Do księcia Augusta Aleksandra Czartoryskiego, Wojewody-Generała Ziem Ruskich


Do malarstwa Do księcia Augusta Aleksandra Czartoryskiego, Wojewody-Generała Ziem Ruskich • Wybór poezyj • Liryków księga pierwsza • Adam Naruszewicz Do Stanisława Augusta, Króla Polskiego, W. Książęcia Lit.
Do malarstwa Do księcia Augusta Aleksandra Czartoryskiego, Wojewody-Generała Ziem Ruskich
Wybór poezyj
Liryków księga pierwsza
Adam Naruszewicz
Do Stanisława Augusta, Króla Polskiego, W. Książęcia Lit.

VII. Do księcia Augusta Aleksandra Czartoryskiego, Wojewody-Generała Ziem Ruskich.




Gdzie krwie zacność, gdzie honor, gdzie dobroć i rada,
Gdzie pierwszy po monarchach majestat zasiada,
Pozwól, książę, w tym domu złożyć hołd powinny
Temu, co wziął łask tyle z ręki dobroczynnéj.

Nie pochlebnym tu rymem, podłych dusz ponętą,
Cnotę chwalę, z darów swych wielką i kontentą;
Głos powszechny powtarzam; chyba się świat myli,
Jeśli echo zdań jego próżnym tonem kwili.

Prywatnych wielbić sprawy dobrze się nadarza,
Kto ma miłość za świadka, wdzięczność za pisarza.
Śpiewać króle, książęta słodkim Muz językiem
Ten godnie może, kto ma naród poręcznikiem.

On jako je na pierwszych dostojeństwach sadzi,
Tak zna najlepiéj, co w nich dobrze, a co wadzi;
On ich sędzia jedyny: jego wierne zdanie,
Jakie było o tobie zawsze, słuchaj, panie!

Niewyczerpanym wieki od kolebki świata
Lecąc pędem, prowadzą i ludzie i lata:
Tysiąc znika, tysiąc ich codziennie nadpłynie;
Ledwo bez przywar człowiek w tym się znajdzie gminie,

Któryby przy fortunie, imieniu, kredycie,
Samej cnoty prawidłem rządząc całe życie,
Wszytkim miły bez braku, sercami ich władał,
A prawem cześć i chwałę dziedzicznym posiadał.

Szczęśliwy stokroć, bo mu to tylko ubiega,
Co kresom nieprzeskocznéj natury podlega,
A żadna lat przemoga dzielnéj skarbów duszy
Bystrą czasów koleją nigdy nie poruszy.

On sobie zawsze panem: z mętnéj wytrawiony
Młodości, przez pochlebne nie patrzy zasłony;
Czystym szlakując okiem, istną prawdę kryśli:
Pewniéj czyni, rozumniéj daje, mądrzéj myśli.

Na jego dobrym sercu, a szacownéj głowie
Bezpiecznie się wspierają sami monarchowie;
W jego radach ojczyzna pokłada nadzieje,
Azali przez nie lepszy wiatr na nią zawieje.

Jako wpośrzód ogrodu jabłoń urodziwa,
Którą zawsze liść bujny i owoc okrywa,
Sama celem powszechnéj miedzy drzewy cześci,
Że tysiąc dusz ożywia i pod sobą mieści.

Każdy mu chętnie serca i czoła nakłania;
Pańska ciągnie powaga do poszanowania;
Rodzic go swoim dzieciom wskazuje i chwali:
Z tegośmy pana łaski wzrośli i powstali!

U niego i najcięższy czas nie goni szczątkiem,
Bo wszytko idzie ładem i pięknym porządkiem;
Baczność umie wszystkiemu dokładnie poradzić:
Złe zawczasu uprzedzić, albo je odsadzić.

I największa fortuna w płochych rękach znika;
Pęknie szkuta ładowna, gdy niéma sternika.
Utrata niszczy domy. Próżno się nadyma
Gnuśny przepych; z rozumnym nigdy nie wytrzyma.

Podobny malowanéj tęczy na obłoku,
Co misternym zakołem słonecznemu oku
Chcąc zabrać prym, od wieków zgodliwie przyznany,
Zatacza krąg z tysiącznych farb gładko utkany.

Małe się niebo zdaje dumie nieobacznéj;
Sięga świetnemi barki drogi zodyacznéj,
Pisząc się pożyczonym blaskiem, który lada
Za moment, oczy łudząc, gaśnie i upada.

A tymczasem wódz światów nadpowietrznych złoty,
Torownym raz gościńcem kreśląc swe obroty,
Zawsze pełen światłości, zmianie nie podlega,
I sam świeci i drugie blaskiem swym zażega.

Jego wdzięcznych promieni darem wszytko żyje,
Co twardy ląd wywodzi, mokry żywioł kryje,
W szklanych pławiąc wnętrznościach, i co wyżéj świata
Pierzystemi żaglami powietrze umiata.

Czy się z pieluch szkarłatnych dzień wywija cudnie,
Czy chłodny wilży wieczór, czy gore południe,
Równie świeci, i lubo spocznie morskim na dnie,
I z oczu i z pamięci długo nie wypadnie.

Tak kto swą wielkość ujął w mądréj miary prawa,
Nigdy w niéj w całym życia biegu nie ustawa,
Płochość ma bystry pochop, wzrost nagły, zgon skory;
Rozumny równo świeci od pory do pory.

Jeśli go ród z honorem nad ludzki stan niesie,
Mądrość w ludzkiéj równości trzyma go zakresie;
Tam tylko ukazuje pańską swą osobę,
Gdzie trzeba dźwigać przyjaźń, lub wesprzéć chudobę.

Zmiennym fortuny losem w lustrze swym zaśniadłe
Domy ze rdzy otarte, dźwignione upadłe,
Młódź szlachetna, biorąca polor z nauk gładki:
Te są dobroczynności jego jawne świadki.

Dom jego domem wszystkich, co są tego godni,
Czeladka dobrze płatna, poddani nie głodni,
Słudzy pewni nagrody. Słusznie o nim mniéma
Polska: szczęśliwy, kto się u drzwi jego trzyma.

Stąd, gdy innym wysokość stanu zawiść rodzi,
Żaden zawisny język w niego nie ugodzi;
Każdy mu z serca życzy lat czerstwych i długich,
Wiedząc, iż sobie żyjąc, żyje i dla drugich.

Takie mając, cny książę, całéj Polski chęci,
Nim podasz wielkie imię niezgasłéj pamięci,
Długo jeszcze domierzać będziesz, w zdrowie żyzny,
Kresu lat pożytecznych dla dobra ojczyzny.

Jasność spraw znakomitych, spokojność sumnienia,
Żywszym wieńcem skroń zacną coraz uzielenia;
Wdzięczność publiczna dłoni ku wsparciu nakłania,
A głos narodu starość leniwą odgania.
1772, VI, 55 — 64.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adam Naruszewicz.