Dom tajemniczy/Tom I/VI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dom tajemniczy
Wydawca Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy
Data wyd. 1891
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Pantins de madame le Diable
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VI.
Przygoda z 20-go lutego 1752-go r.

Baron de Kerjean uszanował kilkuminutowem milczeniem dziwną zadumę Periny.
Nareszcie widząc, że coraz więcej zagłębia się ona w rozpamiętywaniach jakichś, zapytał:
— Od dawna juź, piękna moja przyjaciółko, nie mamy żadnych dla siebie sekretów, nie będzie więc niedyskrecyą, gdy zapytam, co za wspomnienia zbudziło w tobie nazwisko księcia de Simeuse, które ci zupełnie obcem być powinno?...
— To nazwisko, przypomniało mi coś w istocie, a szczególny wypadek, że dziś właśnie o tej godzinie odżyło w mojej pamięci przejmuje mnie pomimowolną obawą. Nie mam zresztą żadnej dobrej przyczyny, abym nie uczyniła zadość ciekawości twojej, a opowieść moja, obojętna z pewnością dla każdego innego, dla ciebie będzie niezmiernie ciekawą, z powodu, że dotyczy bezpośrednio tej pięknej Janiny de Simeuse, której mężem zostać byś pragnął.
— Jakiż stosunek mógłby cię łączyć z księżniczką?...
— Zaraz dowiesz się wszystkiego... Opowiedziałeś mi przed chwila przygodę, w jakiej byłeś wczoraj bohaterem... Ta, którą posłyszysz odemnie i w której ja odegrałam rolę główną, jest znakomicie dawniejszą, bo nas cofnie w przeszłość o całe lat dwadzieścia...
— Musimy zatem cofnąć się do roku w którym przyszła na świat Janina?... zapytał Kerjean.
— Nie tylko do roku, ale nawet do dnia i do godziny jej urodzin... odpowiedziała Perina. Słuchaj zatem... „— Nikt nigdy nie słuchał nikogo uważniej, niż ja ciebie w tej chwili.
— „Lat temu dwadzieścia... zaczęła właścicielka Czerwonego mieszkania, tłusty czwartek wypadł jak w tym roku w dniu 20-ym lutego. Byłam bardzo młodą wtedy dziewczyną i zaledwie co przybyłam do Paryża z głębi naszej kochanej Bretonii. Nie zamieszkiwałam wówczas jeszcze tego wielkiego, ponurego domostwa, w którem znajdujemy się w tej chwili, ludność nie dodawała jeszcze wówczas do nazwiska Periny Engrulevent pogardliwego przydomku „Wiedźma.“ Zajmowałam, a właściwiej gnieździłam się w nędznej mansardowej izdebce jednego z najstarszych i najbiedniejszych domów ulicy Parvis-Notre-Dame...
„Kładłam karty, plotłam z nich za kilka sous różne ucieszne biednym ludziskom androny i anim żartem przypuszczała, że w kilka lat później stanę się tak bogatą i tak okrutnie popularną... Sława moja rosła sobie tymczasem jak na drożdżach i wkrótce niktby już nie ośmielił się był wątpić w prawdę przepowiedni Iwony Treal, bo tak w owej porze nazywać się kazałam.
— Dla czegoś się Iwoną Treal przezwała?... zapytał de Kerjean.
— Dlatego, że nie chciałam poniewierać poczciwej pamięci mojej matki, która umarła ze zgryzoty po mojej ucieczce z rodzinnego kraju.
— Dobrze... mów dalej.
— Otóż, zaczęła Perina znowu, w dniu 20-ym lutego 1752-go r., w tłusty czwartek, rozbawiony tłum, przybrany w maski i najdziwaczniejsze kostiumy, zapełniał tak samo jak dziś ulice i tak samo jak dziś hałasował, pośpiewywał, pobrzękiwał grzechotkami, bił w bębny i na trąbkach przygrywał...
„Zdjęta ciekawością i przekonana, że przy takim dniu nie zajrzy do mnie nikt ze zwykłych klijentów moich, wysunęłam się z mansardowej nory, pobiegłam z samego rana na miasto i zmieszałam się z szalejącą gromadą, która we właściwy sobie sposób dowcipkowała ze mnie i z mego stroju wieśniaczki bretońskiej, jaki po większej części uważane za przebranie,
— Niechże mnie dyabli porwą!... mruknął Kerjean... Naiwna i rozciekawiona ówczesna Iwona Treal, biorąca żywy udział w karnawałowym wybryku, nie była wcale podobną do dzisiejszej Periny.
— Na miłość Boga, baronie, odparła właścicielka Czerwonego mieszkania, dwadzieścia lat mniej na karku, to potężna przecie różnica.
A potem ciągnęła znowu:
„— Było około dziewiątej wieczorem... Umęczona kręceniem się całodziennem, powracałam z ludnej i ruchliwej dzielnicy miasta, w której każdy dom oświetlony był od suteryn do strychów, i której mieszkańcy zdawali się ze szczególną uroczystością czcić bożka Tłustego Czwartku — i po pewnym czasie dotarłam na ulicę Parvis-Notre-Dame.... Czy znasz ją, baronie kochany?...
— Niezbyt dokładnie przynajmniej.
„— Jedna to z najposępniejszych miejscowości starego Paryża... Z wyjątkiem domu, w którym ja zamieszkiwałam, wszystkie inne były i są prawdopodobnie po dziś dzień zamieszkałe przez księży wikaryuszów kościoła Notre-Dame... To najlepiej tłomaczy, dla czego ulica ta, w chwili gdy przez nią przechodziłam, wydała mi się cichą jak grób i jak grób posępną... W pośród orgij karnawałowych, jakie wrzały dokoła, Parvis-Notre-Dame zachowała fizyognomię swoję zwyczajną, wyglądała tej nocy zupełnie tak samo jak zawsze. Przebiegłam ją w dwóch trzecich jej długości i miałam akurat przestąpić próg mojej rezydencyi, gdy w tem dwaj mężczyźni ubrani czarno i zamaskowani, wyszli nagle z bramy, w którą wejść zamierzałam.
„Jeden z nich trzymał w ręku ślepą latarnię.
„Podszedł ku mnie i zwrócił światło w moję stronę.
„Krzyknęłam przestraszona i chciałam uciekać.
„— Nie bój się, panienko, rzekł do mnie ów człowiek zamaskowany, chwytając mnie za ramię, nie grozi ci żadne zgoła niebezpieczeństwo... Objaśnij nas tylko, uprzejmie cię o to proszę, czy nie jesteś, jak przypuszczamy z bretońskiego twego kostiumu, osobą, której poszukujemy...
„— Kogo więc panowie poszukujecie?... zapytałam.
„— Młodej kobiety, niejakiej Iwony Treal, dla której, jak fama niesie, czytanie w księdze przyszłości stoi otworem...
„— Ja jestem Iwoną Treal rzeczywiście.
„— W takim razie bądź łaskawa udać się z nami panienko...
„— Gdzie i po co?...
— Mam rozkaz dostawić cię koniecznie.
„ — Od kogo rozkaz ten pochodzi?...
„— Od kogoś, kto nie chce się z tem zdradzić.
„— Jeżeli więc nie zgodzę się na pańskie żądanie?...
„— Bylibyśmy z wielkim żalem naszym zmuszeni użyć przemocy!... Po co jednak środki gwałtowne, gdy rozumne przedstawienie powinno starczyć zupełnie?...
„Raz cię jeszcze najuroczyściej zapewniam, że nie potrzebujesz się niczego zgoła obawiać...
„Mamy cię poprowadzić do pewnej dystyngowanej kobiety...
„Chce ona skorzystać z wiedzy twojej, za co cię wynagrodzi sowicie...
„Po chwili namysłu odpowiedziałam.
„— Służę zatem... proszę prowadzić...
„Mężczyzna zamaskowany wziął mnie pod rękę i udaliśmy się na plac Notre-Dame krokiem przyśpieszonym.
„Na piętnaście lub dwadzieścia kroków od głównego wejścia do katedry, zobaczyłam karetę zaprzężoną w dwa dzielne konie. Człowiek, niosący latarnię, otworzył drzwiczki i poszedł dalej piechotą.
„Towarzysz mój pomógł mi wsiąść i zajął miejsce naprzeciw mnie, Zamknął drzwiczki, a konie ruszyły z kopyta.
„Karoca pędziła już z kilkanaście minut po nieznanych mi zaułkach miasta, gdy mężczyzna w masce pochylił się ku mnie:
„— Panienko, rzekł, podając mi chustkę jedwabną, niech panienka będzie łaskawa zawiązać sobie oczy.
„Jakkolwiek nie chciał powiedzieć dokąd mnie zawieść zamierzał, ostrożność wydała mi się naturalną i niezaniepokoiła mnie wcale.
„Poddałam się żądaniu bez oporu i zawiązałam oczy.
„Po godzinie karoca się zatrzymała.
„Posłyszałam, że się drzwiczki otworzyły i że wysiadł mój towarzysz.
„— Przybyliśmy... odezwał się on w tej chwili. Proszę wesprzeć się na mojem ramieniu, to poprowadzę panienkę.
„Po przejściu kilku schodów, przebiegliśmy przez dwa czy trzy duże jakieś salony i znaleźliśmy się w pokoju, w którym odgłosy kroków tłumił gruby dywan, poddający się pod nogami niby gazon jaki czerwcowy.
„Po przez chustkę jedwabną, zasłaniającą mi oczy, dostrzegłam ogień buchający na kominku i światło świec kilkunastu..
„Jednocześnie ręka czyjaś odwiązała mi chustkę, która spadła na podłogę.
„Zobaczyłam się w pokoju sypialnym, urządzonym z takim przepychem, o jakim najmniejszego nie mogłam mieć naturalnie pojęcia.
„Wspaniałe makaty pokrywały całe ściany.
„Olbrzymie łóżko pod baldachimem, prawie całą jednę z tych ścian zajmowało.
„Spoczywała na niem kobieta blada i osłabiona, trzymająca na ręku, przy piersi, maleńką istotkę, która przyszła na świat przed paru bodaj dopiero godzinami.
„Mężczyzna lat trzydziestu sześciu do trzydziestu ośmiu najwyżej, o pięknej wyniosłej postawie, siedział na krześle obok łóżka i pieścił w ręku swoim białą i zgrabną rączkę młodej damy, przyczem na ustach igrał mu uśmiech, a w oczach łzy błyszczały.
„Patrząc na tego człowieka, odgadłam, że się znajduję wobec wielkiego widocznie pana.
„Dotąd w życiu mojem spotykałam się jedynie z wieśniakami lub, co najwyżej, z drobnemi mieszczaninami.
„Poczułam się zakłopotaną trochę, ale trwało to chwilę tylko.
„Ponieważ zażądano, abym przybyła, potrzebowano mnie zatem, ja też jestem panią położenia, pomyślałam sobie.
„Dodało mi to otuchy, pozwoliło odzyskać pewność siebie i całą przytomność umysłu.
„Młody pan powstał pośpiesznie z krzesła i zbliżył się do mnie,
„— Pani, rzekł, skłoniwszy się z taką galanteryą, jakby witał kobietę do jego sfery należącą, tyle mi naopowiadano o jej biegłości astrologicznej, że gorąco pragnąłem mieć przyjemność poznania pani. Przyznam atoli, że nie przypuszczałem ani żartem, iżbym spotkać się miał z taką młodziutką osobą. Posiadaczki wiedzy tajemniczej mają zwykle czoła bruzdami poorane, a włosy wiekiem ubielone. Czy mam honor mówić z panią Iwoną Treal?
— Ja nią jestem... odpowiedziałam z pewną dumą, chciałam bowiem stanąć odpowiednio względem tego, którego ogromną nademną wyższość rozumiałam doskonale. Ja jestem Iwoną Treal, rzekłam, i gotowam dać panu dowód, iż wiedza nie koniecznie potrzebuje pomarszczonego czoła, iż jej hebanowe włosy w niczem zgoła nie przeszkadzają. Czego pan życzy sobie odemnie?...
„Dostojny pan podszedł do łóżka, wziął zeń nowonarodzoną dziecinę i pokazał mi takową:
„— Przyjrzej się, pani, powiedział, przyjrzej się dokładnie temu kochanemu maleństwu, które dopiero co światło Boże ujrzało. Takie to drobniutkie i delikatne takie, takiemi wątłemi niteczkami z życiem związane, że lekarze przerażają nas i przyprowadzają do rozpaczy, trzymając w niepewności co do losów tego drobiazgu, które już serdecznie kochamy. Czy ma żyć, czy musi umrzeć”... Albo nie wiedzą, albo nie chcą dać nam odpowiedzi uspokajającej... A my żądamy tego koniecznie!... Śmiertelna obawa, gdyby się przedłużać miała, zabiłaby z pewnością matkę, a dziecka nie ocaliła. Lepszy cios, choćby najokrutniejszy, aniżeli powolne konanie... Powtarzam pani, chcemy wiedzieć, jak jest, chociaż miałoby być jak najgorzej...
„Czy wiedza pani, pozwoli ci odgadnąć przeznaczenie tej istotki, czy potrafisz nam powiedzieć: Bądźcie spokojni, żyć będzie, albo: Pozwólcie płynąć łzom waszym i przygotujcie trumienkę...
„Odpowiedziałam bez wahania:
„— Z pewnością, że będę to mogła uczynić.
„— Czy wierzysz w to najzupełniej?...
— Wierzę stanowczo i bezwzględnie.
— Mów zatem, mów natychmiast!...
„siły nam braknie do wytrzymania dalszej niepewności... Wyrok śmiertelny mniej nam dokuczy, niż nieotrzymanie odpowiedzi.
— Zanim potrafię odpowiedzieć, muszę pierw zapytać sama...
„— Kogo chcesz pytać mianowicie?...
„— Gwiazd naturalnie... Były one świadkami narodzin dzieciny waszej i one tylko w języku dla mnie jedynie zrozumiałym, odsłonić mi potrafią jej przeznaczenie... Noc dzisiejsza bardzo się nadaje do badań tego rodzaju. Nie ma ani jednej chmurki na niebie... gwiazdki błyszczą wyraziście...
„— Racz pani zatem udać się za mną... odezwał się żywo ojciec, poprowadzę cię na miejsce wyniosłe z którego będziesz mogła obserwować firmament w całym jego majestacie nieskończonym...
„— Chętnie będę służyć panu, odparłam, ale proszę mi powiedzieć przedewszystkiem i to z całą dokładnością godzinę i minutę urodzenia się córeczki...
„— Było to w samo południe. Zegar wskazywał wtedy godzinę punkt dwunastą...
„— Dobrze... Proszę mnie prowadzić zatem....
„— Jakie narzędzia potrzebne będą pani do jej obserwacyj?...
„— Kałamarz, papier, pióro lub ołówek i nic więcej...
„— Znajdzie tam pani to wszystko... i co innego jeszcze...
„Dostojny pan wziął pochodnię... otworzył drzwi prowadzące do malutkiego gabinetu, potem otworzył drzwi inne i zaczął iść przedemną po schodach kręconych, które jak mi się zdawało, w murze wykute były...
„Schody owe doprowadziły nas na szczyt wysokiej wieży, umieszczonej w jednym z rogów starego budynku.
„Z okna tej wieży ujrzałam po nad głową moją nieskończone przestworze niebieskie, a cały Paryż pod stopami mojemi.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.