Żywot poczciwego człowieka (Kondratowicz)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ludwik Kondratowicz
Tytuł Żywot poczciwego człowieka
Podtytuł Tom I
Pochodzenie Poezye Ludwika Kondratowicza
Wydawca Wydawnictwo Karola Miarki
Data wyd. 1908
Miejsce wyd. Mikołów-Warszawa
Źródło skany na commons
Indeks stron

 

ŻYWOT POCZCIWEGO CZŁOWIEKA.

GAWĘDA.



I.
Z ojca i matki, małżonków ślubnych,

Szlachty osiadłej w swoim powiecie,
Znajomej w dziejach ze wspomnień chlubnych,
Na ten świat przyszło płci męskiej dziecię;
I zapłakało — zwyczajna pieśnią:
Kiedy się rodzą, to płaczą mali;
A iż to było drugiego września
(Wtedy septembrem ów miesiąc zwali),
Przeto ksiądz Proboszcz na cześć tej chwili
Imieniem Stefan ochrzcił to dziecię;
Na chrzcinach goście jedli i pili,
Ot jak zwyczajnie na świecie!
 

II.
Malutki pierśmi żył matczynemi,

Potem zajadał mleko chłopczyna,

Wyszedł z kolebki, pełzał po ziemi,
Wreszcie na kiju jeździć poczyna;
Potem szczebiotać dowcipne słowa
I ładne domki budować z karty;
A ojciec mawiał: Niech zdrów się chowa,
To będzie, panie... rozum nie żarty!
Patrz, jak na kiju harcuje składnie,
A jakby stary dowcipnie plecie,
Choć się skaleczy albo upadnie...
Ot jak zwyczajnie na świecie!

III.
Potem go ojciec umieścił w szkole,

Kędy się kształci rozum człowieczy;
Tam się nauczył w ciężkim mozole
Czytać i pisać i różnych rzeczy:
Z czego to deszcze powstają w chmurze?
Co jest wymowa? co linia prosta?
Tam poznał chodząc w pięknym mundurze,
Co jest swawola i co jest chłosta?
A kiedy umiał to co mistrzowie,
Wrócił do domu już w pełnym lecie;
Oprócz hulanki nic mu nie w głowie, —
Ot jak zwyczajnie na świecie!

IV.
Zmarli rodzice — popłakał trocha,

Wszedł między ludzi — i było błogo;
Wszystkiemu wierzy, każdego kocha,
Nie zamknął w domu drzwi dla nikogo,
Nie zaniknął serca przed żadnym z ludzi
I przysiągł sobie we Mszy u fary,
Że w jego sercu nic nie ostudzi
Świętej miłości i świętej Wiary.
Pokochał dziewczę krasne i hoże,
Więc pisał wiersze na cześć kobiecie;
Dobrych przyjaciół zliczyć nie może,
Ot jak zwyczajnie na świecie!


V.
Tylko w rok jakoś czy we dwa lata

Płakał z niewiarą: Biada mi, biada!
Bo widzę jasno, że miłość świata
Na moją miłość źle odpowiada.
Niby to zdoła duszę kobiecą
Rozognić miłość czysta i święta!
Ona... przez próżność kocha mnie nieco,
Ale na siebie mądrze pamięta.
Kto do ołtarza rękę jej poda,
Każdemu wieniec z mirtu uplecie;
Na taką miłość, ej, serca szkoda!
Ot jak zwyczajnie na świecie!

VI.
Więc przestał wierzyć w miłość dziewiczą,

I stał się martwym, i cierpiał wiele;
Jeno się cieszył, że przyjaciele
Bratnim uściskiem sił mu użyczą.
Ale wśród świata zimnej rachuby
Znowu zapłakał po raz ostatni:
O! gdyście wszyscy jak samoluby,
Więc śmieszny ku wam mój zapał bratni.
Zbrojno od świata... Najlepsza tarcza
Niewiara w sercu i grosz w kalecie;
Wszak egoista sobie wystarcza.
Ot jak zwyczajnie na świecie!
 

VII.
Gdy się przed światem serce zamyka,

Jużci dla serca męczarnia szczera;
Ale nie każdy na Męczennika,
Nie każdy stworzon na bohatera;
I nie każdemu łacno się uda
Wykształcić w sobie wznioślejszej wiary,
Owej miłości, co tworzy cuda,
Rozkoszy walki, szczęścia ofiary;

Coby się chętnie przez ciernie darli,
Nie wielu takich ludzi znajdziecie;
Gdy nas zabito... tośmy umarli...
Ot jak zwyczajnie na świecie!

VIII.
A więc biednemu choć łza się ciśnie,

Dla świętych uczuć nie odżył więcej.
Pojął małżonkę bardzo korzystnie,
Wziął za nią posag — ze sto tysięcy,
Śmiał się z nadziei, dał rozbrat wierze,
Zatuczył w sercu miłość dziwaczną,
Jadał śniadanie, obiad, wieczerzę,
Popijał wino i sypiał smaczno;
Bóg go obdarzył potomstwem licznem;
Raz wydał obiad sławny w powiecie,
Toć go obrano sędzią granicznym,
Ot jak zwyczajnie na świecie!

IX.
Tak przeżył długo i zebrał wiele...

A gdy już wkońcu siły nie służą,
Toć sobie umarł. Wtedy w kościele
Pozapalano świec dużo, dużo;
Ubrano trumnę w opony sine,
Bito we dzwony po calem mieście;
Potem ksiądz Proboszcz za złotych dwieście
Chwalił zmarłego całą godzinę;
Potem lud Boży mogiłę sypie,
Co na cmentarzu i dziś znajdziecie;
Potem się każdy upił na stypie,
Ot jak zwyczajnie na świecie!

X.
Żona i dzieci sprawiły sobie

Z białemi pręgi czarne czamary;
Rok i sześć Niedziel były w żałobie,
Bo tak przepisał obyczaj stary.

Gdy się po roku żałoba zdarła,
Znowu się w jasne ubrano kwiatki,
Żona z kim innym śluby zawarła,
Synowie toczą proces o spadki.
Gdy skończą proces, to ani wspomną,
Że mieli męża i ojca przecie,
A spadek pójdzie w kolej potomną
Ot jak zwyczajnie na świecie!
Sierpień 1852. Wilno.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ludwik Kondratowicz.