoczywamy, mając do tego prawo, i zabawiamy się. Ty zaś włóczysz się jeno po drogach i co najwyżej zdobywasz się na to, by podać swą miskę napotykanym ludziom. Lepiejbyś uczynił, orząc i siejąc.
Mistrz odparł z uśmiechem:
— Podobnie jak ty, przyjacielu, orzę i sieję, a po pracy jem.
— Orzesz i siejesz? — zdziwił się Bharadvaja, — Czy liż mam ci uwierzyć? Gdzież są woły twoje, ziarno i pług?
A Mistrz rzekł mu:
— Czyste poznanie, oto ziarno dostojne, które sieję. Święte czyny, to deszcz żyźniący ziemię, gdzie ziarno kiełkuje. Pług mam też mocny o lemieszu mądrości, a czepigach prawa. Zaprzęgam doń wołu potężnego, to jest wiarę czynną. W polu, które uprawiana, nie pleni się chwast pożądania, zaś w czas żniwa, plonem moim jest nirwana.
Poszedł dalej, ale bramin podążył za nim, chcąc teraz słuchać nauk jego.
Gdy weszli do miasta, tłumy podziwiały gromadkę tancerzy. Zwłaszcza córka ich kierownika zwracała uwagę pięknością i wdziękiem, a wszyscy nieposkromieni pałali żądzą jej miłości. Miała imię Kulavaja.
Tańczyła, śledzona pożądliwemi spojrzeniami, a wiedząc dobrze, że budzi namiętności, wołała raz po raz:
— Podziwiajcie mnie, panowie! Czyż która z mieszkanek Radżagrihy może się ze mną równać?
— Tak! — rzekł bramin Bharadvaja. — Niczem jest piękność twoja w porównaniu z pięknością Mistrza!
— Radabym zobaczyć tego pięknego Mistrza! — odparła Kulavaja. — Zaprowadźcież mnie do niego.
— Otom jest! — rzekł Błogosławiony.
Zbliżył się.
Tancerka patrzyła nań długo i powiedziała wreszcie:
— Jesteś piękny. Zatańczę dla ciebie.
Jęła tańczyć, zwolna naprzód, owita mnóstwem zasłon, z pośród których widać ledwo było jej oblicze, jakby była królową gwiazd, pośród chmur Skrytą. Chmury te rzedły zwolna, taniec nabierał rzeźwości, a gwiazda występowała coraz to wyraźniej, dziewczyna wirowała szybko, rzucając blaski w oczy widzów, potem stanęła bez ruchu, naga całkiem, a mężczyźni dyszeli ciężko, patrząc na nią.
— Nieszczęsna! — rzekł Budda.
Spojrzał na nią przenikliwie i zaraz policzki Kulavai zeschły, czoło pokryły zmarszczki, oczy zmętniały, w ustach zostało parę jeno zębów, z czaszki zwisło parę jeno rzadkich kosmyków szpakowatych włosów, przygiął się jej grzbiet, słowem Mistrz ukarał ją, podobnie jak kuszące go córki Mary. Z pięknej tancerki stała się starą babą, o pomarszczonej skórze.
Westchnęła.
— Poznaję, Mistrzu, błąd swój! — powiedziała. — Pyszniłam się znikomą pięknością. Surowo mnie pokarałeś, ale przyjdzie dzień, w którym wdzięczną ci za to będę. Racz mnie nauczyć prawd świętych i spraw, bym wnet oswobodziła się od ciała, które wówczas nawet, kiedy rozpłomieniało spojrzenia mężczyzn, było jeno wstrętnym trupem.
Mistrz wysłuchał prośby Kulavai, a ona stała się jedną z najwierniejszych jego uczennic.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: André-Ferdinand Hérold i tłumacza: Franciszek Mirandola.