Dwie sieroty/Tom V/XXVII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Dwie sieroty
Podtytuł Dorożka № 13
Wydawca J. Terpiński
Data wyd. 1899-1900
Druk J. Terpiński
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Fiacre Nº 13
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXVII.

Wiemy że Jerzy de la Tour-Vandieu przychodzi co noc do pawilonu, ażeby z tamtąd przejść podziemnym korytarzem do swego pałacu przy ulicy świętego Dominika. Wiemy zarówno, że peron złożony z kilku wschodów prowadził do przedsionka.
Edmund wszedł tamtędy z Ireneuszem i Franciszką, która zaraz pootwierała okna aby odświeżyć powietrze.
Pogoda była wspaniałą dnia tego, chociaż atmosfera była nieco ciężką. Wschodzące słońce na czystem niebie, ozłacało swemi promieniami wierzchołki starych lip i kasztanów.
Tysiące ptasząt świegotało między gałęziami i na piaskach ogrodowych alei.
Widocznie to wszystko dobrze wróży; — pomyślał Ireneusz.
Pawilon składał się z suteryn, parteru i pierwszego piętra.
Na parterze, znajdował się przedsionek, dwie sale, sypialnia i pokój dla służby. Na pierwszym piętrze, trzy sypialnie opatrzone gabinetami do toalety, biblioteka, buduar i sala kąpielowa.
— Wnętrze ozdobione i umeblowane w stylu osiemnastego stulecia było zadziwiająco starannie utrzymywanem.
Obejrzeli wszystkie pokoje.
— Pomieścimy Bertę w sypialni, na parterze — rzekł Edmund, skoro będzie mogła cośkolwiek chodzić będzie jej łatwiej zejść do ogrodu po tych kilku stopniach peronu.
I rozkazał Franciszce pokój przygotować.
— A gdzież ja się pomieszczę, panie doktorze? — zapytała służąca.
— To będzie zależało od stanu zdrowia chorej — odparł Edmund. Jeżeli ten stan będzie wymagał ciągłej twojej obecności, wtedy będziesz spała tu, na kanapie. W przeciwnym razie pomieścisz się w jednym z pokojów na pierwszym piętrze.
— Dobrze panie.
— A teraz — dodał synowiec Loriota, dam ci najważniejsze zlecenie, do którego święcie zastosować się trzeba.
— Ach! panie doktorze... możesz pan na mnie rachować!
— Skoro wyjdziesz na miasto dla zakupienia żywności jest bardzo możebnem że pytać się ciebie będę u kogo służysz teraz i co robisz?
— To prawda, ludzie są tak ciekawi!..
— Otóż odpowiedz im na to stanowczym głosem że usługujesz pewnej wiekowej chorej pani, która przybyła ze wsi;
— Dobrze panie.
— I niezapominaj, że nikt w świecie, ale to nikt!.. oprócz mnie i pana Ireneusza Moulin nie powinien wchodzić do pawilonu ani do ogrodu. To miałem ci zalecić najsurowiej.
— Niech pan będzie spokojnym i liczy na moją sumienność.
— Ufam ci w zupełności. A teraz uporządkuj wszystko i oczekuj tu na nas.
Tu Edmund z Ireneuszem wyszli z pawilonu.


∗             ∗

Pozostawiwszy Théfera śpiegującego nowego inspektora Plantada, aby się dowiedzieć o jego mieszkaniu i następnie uniemożliwić mu dalsze poszukiwania.
Nie łatwa była to sprawa. Należało go śledzić z wielką ostrożnością, mając tak świeże dowody jego bystrości umysłu i przebiegłości.
To właśnie wzbudzało w Théferze nieznaną mu przed tem obawę, a nawet przestrach paniczny.
Zadziwiająca przezorność Plantada, była w rzeczy samej niebezpieczną. Będąc tylko tajnym agentem wynalazł sposób wykrycia miejsca gdzie się zatrzymywała dorożka numer 13; czyli więc teraz niedowie się jacy ludzie i w jakim celu to uczynili?
Nie było nic w tem niemożebnego, mimo że to przypuszczenie zdawało się być nieprawdopodobnem.
Jednam słowem Plantade wzbudzał niepomierny przestrach w Théferze, skutkiem czego tenże śledził każdy krok jego, ażeby w razie potrzeby zatarasować mu drogę, lub w ostateczności usunąć niebezpieczeństwo, usuwając samego człowieka.
Przypomniał sobie słowa Klaudyi Varni, przez nią wymówione kiedyś.
— Zostałeś pan w wir wciągniętym, gdzie na pewno zginiesz jeśli go niepokonasz.
Chciał też za jaką bądź cenę zwyciężyć i być spokojnym.
Czy było potrzeba uprzedzić księcia i panią Dick-Thorn o tem co zaszło? Théfer zadawał sobie to pytanie i odpowiedział przecząco.
— Na co się spieszyć? Będzie czas zawsze uprzedzić swoich wspólników o grożącem niebezpieczeństwie.
Nowe jego zajęcie jako inspektora hotelowego pozwalało mu dowolnie rozporządzać czasem aby szpiegować Plantada i szukać Jana-Czwartka dwóch owych groźnych mieczów Demoklesa, z których jeden miał spaść na jego głowę, drugi na głowę księcia i jego dawnej kochanki.
Cały więc wieczór chodził po rozmaitych podejrzanych miejscach, gdzie spodziewał się znaleść, owego szczwanego złodzieja, lub przynajmniej otrzymać o nim jaką wiadomość, któraby mu mogła wskazać drogę gdzie go szukać należy.
Zawiódł się jednak niestety! Niezadowolony w najwyższym stopniu, wrócił do swego, mieszkania przy ulicy Pont-Luis Phillipe.
— Prawdopodobnie, mówił sobie Jan-Czwartek zabrawszy sto tysięcy franków, wyjechał za granicę. Gdyby tak było, zbyteczną na teraz stałaby się obawa. Lecz w jaki sposób o tem się dowiedzieć?
Théfer zaczął żałować teraz straconego stanowiska.
Dopóki był inspektorem publicznego bezpieczeństwa, mógł korespondować z pierwszorzędnemi agentami wielkich miast za granicą i zapytywać ich o wszelkie potrzebne mi wiadomości. Dziś zaś, z jakiego powodu mógłby się do nich odwołać. Marzyć o tem nawet nie było można!
Rozmyślając smutnie nad swoim losem zasnął na chwilę a i w śnie nawet prześladowała go mara przyobleczona w postać Plantada.
Wstał, o dziewiątej, a przeistoczywszy się ze zwykłą zręcznością w zamożnego mieszczanina udał się na ulicę Git-le-Coeur.
Po drugiej stronie ulicy, naprzeciw domu w którym mieszkał jego następca w urzędzie, znajdowała się mleczarnia.
Théfer tam wszedł, usiadł przy oknie, a odsunąwszy nieco wyżółkłą muślinową firankę, zasłaniającą szyby, kazał sobie podać śniadanie. W ten sposób mógł dobrze obserwować drzwi mieszkania inspektora.
Zostawmy go na straży, a zobaczmy co się dzieje w mieszkaniu człowieka który nie domyślał się wcale że jest przedmiotem tak nienawistnej obserwacyi.
Plantade był kawalerem i żył bardzo skromnie. Zajmował na trzecim-piętrze maleńkie mieszkanie składające się z dwóch pokoików.
Pierwszy kwadratowy do którego wchodziło się z korytarza, służył mu za jadalnię. Drugi był dla niego sypialnią i salonem a zarazem gabinetem pracy.
Nic skromniejszego po nad ruchomości tego maleńkiego mieszkania, jakie celowało prawdziwie flamandzką czystością.
Żelazne łóżko, stół nakryty wypłowiałym zielonym obrusem, drewniana czarno malowana szafa na książki, stary fotel, toaleta i cztery krzesła, oto całe umeblowanie.
W szafie, znajdowały się książki i akta prawne, kompletny zbiór Roczników sądowych, ważniejszych spraw i notatek policyjnych.
Papiery systematycznie ułożone i starannie ponumerowane, pokrywały stół, na którym Plantade pracował siedząc na swoim starym fotelu.

Leżąca przed nim plika papieru jaką w tej chwili przeglądał miała napis:
„Sprawa dorożki numer 13“

Ta sprawa składała się z kilkunastu foljalów. Plantade już może po raz dziesiąty odczytywał każdy z nich i wypisywał notatki.
— Nie... nie! — nie omyliłem się! zawołał, wszystko mi to mówi; wszystko mi tego dowodzi!
„Ci ludzie którzy zabrali dorożkę i uprowadzili kobietę młodą czy starą, nie działali na własną rękę. Byli zapewne wspólnikami tych którzy chcieli dostać przy ich pomocy tę kobietę.
Jaki powód przypisać tego porwania?
„Jeśli kobieta była młoda, mogła to być miłość. Jeśli zaś stara, to z pewnością wymagał tego interes albo zemsta.
„Pożar domu przed którym zatrzymywała się dorożka nie można zaliczyć do przypadkowych. Miał on na celu zatarcie śladów popełnionego przestępstwa. Ale niekiedy można wydostać się z domu stojącego w płomieniach.
„Ta młoda osoba którą znaleziono prawie bez życia w jednym z szybów kopalni, bardzo być może iż jest ofiarą podobnej próby zabójstwa.
„Rozwiązanie zagadki leży w tem właśnie.
„Cóż więc mam robić?..
— Przedewszystkiem trzeba się dowiedzieć kto mieszkał w tym domu na wzgórzu Capsulerie, śledzić właściciela, lokatora, albo tych podłych złoczyńców którzy tam mieszkali, nareszcie stwierdzić osobistość tej biednej istoty którą, przewieziono Bezprzytomną do szpitala.
„Protokuł komisarza policyjnego, nic o tem nie wspomina, ale będzie się można łatwo dowiedzieć.
„Skarga więc wniesiona przez woźnicę Loriota o sumę pięciuset franków ukradzionych mu z dorożki, doprowadziła mnie do krwawego dramatu otoczonego ciemnościami, a którego rozwiązanie nastąpi na ławach sądowych.
„Jest to pierwsza sprawa prowadzona przezemnie. Postaram się aby mi zaszczyt przyniosła.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.