Dziennik Serafiny/Dnia 21. Października

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Dziennik Serafiny
Rozdział Dnia 21. Października
Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1876
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Dnia 21. października.

Nigdym Ojca nie widziała tak wesołym, tak szczęśliwym, jak teraz i tak mnie kochającym... Przyznaje to chętnie, że winien mojemu przybyciu znaczne polepszenie położenia... i stosunków.
— Gdybyś tylko chciała, byłoby lepiej jeszcze — mówił mi dziś — z twoją twarzyczką, z instynktem i taktem jaki masz, wiele na świecie uczynić można...
— Ale do czegoż mnie to ma prowadzić — odpowiedziałam. — Za mąż iść nie mogę i nie myślę.
— Naprzód i to jeszcze rzecz nie jest dowiedziona — dodał — ale gdyby tak było, dla czegoż nie masz prawdziwych życia przyjemności użyć, wejść w najlepsze towarzystwo... bawić się składanemi ci hołdami, a choćby tę mieć satysfakcję, że zaćmisz inne panie, które twojego małego palca nie są warte...
Ciągle mi prawie toż samo powtarza... Mnie to wszystko obojętne. Kazałam mojego Stasia maseczkę zdjętą po śmierci, odlać z bronzu... Oprawiłam ją w ramy bogate, obwiedzione nieśmiertelniczkami... patrzę na nią i płaczę...
Julka pod pozorem, że to mnie rozżala, pozabierała rzeczy dziecinne, schowała kolebkę. Chciałam się na nią pogniewać, ale mnie rozczuliła swojem przywiązaniem. Dała mi słowo, że wszystko to będzie święcie, jak relikwie zachowane... Pokoik ten urządza na garderóbkę, do ubierania, aby w sypialnym mi było przestronniej.
Tutejsza Mme Idalie niema gustu. Wszystkie wzory sprowadzają z Paryża... Podług nich niewolniczo kopiują, nie mają pomysłów i oryginalności... Juściż mi wolno sobie o tyle dogodzić, gdy innych fantazji nie mam, że parę sukien sprowadzę z Paryża. Worth zażądał fotografij, opisu koloru włosów i twarzy... Tych kilka tysięcy franków, nie będę żałować na ubranie. Józia się stroi tutaj, inne panie śmiesznie, oszczędzać się są zmuszone. Widuję u nich te same suknie po kilka razy, te same stroje, trochę i niezgrabnie poprzybierane, aby się nowemi wydawały. To meskineria... Albo proste płócienko, albo coś istotnie dystyngwowanego.
Ojciec znajduje to nietylko właściwem, ale koniecznem. Nie mam obowiązków, to cała rozrywka moja.
Wygadałam się przed Józią z tem, i postrzegłam, że to jej przykrość zrobiło. Skarzy się na męża, iż choć bogaty, budżet jej ogranicza ściśle, i za długi się gniewa; a elegancji prawdziwej bez pieniędzy niema.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.