Ewa (Wassermann)/Zanim pęknie srebrna nić/7

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jakób Wassermann
Tytuł Ewa
Podtytuł „Człowiek złudzeń“: powieść druga
Wydawca Instytut Wydawniczy „Renaissance“
Data wyd. 1920
Druk Drukarnia Ludowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa — Poznań — Kraków — Lwów — Stanisławów
Tłumacz Franciszek Mirandola
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
7.

Pan Markuse znał Krystjana.
Ignifer zamknięty był w kasie, wpuszczonej w ogniotrwałe i bezpieczne od włamania sklepienie. Dobył go z zamczystej, trudnej do otwarcia szkatułki i położył na zielonem suknie stołu. Potem cofnął się, patrząc na Krystjana.
Krystjan objął spojrzeniem migotliwą jaskrawą zjawę. Myślał przytem: Oto rzecz najrzadsza i najcenniejsza, niema chyba czegoś rzadszego i cenniejszego. I postanowił posiąść djament.
Kamień miał barwę potrosze cytrynowo żółtą i był wykonany, jako bogato fasetowana brjoletta. W czwartej części wysokości mieściło się uszko, tak że kobieta mogła nosić klejnot na szyi na sznurku, lub cienkim łańcuszku.
Markuse położył kamień na białym papierze, chuchnął nań i rzekł:
— Jest wprawdzie drugiej wody, niema atołi popiołu, rdzy, ni węzłów. Nie dostrzeże pan żyłek, pęknięć, ni wprysków, piór mgieł, ziarn i ani śladu słomek. To istny cud natury.
Cena wynosiła pięćset pięćdziesiąt tysięcy marek. Krystjan postawił ze swej strony ofertę. Markuse spojrzał na zegarek.
— Zobowiązałem się słowem wobec pewnej damy, — powiedział — ale czas minął właśnie.
Ugodzili się na pięćset dwadzieścia tysięcy. Połowa miała zostać wpłacona gotówką, reszta dwoma, różnoterminowymi wekslami.
— Nazwisko Wahnschaffe jest mi rękojmią dostateczną.
Krystjan zważył djament na dłoni i położył go na stół.
Dawid Markuse uśmiechnął się i rzekł, bez żadnej poufałości:
— W zawodzie moim poznaje się ludzi. Pan kupujesz ten klejnot w głębszym może celu, niż sam to sobie uświadamiasz. Uwiodła pana dusza djamentu. Albowiem posiada on duszę.
— Tak pan sądzisz istotnie?
— Wiem to napewne. Niektórzy ludzie, na widok takiego kamienia tracą panowanie nad sobą. Nozdrza im drgają, bledną policzki, palce chwytają niepewnie, źrenice są powiększone, a każdy ruch zdradza wrażenie. Inni znowu są onieśmieleni, oszołomieni, lub smutni. Przedziwne miewa się widowiska. Maski spadają. Djament czyni ludzi przeźroczystymi.
Nie podobał się Krystjanowi ten mało dyskretny zwrot rozmowy. Atoli często już doświadczał, że jest coś w jego istocie, co skłania innych do zwierzeń i opowiadań. Wstał, przyrzekając, że wróci wieczorem.
— Dama, o której wspomniałem, była tu wczoraj, — ciągnął dalej Markuse, odprowadzając go do drzwi — przedziwna, zaiste dama. Gdy weszła, pomyślałem: Czyż tak się chodzi? Czy możliwe jest tak chodzić? Niebawem dowiedziałem się, że jest to słynna tancerka. Stanęła w Palasthotelu a zatrzymała się na dzień jeden w przejeździe z Paryża do Rosji poto tylko, by zobaczyć Ignifera. Pokazałem jej djament. Conajmniej przez pięć minut stała bez ruchu, a miała taki wyraz twarzy, że gdyby klejnot nie stanowił znacznej części majątku mego, byłbym poprosił, by go raczyła przyjąć w darze. Nie często się to, coprawda przydarza w moim zawodzie. Miała wrócić tu dzisiaj, ale jak powiedziałem, minął czas.
— Może znasz pan jej nazwisko? — spytał Krystjan nieśmiało.
— Owszem. To Ewa Sorel. Czyś pan o niej słyszał?
Krew uderzyła Krystjanowi do twarzy. Puścił trzymaną w dłoni klamkę.
— Ewa Sorel, tutaj? — mruknął do siebie.
Opanował się coprędzej i otworzył drzwi, wiodące do pustego pokoju, którego posadzkę zaścielał czerwony dywan, a wzdłuż ścian widniały hebanowe szafy. W tejsamej niemal chwili rozwarto drzwi przeciwległe i w progu stanęła Ewa Sorel, za nią zaś widać było czterech mężczyzn.
Krystjan przystanął.
— Eidolon! — wykrzyknęła Ewa i złożyła ręce gestem sobie jeno właściwym, pełnym zachwytu i szczęścia.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jakob Wassermann i tłumacza: Franciszek Mirandola.