<<< Dane tekstu >>>
Autor Julian Tuwim
Tytuł Czary i czarty polskie
Rozdział VI
Pochodzenie Czary i czarty polskie oraz Wypisy czarnoksięskie
Wydawca Instytut Wydawniczy „Bibljoteka Polska“
Data wyd. 1924
Druk Zakłady Graficzne Instytutu Wydawniczego „Bibljoteka Polska“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VI.

„Nie słychać po innych państwach i nacjach o tak gęstych ekscesach i nagłych a raczej bezprawnych egzekucjach,“ narzeka ks. Gamalski w „Przestrogach duchownych“,[1] „nasza tylko w tem nieszczęśliwa Polska, której wkrótce borów i lasów na stosy nie stanie, a podobno tem prędzej po miastach, miasteczkach i wsiach ludzi nie będzie na podniecenie tych pożarów.“ Jest w tym okrzyku szlachetnym wiele przzesady, gdyż historja świadczy, że w sąsiednich „państwach i nacjach“ męczono i palono stokroć więcej niź w Polsce ofiar. Chociaż już od w. XIV rozlegało się echo o inkwizytorach „haereticae pravitatis“ (był to jeden z urzędów klasztornych zakonu dominikańskiego)[2], to aż do połowy w. XVI nie zajmowano się u nas sprawami o czary, gdy np. we Francji, już w w. XIV (od 1320 do 1350) w samej Karkassonie spalono 400 czarownic i czarowników, w Tuluzie zaś, w tym samym czasie, 600.[3] Proces o czary był jedną z gałęzi św. inkwizycji, która przez usta swych popleczników stworzyła zasadę „haeresis est maxima opera maleficarum non credere“, opierając się na piśmie św.: „Czarownikom żyć nie pozwolisz“ (Exod. 22, 18), „Mąż albo niewiasta, w którychby był duch czarnoksięski albo wieszczy, śmiercią umrą (3 Mojż. XX, 27) i na dogmacie, przez św. Tomasza z Akwinu utwierdzonym: fides catholica vult quod daemones sint aliquid et possint nocere suis operationibus. Gorszył się ks. Chmielowski, że istnieją ludzie, którzy „cale negują, aby czarnoksięstwa i czary miały się znajdować a co większa: niektórzy twierdzą, że nawet i czartów niemasz. Jak oni temu ważą się kontradykować, czemu kościół boży nigdy nie kontradykował?̈́“[4] Kościół utrwalał w ludzie wiarę w djabła,[5] a jednocześnie walczył z czarami, jako „cudami nielegalnemi“, jako z herezją, bo czarownicy, według Alexandra IV, „aperte haeresia sapiant“, djabeł zaś do dziś dnia tak lubi włazić w kacerzy, jak niegdyś w świnie, a kacerze tak się zwykle przemieniają w czarowników, jak stare nierządnice w rajfury.[6] Czary zaliczone były do crimina excepta, atrocissima.
Najdawniejszy przepis prowincjonalnego prawa polskiego o czarodziejstwie znajdujemy w synodzie, odbytym w Budzie przez legata papieskiego Filipa w r. 1279. Czytamy tam: „Ze społeczności wiernych wyłączamy i wyklinamy wszystkich czarowników, którzy czynią czary przez wzywanie djabłów, lub użycie rzeczy poświęconych, surowo zabraniając, aby nikt, prócz własnego ich biskupa, nie dawał im rozgrzeszenia, wyjąwszy w godzinę śmierci; inni zaś czarodzieje mogą być rozgrzeszeni przez miejscowych kapłanów, po naznaczeniu im odpowiedniej pokuty.“[7] Z w. XV pozostało kilka zapisek, jak np. o tem, że „wyeszcza baba z Zakrzewa scilicet czari“ (r. 1476) została pociągnięta do odpowiedzialności za gusła,[8] w roku 1502 „Małgorzata Bilkowska oczyszczała się przed kapitułą poznańską z zarzutów sobie uczynionych;“[9] są ślady, że za króla Aleksandra oskarżono o czary Sapieżynę,[10] lecz aż do roku 1543 wiadomości te są nader skąpe. Dopiero sejm z r. 1543 (Vol. legum I, f. 578, § Differentias) zajmuje się sprawami czarnoksięskiemi i oddaje sądzenie ich władzom duchownym.
„Różnice sądowe między duchownemi a świeckiemi na tym sejmie z radami naszemi obojga stanu i z posły ziemskiemi tak postanawiamy, aby więcej jeden drugiego do prawa sobie nienależytego nie pozywał ani pociągał. Aby tedy wiedzieć, które kauzy do duchownego prawa, które do świeckiego przysługują, tem opisaniem oznajmujemy. Postanawiamy za przyzwoleniem panów prałatów duchownych i panów świeckich i posłów ziemskich: naprzód prawu duchownemu należy sąd rozeznać różnicę około wiary chrześcijańskiej, o heretykach, o schizmatykach, bluźniercach bożych i apostatach. Nadto sądowi duchownemu podległy wróżki, czary, czarnoksięstwo“, etc. (Czar. powołana, str. 9).
Sądy świeckie miały jednak prawo ingerencji, o ile wynikała dla kogo szkoda materjalna — i w ten sposób sprawy o czary przeszły całkowicie pod sądy landwójtowskie, chociaż o formalnej translacji praw sądów duchownych na świeckie nie znajdujemy nigdzie wzmianki.[11] Poza uchwałą z r. 1543, przepisującą sądzenie spraw o czary i uchwałą z r. 1776, znoszącę je, nie znajdujemy w konstytucjach nic, coby określało sposób sądzenia, śledztwa etc. Znamy tylko dekrety królewskie (Warszawa 1672 i 1713) oddające sądom duchownym pierwszeństwo przy badaniu spraw o czary, i reskrypt Augusta III (z r. 1745), zakazujący rozpatrywanie ich sądom miejskim pod karą mille hungaricalium a wiejskim sub poena capitis. Dekrety te i reskrypty nie były jednak nigdy ściśle wykonywane. Praktyka zaś sądowa powstała sama przez się, poczęści na gotowym wzorze niemieckim. Według kalamburu „Czarownicy powołanej“ była to zaprawdę „jurisprudentia — jurisperdentia“. Byle plotka zawistnej sąsiadki wystarczyła, aby „ująwszy gromnicę palił ławnik z burmistrzem w rynku czarownicę,[12] lecz chcąc pierwej dociec zupełnej pewności, pławił ją na powrozie w stawie podstarości.“ O pławieniu niema wzmianek w źródłach archiwalnych, był to jednak obyczaj powszechny: oskarżoną zanurzano w wodę, a jeżeli nie tonęła — był to „wielki dokument do czarów“. — „Z tej przyczyny mnie wzięto, zeznaje Anna Strzeżeduszyna, żem pływała. Ale niejednakowo rzucano w wodę: jedną z ochroną, a drugie — jako mogło być. Tom też od ludzi słyszała, że, kiedy która czarownica, chociaż ją pogrążają, tedy ona przecie pływa jako kaczka.“ Niektórzy księża zwykli byli pierwej poświęcać wodę, w której baby pławić miano[13] i chociaż Innocenty III zakazał takiego poświęcania, czynili to w dalszym ciągu. Mylnie jednak twierdził autor „Czar. pow.“ że pławienia „w porządnych państwach jako we Włoszech, w Hiszpanji, we Francji nie obaczysz“ i „nigdzie też czarownic nie pławią, tylko u nas.“ Zwyczaj ten istniał w Niemczech i we Francji. U nas jednak przetrwał najdłużej. Walczył z nim bisk. Załuski,[14] pisząc że „próba niewinności przez pławienie w wodzie jest niegodziwa i płonna, chcąc aby niewinny tonął a winny pływał, i sprawiedliwie mówić można, że to jest wynalazek ludzkiego dowcipu, przez który częstokroć fałsz prawdzie miejsce bierze — i lubo się czasem uda, to czyni czart, aby tym utwierdził w błędzie człowieka, chcąc go łudzić przez pomaganie mu w niegodziwości... Dlaczego z usilnością zabraniać tego czynić każdy jest obowiązany.“ Nawet po konstytucji r. 1776 zdarzały się wypadki pławienia. W r. 1789 ekonom z Zagościu pod Pinczowem „zdesperowany brakiem deszczu“ kazał baby pławić,[15] Huculi topili wiedźmy w r. 1827;[16] w r. 1836 we wsi Chałupach (pow. Wejherowski) zarzucono 50-letniej Cejnowej, że zczarowała rybaka Kąkola. Przez dziesięć dni bito ją, szarpano, kopano, potem pławiono i utopiono[17]; Gloger wspomina[18], że w r. 1860 włościanie oskarżyli pewną komornicę o rozpędzanie chmur i prosili, aby im pozwolono pławić ją; i jeszcze w r. 1872 we wsi Dżurkowie (powiat stanisławowski) pławiono naskutek posuchy wszystkie ze wsi kobiety.[19]
Po pławieniu, „dla lepszego wyrozumienia strony czarowania i inszych wielu rzeczy“ wydawano oskarżone na tortury. „Porządek sądów miejskich“ z r. 1618 zawiera następujący „dowód przeciw czarownikom i tym wszystkim, którzy się z czarnoksięstwy a z gusły obchodzą“:
Gdy się pokaże, iżeby kto takowych rzeczy innego chciał uczyć, abo że komu tem groził, a temu, któremu grożono, żeby się stąd co złego przydało, abo też, żeby w tem podejrzanym się być pokazał, słowy, obyczajmi, postawą i inszemi sprawami, które się w takowych ludziech najdują, a których takowi ludzie używają, ażeby się tem już osławił — takowemu każdemu słusznie ma być o to wina dana i za takiemi znaki może być i na mękę skazan, ponieważ takowe wszystkie umiejętności, które są naprzeciwko Panu Bogu, i też ludziom chrześcijańskim nie przystoi żeby się z niemi obchodzić mieli, mają być prawem zapowiedziane i srogo karane.
Zeznania wydobywano „wodą, octem, laniem wrzącego oleju w gardło, smarowaniem siarką, smołą gorejącą lub słoniną, głodem, pragnieniem wielkiem, przyłożeniem na pępek myszy, szerszeni albo jakich innych chrobaków jadowitych, nakrytych bańką, ażeby tak wyjść nie mogły, ciało cierpiącego dręcząc; jako też, gdy złoczyńcę ku ławie przywiążą, nogi jego słoną wodą namażą, potem kozę przywiodą, która rada sól jada, aby pięty onego złoczyńcy lizała: który ból powiadają być okrutny bez obrażenia cielesnego... dalej przez ciągnienie powrozami, gdy nago złoczyńca (wszakże wstyd przyrodzony mając nakryty), na węższej ławie niż ciało jest, bywa pod pachę przez piersi przywiązan, potem wielkie palce u nóg bywają związane, a powróz od nich około osi u koła okręca, aby tak obracaniem koła ciało złoczyńcę ku wypowiedzeniu prawdy było ciągnione. Niektórym też, którzy na męki mają być dani, pierwej wszystkie włosy brzytwą ogolą, dla opatrzenia, aby jakich kunsztownych pomocy we włosiech nie miał według czarnoksięstwa abo czarów inych, za któremi więc żadnej męki nie czują... Przed innemi mękami złoczyńca naprzód był bit miotłami“ (ib., 217—218). Przebieg wypełniania tormentów według prawa świętobliwego magdeburskiego opisuje Kitowicz:[20]
„Przed ratuszem była tak urządzona piwnica, że w ścianach jej osadzony był hak żelazny gruby z kółkiem, wysoko od ziemi na półtrzecia łokcia do posadzki w środku piwnicy utwierdzony. Tam stawiano stołek. Na nim kat sadzał więźnia, wiązał mu z tył ręce jednym powrozem, drugim wiązał nogi, końce zaś powrozu przywiązał mocno do kółka niższego; przez powróz u rąk przełożył inny postronek, przez kółko wyższe pojedyńcze przewleczony raz drugi około ręki okręciwszy trzymał, aby mu się w ciągnieniu nie wymknął. Przywiązawszy tak więźnia, stanął przy nim w pewnej odległości. Na boku przy ścianie naprzeciw więźnia stawiano stolik i stołki, kałamarz, pióro, papier, za którym zasiadał wójt z dwoma ławnikami. Gdy tak już wszystko było przygotowane, instygator miejski, stojący przy wójcie, imieniem skarżącego w krótkiej przemowie upraszał owegu sądu: że ponieważ więzień dobrowolnie wzbrania się przyznać do występku popełnionego, aby go wskazał na tortury, podług praw krajowych. Poczem wójt, przystępując do zwykłej formy badania obwinionego, mówił wprzód do niego łagodnie, zachęcał go do szczerego wyznania prawdy. Gdy to nie odnosiło skutku, wójt zaklinał go na wszystkie świętości, na zbawienie duszy jego etc. Gdy i to nie pomagało, wówczas wójt na instygatora zawołał. „Mów więc mistrzowi sprawiedliwości, niechaj postąpi sobie z nim według prawa.“ Instygator zaś zawołał donośnym głosem: „Mistrzu! postąp z winowajcą według prawa.“ Kat, jeszcze nim przystąpił do zadawania mu męczarni, wołał po trzykroć: „Mości panowie zastolni i przedstolni![21] Czy z wolą to waszą, czy nie z wolą?“ Instygator odpowiadał za każdym razem: „Z wolą“. Dopiero kat silnie pociągnął za powróz. Wtenczas ręce więźnia poczęły się wyłamywać ze stawów, ramion, podnosić się wgórę tyłem głowy, postać zaś więźnia, poddając się wyższą częścią ciała za sznurem, znajdowała się na stoliku, nogi zaś, wyciągnięte i do haka przywiązane, wisiały jak na powietrzu. Jeżeli po tej męce więzień w dalszym ciągu trwał w uporze, kat przyzywał wówczas swego pomocnika i obydwaj z całych sił za sznur ciągnęli. Wówczas więzień wyciągnięty był, jak struna. Ręce wykręciły się tyłem i stanęły w prostej linji z ciałem nad głową, w piersiach zrobił się dół, w który tłoczyła się głowa, cały człowiek wisiał na powietrzu. Wszystkie żebra, kości, stawy i żyły stały się wydatnemi. Jeżeli zdarzyło się, że więzień na torturach skonał, wszystko się natenczas kończyło i zmarłego pochowano, a sprawa upadła. Niekiedy obwinionemu kładziono na nogi ostre żelaza, karby nakształt zębów, kształt piły mające, z dwuch sztuk złożone, przez które przechodziły z obu końców śruby; temi śrubami ściągano żelaza zębate na wierzch piszczeli nóg, które pod spodem przymocowane były. Te więc, coraz bardziej gniotąc i kalecząc nogi, nieznośny ból sprawiały. Mistrzowie, żelaza podobne dybom, po swojemu nazywali butami hiszpańskiemi. Utrzymywano powszechnie, że nie było zbrodniarza, któregoby obuwie to do przyznania winy nie przymusiło.
Kropienie gorącą siarką, przykładanie do boków blach rozpalonych, nie było tak bolesne jak buty hiszpańskie.
Kiedy miano czarowników lub czarownice torturami próbować, golono im zwykle włosy na głowie, utrzymując, że we włosach kryje się djabeł i nie dopuszcza czarownicy sumiennego wyznania prawdy, i że ukryty we włosach za niego lub za nią znosi męczarnie, biorąc za powód owe spokojne wytrzymywanie tortur wyżej wymienionych, co zapewne z omdlenia lub opuszczenia sił przychodziło, nie zaś z pomocy szatana. Żydom pospolicie (jak to utrzymują pisarze) o jakibądź występek obwinionym i na tortury skazanym, regularnie to uskuteczniano. Gdy nieraz winowajca, jak żyd bez mydła ogolony, tortury wytrzymał, kat udawał wówczas, że mu jakiś wielki czarownik tortury oczarował, iż swego skutku osiągnąć nie mogły.[22] Skoro zaś przyznał winę, zdejmowano mu z nóg buty hiszpańskie, sadzano na stołku, wziąwszy potem za ręce powykręcane, odkręcano je napowrót z nowym bólem, potem złożywszy je nakrzyż, przed piersi więźnia, kolanem między łopatki tłocząc, tym sposobem naprowadzono w stawy; co było nierównie boleśniejszem niż same tortury. Takowe męczarnie były niekiedy powtarzane do trzeciego razu, po kilkodniowym jednak odpoczynku. Poczem dopiero następował wyrok Śmierci lub uwolnienia, a to podług okoliczności. Tortur jednak nie nakazywał sąd szlachecki, ale jeżeli sądy wójtowskie albo gród skazywały kogo na nie, wtenczas odsyłano go na wykonanie onych do urzędu miejskiego. Toż samo czyniono z wyrokami kryminalnemi, w których na końcu, po wyroku już śmierci, zwykle dodawano: pro cuius modi excutione rerum ad officium scabinale civitatis praeventis remittit.“
Takiemi to mękami wydobywano z nieszczęśliwych ofiar zeznania. Były jednak tak odporne istoty, które „mało do czego na torturach przyznawały się.“ Zawdzięczały to może sui generis „trenningowi“, o którym wspomina „Porządek sądów miejskich“ (str. 221): „Wiele ich najdzie, którzy, będąc w towarzystwie, przemieszkiwając w lesiech, w gajoch, społem sobie męki zadawają i ćwiczą się na wycierpienie rozmaitych mąk, aby potem, gdyby byli pojmani, mocne męki wycierpieli krom wyznania złych uczynków i towarzystwa swego. Co z wyznania złoczyńców poznano.“
Wtedy wynajdywano na ciele piętna djabelskie: „Ręce od plec i nogi od kolan sine, krwawe, zmęczone“ (jeszczeby też !) i „z takowych jawnych dowodów i znaków“ urząd nakazywał spalić czarownicę na drogach rozstajnych, albo, co jest bardzo charakterystyczne, „na miejscu zwyczajnem, gdzie czarowników palą.“ Aktowi egzekucji towarzyszyły nieraz wyrafinowane męczarnie:
„W roku 1526 straszne męki zadawano dwiema białogłowom (piekarce z Krakowa i Kliszewskiej ziemiance), iakoby ony Janusza Xiąże Mazowieckie zgładziły ze świata: wkopali słup pod Warszawą y dwa łańcuchy przy nim, ktoremi ie opak za ręce nago przywiązali, y drew koło nich stosami nakładłszy zapalili: piekły się przez cztery godziny, biegając około słupa, a gdy się z sobą zeszły, kąsały ciało na sobie wzajemnie, aż upieczone pomarły.“[23]
W r. 1699 w Wierzbocicach jedna z oskarżonych Jagata skazana została na spalenie „zachowując tę kondycję, aby wprzód ręce obiedwie jej, po kikut smołą i siarką polane, wzgórę wyniesione i tak gorzały za to, iż się ona rękoma ważyła dotykać Najśw. Sakramentu, a to na ukaranie wszystkich ludzi, aby się złego wystrzegali, a. do dobrego pobudkę mieli.“[24] Były wypadki, że czarownice palono razem z bydłem.[25]
W procesach o czary nikt nigdy nie występował w obronie oskarżonych. Jedynie w pewnej sprawie na Żmudzi w r. 1695 koniuszy inflancki Konstanty Knoff stanął w obronie oskarżonych małżonków Ubów. (,„Ubowa ciałko dziecięcia, nierządnie spłodzonego, cały tydzień w dymie ciepłym suszywszy pochowała, a potem, wygrzebłszy z jamy, w ogrodzie Rudzia, sąsiada swego, kości rozsypała, od którego rozsypania rodzina Rudziasa choruje.[26] Świadków zato nie brakło nigdy.
„Ja Kazimierz Szymon Piotr przysięgam Panu Bogu wszechmogącemu, w Trójcy świętej jedynemu, iż ta pracowita Anna, z tejże wsi Wierzbocic, Ratajka jest prawdziwa i jawna czarownica, którą biorę na sumnienie swoje, a co czynię nie z gniewu, nie z nienawiści, nie z zawziętości, nie z namowy, nie z przenajęcia, ale z samej wiadomości i sprawiedliwości. I cokolwiek mnie się i inszym ludziom stało, tylko przez nią. Jako i syna mego o śmierć przyprawiła. A że ta moja prawdziwa i nieomylna jest przysięga, tęż Annę Ratajkę po pierwsze, po wtóre i po trzecie poprzysięgam i na sumnienie swoje biorę. Z tego wszystkiego na strasznym sądzie boskim rachunek dać obiecuję. Tak mi pomóż Panie Boże wszechmogący i Jego niewinna męko.“ (Z procesu w Wierzbocicach, r. 1699, z Księgi miejskiej miasta Pyzdr.)[27]
Młynarz Jan Januszewicz zeznaje (akta miasta Słomniki r. 1674), że widział oskarżoną szewcową „gdy ta zbierała a rwała jakieś ziele koło chałupy. Więcej nie wiem (sic!), chyba to, że mówili na nią, że ona musi umieć co.“ Inny świadek opowiada, że, gdy mu się krowa ocieliła, oskarżona przychodziła pożyczyć mąki. Adam Pajączek też widział szewcową, gdy zbierała ziele. A Krzysztof „słyszał tylko, iż ona zbierała co raz patyki i trzaseczki,“ na półce zaś w komorze jej znalazł nietoperza ususzonego. Na mocy tego rodzaju „obciążających dowodów“ stawiono szewcową przed sądem, gdzie do niczego nie chciała się przyznać, nawet po trzykrotnych torturach. „Także gdy była palona od mistrza szynami rozpalonemi, tedy nie przyznała się ni do czego.“
Wyrok zaś zapadł następujący:
„Ponieważ Dorota Pilecka szewcowa, poddana jejmości pani Oraczewskiej, bawiła się temi czarami i gusłami różnemi, czego przez zioła zazywała....... tedy ma być za ten występek żywo ogniem spalona od mistrza na to wezwanego, na rozstajniach i na miejscu na to przygotowanem; którym dekretem wszystka gromada kontentowała się przez mistrza stołecznego, przesławnego Krakowa, imieniem Jakuba, magistra, który dekretowi i swojej robocie na też skazanej dość uczynił i przystojnie zrobił i sprawił.“[28]
Innym razem wyrok brzmi:
„Za takowy występek przeciwko Bogu samemu, nie pamiętając na przykazanie Pana Boga: nie będziesz miał Bogów cudzych przedemną, a wyście się czarta chwycili, a to dla czarostwa wielkiego, którem Pana Boga ciężkoście obrażali i ludziom szkodzili, za co abyście były od mistrza ogniem spalone na drogach rozstajnych.“
Czasami używano zwrotu: abyście z tego mizernego świata ogniem były spalone cale na stosie przez mistrza.[29]
Niekiedy wystarczyło czyjeś poręczenie lub przysięga oskarżonej, że nie miała złej intencji, aby sprawę umorzyć. W akcie zr. 1601 mąż ręczy całym swym majątkiem, iż żona jego „żadnych czarów czynić nie będzie i kogo innego na nie nie naprawiać i najmać“.[30] W roku 1598 niejaki Luzar Krzysztof, „upatrzywszy i zrozumiawszy niejaką krzywdę sobie od Orłowej Andrzejowej, mianowicie w tym, iż w stodole swej niejakie rzeczy plugawe położone przez nią nalazł“, pozwał ją przed urząd wójtowski. Eksperci — „wierni“ — uznali wprawdzie, że „tych rzeczy ku dobremu niepodobne“, lecz oskarżona przysięgła, że uczyniła to bez złej myśli, i została zwolniona.[31]
W aktach miast naszych XVI i XVII w. niema prawie jednej karty bez skarg na czarownice. Czarownicami nie były jednak nigdy żony burmistrzów, wójtów, cechmistrzów lub majętniejszych obywateli, lecz zwykle kobiety biedne. Gdy jednak podejrzenie padało na zamożniejszą mieszczkę, znajdywał się zaraz sposób uniewinnienia jej. Tak np. w roku 1673 posądzono w Kobylinie o czarostwo żonę Wojciecha Frydryka, zamożnego obywatela Kobylińskiego. Na prośbę Frydryka stanął w sławetnym urzędzie burmistrzowskim mieszczanin kobyliński Bijak i oświadczył, iż on, będąc przedtem wójtem, sądził wiele czarownic i egzekucje ostre nad niemi ad instantiam instigatoris czynić kazał, lecz nigdy nie słyszał, aby sławetna Urszula Frydrykowa o czarostwo była posądzona. To zeznanie byłego wójta wystarczyło, aby panią Urszulę zwolnić.[32]
Tak wyglądała jurisperdentia ciemnych sędziów w ciemnych katowniach, owych rajców sławetnych, co to „ex codice modice a ex digestis non potestis.“




  1. „Przestrogi duchowne sędziom inwestygatorom i instygatorom czarownic, napisane przez wieleb. niegdyś ojca Serafina Gamalskiego, exministra prowincji wielkopolskiej, świętej teologji lektora jubilata zakonu św. Franciszka wieleb. ojców bernardynów, a teraz z dozwoleniem zwierzchności duchownej do druku podane. Roku Sędziego Boga człowieka oraz niewinnych Patrona 1742, w Poznaniu, w drukarni akademickiej.”
  2. Krzyżanowski, o. c. II, 601.
  3. Berwiński II, 147.
  4. Echem słów Chmielowskiego jest wyznanie ks. biskupa przemyskiego J. S. Pelczara: „Niestety nawet śród katolików niby to oświeconych spotkać można takich, którzy w szatanie widzą abstrakcyjne uosobienie złego“ („Tajemnice religji katolickiej“ Przemyśl 1918, str. 105); albo ks. Nowodworskiego (W „Pamiętniku religijno-moralnym“, 1861, luty, str. 151 w artykule „Jaka jest nauka kościoła o djable“):
    „I nam istnienie jego (djabła) nie jest bynajmniej przyjemne, i owszem, czem silniej przekonani jesteśmy o jego zgubnym wpływie w życiu, tem chętniej zgodzilibyśmy się na jego niebytność, gdyby tylko jej zaprzeczenie wyłączyć go mogło z liczby istot rzeczywistych, gdyby kościół nic nas nie uczył o tej jego bytności. Ale ponieważ tak nie jest; ponieważ myśl nasza zbyt słaba, aby siła samego przeczenia odjąć mogła duchom istnienie; ponieważ kościół wyraźnie uczy, że djabeł jest, przeto pomimo wszelkich wykrzykników zadziwienia, które z pewnej strony łatwo przewidzieć się dają, pomimo osobistej niechęci do wszystkiego, co z djabłem ma styczność, podejmuję to pytanie.“
    Wreszcie słowa ks. Stieglitza („Szczegółowo rozwinięte katechezy o nauce wiary“. Przełożył ks. dr. Wojciech Galant. Mikołów-Warszawa 1909, str. 84): „Jako myśliwy zasadza się na zwierza, tak czarci zasadzają się ustawicznie na nas, ustawicznie przemyśliwują i pracują nad tem, by uwodzić i gubić dusze ludzkie“. Tamże na str. 26 zabawne curiosum: „Wiara katolicka jest najprostszą drogą do nieba. Wiara protestancka może tam także, ale trzeba bardzo nakładać drogi“ (podkreślenie moje).
  5. W wieku XIII posiłkowano się przytem tak prostemi środkami, jak wprowadzanie do kościołów na postrach ludu maszkar i poczwar, dusz potępionych w orszaku djabelskim (monstra larvarum... ducentes procesiones diaboli). Patrz Berwiński I, 12—13.
  6. „Wstręt do wszelakiej herezji i schyzmy tak dalece starano się w Polsce katolickiej obudzić, że samą już naukę języka greckiego, jako niepotrzebną kościołowi łacińskiemu, nietylko stanowczo potępiano, ale ją narówni kładziono z nauką magji“ ...„kto się greczyzny w Polsce uczył, to był czarnoksiężnik”. Ks. Ign. Włodek w dziele „O naukach wyzwolonych w powszechności i szczególności księgi dwie.“ Rzym 1780.
  7. Encykl. kośc. III, 627.
  8. Łoś, o.c. 85.
  9. Łukaszewicz, Obraz II, 264.
  10. Czacki 103.
  11. O. F. 486.
  12. Adam Gdacjusz, ślązak, w. XVII, autor „Ardens irae divinae ignis”, „Postilla popularis” i in., występował przeciw czarom i gusłom. Wspomina pracę teologa Freudiusa „Gründlicher Bericht von Zauberey und Zauberern”, oraz pisma Hartmana i na ich podstawie oraz znajomości stosunków miejscowych charakteryzuje zabobony. (Patrz Kaz. Kolbuszewski „Postyllografja polska”, Kraków 1921).
  13. Berwiński I, 101.
  14. Objaśnienie błędami zabobonów zarażonych oraz opisanie niegodziwości, która pochodzi z sądzenia przez próbę pławienia w wodzie mniemanych czarownic jako takowa próba jest omylna, różnemi dowodami przez J. W. J. X. Józefa Andrzeja hrabi na Załuskach Junoszy Załuskiego (następuje szereg tytułów) stwierdzone. Dla pożytku każdego, osobliwie sędziów, spowiedników, aby sędziowie poznali niepewność takowej próby, a spowiednicy wierzący takim zabobonnym próbom z błędu wyprowadzać mogli. Kosztem Wielmożnego J. X. Marcina Rostkowskiego kanonika kijowskiego do druku podane roku 1766. W Berdyczowie. Drukarni WW. OO. Karmelitów Bosych Fortecy Najśw. P. M. za przywilejem J. K. Mci. (str. 72)
    Rozdział I.

    O osobach, do których należy zabraniać gusłów i zabobonów; jakim sposobem obchodzić się z temi, którzy się uciekają na poradę w błędach swoich. Zdanie generalne kościoła, pokuty wyraźne w koncyljach i rezolucja wielu przypadków.

    Rozdział II.

    O trudności, którą mieli uczeni ludzie przez kilka wieków w rozsądzeniu tej próby przez wodę, której zażywali w próbowaniu czarownic lub czarowników lub innych występków i w sądzeniu ich na karę przez tę próbę, gdy wrzuceni w wodę tonąć nie mogli, lecz po wodzie pływali, jak pospolicie pławieniem nazywają.

    Rozdział III.

    Odnowienie tego sposobu próbowania przez pławienie czarownic mniemanych. Zwyczaj w Niemczech i sprzeczki między uczonemi o tej materji. Zwyczaj przeniesiony do Francji.

    Rozdział IV.

    Jakim sposobem ta próba przez pławienie nastała we Francji. Takową próbę parlament paryski zakazał. Zdanie parlamentu o czarownicach i czarach.

    Rozdział V.

    Sentencje generalne Kościoła Świętego tyczące się tych osób, którzy (!) zabobony czynią lub do czyniących na jaką uciekają się poradę, to jest kara kościelna.

  15. St. Wodzicki. Wspomnienia przeszłości.
  16. Afanasjew. Poeticzeskija wozrienja sławian na prirodu III, 511.
  17. Karłowicz, o. c. Dokładny opis: patrz „Gryf“ 1910, str. 168—175, 201 — 208.
  18. Encykl. starop. I, 269.
  19. Rozenblatt: „Czarownica powołana. Przyczynek do historji spraw przeciw czarownicom w Polsce." Warszawa 1883; str. 63.
  20. Opis obyczajów i zwyczajów polskich. Poznań 1840. I, 233.
  21. Za stołem siedział wójt z ławnikami, przed stołem stał instygator i pachołcy miejscy.
  22. Por. u Czackiego: „Kiedy powszechnie żydów oskarżano o czary, rozumiano, że djabeł ciało męczonego na torturze przenosi na cień i dlatego żyd nie przyznaje się. Patrz „Żydowskiego procesu odgłos 1720 r.“ („Rozpr. o żydach i karaitach.“ Wyd. Turowskiego. Krak. 1860, 54).
  23. Wawrzeniecki. Krwawe widma.
  24. Tripplin I, 273.
  25. Moszczeński. Pamiętniki do hist. Polski w ostatnich latach panowania Aug III. Warszawa 1905; IV, 25.
  26. Jucewicz, 184—186.
  27. Tripplin I, 268.
  28. Zbiór wiad. do antrop. krajowej, tom III, Kraków 1879 (ks. Wł. Siarkowski: Materjały do etnogr. ludu polskiego z okolic Kielc).
  29. Tripplin I, 277.
  30. Klarner. Sprawy o czary w urzędach bełżyckich (Wisła XVI, 469)
  31. ib. 468.
  32. Łukaszewicz. Opis powiatu krotoszyńskiego. Poznań 1869, 74—75.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Julian Tuwim.