Duma o Wacławie Rzewuskim (1894)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Słowacki
Tytuł Duma o Wacławie Rzewuskim
Pochodzenie Dzieła Juliusza Słowackiego tom I
Redaktor Henryk Biegeleisen
Wydawca Księgarnia Polska
Data wyd. 1894
Druk Drukarnia i litografia Pillera i Spółki
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
DUMA
O WACŁAWIE RZEWUSKIM.

Po morzach wędrował — był kiedyś Farysem,
Pod palmą spoczywał, pod ciemnym cyprysem,
Z modlitwą Araba był w gmachach Khaaba,
Odwiedzał proroka grobowce.

       5 Koń jego Arabski był biały bez skazy.
Siedmiokroć na koniu przeleciał step Gazy,
I stał przed kościołem, i kornem bił czołem,
Jak czynią w Solimie wędrowce.

Miał drogę gwiazdami znaczoną po stepie,
       10 I życie niósł własne w skrzydlatym oszczepie,
Błądzący po świecie zaufał w sztylecie,
Bo sztylet mu dała dziewica.

Gdy nocą opuszczał haremu krużganki,
By odciąć drabinę wziął sztylet kochanki;
       15 Choć broń była żeńska, lecz stal Damasceńska,
Hartowna — i złota głowica.

A kiedy odjeżdżał — ta bladła i mdlała,
O sztylet prosiła bo zabić się chciała,
„Żyj długo — bądź zdrowa dziewico stepowa,
       20 „Twój sztylet położy mnie w grobie.

„Bo kiedy już przeszłość ten step mi zakryje,
„Gdy żyć będzie ciężko, to sam się zabiję,

„Bo dziką mam duszę. Więc sztylet mieć muszę,
„Twój sztylet mieć muszę przy sobie.“

       25 Smutnego uniosły Arabskie latawce,
Bo znikła z krużganku, bo widział w sadzawce
Pod oknem, w ogrodzie, fal koła na wodzie
I białą zasłonę. O Lachu!...

I nocą obaczył kraj miły rodzony,
       30 Gdy xiężyc się wznosił na stepach czerwony,
W noc nawet i ślepy poznał-by te stepy
Po kwiatów rodzinnych zapachu.

A niwa mu do stóp kłaniała się złota,
I marzył że wierny druh wyjdzie przed wrota,
       35 Lecz druhów nie było... Pod zimną mogiłą
Posnęli — gdy błądził w pustyni.

Więc jechał samotny, nieznany nikomu,
Lecz jeszcze z dziedzińca, od wrót swego domu,
Odwrócić chciał konia i jechać na błonia
       40 Gdzie błądzą jak wiatr Beduini.

Lecz konia podkowy rozkute od rzemion,
I koń był zmęczony... Więc skoczył ze strzemion
I wszedł do siedziby, bez zamka, bez szyby,
Gdzie rosą próchniało obicie.

       45 I miło mu było gdy ujrzał te skały
Nad ciemnym Smotryczem — gdzie orzeł żył biały,
I wił sobie gniazdo; nadziei był gwiazdą,
Po nieba szybując błękicie.

Dla konia w ogrodzie budował altany,
       50 I żłoby pozłacał — z kryształu dał ściany.
Przed Cara żołdakiem mógł uciec tym ptakiem
Daleko — i wolnym być zawsze.

I ludzi żałował, że żaden z nich niemiał
Szybkiego tak konia — więc każdy oniemiał,

       55 I był jakby głazem, pod Cara roskazem,
A były roskazy co krwawsze.

Raz, starym zwyczajem pomarłych już rodzin,
Ten Emir Arabski w dzień pańskich narodzin,
Na sianie, za stołem, z przyjaciół swych kołem
       60 Połamał opłatek i spożył.

A potem jak przodków święcono zwyczajem,
Wniósł toast nadziei stoletnim tokajem:
„Żyj Polsko wiek sławy!“ Wtém goniec z Warszawy,
Przyleciał — zawołał: „kraj ożył!“

       65 Więc Emir w stepowe zapuszcza się szlaki,
A za nim na koniach buńczuczne kozaki,
W czerwieni i w bieli, po stepach płynęli,
Po smutnych kurhanach przeszłości.

I cały ten szereg błyszczący od stali,
       70 Zrównanym galopem jak morze się fali;
Gdzie słychać dział huki, tam lecą buńczuki,
Jak gwiazdy z ogonem jasności.

Emira kozaki gdy błądzą przez wrzosy,
Umieją pieśń dziką rozłamać na głosy.
       75 Pieśń z echem odsyła stepowa mogiła,
Pieśń grzmiącą „ho urra! nasz Emir!“

Do Cara pieśń doszła — wściekłością się pienił,
I głowę Emira na ruble ocenił;
Bo myślał że w kraju, z hordami Nogaju.
       80        30 Czyngiskan szedł — Batt — lub Kantemir.

Bo umiał Rzewuski, jak Arab stepowy,
Płachtami rumakom ogłuszyć podkowy,
I cicho, gdy spali, pod obóz Moskali,
Podkradać się — bić — i brać działa.

       85 Więc ściągnął jak wszyscy ściągali pod Daszów,
Gdzie nasza konnica ze szczękiem pałaszów,

Z wesołym okrzykiem, stanęła w mur szykiem,
I chmurą proporców powiała.

A kiedy z mgły srebrnej wybiło się słońce,
       90 Ujrzeli Moskalów — straż przednią i Dońce.
Mur dział, jak mur złota, a za nim piechota
W bagnety porosła jak zboże...

I cicho... Wtém bomba śmierciami ciężarna,
Upadła w szeregi zwichrzona i czarna,
       95 A nasi w téj chwili jeszcze się modlili,
Do nieba wołali — „O Boże!“

I razem bomb tysiąc zaryło się w stepy,
Rozpękłe wrącémi ciskały czerepy,
I grzmiały dopokąd piechoty czworokąt,
       100 Nasz Emir opasał konnicą.

I strasznie ją ściskał, w żelazne brał skręty.
Przedniémi nogami na bagnet koń wspięty,
Tak jak oczerety, połamał bagnety,
W złamanych miecz wiał błyskawicą.

       105 Przemogliby nasi — choć bój był rospaczny...
Wtém wódz od armaty dał roskaz dwóznaczny:
„Konnica na skrzydła!“ zwinęli wędzidła,
Odbiegli — ostygli w zapale.

I popłoch się wmięszał — ów co był przyczyną
       110 Wszczętego popłochu, nie przeżył godziną.
Bojaźni nie dzielił, dwa działa wystrzelił,
I sam się zastrzelił na dziale.

On może wśród belów ostatnich zgryzoty,
Pamiętał że dzieci zostawiał sieroty.
       115 Lecz śmierć zwyciężyła, niech dziś więc mogiła
Ma łzy a nie skargi wygnańca.

A Emir gdy ogień ucichał armatni,
Ujeżdżał z rospaczą — choć zjeżdżał ostatni.

Któż męstwa zaprzecza? gdy szczerby nić miecza
       120 Powlekły — jak perły różańca.

A kiedy opuszczał kraj miły — rodzony,
Znów xiężyc się wznosił na stepach czerwony...
„Leć prędzéj po błoniu, odpoczniesz mój koniu
„Gdy w ziemi staniemy Tureckiéj.“

       125 „O koniu! mój koniu gdzie twoje zalety?
„Czyś może się roskuł deptając bagnety?
„Czyś złaman w kul wietrze? stój koniu — opatrzę
„Czy nie ma gdzie kuli zdradzieckiéj?“

„Ha zdrowy!.. to dobrze... lecz jechać w noc trudno.“
       130 Więc chatę na stepach upatrzył odludną.
Koń zimne gryzł kwiaty, a Emir wśród chaty
Zmęczony, zalegał na ziemi...

I zasnął głęboko — bo trud go osłabił...
Śpiącego od Cara najęty chłop zabił,
       135 I sztylet dziewicy, do złotéj głowicy
W pierś nurzył rękami drzącemi.

O! czemuś Emirze nie oddał kindżała
Stepowéj dziewicy, gdy zabić się chciała.
Dziś ona śpi w fali, lecz dar jéj ze stali
       140 Na wieki w twém sercu zostanie.

A w Moskwie z dział bito na górze pokłonnéj,
I miasto się trzęsło od pieśni studzwonnéj.
Cieszył się Car Ruski, że Emir Rzewuski
W stepowym śpi cicho kurhanie.




Do str. 320 w. 112. Orlikowski Kapitan artyleryi konnéj, dowodzący działami w bitwie pod Daszowem. Skończył jak powyżéj duma opisuje.









Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Słowacki.