<<< Dane tekstu >>>
Autor Janina Zawisza-Krasucka (opr.)
Tytuł Anielka pracuje
Podtytuł Powieść dla dorastających panienek
Data wyd. 1934
Druk Drukarnia „Rekord”
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Kto?

Różowy blask przenikał aż do głębi lasu. Dzień się budził. Anielka biegła wcześniej niż zwykle w stronę budynku fabrycznego z ciężką tajemnicą w sercu. Czy nocny stróż już wyszedł z fabryki? Niemożliwe! Będzie musiała z nim się spotkać. Anielka wsparła się o cembrowaną studnię, zamarła w oczekiwaniu. Serce jej było pełne najlepszych chęci, w oczach jednak czaił się lęk, że to wszystko się nie uda. Dręczyła ją tylko jedna myśl: Prędko, jak najprędzej, nim ktośkolwiek przyjdzie, położyć sznur na dawnem miejscu, a wtedy... wtedy wszystko będzie dobrze. Wtedy Magdzia wyzdrowieje.
Serduszko Anielki przepełnione było współczuciem. Magdzia nie była winna, wiedziała o tem napewno, bo znała ją lepiej, niż siebie samą. Nawet na chwilę o tem nie zwątpiła. Nie wolno, aby ludzie źle o Magdzi mówili, bo to wszystko byłoby kłamstwem!
Anielka poprzedniego wieczoru włożyła sznur do torby, którą zawsze ze sobą do fabryki zabierała. Teraz, nie zjadłszy śniadania, wybiegła z domu drzwiami od podwórza, owinąwszy jeszcze poprzednio torbę czerwoną chustką, aby sznura nie było widać. Tak, sznur był w torbie, Anielka czuła go pod palcami. Żeby go jeszcze tam położyć! Jakże gorąco tego pragnęła.
Nagle odskoczyła i skryła się za studnią. Drzwi fabryki otworzyły się, wyszedł przez nie stróż nocny na dziedziniec. Rozejrzał się jeszcze kilkakrotnie wokoło i wąską polną ścieżką począł iść w stronę swego domu. Teraz najwyższy czas! pomyślała Anielka.
Na palcach wbiegła na schody. Nikt nie idzie? Byleby nie to! Nikt nie powinien nadejść. Anielka mocno do piersi przyciskała zwój sznurów. A jeżeli już ktoś jest w sali na górze? Jeżeli majster zobaczy ją z tym sznurem! Co wtedy? Anielka przystanęła na chwilę zadyszana. Przecież Magdzi nie zdradzę, choćby się nie wiem co stało. Powiem poprostu, całkiem zwyczajnie: To ja wzięłam sznur!
Mniejsza o to, jeżeli mnie stąd wypędzą. I tak niechętnie chodzę do fabryki... ale... matka! Babcia! Ludzie na wsi! Co wszyscy na to powiedzą?
— Nie! Nie!...
Anielka przycisnęła klamkę. Drzwi sali fabrycznej skrzypnęły. Skrzypnięcie to odezwało się echem na samem dnie serduszka Anielki.
Czyż żaden szmer nie dochodził z sali? Gdzieś z dołu słychać było kroki. Na miłość boską! Uciekać! Prędko! Ale dokąd? Co Magdzia powiedziała? W kącie, na oknie, z którego widać dom państwa!... Tam!... Tak... Teraz... Prędko!
Oddychając śpiesznie, stała Anielka znowu przy drzwiach z szyją okręconą dużą czerwoną chustką. Przed nią stał Heniek, syn kulawego skrzypka.
— Chora jesteś? — zapytał. — Dlaczegoś się tak w chustkę owinęła? A twarz masz bladą, jakby ci było niedobrze.
— To ci się tylko zdaje! — wyszeptała Anielka, pocierając obiema dłońmi policzki.
Jak mogła zapomnieć o tym obrzydliwym Heńku! Przecież on prawie codziennie przychodził tak wcześnie do fabryki! Ojciec Heńka zastawiał na polach pułapki na zające, a Heniek przeważnie mu w tem pomagał. W zeszłym tygodniu zastawili pułapki na polu Styków.
— Dlaczego przyszłaś tak wcześnie? — dziwił się Heniek.
Anielka wzruszyła ramionami i szybko ściągnęła z szyi chustkę.
— Ot... tak sobie, — wyszeptała, poczem odetchnęła swobodniej.
Teraz czuła się już całkiem dobrze, bo przecież sznur leżał z powrotem w kącie, a Heniek nic nie zauważył! Nie, nie, z pewnością nie widział! Anielka odczuła dlań nawet teraz pewną sympatję. Przemawiał do niej, jak przyjaciel, więc wyjaśniła z przyjazną szczerością:
— Wiesz, ostatnio jakoś rano spać nie mogę. — A potem pragnąc powiedzieć Heńkowi coś przyjemnego, pochwaliła: — Bardzo ładny parkan jest teraz w waszym ogródku! Od domu aż do drogi. Dlaczego nowy postawiliście?
Ale Heniek nagle spłonął rumieńcem, bo sądził, że Anielka chce mu dokuczyć. Piegowaty Zygmunt, który właśnie nadszedł, zaczął się śmiać do rozpuku.
— Tak, piękny parkan, co! Ale to nie Heniek go postawił, tylko Kacper Gałązka. Przecież już z rok chyba kłóci się z ojcem Heńka. Prawda, Heniek, że wasze kury zbyt często odwiedzały Kacpra? Ha, ha, ha! Teraz możesz sobie siedzieć na parkanie i okolicę oglądać! Przyjemny musi być taki widok. I ja muszę kiedyś wleźć na parkan i zajrzeć do izby Kacpra Gałązki. Ha, ha, ha!
Anielce było smutno i przykro. Heniek obrzucił ją gniewnem spojrzeniem. Głupio zrobiła, ale zupełnie tego nie chciała!... Odczuła ulgę, gdy sala fabryczna wypełniała się powoli robotnikami i Heniek dał jej wreszcie spokój. Dzisiaj wyjątkowo tęskniła za suchym warkotem maszyn. Praca rozpoczęła się jak zwykle, a zwój sznurów leżał na swojem dawnem miejscu. Mógł przecież spaść z okna, zawieruszyć się na czas pewien i teraz mógł go znowu ktoś znaleźć. Żeby tylko Magdzia prędko wyzdrowiała i zaczęła do fabryki przychodzić. Wówczas wszystko będzie tak samo pięknie, jak dawniej! Będą mogły znowu śpiewać i grać wieczorami i wszystko ułoży się jak najlepiej!
Myśląc o tem, Anielka znowu poweselała i było jej jakoś lżej na duszy. Śmiała się nawet serdecznie, gdy Basia, pracująca tuż przy niej, zaczęła gderać.
— Czekaj, czekaj! Jutro ci się odwdzięczę! Przez ciebie dzisiaj spóźniłam się do fabryki, ty obrzydliwa! Więcej już nigdy czekać na ciebie nie będę!
Anielka otworzyła usta, aby wytłumaczyć się przed Basią.
Pasy rzemienne przesuwały się od podłogi do sufitu, maszyny warkotały w takt jednej i tej samej melodji. Tak samo, jak codziennie! Najpiękniejsza muzyka nie sprawiałaby dzisiaj Anielce takiej przyjemności, jaką odczuwała, słuchając warkotu maszyn.
Najcenniejsze kawałki aksamitu, jakie posiadała, wyciągnęła teraz z kieszeni i położyła w milczeniu przed Basią. Na ten widok twarzyczka Basi rozjaśniła się nagle i Basia zaśmiała się, podziękowała Anielce, poczem zwierzyła jej się że przerażona jest ogromnie, gdyż w niedzielę musi pójść do wyrwania zęba. Anielka współczuła jej z głębi serca i obiecała, że z nią pójdzie.
Dziewczynki były już znowu serdecznemi przyjaciółkami, gdy nagle Gieńka Szczypiorówna zawołała na całą salę:
— Sznur się znalazł! Nawet dwa zwoje! Ktoś musiał podrzucić! Wczoraj ich przecież tu nie było! Ale kto?... Kto?...
— Heniek kulawego skrzypka przecież tu nie był, — bronili chłopca jego przyjaciele. — Wyszedł razem z nami z fabryki, a później razem z nami wrócił. Niema co, on nie podrzucił sznura!
Jedni podejrzliwie spoglądali na drugich, a wszyscy szeptali:
— Któż to mógł zrobić? Kto?...
— W samą porę złodziej sznur zwrócił, — syknął majster Anielki o żółtej pomarszczonej twarzy ze swego wysokiego stołka. — Dzisiaj policja miała rozpocząć rewizje.
— Kto... kto tutaj mógł być?
Przez całe przedpołudnie pytanie to było na ustach wszystkich. Nikt się nie przyznał.
Gdy Anielka od dwunastej w towarzystwie Basi szła do domu, w pewnej chwili obejrzała się nagle lękliwie. Przed bramą fabryki stał Heniek kulawego skrzypka, otoczony gromadką dzieci. Co mógł im opowiadać? Przecież napewno nic nie widział! Nikogo nie wolno było posądzać. Ach, żeby ten dzień już minął! Żeby w tej fabryce o czemś innem zaczęto mówić!
Basia zupełnie nie zwróciła uwagi na to, że Anielka przez całą drogę milczała. Sama nie przestawała mówić i ani na chwilę nie zmieniała tematu:
— Ale kto? Wiesz, może to Gieńka podłożyła. Dlaczego właśnie ona znalazła ten sznur na oknie? Całkiem możliwe, że to ona. Ja jej tam nie wierzę. Albo... jak myślisz...
Anielka odetchnęła z ulgą, gdy się wreszcie pożegnały. Radość jej mroziły ciągłe zapytania na ten temat. Poprostu nic już prawie z tej radości w serduszku Anielki nie zostało. Zamiast radości zrodziła się teraz na samem dnie duszy niepewność. Czy ktoś wiedział o tem, co uczyniła? Czy postąpiła dobrze? Co będzie dalej?



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Janina Zawisza-Krasucka.