Gospoda pod Aniołem Stróżem/XXVIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Sophie de Ségur
Tytuł Gospoda pod Aniołem Stróżem
Rozdział Małżeństwo bez wesela
Wydawca Wydawnictwo Księgarni K. Łukaszewicza
Data wyd. 1887
Druk Drukarnia „Gazety Narodowej“
Miejsce wyd. Lwów
Tytuł orygin. L'auberge de l'Ange Gardien
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXVIII.
Małżeństwo bez wesela.

Nazajutrz po weselu generał zauważył że Derigny jest jeszcze smutniejszy. W skutek czego postanowił dowiedzieć się od niego koniecznie, co go czyni tak smutnym.
— Mów otwarcie, rzekł generał, nie obawiaj się, abym się rozgniewał, widzę że jesteś smutny, jakby zgnębiony a mocno mnie to obchodzi i nie chciałbym abyś na mnie narzekał.
— Panie generale, odpowiedział Derigny, przebacz mi, ale od czasu jak mi pan zaproponowałeś, abym pozostał u niego w służbie i od chwili kiedy mi przyrzekłeś że mię zabierzesz wraz z dziećmi do Rosyi nie mogą sobie dać rady. Widzę, że towarzysząc panu zapewniam zarazem i przyszłość moich drogich chłopców, jednakże przebacz pan mojej otwartości, rzecz ta wydaje mi się i niestosowną i nieprzyzwoitą, ze względu na to, że moje dzieci znalazły tu przytułek i schronienie. Dzieci moje przywiązały się szczerze do pani Blidot; chwilowe a może i na zawsze rozstanie się z nią, byłoby dla nich straszliwem, okropnem cierpieniem. Wreszcie pełniąc służbę u pana, jakim sposobem mógłbym czuwać nad nimi i dokończyć tej edukacyi, jaką początkowo tu już miały. A przytem jeżeli albo w drodze, albo na miejscu, moje dzieci narażą się w czem panu i uprzykrzą, to co będzie?
Derigny umilkł na chwilę, generał słuchał go cierpliwie, lecz bez gniewu.
— Jeżeli zaś rozstaniemy się ze sobą, rzekł po niejakim czasie, to co się stanie z twoimi chłopcami?
Derigny pochwyciwszy się za głowę, odpowiedział głosem wzruszonym:
— Otóż to właśnie, mój generale, to co mię zabija.. Lecz cóż mam w takim razie uczynić? Jak sobie postąpić? Daruj pan, jeżeli mówię zbyt otwarcie, pan mię do tego upoważniłeś swoją nieograniczoną dobrocią.
— Derigny, słuchaj! już dawno nad tem myślałem a nawet w tym względzie radziłem się i księdza proboszcza. Twoje dzieci nie mogą porzucić pani Blidot i nie mogą też pozostać tak jak obecnie; z przyczyny małżeństwa Elfy, dom ma teraz głowę, kierownika, pana i władza pani Blidot ograniczoną być musi; ona i dzieci, tak przypuszczać należy, znajdą się teraz w daleko mniej korzystnych warunkach. Jest więc tylko dla ciebie jedyny środek zatrzymać dzieci i dać im za matkę tę kobietę zacną, dobrą i przywiązaną do nich. Ożeń się z nią i rzecz skończona.
Derigny zerwał się, tak że aż generał podskoczył na krześle.
— Ja? Ja? Bez rodziny, bez majątku a nawet bez utrzymania, bez przyszłości miałbym poślubić panią Blidot, kobietę bogatą, która nadto nie ma najmniejszej chęci do zmienienia stanu? Niepodobieństwo! Niepodobieństwo mój generale!
Generał uśmiechnął się złośliwie. Derigny więc nie odmawia stanowczo, przyjmie niewątpliwie projekt żenienia się, jeżeli nie dla własnego szczęścia, to dla szczęścia swych dzieci.
— Mój przyjacielu, nie widzę w tem nic niepodobnego, zaczął generał. Ponieważ mówiłeś ze mną szczerze, odpłacę ci więc wzajemnością. Labie cię i szanuję, służba twoja podoba mi się i bez niej nawet trudno by mi się było obyć. Jeżeli zaślubisz panią Blidot, i zgodzisz się na odjazd z nią i z twemi dziećmi, jeżeli pozostaniecie w Rosyi wszyscy przy mnie, zabezpieczę waszą przyszłość oddając wam moją oberżę sąsiadującą z Gospodą pod Aniołem Stróżem. Wiesz zapewne że wedle kontraktu, jaki podpisała Elfy i my wszyscy, obowiązałem się oddać gospodę pani Blidot, jeżeli pójdzie za ciebie, bo stawiając ten warunek, myślałem właśnie o tobie. Co zaś do mego pobytu w Rosyi, nie potrwa długo; urządzę się z interesami, wystąpię ze służby z powodu ran a tem i niezdolność do wojska i wrócę na stałe mieszkanie do Francyi. Takie jest moje postanowienie, czy zatem upoważniasz mię do rozmówienia się w tym względzie z p. Blidot?
— Jakże jesteś dobrym generale! Moje ukochane chłopcy. Oni winni będą wszystko tobie, jak równie i ich ojciec. O tak mój generale zgadzam się najzupełniej w imieniu moich dzieci, niech będzie ich matką i pragnę jej dla nich nie dla siebie.
— Jeszcze dziś z nią się rozmówię, niezmiernie mię cieszy, że tak rozsądnie zastanawiasz się nad swem położeniem. Proś tu zaraz panią Blidot. Ale nie, to nie wypada. Idź lepiej i sprowadź proboszcza, ja go tam właśnie wyślę, on ułatwi pierwsze wystąpienie a potem porozumiemy się wszystko troje. Spiesz się mój kochany, takiej sprawy ważnej zasypiać nie można.
Derigny nie dał sobie mówić tego dwa razy; nie widział się ze swoimi dziećmi i nie wiedział wcale że jeszcze śpią. Pobiegł tedy do plebanii a następnie udał się do gospody pod Aniołem Stróżem, gdzie zastał samą panie Blidot. Wobec niej czuł się mocno zakłopotanym.
— Dopiero co obudziłam się a wszyscy zresztą śpią jeszcze znużeni wczorajszym balem, odezwała się z uśmiechem p. Blidot.
— Przyszedłem właśnie zobaczyć moje dzieci, pani Blidot, odpowiedział Derigny.
— Jestem niezmiernie z tego kontenta, że spotkaliśmy się bez świadków, chciałam właśnie pomówić z panem co do jego dzieci. Mój kochany panie Derigny, wiesz pan bardzo dobrze jak je kocham; utrata ich to śmierć moja. Czy zgodzisz się na pozostawienie mi ich na dłużej?
Derigny wachał się z odpowiedzią.
Pani Blidot prawie drżała z obawy, patrząc nań wzrokiem pełnym trwogi; odpowiedź Derigny, była dlań wyrokiem życia.
— Za żadne w świecie skarby, nie mógłbym zgodzić się na powtórną ich utratę, wyrzekł po chwili namysłu.
— Mój Boże! Mój Boże! zawołała p. Blidot zakrywając twarz rękami, przewidywałam że to nastąpi.
Zaczęła płakać głośno, Derigny usiadł obok niej, mówiąc:
— Kochana p. Blidot, o! żebyś wiedziała jak mię to przywiązanie do moich dzieci wzrusza i rozrzewnia.
— Rozrzewnia pana a przecież nie chcesz dla mnie nic uczynić.
— Przebacz mi pani, jestem zdecydowany prawie pozostawić je pani, ale nie mogę pani mówić o warunkach na jakichbym je pozostawił, niech za mnie wyjaśni to pani generał. Jeżeli pani przyjmiesz propozycyą, jaką on uczyni pani w mojem imieniu, dzieci na zawsze zostaną przy tobie.
— Generał? zawołała pani Blidot ze zdziwienia A! rozumiem!
Pani Blidot podała rękę Derigny.
— Mój kochany panie Derigny, dodała: nie chcę uchodzić ani za zarozumiałą ani za nierozsądną. Pan proponujesz mi abym dla zachowania przy sobie dzieci wzięła cię za małżonka. A więc oto moja ręka, przyjmuję ją z największe przyjemnością. Dziękuję ci że mi pozostawiasz te drogie istoty, że będę miała sposobność dokończyć ich edukacyi, że stanę się ich prawdziwą matką. Chodźmy do generała, niech mu również podziękuję, bo wiem doskonale że to on zaproponował nasz związek.
Derigny był jakby ogłuszony, nagła ta decyzya pani Blidot uczyniła go niezmiernie szczęśliwym.
— Ależ pani jeszcze nie wiesz o wszystkiem, zawołał po chwili, nie wiesz, że generał mi daje...
— A niech sobie daje, co mu się podoba! Mnie to wcale nie obchodzi. Pan mi oddajesz swoje dzieci, to szczęście, to życie moje. Nie żądam niczego więcej!
I nie czekając na Derigny pobiegła i zastawszy generała rozmawiającego z księdzem proboszczem ucałowała jego ręce, mówiąc:
— Dziękuję generale, dziękuję!
Generał przerażony, bo nie wiedział co to się stało i za co mianowicie dziękuje mu p. Blidot, czekał na wyjaśnienie. Wnet też nadszedł i Derigny. Wówczas pani Blidot zawołała:
— On mi zostawia moje dzieci. Jakób i Paweł będą przy mnie. Będę ich matką ponieważ poślubię ich ojca.
Generał wybuchł głośnym śmiechem.
— Winszuję, winszuję ci Derigny, a toś się spisał.
— Ależ panie generale, ona nie wierzy, że pan generał ofiarujesz mi...
Pani Blidot nie chciała zgoła słuchać ale zbliżywszy się do proboszcza odezwała się:
— Jestem szczęśliwą, odpraw mszę na moją intencyę księże proboszczu i przy tych słowach wybiegła aby podzielić się z Elfy radośną nowiną.
General, proboszcz i Derigny długi czas jeszcze rozmawiali, wreszcie ten ostatni zajął się co żywo dostarczaniem koniecznych do ślubu dokumentów i w tym celu rozpisał mnóstwo listów.
Tymczasem pani Blidot mówiła do dzieci:
— Moi drodzy chłopcy ojciec pozostawia was przy mnie; będę waszą matką, ponieważ wyjdę za mąż za waszego ojca.
Chłopcy aż się spłakali z radości!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Sophie de Ségur.