Dziennik Serafiny/Dnia 27. Kwietnia

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Dziennik Serafiny
Rozdział Dnia 27. Kwietnia
Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1876
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Dnia 27. Kwietnia.

Był tedy pan Artur u nas na obiedzie... dał się nareszcie uprosić... Oglądał wprzódy gospodarstwo nasze... i gdy przyszło dać o niem zdanie, oświadczył Mamie, iż nie może o niem nic powiedzieć, bo to jest rodzaj staroświeckiego, tradycyjnego zarządu, który właściwie nie może się nawet nazwać gospodarstwem... Powiadał, że chcąc je poprawić, wiele by na to kosztów i czasu łożyć potrzeba... i t. p.
Mnie tam to nie wiele obchodziło... ale młodego jegomości, byłam niesłychanie ciekawą. Ani spojrzał na mnie. Jużciż, pojmuję to, że mógł nie mieć odwagi, że czuł, iż by to było zuchwalstwem z jego strony — ale — choć z ukosa i ukradkiem mógł przecie się chcieć przypatrzeć... ładnemu jak ja stworzeniu...
Sztywny jest, zimny, ostrożny, trzyma się ciągle w pewnej odległości od wszystkich, jakby się lękał i sam spoufalić i do poufałości ośmielić... Czuć w tem pewną dumę, która się ubiera w pokorę...
Dziś wydał mi się jeszcze przystojniejszy... Wyobrażałam sobie, że zardzewiały, żyjąc z chłopami i ekonomami, stracił maniery, ale Mama, która w tych rzeczach bardzo jest surową i wymagającą — przyznaje, że ma wiele dystynkcji i że bądź co bądź, czuć w nim krew starą...
Mnie... choć ładny... choć grzeczny... ale tym obrażającym chłodem jakimś, gniewa. Nawet mówiąc do nas, oczów niepodnosił... Przyznaję się, że czatowałam na nie. Gdyby był raz dał się pochwycić na wejrzeniu, byłby przepadł, bo zrobiłam tego dnia takie melancholijne oczy, jak Mama, kiedy chce od Barona jakiej usługi... Ma szczęście, że się wystrzegał... zobaczymy, czy to tak zawsze będzie... Baron i Mama uprosili go wreszcie, aby choć cokolwiek się zajął Sulimowem, a Morozkowicz ma spełniać najściślej jego wskazówki. Będzie więc przyjeżdżał... będzie na obiadach... — ośmielimy go. Mamie się podobał, a niepodobieństwo, żeby ona na nim wrażenia nie zrobiła, bo uważałam, że dla miłości interessów Sulimowskich, bardzo go kokietowała...




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.