Antonina/Tom I/III

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (syn)
Tytuł Antonina
Data wyd. 1871
Druk F. Krokoszyńska
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Stanisław Bełza
Tytuł orygin. Antonina
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


III.

Edmund przeszedł szeroki perystyl, skierował się na wschody idące po prawéj stronie, a wiodące na drugie piętro, zadzwonił i zapytał służącego, który mu otworzył.
— Moja matka jest w domu?
— Jest panie, odpowiedział zapytany.
Edmund przeszedł obszerny apartament, elegancko umeblowany i wszedł do buduaru.
Przed otwartem oknem, na długiéj kanapie siedziała kobieta i zwieszona nad swoją robótką haftowała.
Mogła mieć lat trzydzieści dziewięć, a wydawała się co najwięcéj na trzydzieści dwa. Była jeszcze piękną, a choć podobna do Edmunda, wyglądała raczéj na jego siostrę niż na matkę.
Ubrana była z pewną niemal kokieterją, w prześliczną muślinową suknię, a na głowie miała jeden z tych malutkich czepeczków z koronek i wstążek, jakie kobiety umieją przymocowywać na głowie, niewiadomo doprawdy w jaki sposób.
Skoro Edmund wszedł, pani Pereux spojrzała nań oczami pełnemi słodyczy, a uśmiech radości ukrasił jéj usta. W uśmiechu tym, było coś więcéj nad czułość, — była w nim prawie miłość.
Postaramy się tu wykazać, czem była ta matka dla swego syna. W szesnastym roku życia, pani Pereux wyszła za mąż. W siedmnastym miała już Edmunda, a zaledwie doszła do dwudziestu, kiedy utraciła męża.
Początkowo kochała swego męża z obowiązku, potem z przyzwyczajenia, nareszcie z życzliwości. Płakała po nim serdecznie kiedy umarł, — i wbrew wszystkim młodym wdowom, nie myślała ani o nowem małżeństwie, ani téż nawet o korzystaniu z wolności, jaką jéj dawało wdowieństwo. Była z tem wszystkiem piękną, bardzo piękną — i nie zbywało jéj nigdy na pretendentach. Pretendenci jednak wszyscy byli oddaleni.
Tymczasem w latach, jakie miała p. Pereux, koniecznością niemal jest, aby ta potrzeba kochania, którą Bóg wlał we wszystkie młode i szlachetne serca, odbiła się na kimkolwiek. To téż Edmund zajął całe serce swojéj matki.
Edmund był słaby. Mając trzy lata wieku, potrzebował najgorętszych macierzyńskich starań; pani Pereux oddała się téż mu cała, nie zdając się nawet robić poświęcenia ani wysiłku. Pod ciepłem téj czułości macierzyńskiéj, dziecko tymczasem wzrastało, a nie znając nikogo więcéj, prócz swojéj matki, przeniosło jedynie na nią to podwójne przywiązanie, jakie natura wlała w duszę dzieci dla tych, którzy dali im życie.
Pani Pereux wyrzekła się świata, — przynajmniéj świata salonów i balów.
Małe kółko przyjaciół, kochanych przez nieboszczyka jéj męża, a których częstokroć radziła się względem edukacji swojego jedynaka, tworzyło cale jéj towarzystwo.
Dziecko wzrastało ciągle.
Jakeśmy to już powiedzieli w pierwszym rozdziale naszej historji, kiedy Edmund doszedł do piętnastu lat, matka jego uległa pod życzeniami swoich doradców i zdecydowała się oddać go do kollegjum, ażeby w pełnem towarzystwie męzkiem, mógł nabrać poważniejszego wyrobienia do życia.
Starania, któremi młoda matka otaczała swego syna w kollegium, są niepodobnemi prawie do opisania.
Odwiedzała go niemal codzień, a dowiedziawszy się jaką przyjaźń powziął dla niego młody towarzysz Gustaw, uczuła dla tego chłopca prawdziwą wdzięczność i serdeczność.
Koniecznem następstwem téj pierwiastkowéj edukacji kobiecéj było, iż Edmund czuł wielką potrzebę wylania się, sympatji, zaufania, — co wszystko poświęcił swojéj matce. Dodajcie do tego wrodzoną sentymentalność, naturalną melancholję, poezję wszczepioną w duszę, — a nie zadziwicie się gdy wam powiem, iż Edmund był słodkim i zacnym, — dusza kobiety pod postacią mężczyzny.
Kochał swoją matkę tak, jak matka go kochała, widział w niéj coś więcéj nad kobietę, która go na świat wydała. Nie mówiąc już o tem, iż przypominał sobie te gorliwe starania, jakie mu pierwiastkowe świadczyła, — jak skoro doszedł do wieku samopoznania, pojął dopiero wtenczas olbrzymie jéj poświęcenie, kiedy młoda, piękna i bogata, jaką była w chwili zgonu męża, zrezygnowała się poświęcić mu całe swoje życie.
Otóż w wieku, w którym mężczyzna uczuwa w sercu niejasną potrzebę kochania kogo innego niż swoich rodziców, — Edmund, doświadczający tego co wszyscy mężczyźni, uczuł swoje serce zwracające się w innem niemal znaczeniu znowu ku swojéj matce.
W istocie, ta matka, będąca jeszcze tak młodą, kochająca tylko swego syna, a zdająca się być raczéj jego siostrą niż matką, — nie dziw, iż została pierwszą powiernicą jego młodocianych wrażeń. Najnaturalniéj w świecie i bez żenowania się, pytał jéj o to, co doświadczał, a ona mu wszystko tłomaczyła. Na skutek takich zwierzeń, poufałość syna do matki wzrastała i Edmund kochał panią Pereux o mało nie tak, jakby kochał obcą kobietę, któraby pierwsza przyspieszyła uderzenia jego serca. Co do niéj, to ze swojéj strony, była kobieta ta dumną z piękności i szlachetności swego syna, — piękności, którą wyłącznie jéj był winien; a to ziarnko ziemskiéj miłości, które zostaje zawsze wgłębi duszy kobiety, zmięszane z jéj macierzyńskiem uczuciem dodawało mu nowego wdzięku.
Tak więc, bywały dnie, w których bralibyście matkę i syna za dwoje kochanków, tyle było słodyczy, ufności, wylania i czułości w ich rozmowach. Bywało często, Edmund spoczywał u nóg pani Pereux zmuszony niemal podziwiać ich kształty; bywało, że kładł swoją głowę na jéj kolanach, rozmawiając po całych godzinach o jéj młodości, prawiąc jéj prawdziwe komplementa jak swojej kochance, biorąc ją za ręce, ściskając. Chciał aby jego matka weszła w świat. Był nią dumny, pokazywał ją wszystkim. To, co Edmund czué dla niej, było czemś więcéj jak miłością, — było bałwochwalstwem.
Tak więc, jak to już pewno czytelnik zauważył, kiedy Gustaw chciał go odwrócić od uczynienia czegoś, wystarczało gdy mu powiedział.
— To sprawi przykrość twojéj matce.
Długo to uczucie kochania nie objawiało się inaczéj jak przesadą czułości i długo matka mu wystarczała; ale nadszedł nareszcie dzień, w którym zrozumiał, iż od obcych kobiet powinien wymagać dopełnienia uczucia, którego jeszcze nie znał.
Pani Pereux odgadła wkrótce co powodowało zmianę w Edmundzie; stał się on więcéj marzycielskim i wstydził się niejako swych myśli, albowiem pogrążając się w nich, zdawało mu się iż ucieka od swojéj matki. Wtedy to młoda kobieta, któréj postępowanie z synem miało przecie granicę, powierzyła Edmunda Gustawowi, zalecając go jego opiece.
— Czuwaj nad moim synem, w jego pierwszych związkach, rzekła mu; wiem ile go kochasz, i jakie zaufanie ma on nawzajem do ciebie. Pomnij, iż zdrowie jego jest słabe, a dusza czuła; nakoniec nie zapominaj jak bardzo ja go kocham. Nie mam ci nic więcéj do powiedzenia.
Gustaw przyobiecał z całego serca, — i przyjacielskie jego czuwanie nad Edmundem rozpoczęło się od téj chwili. Powiedzmy w przechodzie, iż Gustaw, natura gorąca i żywa, przez sześć miesięcy z rzędu był zakochany w pani Pereux. Rozumie się, iż nic jéj nie mówił o téj miłości, która początek swój brała jeszcze gdy był w kollegjum; a chociaż potem miłość ta bezpowrotnie przeszła, w głębi swojej duszy zachował z tem wszystkiem uszanowanie, głęboką, jeżeli tak powiedzieć można religję dla kobiety, która pierwsza powołała do życia uczucia jego duszy.
Z miłości téj, pozostało mu powiemy to tylko, co pozostaje z aromatu, który sam przez się wywietrzał. Oko ani ręka nie odkryłyby go ani śladu; z tem wszystkiem daje się on czuć jeszcze, przyjemniéj nawet od chwili, w któréj przestał być widocznym dla ludzkiego oka.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (syn) i tłumacza: Stanisław Bełza.