Dom tajemniczy/Tom II/XIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dom tajemniczy
Wydawca Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy
Data wyd. 1891
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Pantins de madame le Diable
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XIII.
Porozumienie.

Opowiadanie cyganki było długie — bo miała dużo do mówienia, a nic nie ukrywała.
Zdawało się, że to wywnętrzanie robiło jej wielką przyjemność.
Brat i siostra, dostawszy się do Paryża, nie mieli żyć z czego zupełnie.
Mandolina i tamburino było jedynym dla nich środkiem zarabiania na chleb powszedni.
Na kupno tych instrumentów i starych wytartych ubiorów cygańskich, wydali wszystko co posiadali.
Morales nadto w składzie starego żelaztwa kupił sobie szpadę.
W przebraniu tem, cyganka zaczęła śpiewać po miejscach publicznych, nie bez powodzenia, w postaci drobnej miedzianej monety, obficie do jej miseczki rzucanej.
Na nieszczęście, Morales do licznych nałogów jakie posiadał, dołączył nowy nałóg... szulerstwo.
Marzył o zbogaceniu się przez wielką wygranę; zabierał więc pieniądze zarobione przez siostrę i grał... ale zawsze przegrywał.
Sprzykrzyło się wkrótce Carmenie i chciała skończyć z życiem, jeżeli jaka nadzieja nie pokrzepi jej sił wyczerpanych.
W takiem usposobieniu udała się do wiedźmy z ostatnim talarem, za który Morales pragnął był wyprawić sobie kolacyę.
Resztę już wiemy.
Kiedy Carmen skończyła opowiadanie swoje, słabe światło dnia zaczęło przedzierać się do pokoju po przez szybki w ołów oprawne.
Przy światełku tem bladła świeca dopalająca się w lichtarzu.
— A więc, panie baronie, rzekła, role nasze zamienione... Ja nic nie wiem o panu, nie znam projektów pańskich... nie znam przyszłości, jaką mi pan przeznaczasz, a zupełnie oddałam się na łaskę dyskrecyi pańskiej. Trzymasz pan życie moje w swoim ręku... Niebezpieczne to zwierzenie, nie rozsądne nawet, co prawda, i kto wie, czy wynagrodzonem czy ukaranem zostanie... Cóż pan ze mnie zrobić zamierzasz?..
— Królowę... odpowiedział Kerjean.
— Co?... zawsze ta sama obietnica!.. zawsze królestwo i... korona!...
— Zawsze, bo to obietnica prawdziwa!... Tak jak jestem baronem Luc de Kerjean, będziesz pani królową nocy...
— Królową nocy?... powtórzyła Carmen.
— Tak.
— Słyszę, ale nie nie rozumiem, muszę więc prosić pana, ażeby się jaśniej wytłomaczył!...
— Zaraz to najchętniej uczynię... a następnie obeznam panią z całym moim planem, bo odtąd nie powinienem mieć nic skrytego przed tobą!... Za trzy dni Carmen cyganka, Carmen żona marynarza Najaca i właściciela okrętów w Hawrze, nie będzie już egzystować... Za trzy dni nazywać się będziesz Janiną i będziesz jedyną córką księcia i księżnej de Simeuse... Za miesiąc zostaniesz żoną barona de Kerjean... za rok królowa!... Oto przyszłość, jaką ci przepowiedziała wiedźma... Ja ci ją dam, moja pani.
— Zdaje mi się, że śnię!... szeptała olśniona cyganka.
— Nie... to nie sen... ale co najmniej początek zachwycającego snu, który nie będzie miał przebudzenia...
— A więc nie będę już wątpić... Wierzę... Podtrzymaj atoli mój chwiejący się rozum!... Powiedz mi, w jaki sposób spełnią się podobne marzenia...
— Słuchaj!... rzekł baron.


∗             ∗

W godzinę potem, wynajęta kareta zatrzymała się na ulicy l’Estoufade po przed tylnemi drzwiami Czerwonego domu.
Pan de Kerjean wysiadł, zastukał trzy razy w sposób szczególny i zaraz też wielki murzyn, którego już znamy, drzwi mu otworzył.
Baron kazał mu uprzedzić jego panią, że przybył i nie sam tylko.
Skoro murzyn się zawrócił, pan de Kerjean, przekonawszy się przed tem, czy ulica jest zupełnie pustą, dał znak i dwie osoby siedzące dotąd w karecie, wysiadły i weszły do Czerwonego domu zamknąwszy drzwi za sobą.
Nie mamy potrzeby mówić, że temi dwoma osobami byli Carmen i Morales.
Cyganka ukrywała twarz pod gęstą zasłoną.
Morales miał przepaskę, która mu do połowy oczy zasłaniała, nie czyniąc go wcale jednakże podobnym do bożka miłości.
Luc i nowi jego sprzymierzeńcy weszli na schody, prowadzące na piętro i wszystko troje przestąpili próg dużej sali, gdzie Perina przyjmowała gości i stawiała kabały.
Wiedźma miała na sobie swój ubiór i maskę stuletniej staruszki.
— I cóż?... zapytała Kerjeana.
— Przez kilka godzin, odpowiedział ostatni, zdawało mi się, że gwiazda moja już blednie!... Ale potrzeba było ryzykować życie, ażeby zapobiedz zniszczeniu naszej budowy... Udało mi się...
— W zupełności?...
— Bezwzględnie...
Szlachcie zbliżył się do Carmeny, uniósł woal twarz jej zasłaniający, a biorąc za rękę, powiedział do Periny:
— Przedstawiam ci pannę Janinę de Simeuse, przyszłą baronowę de Kerjean...
— Moje dziecię, rzekła Perina, gdybym nie była taką starą i taką brzydką, a ty nie taką młodą i nie taką ładną, tobym cię pocałowała... Ale nie można zbliżać moich stu-letnich zmarszczków do tak świeżutkich różowych policzków. Musiałaś się przekonać zatem, że przepowiednia nie skłamała, skoro zaczyna się sprawdzać.
— O! pani, odpowiedziała Carmen, przyszłam dla tego, że wierzyłam... jakiś głos wewnętrzny mówił mi, że tutaj nadzieja moja...
Wiedźma odwróciła się do barona i zapytała:
— A teraz?...
— Narzeczona moja, Janina, odpowiedział z naciskiem, nie powinna wychodzić z Czerwonego domu, dopóki nie będzie miała prawa wejść do pałacu de Simeuseów. Daj jej pokój i to natychmiast, bo biedne dziecko upada ze znużenia po bezsennej nocy...
— Panna de Simeuse raczy pójść ze mną, odezwała się Perina z uszanowaniem. Pomieszczę ja jak będę mogła najwygodniej.
Udały się do prześlicznego pokoju, umeblowanego z wielkim przepychem.
Wielkie łóżko hebanowe, ze wschodniemi draperyami, zajmowało jednę ze ścian tego pokoju.
Na przeciw łóżka stała prawdziwie książęca toaleta, a na niej przeróżne flakony i inne toaletowe drobiazgi.
— Jesteś pani u siebie!... powiedziała wiedźma. Pozwół, że cię pozostawię samą, życząc na odchodnem snu najlepszego.
Powiedziawszy to, wskazała na mały srebrny dzwonek, stojący na małym stoliczku obok łóżka i dodała:
— Oddam na pani usługi młedą dziewczynę, inteligentną i zwinną... — Będzie ciągle w sąsiednim pokoju gotowa na rozkazy.
Złożyła głęboki ukłon cygance i wyszła z pokoju.
— Więc, szepnęła do siebie Carmen, gdy została samą, — widocznie marzenia zaczynają zamieniać się w rzeczywistość...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.