Chata wuja Tomasza/Rozdział XLIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Harriet Beecher Stowe
Tytuł Chata wuja Tomasza
Podtytuł Powieść z życia Murzynów w Stanach Północnej Ameryki
Wydawca Spółka Wydawnicza K. Miarka
Data wyd. 1922
Miejsce wyd. Mikołów
Tłumacz anonimowy
Ilustrator J. H. Gallard
Tytuł orygin. Uncle Tom’s Cabin
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XLIII.
Skutki.

Pozostaje nam niewiele do powiedzenia. Wzruszony nadzieją i trwogą biednej matki, i pełen uczuć ludzkości, Jerzy Szelby, nie tracąc chwili czasu, odszukał akt sprzedaży i posłał jej imiona, datę, wszystko się zgadzało z przypomnieniami Kassy. Nie było więc żadnej wątpliwości, że Jerzy Harrys poślubił jej córkę. Uszczęśliwiona matka drżała od niepokoju, aby czemprędzej odnaleźć ślad ucieczki swego dziecięcia.
Pani de Thoux i Kassy, połączone szczególniejszem zbiegiem przeznaczeń, udały się natychmiast do Kanady i rozpoczęły poszukiwania na stacjach, gdzie zwyczajnie zbiegli murzyni się zbierali. W Amherstbergu widziały misjonarza, który dał schronienie uciekającym małżonkom i od niego się dowiedziały, że cała rodzina udała się do Montrealu.
Jerzy i Eliza od pięciu lat cieszyli się tam posiadaną wolnością. Jerzy znalazł stałą posadę u pewnego znakomitego mechanika, a pensja, jaką pobierał, wystarczała na przyzwoite utrzymanie całej rodziny, która się już powiększyła o prześliczną córeczkę.
Henryś wyrósł na dzielnego, ślicznego chłopaka; uczęszczał pilnie do szkoły, gdzie postępy jego budziły powszechną uwagę.
Przejdźmy się do Montrealu. Tam na przedmieściu, w małym, schludnym domku, wieczorem przed kominkiem, z którego ogień rzucał wesołe światło na pokój, stoi stół, przykryty białą serwetą, na nim ubogi lecz przyzwoity samowar. W drugim kącie pokoju, stół pokryty zielonem suknem, na nim pulpit do pisania, pióra, papier; u góry niewielka pułka z wyborowemi książkami — to gabinet Jerzego. Czynność jego umysłu, która mu dozwoliła pomimo wszelkich przeszkód zmęczenia i pracy niewolniczego życia, wyuczyć się czytać i pisać, zmuszała go i teraz poświęcać godziny wolne czytaniu i nauce.
W tej właśnie chwili Jerzy siedział i robił wyciąg z dziełka, które tylko co skończył czytać.
— Mój Jerzy — rzekła Elżbieta — pracowałeś cały tydzień w fabryce, połóż książkę, chodź do nas porozmawiać. Uczyń to, mój dobry Jerzy.
Mała Elżbieta przyłączyła się do prośb matki. Pobiegła do ojca i zaczęła się piąć na kolana, starając się odebrać mu książkę.
— Mała psotnica! — rzekł Jerzy, ulegając prośbom córki.
— Tak to lubię! — rzekła Elżbieta, krając chleb.
Nie była to już młoda, wysmukła Elżbieta, którąśmy widzieli uciekającą z pod jarzma niewoli; była zawsze jednak ładną, a w jej fizjognomji, przepełnionej miłością macierzyńską, malował się wyraz zadowolenia i prawdziwego szczęścia.
— Henrysiu, jak zrobiłeś swoje zadanie dzisiaj? — pytał Jerzy, kładąc rękę na głowie syna.
I Henryś nie był już dziecięciem z długiemi puklami jedwabnych włosów! ale zachował też same błyszczące oczy, długie i gęste rzęsy, wysokie rozumne czoło, które się pokryło dumą, gdy opowiadał:
— Zrobiłem je sam, sam jeden, ojcze, nikt mi nie pomagał.
— Ślicznie, mój chłopcze! Polegaj zawsze na sobie; okoliczności ci służą, czego nie miał twój biedny ojciec.
Właśnie zapukano do drzwi. Elżbieta pobiegła otworzyć. W tej chwili weszły do pokoju dwie damy. Jerzy powstał i wyszedł naprzeciw i poprosił usiąść.
Obydwie panie postanowiły zacząć rozmawiać obojętnie, żeby małżonkom wprzód objaśnić i przypomnieć koleje lat dziecinnych, ale pani de Thoux, nie mogąc powstrzymać wzruszenia, rzuciła się Jerzemu na szyję, wołając:
— Jerzy mój! czy mię nie poznajesz... ja twoja siostra, Emilja...
Kassy siedziała spokojnie, postanawiając odegrać swą rolę do końca; lecz gdy mała Elżbieta potrząsając długiemi splotami swych włosów, przybliżała się z ciekawie na nią zwróconemi oczami, i swemi rysami, figurką i całą powierzchownością tak żywo przypominała jej córkę dawno utraconą i gorzko opłakaną, nie mogła się dłużej powstrzymać; chwyciła małą, podniósłszy ją, przycisnęła do wzburzonej swej piersi, i zaczęła wołać:
— O moja droga, czy nie poznajesz mnie?... Jam twoja matka!
Jakaż radość panowała w rodzinie, trudno opisać.
Są uczucia tak gwałtowne, tak silne, że mogą się jedynie uspokoić w modlitwie. Wszyscy poklękli i modlili się w cichości. Powstawszy brat, siostra, matka i córka, zaczęli się ściskać, przejęci uczuciem wdzięczności dla Boga, który przez tyle cierpień i niebezpieczeństw, przez nieznane, niepewne drogi wyprowadził ich z niewoli i dozwolił tak niespodziewanie zejść się z sobą.
Kroniki misjonarzy w Kanadzie zawierają historje cudowniejsze od najpoetyczniejszych, najwięcej romantycznych zmyśleń. I czy mogło być inaczej w takim stanie rzeczy, który rozprasza rodziny na wszystkie strony, jak burza liście w jesieni?
Zdarzają się czyny heroiczne. Oto niewolnik, po wybawieniu siebie, urągając najokropniejszym mękom, lekceważąc tortury i śmierć wraca dobrowolnie w piekielne miejsca najeżone niebezpieczeństwem, aby wyrwać matkę, siostrę, żonę lub dziecię z rąk tyrańskich właścicieli.
Pewien młodzieniec, dwa razy był łowiony, najokropniej smagany za swój heroizm; uciekłszy po raz trzeci, pisał do swoich przyjaciół, że powróci jeszcze, aby oswobodzić siostrę swoją. Czy ten człowiek według twego zdania, łaskawy czytelniku, jest zbrodniarzem, czy też bohaterem? Czy sam dla wybawienia swej siostry nie zrobiłbyś tego? Czyż możesz więc go potępiać za to?
Wróćmy do naszych przyjaciół, którzy, ocierając łzy rozczulenia i radości, zebrali się około przyzwoicie nakrytego stołu, aby się wspólnie cieszyć i używać nowego szczęścia. Kassy nie rychło odzyskała zupełną przytomność i spokój; trzymając małą Elżbietę na kolanach, często z zachwyceniem ją ściskała. Mała, z zadziwieniem patrząc na nią, nie mogła zrozumieć, dlaczego babcia nie chce jeść bułek, które jej do ust gwałtem wkładała. I kiedy Kassy mówiła, że znalazła coś lepszego, słodszego od ciastek i cukierków, mała patrzała na nią dużemi oczami, nie mogąc pojąć, żeby mogło być coś słodszego od cukierków.
W kilku dniach zmieniła się Kassy nie do poznania; wyraz jej twarzy ponury, rozpaczliwy, zmienił się na słodki, łagodny; zdawała się być cała przejęta miłością rodzicielską, cała oddana dzieciom, które przez tyle lat odrywano od jej piersi. Jej serce zdawało się więcej zwracać ku wnuczce, jak ku własnej córce; bo w dziecięciu widziała doskonały obraz tej, którą utraciła i mała Elżbieta była jakby kwiecistym węzłem sympatji i czułości między babką i matką. Niezachwiana, rozsądna, pobożna Elżbieta, wykształcona ciągłem czytaniem książek, była doskonałym przewodnikiem dla niespokojnego, zmoczonego umysłu biednej swej matki. Pod tak zbawiennym wpływem stała się Kassy wkrótce czułą i pobożną chrześcijanką.
We dwa dni potem pani de Thoux, oddając swe interesy w ręce Jerzego, oświadczyła chęć podzielenia z nim swej znacznej fortuny, którą jej mąż zostawił.
— O, droga moja Emiljo! — odpowiedział jej brat — dostarcz mi tylko środków do zupełnego wykształcenia się, czegom zawsze tak gorąco pragnął, o więcej nie śmiem cię prosić.
Po długim, rozważnym namyśle, postanowiono udać się do Francji. Wkrótce cała rodzina wyjechała, zabrawszy z sobą Ewelinę, która wdziękami swemi podbiła serce pomocnika kapitana okrętu i po przybyciu do Hawru została jego żoną.
Jerzy przez cztery lata, z zadziwiającą pilnością uczęszczając na kursa uniwersytetu paryskiego, został prawdziwie wykształconym człowiekiem. Zamieszki polityczne zmusiły całą rodzinę wrócić do Ameryki.
Nie mamy nic szczególnego do powiedzenia naszemu czytelnikowi o innych osobach. Kilka słów tylko o Topsy i o pannie Ofelji i jeden rozdział pożegnalny poświęcimy jeszcze naszemu przyjacielowi, Jerzemu Szelby.
Panna Ofelja wzięła z sobą Topsy do Stanu Wermont, co niemało zadziwiło rozsądne, poważne towarzystwo, które w Nowej Anglji wyłącznie nazywa siebie naszym światem. Nasz świat uważał Topsy za dziwny i wcale niepotrzebny nabytek w swym tak doskonałym organiźmie; lecz gorliwe i wytrwałe usiłowania panny Ofelji w pełnieniu swej powinności, wywarły nakoniec pomyślny skutek. Dziewczę, rosnąc szybko w mądrości i pokorze chrześcijańskiej, pozyskało przychylność i miłość nietylko osób z najbliższego otoczenia, ale nawet w całej okolicy. Doszedłszy do wieku, w którym mogła pojmować swoje powołanie, prosiła, aby ją ochrzcono; i jako chrześcijanka okazała tyle gorliwości, że wstąpiła do zakonu, poświęcając się z szczególnem zamiłowaniem wychowaniu dzieci murzyńskich. Wrodzona jej przenikliwość okazała się bardzo pomocną w obranym stanie.
Sądzimy, że niektóre matki z przyjemnością się dowiedzą, iż usiłowania pani de Thoux w celu wyszukania syna Kassy zostały uwieńczone pomyślnym skutkiem. Młody, energiczny, przedsiębiorczy, umknął on z niewoli na kilka lat przed ucieczką swej matki, został wychowany na Północy przez przyjaciół tych wszystkich, którzy cierpią, i na wiadomość o matce swej czemprędzej do niej pospieszył.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Harriet Beecher Stowe i tłumacza: anonimowy.