Boska Komedia (Stanisławski)/Czyściec - Pieśń XXVII
←Pieśń XXVI | Boska Komedia Czyściec Dante Alighieri |
Pieśń XXVIII→ |
Przekład: Antoni Robert Stanisławski. |
Słońce tak właśnie stało w owej chwili,
Jako gdy ciska pierwsze swe promienie
Tam gdzie krew swoją twórca jego przelał,
Gdy Ebro spada pod zenitem Wagi,
I kiedy nurty Gangesu rozpala
Skwar południowy; — więc dzień już odchodził,
Gdy się nam Anioł ukazał radośny.[1]
Stał zewnątrz ognia na brzegu i śpiewał:
„Błogosławieni są czystego serca!“
Głosem daleko dźwięczniejszym niż nasze;[2]
A potem do nas, gdyśmy się zbliżyli,
Rzecze: „Niewolno iść dalej nikomu,
O dusze święte, jeśli kogo pierwej
Nie ugryzł ogień; wnidźcie więc do niego
I na głos ztamtąd nie bądźcie głuchymi.[3]“
Gdym to posłyszał, stanąłem jak człowiek,
Którego żywcem w dół grobowy kładą.
Twarz na złożone wyciągnąłem dłonie,
I patrząc w ogień, żywom wyobrażał
Jak w nim gorzały widziane już ciała,
Dobrzy Wodzowie ku mnie się zwrócili,
A Mędrzec do mnie ozwał się: „Mój synu!
Męka tu jeno, lecz nie śmierć być może...
Przypomnij sobie, przypomnij!.. jeżeli
Na Geryonie wiózłem cię bezpiecznie,
Czegóż nie zrobię, będąc bliżej Boga?[4]
Bądź, synu pewnym, że jeślibyś nawet
Tysiąc lat w łonie zostawał płomienia,
Jednego on cię nie pozbawi włoska,
Jeżeli może sądzisz, że cię zwodzę,
Zbliż się do ognia i zrób doświadczenie,
Ręką weń kładąc połę twojej szaty.
Odrzuć więc teraz, odrzuć bojaźń wszelką:
Zwróć się i tędy idź dalej bezpieczny.“
A ja bez ruchu, wbrew sumieniu, stałem!
Gdy mnie w uporze nieruchomym widział,
Zmieszany nieco, Wódz przemówił do mnie:
„Zważ tylko, synu, że pomiędzy tobą
A Beatricze jedna ta jest tama.“ —
Jak na dźwięk: Tisbe! Pyram przed skonaniem
Rozwarł powieki i raz spojrzał na nią,
W chwili gdy morwa się zarumieniła;[5]
Tak jam się zwrócił do mądrego Wodza,
Zmiękły w oporze, gdym posłyszał imie,
Które w mej duszy wiecznem źródłem tryska.
Pochwiawszy głową, on rzecze: „Więc jakże!
Zostaniem tutaj?“ i tak się uśmiechnął
Jak do dzieciny jabłkiem zwyciężonej.
Potem do ognia wstąpił on przede mną,
Prosząc Stacjusza, który w ciągu drogi
Dzielił nas pierwej, by iść za mną raczył.
Gdym wszedł do ognia, szukając ochłody,
Do szkła wrzącego rzuciłbym się pewnie; —
Taki niezmierny upał tu doskwierał.
Słodki mój Ojciec, dodając otuchy,
O Beatricze wciąż idąc rozprawiał:
„Już, mówił, oczy jej zdaje się widzę.“
Po tamtej stronie głos wyśpiewujący
Wiódł nas, a baczni tylko na dźwięk jego,
Wyszliśmy z ognia, gdzie był wstęp na górę.
„Błogosławieni ojca mego, chodźcie!“
We wnętrzu takiej jasności zabrzmiało,
Że spojrzeć na nią nie mogłem olśniony.[6]
„Słońce odchodzi i wieczór się zbliża,
Głos mówił dalej; — nie wstrzymujcie kroków,
Spieszcie, nim zachód zupełnie zczernieje.“ —
Wgórę przez skałę wprost pięła się ścieżka
Ku onej stronie, kędy ja przed sobą
Gasiłem płomień znużonego słońca.[7]
Ledwieśmy kilka przestąpili szczebli,
Po cieniu, który rozpływał się wkoło,
I ja, i mądrzy poczuli Wodzowie,
Że już za nami zapadało słońce.
A nim niezmierne krańce widnokręgu
Wszystkie się jedną przyodziały barwą,
I nocy wszędy rozlały się cienie,
Każdy z nas łoże ze stopnia uczynił;
Bo własność góry odjęła nam nagle
Moc szczeblowania, raczej niż ochotę. —
Jak kozy, pierwej niźli się napasą,
Swawolne, chyże, skaczą po gór szczytach,
A potem w cieniu, gdy słońce doskwiera,
Żują swój pokarm potulne i ciche,
Kiedy nad niemi, oparty na kiju,
Spoczynku strzegąc, czujny pasterz stoi.
I jako owczarz, co zewnątrz gospody
Wkoło uśpionej noc przepędza trzody,
Bacząc by zwierz ją nie rozproszył dziki;
Tacyśmy byli wszyscy trzej w tej dobie
Ja, jako koza, oni, jak pasterze,
Z obu stron w groty uwięzieni ściany. —
Mało tu nieba widzieć można było,
A jednak na niem widziałem dokładnie
Większe niż zwykle i jaśniejsze gwiazdy.
Gdy się wpatruję i rozmyślam o nich,
Sen mnie ogarnął — ów sen, który często,
Nim rzecz się stanie, już ma o niej wieści.
W chwili, jak mniemam, gdy gwiazda Cytery,[8]
Co wiecznie ogniem miłości goreje,
Od wschodu pierwszy szle promień ku górze,
Mnie się wydało we śnie że oglądam
Młodą i piękną niewiastę na błoniu —
Szła biorąc kwiaty i nucąc mówiła:
„Niechaj, ktokolwiek o me imie spyta,
Wie żem jest Lia, a ręce me piękne
Zwracam dokoła, wijąc wieniec sobie:
Tu się ozdabiam, abym sobie samej
Przed mem zwierciadłem podobać się mogła.
Lecz siostra Rachel od swojego nigdy
Ani odchodzi, i dzień cały siedzi:
Piękne swe oczy zawsze widzieć żąda,
Jak ja rękami zdobić siebie pragnę.
Tak ją patrzanie, mnie czyn zaspakaja.[9]“
W blasku przedświtu, który dla wędrowców
Tem wdzięczniej wschodzi, im bliżej od domu,
Wracając z drogi, gospodą stanęli,
Zewsząd już nocy ciemności pierzchnęły
I sen mój z niemi; więc powstałem rączo,
Widząc że wielcy już powstali Mistrze.
— „Słodki ten owoc, którego śmiertelni
Po tylu drzewach usilnie szukają,
Dziś głodu twego zaspokoi żądzę.[10]“
Te były słowa, któremi Wirgili
Przemówił do mnie; a dar żaden nigdy
Nie mógł mi równej przyjemności sprawić.
Przeto się we mnie tak wzmagała żądza
Stanąć u szczytu, że za każdym krokiem
Czułem jak skrzydła rosły mi do lotu.
Jak tylko całe przebiegliśmy schody
I na najwyższym stanęli już stopniu,
Wirgili, we mnie wzrok utkwiwszy, rzecze:
„Już ogień wieczny i ogień doczesny
Widziałeś, synu, i zdążyłeś w kraje,
Gdzie już sam przez się nic widzieć nie mogę.[11]
Wiódłem cię tutaj rozumem i sztuką;
Teraz za wodza wezmij wolę własną,
Wyszedłeś bowiem z dróg stromych i ciasnych.
Patrz! oto słońce na twem czole błyska;
Patrz! oto trawa i kwiaty, i krzewy,
Które ta ziemia rodzi sama z siebie.
Nim piękne oczy zjawią się radośne,
Co iść do ciebie zmusiły mnie łzami,
Możesz się tutaj przechadzać, lub siedzieć.[12]
Nie czekaj więcej słów mych, ani znaków;
Wola twa wolna i zdrowa, i prawa; —
Błędem by było nie iść za jej radą.
Więc, na znak tego żeś sam sobie panem,
Wkładam na ciebie mitrę i koronę.[13]“
- ↑ To jest: słońce wschodziło w Jeruzalem, kiedy północ, z konstellacją Wagi na zenicie, rozciągała się nad Ebro w Hiszpanji, kiedy południe było w Indji nad Gangesem, a na górze Czyśca, która jest przeciwległą Jerozolimie, słońce miało się ku zachodowi (Ob. Pieśni II. Czyśca).
- ↑ Beati mundo corde (Ew. Mat. R. V. w. 8).
- ↑ Anioł przestrzega Poetów, ażeby wszedłszy do ognia dawali baczność na głos, który się rozlegać będzie z tamtej strony płomienistego szlaku.
- ↑ Geryon, symbol fałszu i podstępu, wiózł na grzbiecie swoim Wirgiljusza i Dantego z siódmego do ósmego Piekieł koła (Ob. Pieśń XVII. Piekła.).
- ↑ Pyram i Tisbe, kochankowie, pewnego dnia zejść mieli na miejscu umówionem, pod drzewem morwowem. Tisbe przyszła wcześniej i czekała na kochanka, ale spostrzegłszy Zbliżającą się lwicę, poczęła uciekać i w pośpiechu zgubiła zasłonę swoją, którą lwica nadszedłszy poszarpała i krwią przed chwilą pożartego zwierzęcia poplamiła. Wkrótce potem przyszedł Pyram, a ujrzawszy zasłonę kochanki swojej poszarpaną i skrwawioną, pewnym był że Tisbe pożartą została przez jakieś dzikie zwierzę i w uniesieniu boleści i rozpaczy przebił się sztyletem. Już Pyram był konającym kiedy nadeszła Tisbe; a na głos jej Pyram odemknął gasnące powieki, spojrzał na kochankę i skonał. Widząc to Tisbe, ze stygnącej dłoni Pyrama wydarła sztylet i w sercu go swojem utopiła. Krew obojga kochanków zbryzgała pień morwy, która od tej pory poczęła dawać owoce czerwone; przedtem bywały one białe (Ovid. Metam. IV., 55.).
- ↑ Anioł stojący u wnijścia do ziemskiego Raju wita przybywających słowami Ewangelji: Venite benedicti patris mei. (Mat. P. XXV., w. 34.).
- ↑ Ścieżka wiodła na wschód; a ponieważ zachodzące słońce było za plecami Dantego, więc Poeta ciałem swojem tamował i gasił jego promienie.
- ↑ Gwiazda Cytery, czyli Venus, jest to zorza poranna.
- ↑ Lia i Rachel, dwie córki Labana, które obie z kolei były żonami Jakóba. Lia jest symbolem życia czynnego, Rachel - kontemplacijnego w Starym Zakonie. Zwierciadłem, w którem Lia i Rachel przeglądać się rade, jest Bóg.
- ↑ T. j. Dziś już oglądać będziesz prawdziwe i najwyższe dobro niebieskie.
- ↑ Dante pod przewództwem Wirgiljusza widział już Piekło, i w niem ogień wieczny; widział także Czyściec, i w nim ogień doczesny, to jest kary trwające dla grzeszników przez czas wyznaczony; wstąpił nakoniec do Raju ziemskiego, gdzie Wirgiljusz, symbol rozumu nieobjaśnionego światłem prawdziwej wiary, nic już widzieć i objaśnić nie może.
- ↑ Obacz w Pieśni II. Piekła opowiadanie Wirgiljusza, jak Beatricze wysłała go na pomoc Dantemu.
- ↑ „Perch'io te sopra te corono e mitrio.“ Wirgiljusz, koronując niby i mitrując Dantego, znać daje, że od tej chwili uznaje go panem samowładnym nad sobą samym, odpowiedzialnym jedynie przed trybunałem własnego sumienia, zarówno w sprawach tego świata, jak i w sprawach duchowych. Korona — symbol władzy świeckiej, mitra — duchownej.