Co każda matka swojej dorastającej córce powiedzieć powinna/O wyborze męża

<<< Dane tekstu >>>
Autor Izabela Moszczeńska-Rzepecka
Tytuł Co każda matka swojej dorastającej córce powiedzieć powinna
Wydawca Wydawnictwo M. Arcta
Data wyd. 1904
Druk M. Arct
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
O wyborze męża.

Miałam początkowo zamiar po poprzednim rozdziale, zawierającym wskazówki, jak powinnaś swój organizm przygotować do funkcji macierzyńskiej, napisać drugi o tem, jak do roli matki i żony przygotować twą duszę, jakie umiejętności zdobyć, zdolności w sobie rozwinąć, jakiemi cnotami powinnaś się wzbogacić, by człowiekowi, z którym cię miłość połączy, spokój i szczęście, a dzieciom swym dobre wychowanie zapewnić.
Po namyśle jednak zaniechałam tego zamiaru, gdyż streszczenie choćby tylko tych wskazówek, jakie ja kosztem doświadczeń życiowych i przez obserwacje zdobyłam, tych zasad, wedle których pragnęłabym, byś się w swem życiu rządziła, wymagałoby napisania drugiej książeczki, przewyższającej rozmiarami tę, którą teraz dla ciebie piszę.
Zresztą, jak już w pierwszym rozdziale nadmieniłam, sposobiąc się do roli matki, musisz w ogóle stać się człowiekiem w najszlachetniejszem i w najpełniejszem znaczeniu tego wyrazu, ażeby przekazać swym dzieciom jaknajwiększą siłę moralną i jaknajwiększe bogactwo duchowe. Jako żona powinnaś wyrobić w sobie te zalety, które każdemu człowiekowi w pożyciu z innemi ludźmi są potrzebne, te same, które cenimy w stosunkach przyjacielskich i koleżeńskich, w kole rodzinnem i domowem, tylko może o tyle spotęgowane, że im ściślejsza jest wzajemna zależność dwojga ludzi, im częstszemi i bliższemi ich stosunki, tym więcej jedno indywidualność drugiego szanować i uwzględniać musi, żeby nieuchronnych starć unikać i ich przebieg łagodzić. Wskazówki, dotyczące tych kwestji niewątpliwie urosłyby do rozmiarów i znaczenia ogólnego przewodnika życiowego, i niemogłyby się zamknąć w zakresie pytania: „Jak się do małżeństwa i macierzyństwa panny przygotować powinny”.
Nie mogę jednak pominąć milczeniem kwestji wyboru męża, — jakkolwiek nie jednemu wydać się może rzeczą jałową i bezcelową jej teoretyczne roztrząsanie. Nie wątpię też, że sam tytuł niniejszego rozdziału da powód do krytyki i nasunie różne wątpliwości. Postaram się więc najprzód na możliwe zarzuty odpowiedzieć i wątpliwości rozstrzygnąć, gdyż już to samo nastręczy mi sposobność do rozwinięcia moich na tę kwestję poglądów i wynikających z nich wskazówek praktycznych.
Pierwszy zarzut, jaki zwłaszcza matki czytające tę książeczkę podniosą: będzie zapewne następujący.
„Czyż można mówić o wyborze męża w warunkach obecnych, kiedy nawet pannom, doskonale wychowanym i wyjątkowo przez naturę uposażonym, jeśli nie mają majątku, rzadko możność wyboru się nastręcza, a niejednokrotnie i panny, posiadające trochę posagu dość długo na sposobność odpowiedniego zamążpójścia czekają? Dziś, gdy liczba kobiet tak stale przewyższa liczbę mężczyzn i to właśnie najwięcej w tym wieku, który dla zawierania małżeństw jest najodpowiedniejszym, kiedy trudne warunki materjalne powstrzymują znaczną liczbę mężczyzn od zawiązywania rodziny, konkurent nie jest wcale tak pospolitem zjawiskiem, ażeby o przebieraniu między kilku możliwemi kandydatami mogła być mowa. Co najwyżej nastręcza się kwestja ogólna: „iść, czy nie iść za mąż?” a jeżeli decyzja wypadnie potakująca, trzeba brać nie tego, kogoby się chciało, lecz tego, który się trafi”.
„Zresztą i tutaj względy materjalne muszą grać rolę ważną, a może rozstrzygającą. Panny bogate, żyjące ruchliwem życiem towarzyskiem, mogą być otoczone rojem młodzieży, która się o ich rękę dobija; te naprawdę wybierać mogą, ale zdaje się, że nie dla nich wyłącznie pisaną jest ta książeczka. Jeżeli zaś mowa o dziewczętach biednych, zmuszonych nieraz bardzo wytężoną i ciężką pracą zdobywać skromne lub liche utrzymanie, albo też będących ciężarem dla niezamożnych rodziców, którzy dla ustalenia ich losu skromnych funduszów rodziny uszczuplić nie mogą, lub wreszcie, gdy chodzi o panny pozbawione celu w życiu, nie dość bogate, by życia używać i konkurentów swym majątkiem nęcić, nie dość biedne, by marne zarobki bardziej potrzebującym odbierać, czyż nie lepiej, aby korzystały z pierwszej nastręczającej się sposobności, dla zapewnienia sobie egzystencji lub odpowiedniego pola pożytecznej pracy w charakterze żony i matki?”.
W uwagach tych mieści się sporo prawdy, ale nie cała prawda. Istotnie, stosunek liczebny kobiet do mężczyzn układa się coraz niekorzystniej dla kandydatek do zamążpójścia i z góry obliczyć można, że pewien procent kobiet jest na celibat skazany. I to także jest prawdą, że mężczyźni coraz więcej obawiają się małżeństwa i połączonych z niem obowiązków, a zwłaszcza materjalnych ciężarów, któreby ich skłaniały do ograniczenia własnych potrzeb lub obarczania się pracą nad siły. Dla tego i oni też w małżeństwie szukają albo materjalnego oparcia, albo też choć takiej pomocy, któraby troskę o utrzymanie rodziny na dwie osoby rozdzieliła.
Najgorszem jest to, że do stanowiska materjalnego, wystarczającego na wyżywienie żony i dzieci, mężczyźni dochodzą zwykle w tym wieku dopiero, którym już pracą wytężoną lub niezdrowym, nieregularnym i lekkomyślnym trybem życia zdążyli siły swe fizyczne nadszarpnąć, uczucia ochłodzić, a zdolność przystosowania się do drugich, tak niezbędną w ścisłem domowem pożyciu zatracić.
Są to rzeczywiście warunki ogromnie utrudniające zawieranie małżeństw wogóle, — a w szczególności zawarcie takiego związku, któryby kobiecie trwałe szczęście mógł zapewnić.
Jednakże nie należy zbyt pesymistycznie przeczerniać obrazu rzeczywistych, nie zadawalniających stosunków. Sądzę, że każda kobieta może swoje szanse dobrego wyjścia za mąż poprawić przez odpowiednie postępowanie, a zwłaszcza dzięki odpowiedniemu wychowaniu.
Najprzód nie należy sądzić, aby ten rój wielbicieli, który otacza panny bogate, miał być dla nich ułatwieniem przy wyborze męża. Ilościowo istotnie tak się rzecz przedstawia, ale jakościowo niekiedy ma się ona wprost przeciwnie. Mężczyźni obdarzeni wyższym poczuciem godności osobistej, szlachetną ambicją i subtelniejszą uczuciowością — często tak starannie unikają upokarzającej roli łowcy posagowego, podejrzeń o interesowne zabiegi około kasy ogniotrwałej przyszłego teścia, że przez to samo tracą sposobność zbliżenia się do kobiety, któraby ich wartość ocenić mogła.
Dla tego też dość często się zdarza, że panny bardzo bogate wychodzą za mąż bardzo nieszczęśliwie.
Chęć sprzedania się żonom za posag nie jest znowuż tak powszechną u mężczyzn, jakby się to zdawać mogło, słysząc ubolewania i żale matek, mających córki na wydaniu, — natomiast dość powszechną jest ostrożność i lękliwość, która im wzbrania wstępować w związki, krępujące ich swobodę i obarczające zbyt wielkim ciężarem.
To też właśnie tak zwane „panny na wydaniu”, panny, wydawane wyłącznie w widokach zrobienia tak zwanej dobrej partji, mają najgorsze szanse wyjścia za mąż i dziwić się temu naprawdę nie można.
Te, których wyłącznem przeznaczeniem w przekonaniu rodziców jest zostać żonami i matkami, przeważnie nie mają na żony i matki najmniejszych fizycznych ani duchowych kwalifikacji. Jakim trybem idzie ich wychowanie fizyczne, o tem już poprzednio pisałam. Czyż niesłusznie unikają mężczyźni związków, któreby ich narażały na utrzymywanie stałego szpitala w domu i ciągłe dzielenie się swemi dochodami z doktorem i aptekarzem?
Kwalifikacje umysłowe, polegające przeważnie na znajomości obcych języków, któremi i tak żadna żona i matka w rozmowie z dziećmi i mężem się nie posługuje, na zbiorze powierzchownych wiadomości, wystarczających do prowadzenia urozmaiconej rozmowy, lecz niewystarczających do pokierowania swem życiem, nie daje też bynajmniej gwarancji, że kobieta swym rodzinnym obowiązkom odpowie i dzieciom zdolność do jasnego, logicznego rozumowania przekaże. Pod względem moralnym taka panienka strojona i pielęgnowana, strzeżona i wprowadzana w świat kosztem najwyższych macierzyńskich oszczędności i poświęceń, a ojcowskiego znoju, jest i dla swego otoczenia i dla samej siebie zagadką. Do dobrego ma mało pola, do złego mało pokus i okazji, jest to wogóle wielki znak zapytania.
Badanie takiej psychicznej zagadki jest w tym okresie i w takim trybie życia dość trudne, a dla mężczyzn o tyle mało pociągające, że naraża ich na różne nieprzyjemności i zawikłania, które bardzo życie utrudniają i są wysoce niewygodne.
Zaledwie zdąży zwrócić na nią uwagę, zająć ją kilka razy dłuższą rozmową lub przetańczyć z nią kilka mazurów, już między rodzicami, w kole ich krewnych i przyjaciół zaczynają się roztrząsania na temat „Czy co z tego wyniknie? Czy to do czego doprowadzi? Czyby to było by dobrze, czy nie dobrze?” Wywiadywanie się o stanowisko przypuszczalnego konkurenta, jego położenie materjalne, stosunki rodzinne, pilne obserwowanie jego zachowania się na każdej wizycie lub przechadzce, tak że dwoje młodych krępowanych przez nieustanne badawcze spojrzenia matki, ciotek i ich przyjaciółek ani na chwilę nie mogę zapomnieć, że chodzi tu nie o zwykłą rozmowę, wymianę myśli i poglądów, lecz o ustalenie losu.
Nikt nie lubi być wciąż na cenzurowanem, ważyć każdy krok i każde słówko, by przez nie odpowiedzialności na siebie nie ściągnąć i ludzi nie narażać. To też wyżej opisany tryb postępowania jest wysoce upokarzający dla obu stron i mrozi nieraz w zawiązku takie uczucie, któreby się w pomyślnych warunkach pięknie rozwinąć mogło. Ileż razy zdarzyło mi się w rozmowie z innemi kobietami stwierdzać ten wciąż powtarzający się objaw, że każda z nich dopiero wtedy miała sposobność mężczyzn poznać i naturalne, przyjacielskie i towarzyskie stosunki z nimi zawiązywać, gdy ją przestano uważać za kandydatkę do ślubnego kobierca!
Pod względem zwyczajów towarzyskich, stosunki zmieniają się na korzyść, stają się prostsze i naturalniejsze, co w znacznej części zapewne tej okoliczności zawdzięczamy, że ilość panien na wydaniu jest coraz mniejszą, a coraz więcej tych, które pragną żyć i pracować samodzielnie i nie uważają małżeństwa za jedyny możliwy sposób ustalenia swego losu. Mężczyźni nie czują się wobec nich w położeniu zwierzyny, lękającej się nastawionych sideł, cennej zdobyczy, na którą cała zgraja panien spragnionych celu w życiu czyha zdradziecko.
Należy też przyznać, że i ich znacznie częściej, niż to się ogólnie mówi, skłania do związków małżeńskich miłość, oparta na bliższej znajomości kobiety, która swym naturalnym wdziękiem i zaletami duszy zainteresować ich zdołała. „Źle jest człowiekowi być samemu” — nawet w raju, a dla większości mężczyzn świat nie jest takim rajem, żeby obecność istoty kochającej i kochanej, wspólniczki złej i dobrej doli, miała być zbyteczną i niepożądaną. Jednakże muszą oni mieć przekonanie, że w żonie znajdą taką istotę kochającą, towarzyszkę złych i dobrych losów, nie zaś tylko stałego poborcę miesięcznej pensji, ozdobę kosztownego, choć zbytecznego salonu, ubieraną w kosztowne choć niezastosowane do wymagań hygieny i estetyki stroje.
Z pomiędzy panien niemajętnych, rozsądnie wychowanych, zdrowych, pracowitych i nieprzywykłych do zbytku, bardzo mało znam kobiet takich, którymby się sposobność do wyjścia za mąż nie trafiała. Niektóre z nich wychodziły za mąż dość późno, a były nie mniej kochane, niż te, które w wiośnie życia, w pełnym rozkwicie wdzięków, stawały na kobiercu. Mężczyźni bowiem znacznie częściej, niż się powszechnie mniema, ulegają urokowi zalet duchowych kobiet, a nie tylko jej fizycznych przymiotów. I nic dziwnego; o zadowolenie zmysłów przy ich luźnych poglądach na moralność jest im stosunkowo wiele łatwiej, niż o duchową spójnię z istotą, z którą ich miłość płciowa łączy.
Z tego, co tutaj napisałam, wynikają dla ciebie dość ważne wskazówki: Aby sobie zapewnić możność wyboru, uniknąć małżeństwa z konieczności, małżeństwa jako jedynego punktu wyjścia z kłopotliwego materjalnego położenia, aby módz trafić na człowieka, któryby pragnieniom twego serca odpowiedział, nie uważaj wyjścia za mąż za nieuchronną konieczność i — nie szukaj męża!
Staraj się, ile możności, materjalnie i moralnie stać o własnych siłach i na sobie polegać. Nie uważaj się za wątły bluszcz, który tylko w potężnym dębie oparcie znaleźć może. Dęby mają dzisiaj tak dużo do dźwigania, a czasem jeszcze tak bywają zmurszałe, że rola opiekunów i kierowników nie bardzo im się uśmiecha. Ty sama zaś, im więcej sił i energji w sobie rozwiniesz, im bardziej odporną, wytrwałą i zaradną się staniesz, tem lepiej się do swych zadań życiowych przygotujesz, bez względu na to, czy będą to zadania matki i żony, czy jakiekolwiek inne. Prawda, że na liczny zastęp konkurentów, z pośród których wybierać byś mogła w żadnym razie rachować nie możesz, że decyzja twoja zawsze obracać się będzie około kwestji: „iść, czy nie iść za mąż?” nie zaś około pytania: „którego z pomiędzy nich wybrać?” Zdaje mi się jednak, że dla kobiety z głębszym charakterem, wyższym poczuciem godności i silniejszemi uczuciami, w żadnych warunkach kwestja nie stawia się inaczej.
Czyż można właściwie wybierać z pomiędzy kilku ludzi, z których jeden tylko przecież posiadać może naszą miłość, a inni są obojętnymi? Przecież kochając pana N nie mogę równocześnie za pana Z wychodzić, gdyż to byłoby niemożliwością. Mogę co najwięcej, mimo miłości — dla bardzo ważnych powodów nie wyjść za pana N, i tylko co do tego wahać mi się wolno. W takim też tylko sensie mówiłam o wyborze męża.
Mam nadzieję, że przy swych wrodzonych zdolnościach, silnej z natury budowie fizycznej zdołasz posiąść wykształcenie, które cię uzdolni do pracy korzystnej i nie nadwerężającej sił. Mam nadzieję także, że ci ambicji, charakteru, pracowitości i wytrwałości nie zbraknie dla sumiennego pełnienia obowiązków, których się podejmiesz; przypuszczam więc, że może widmo nędzy nie popchnie cię w objęcia człowieka, któryby ci jako jedyny warunek szczęścia zapewnił możność utrzymania egzystencji. Dla mniej szczęśliwych rówieśniczek twoich takim losem zagrożonych mam nie słowa potępienia lecz głębokiego współczucia.
Nie mniej niż poprzedni, uzasadnionym się wydaje i taki zarzut. „Jeżeli małżeństwo z miłości uważamy za jedyny moralny związek, który kobietę z mężczyzną połączyć może, to nie mówmy już o wyborze męża. Miłość jest ślepa, nie rozważa i nie rozumuje, a Tytanja zakochana w oślej głowie, Goplana rozmiłowana w Grabcu — mają w naszym świecie kobiecym bardzo liczny zastęp sobowtórów”.
Jest w tem bardzo dużo prawdy, ale nie jest to prawda bezwzględna. Pamiętajmy, że zarówno Goplanę, jak i Tytanję do tak niewłaściwego kierunku miłosnych zachwytów skłoniła ta potęga, którą poetyczne alegorje napojem miłosnym nazywają, a które w życiu rzeczywistem nazywa się po prostu wyobraźnią, wybujałą w erotycznym kierunku.
Panienki, których wyłączny pokarm umysłowy stanowią sentymentalne powieści, pełne namiętnych wybuchów i przesiąknięte erotyzmem zmysłowym utwory, lub rozmowy toczone w kole rozmarzonych a nieświadomych życia rówieśniczek — piją całemi garncami ten napój miłosny, tak odurzający, że może ich w końcu uzdolnić do zakochania się w pierwszym lepszym Grabcu. O takich panienkach słusznie się ktoś wyraził, że nie kochają człowieka lecz kochają miłość, a nie chodzi im nawet o to, żeby w tej miłości znaleźć źródło szczęścia i siły dla siebie i wybranego, lecz żeby przeżyć pewną ilość erotycznych wrażeń, choćby bardzo rozdzierających, bolesnych i tragicznych.
To przesadne i niezdrowe wyobrażenie o miłości podyktowało jednej z moich znajomych charakterystyczne zapytanie w chwili, gdy się decydowała zerwać z narzeczonym, doszedłszy do przekonania, że go nie kocha i szczęścia swego dla niego poświęcać nie może. Wtrąciłam wśród poufnej rozmowy uwagę: „życia on sobie nie odbierze”. Ona zaś wprost zdumiona temi słowami, zapytała: „Jak to? więc myślisz, że mnie wcale nie kochał?”. Kiedy się moje słowa sprawdziły, czuła się wprost obrażoną. Fakt, że były narzeczony po pewnym czasie ożenił się z inną, uznawała jako dowód jego moralnej nędzoty.
Chcąc się więc uchronić od zakochania się w oślej głowie, nie nadużywaj miłosnego napoju i nie sądź, że życie człowieka składać się może z samych miłosnych zachwytów i katastrof sercowych.
Bez sztucznych podniet zbudzi się serce i w tobie przy sprzyjających okolicznościach, a najlepiej będzie, jeśli się wzbudzi wyłącznie pod wpływem podniety naturalnej, to jest osobistych przymiotów człowieka, który twoją miłość posiądzie. Większość pomyłek, na które przy wyborze męża narażają się dziewczęta, przypisać można właśnie ich wybujałej i rozgorączkowanej wyobraźni, którą niebaczni wychowawcy lekkomyślnie potęgują przez ogólnie przyjęty system wykształcenia panien i przez utrzymywanie ich w nieświadomości rzeczywistych życiowych stosunków.
Jakkolwiek bowiem miłość nie rozważa i nie rozumuje, nie brak dowodów i na to, że na możność zakochania się w tym lub owym człowieku wpływają bardzo potężnie nasze ogólne poglądy, przyzwyczajenia, przesądy, to wszystko, co się na nasze życie umysłowe składa. Wiemy przecież bardzo dobrze, że jest rzeczą rzadką, by panna z wyższej towarzyskiej sfery zakochała się w mężczyźnie, który np. palcami nos obciera i rąk nie myje. Panny z prowincji, na wsi wychowane, darzą najchętniej swą sympatją młodzież, która zręcznie konno jeździ, celnie strzela i zgrabnie tańczy. Choćby młodzieniec posiadał wiedzę mędrca, a serce apostoła, pozbawiony tych zalet, wydałby im się przeważnie tylko śmieszną, niezdarną kreaturą.
Natomiast panny, żyjące w kole inteligencji miejskiej, uważają czasem za niemożliwość zakochanie się w człowieku, który nie kończył uniwersytetu.
Ponieważ nie znają życia, ani istoty małżeńskiego stosunku, ulegają pierwszej lepszej podniecie ze sfery tych wyobrażeń, które im są najbliższe i najlepiej znane. Reszty przymiotów dopożycza ukochanemu wyobraźnia panieńska, a całą treść ich miłości stanowi rozbudzenie zmysłów.
Tem się też tłómaczy gromadne zakochiwanie się panien w aktorach, śpiewakach, muzykach i wogóle w osobistościach głośnych, choćby czasem rozgłos swój zawdzięczali takim cechom, które ich wcale na mężów i ojców nie kwalifikują. Stąd też wynikają pensjonarskie uwielbienia dla starych profesorów, adoracje dewotek dla księży i te prawdziwe klęski rodzin, spowodowane przez typowych pożeraczy serc, którzy nieraz magnetyczny wpływ swój na kobiety zawdzięczają wyłącznie swej opinji ludzi niebezpiecznych. Czasem karjera takiego Don Juana zaczyna się po prostu od nieuczciwych przechwałek, szarpiących opinję osób dotąd nieposzlakowanych, a właściwy kobietom popęd do owczego naśladownictwa i brak samodzielności sprawia, że wydaje im się rzeczą równie niemożliwą oprzeć się temu, któremu się dotychczas żadna nie oparła, jak zakochać się w takim, za którego poprzednio już dwie przyjaciółki wyjść nie chciały.
Sądzę, że gdyby panny wcześniej przywykały patrzeć na miłość, jako na łącznik duchowy dwóch istot, a zarazem jako na pierwszy szczebel, wiodący do macierzyństwa, — a na małżeństwo jako na ścisły duchowy i fizyczny związek, mający na celu oprócz wspólności życia i wydawania potomstwa, może by ich miłosne zapały nie błąkały się po takich manowcach i nie tak często w przepaść je wiodły.
Pragnęłabym, abyś, przy zachowaniu wszystkich poprzednio przezemnie wyłuszczonych rad, nigdy nie traciła z oczu tej prawdy, że twe najgorliwsze usiłowania w celu zapewnienia twym dzieciom zdrowia i dobrego wychowania iść muszą na marne i w niwecz się obrócić, jeżeli twym wspólnikiem w tak ważnem zadaniu będzie człowiek, nie posiadający zalet dla męża i ojca niezbędnych.
Choćby ciało twoje było zdrowem, jędrnem, doskonale zbudowanem, twa krew czystą jak źródła górskie, a twoja troskliwość macierzyńska niezrównaną, zmuszoną będziesz rodzić i wychowywać kaleki, cherlaków, niedołęgów lub idjotów, jeżeli ojciec choroby swe i ułomności im przekaże.
Twoja własna młodość, czerstwość i uroda zwiędnąć mogą skutkiem nieuleczalnych chorób, biorących początek w niewłaściwym związku. Może zupełnie będziesz się musiała wyrzec pociech macierzyńskich, może życiem dzieci lub życiem własnem przypłacisz zgubny krok, do którego cię miłość popchnęła!
Jakkolwiek wpływ organizmu matki na rozwój organizmu dziecka jest większy, jakkolwiek wychowanie naszych dziewcząt przeważnie warunkom hygieny nie odpowiada, to jednak każdy człowiek doświadczony przyznać musi, że dziś niebezpieczeństwa grożące przyszłym pokoleniom ze strony ojców najmniej po trzykroć przewyższają te, które im zagrażają ze strony matek. Wychowanie mężczyzn jest niemniej wadliwe niż wychowanie kobiet, a ich luźne pojęcia moralne, fałszywe przywileje któremi się cieszą i zgubna tolerancja, która wszelkie wybryki młodzieży otacza, pozwalając jej szumieć, póki się w jarzmo małżeńskie nie wprzęgnie, naraża młodych ludzi na choroby, które nietylko im życie skracają, i zdrowie rujnują, lecz mszczą się na bliższych i dalszych pokoleniach, które z nich początek biorą.
Wiem, że tobie samej trudno będzie się informować o zdrowie twego narzeczonego; jestto raczej obowiązkiem rodziców lub opiekunów. Jeżeli jednak zabraknie ci mojej opieki, przypuszczam, że zawsze mieć będziesz przy sobie kogoś ze starszych zaufanych przyjaciół, któryby się tej roli podjął i ciebie od najstraszniejszej klęski życiowej uchronić zdołał.
Na to też liczę napewno, że jeśli otrzymasz odpowiednie ostrzeżenie od życzliwych ci osób, nie będziesz go lekceważyła i nie będziesz się pocieszać myślą, że twoja idealna miłość osłodzi życie nieszczęśliwemu, a od zadowolenia zmysłowych popędów powstrzymać się będziesz mogła. Nie wiesz, jak długo utrzymasz się w tym idealnym nastroju, a przedewszystkiem nie możesz liczyć na to, by się w nim utrzymał twój mąż, zwłaszcza jeśli jest tyle niesumienny, że nie lęka się młodą twą egzystencję przykuć do swej fizycznej ruiny.
Strzeż się też od ulegania tym owczym pędom, które całe gromady ofiar rzucają w objęcia słynnych zdobywców serc i salonowych rozbójników. Rozgłos osobistości demonicznych i niezwyciężonych niech ci nie imponuje; zwykle nie bierze on źródła z żadnej innej istotnej wyższości.
Przypuśćmy nawet, że taki mężczyzna zachował swą fizyczną młodość i zdrowie, dzięki temu, że tylko zdrowe istoty unieszczęśliwiał i do upadku doprowadzał, to jednak chwilka zastanowienia wytłómaczy ci, że dusza jego musiała się zatruć i znieprawić w ciągu tej karjery Don Juana, złożonej z kłamliwych obietnic i fałszywych przysiąg, zręcznie odgrywanych komedji, na zimno dokonywanych eksperymentów i wyuzdaną hulanką zagłuszanych wyrzutów sumienia.
Czyż nie odstręczy cię od niego myśl, że człowiek, który tyle kłamał i oszukiwał, i ciebie także oszukiwać może, że przywykły do bawienia się tem, co dla ciebie jest świętością, i tobą także się bawi, a wyznania miłosne, które ciebie o zawrót głowy przyprawiają, on deklamuje z wprawą rutynowanego aktora, występującego po raz setny w tej samej roli? Czy może szanować w tobie kobietę, matkę swych dzieci ten, który tyle kobiet poniżył i pod pręgierz opinji postawił?
Nie możesz naturalnie łudzić się nadzieją, że będziesz bezwarunkowo pierwszą miłością twego wybranego, jednakże tego żądać masz prawo, abyś była naprawdę jego miłością, a nie zabawką kupioną za cenę aktu ślubnego. Pod tym względem zawsze lepszą gwarancję da ci człowiek, który miłości nie traktował jako sportu, nie szumiał, na kawalerskie wybryki sobie nie pozwalał, a czcząc własną matkę, braterskiem przywiązaniem i opieką darząc własne siostry, nauczył się w każdej kobiecie szanować czyjąś córkę i siostrę, oraz przyszłą matkę. Ludzie tacy nie umieją bardzo wprawnie i zręcznie dziewczętom głowy zawracać, ale tem więcej szczerą miłość wzbudzić mogą, że na nią zasługują.
Nie bierz za miłość pierwszego lepszego uczucia sympatji, które cię do danego mężczyzny zbliży. Młode serca wezbrane potrzebą miłości szukają ujścia w każdym stosunku, który się nastręczy, tam nawet, gdzie zupełnie wystarczyłby szacunek, życzliwość lub współczucie. Nieszczęśliwi, choćby sami na siebie swe nieszczęścia ściągali, wykolejeni, starzy, schorowani, różne fizyczne i moralne kaleki i niedołęgi, nie tracą więc nadziei, że się do nich jakieś młodziutkie, nieświadome życia stworzenie przywiąże i przez to całą swą przyszłość zwichnie.
Zanim się niepodzielnie oddasz takiemu uczuciu, zastanów się najprzód, czy chciałabyś mieć dzieci podobne do człowieka, z którym życie swe łączysz, czy zgodziłabyś się na to, żeby im przekazał swoje ułomności fizyczne i moralne, swoje kalectwa i swoje dziwactwa. Czy miłość twa, wystawiona na długoletnie próby cierpliwości, rezygnacji, poświęcenia, zaparcia się wszystkiego, co życie miłem czyni, wyjdzie z nich zwycięzko? Wreszcie, czy masz prawo powoływać do życia istoty obarczone dziedzicznemi przypadłościami? Rozważ i to, że choć miłość, którą w danej chwili dla wybranego swego serca odczuwasz, wydaje ci się bezgraniczną, nie dorównywa bynajmniej ona temu uczuciu, które dla dzieci swych będziesz miała, że z czasem, widząc w nim źródło nieszczęść, które na nie spadną, nie tylko zobojętnieć, ale nawet znienawidzieć go będziesz w stanie.
I to również jest ważnem, ażebyś w swym przyszłym mężu widziała te przymioty moralne i zalety umysłu, które w ludziach wogóle najwięcej cenić przywykłaś i które pragnęłabyś swoim dzieciom przekazać. Wychowanie dzieci przeważnie w twem ręku spoczywać będzie, ale nie będzie w niem spoczywać wyłącznie, a jeżeli zaś ono wogóle ma się udać, musi panować między rodzicami zgodność zasadniczych poglądów na życie, bo wśród domowej rozterki rozwój dzieci jest dziełem ślepego przypadku.
Powinnaś też pamiętać o tem, że od chwili połączenia się z mężem stanie się on dla ciebie nieodłącznym towarzyszem i przyjacielem, że będziesz z konieczności zmuszona unikać wszystkiego, co cię od niego oddala i z nim różni, a tego się chwytać, co między wami ściślejszą spójnię stanowi. Nawet najbliższa rodzina, nawet najserdeczniejsza przyjaciółka nie wynagrodzi ci tych braków, które w pożyciu z nim odczuwać będziesz, jeśli się usposobienia wasze nie dobiorą i jeśli każde z was będzie miało pewną sferę uczuć i pojęć dla drugiego niedostępną i zamkniętą. Dlatego też zanim powiesz słowo decydujące, staraj się wtajemniczyć w sposób myślenia twego przyszłego męża, poznać sferę jego zainteresowania i zakres działalności, szczerze i naturalnie wypowiadaj mu własne poglądy na rzeczy, które cię zainteresują, a jeśli taka wymiana myśli doprowadzi was do harmonijnego nastrojenia dusz na jeden ton zasadniczy, to miłość dopełni reszty i zespoli was w najściślejszy węzeł, jaki człowieka z człowiekiem połączyć może.
Względy materjalne, zwykle stawiane na pierwszym planie, ja umieściłam na końcu, nie dla tego, żebym je pomijać lub lekceważyć radziła, lecz dla tego, że mają one istotnie dopiero trzeciorzędne znaczenie.
Ludzie wogóle bardzo źle znoszą materjalne kłopoty, a troska o jutro odbiera im łatwo moralną równowagę i pozbawia ich wielu cennych właściwości usposobienia. Pod wpływem nieustających pieniężnych niedoborów stają się zgryźliwi, nerwowi, niecierpliwi, znudzeni i przygnębieni, a w takim stanie umysłów o harmonji małżeńskiej mowy być nie może. Dlatego też mam nadzieję, że będziesz tyle rozsądną, by nie wyjść za człowieka, dla którego byłabyś ciężarem nad siły i nie zdecydujesz się mieć dzieci, których byś nie miała czem wyżywić.
Jeżelibyś go bardzo kochała, jeżeliby wam się zdawało, że żyć bez siebie nie możecie, to zdecyduj się czekać do chwili, aż się wasze materjalne położenie, dzięki pracy i oszczędności, poprawi i połączenie się umożliwi. Będzie to nawet dla ciebie bardzo pożyteczną próbą miłości twego przyszłego męża i twej własnej, oraz energji i wytrwałości obojga.
Z drugiej strony i to przyznać można, że w większości wypadków obawy, dotyczące materjalnej egzystencji są przesadzone. Ludziom rozumnym, poważnie myślącym i czującym głęboko, nie potrzeba do szczęścia tak dużych dochodów lub tak znacznego majątku, jak się powszechnie mniema. Wogóle ludzie mało zdają sobie sprawę z tego, bez ilu rzeczy takich, do których przywykli, obejść by się mogli, gdyby mieli kompensatę w tak ważnych źródłach szczęścia, jak przywiązanie wzajemne i widok zdrowych, ładnych, poczciwemi skłonnościami i bystrem pojęciem obdarzonych dzieci.
Zbyt mało też wiedzą o tem, że każda najdrobniejsza przyjemność, najskromniejsza rozrywka, najmniejszy wzrost domowego dobrobytu, staje się źródłem niemałych rozkoszy, jeśli nie jest rzeczą powszednią i łatwą, lecz pewnym trudem i dłuższem oczekiwaniem okupioną. Podróż zagranicę nie taką sprawia przyjemność ludziom bogatym, jak krótka zamiejska wycieczka tym, którzy cały tydzień w pocie czoła pracowali; całe kosztowne umeblowanie pięknego salonu nie tyle cieszy człowieka, mającego duże dochody, jak kupienie łóżka temu, kto sypiał na ziemi, lub sprawienie ściennego zegara w domu, w którym tani budzik funkcje czasomierza pełnił.
Jeżeli mąż w żonie, a żona w mężu znajduje moralne i materjalne oparcie, jeżeli zgodnie i łącznie dążą do zapewnienia dzieciom dobrego wychowania, to praca ich nie męczy, oszczędność życia nie obrzydza, a troski materjalne znoszą mężnie i nawet wesoło.
Tam tylko bywają one przyczyną rozterki domowej, gdzie biorą źródło w lekkomyślności, egoizmie lub zgubnych nałogach jednej lub drugiej strony. Żona próżna, leniwa, strojnisia, rozrzutna i niedbała, z egoistycznem zadowoleniem trwoniąca zarobek męża, który na niego kosztem sił i zdrowia pracuje; mąż lekkomyślny, sybaryta, lub hulaka, trwoniący po za domem grosz, dla wyżywienia dzieci niezbędny, muszą sobie wzajemnie zakwaszać życie, i żyć w piekiełku domowem, którego stałym gościem jest komornik.
Spokój domowego ogniska zabezpieczają nie wielkie dochody, lecz takie, do których mąż i żona chętnie swe wymagania przystosują, jeżeli je przystosować wogóle mogą — co jednak poniżej pewnej cyfry dla danego stopnia kultury, staje się istotnie niemożliwem.


Po napisaniu tych uwag, pokazałam jednej z mych przyjaciółek cały rękopis i taką od niej usłyszałam krytykę:
„Jeżeli ta książeczka ma być dla twej córki istotnym kierownikiem, a zarazem jedynym majątkiem, który jej przekażesz, to z góry pogódź się z myślą, że panną zostanie. Gdzież znajdzież człowieka, który by dał jej wszystkie wymagane przez ciebie gwarancje, miłością ją obdarzył i miłość jej wzbudził? Choć by nawet i takiego znaleźć mogła, boć i tacy trafić się mogą niewątpliwie, choć ich niema wielu, to przecież ona szukać go nie będzie. Tego jej nie radzisz i to z jej pańskiej roli nie wynika, zwłaszcza że chcesz wykorzenić z niej to wszystko co na kokieterję i próżność zakrawa, a nie myślisz jej kształcić w sztuce podobania się, dzięki której niejedna kobieta tak nieszczęśliwie swem życiem pokierowała”.
Słowa jej skłoniły mnie do chwilki namysłu, poczem odpowiedziałam:
„Że córka moja panną zostać może, tego bynajmniej nie zaprzeczam i z tem przypuszczeniem zupełnie się godzę, a choć wolałabym ją widzieć szczęśliwą żoną i matką, nie wątpię jednak, że te same przymioty, które by jej szczęście rodzinne zapewnić mogły, we wszelkich innych warunkach posłużą jej do wypełnienia swego życia pożyteczną pracą, ważnemi obowiązkami i takiemi serdecznemi stosunkami przyjaźni i przywiązania, które jej w znacznej części ciepło rodzinne zastąpią. Jedyną klęską, jakiej się dla niej naprawdę obawiam i od jakiej za każdą cenę ustrzedz bym ją pragnęła, jest roztrwonienie swych fizycznych i duchowych sił w niedobranym i nieszczęśliwym związku i skazywanie na udział w cierpieniach i poniewierce niewinnych istot, którym by życie dała.
Nie sądzę jednak, aby ona miała być nieuchronnie na staropanieństwo przeznaczoną. Choć jej nie będę w świat wprowadzać, nie będę jej wszakże trzymała pod kloszem. Będzie się musiała samodzielnie zatrudniać, wśród ludzi obracać, poznawać ich i im się dać poznać, będzie się stykała z życiem rzeczywistem, a nie ze sztucznem życiem salonów — i mam nadzieję, że to jej da sposobność poznać ludzi takiemi, jakiemi są, a nie jakiemi się wydawać pragną.
Jeżeli rozwinie w sobie te przymioty, które w niej widzieć pragnę, jest rzeczą prawdopodobną, że jej młodość, świeżość, zdrowie, prostota i szlachetna godność postępowania, jej szlachetne uczucia, prawość i bystrość umysłu — zwrócą uwagę mężczyzny, który właśnie te przymioty ceni w kobiecie, towarzyszce życia.
Co zaś do sztuki podobania się, tej nauczy ją miłość. Nieświadomie, instyktownie odkryje ona tysiące sposobów przywiązania do siebie człowieka, do którego jej serce przylgnie!”.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Izabela Moszczeńska-Rzepecka.