Historya (Krasicki, 1830)/Xięga I/VIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Historya (Krasicki, 1830)
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VIII. Nie wiedziałem z początku, gdzie się udać, poleciwszy się jednak najwyższej Opatrzności, szedłem ku zachodowi przez piaski Libji, szukając jedynie takowego miejsca, gdziebym odłączony od towarzystwa ludzkiego, resztę wieku spokojnie strawił dotąd, pókiby ostatnia zgrzybiałość nie przymusiła mnie do odmłodnienia; trwożny jednak, jakem wyżej wspomniał, czyli balsam taką, jak pierwej będzie miał dzielność.
Gdym już był granice Libji minął, wszedłem w kraje nadmorskie pod panowaniem Rzeczypospolitej Kartagińskiej zostające. Wsi osiadłe, grunta dobrze uprawne, rolnicy majętni, miasta budowana, wszystko mi to dało uczuć i poznać, jakie pożytki handel za sobą prowadzi, i jak szczęśliwe są państwa, których rządcy nieomamieni próżnej chwały chciwością, porządkiem, pracą, przemysłem uszczęśliwiają poddanych i siebie. Handel Kartagińczyków z Alexandryą przymusił mnie był do nauczenia się języka punickiego; mogłem się przeto doskonale wywiedzieć o tamecznym rządzie, zwyczajach, prawach. Nie bez przyczyny mówię : wiadomość tę albowiem, której nabrałem, obracam na usprawiedliwienie Kartagińczyków, zbyt oczernionych nieprzyjaznem piórem pisarzów rzymskich.
Przysłowie, fides Punica, stawia ten lud w oczach potomności w postaci chytrych, zdradliwych, i słowa danego nie dotrzymujących. Kto tylko uważyć raczy, iż handel Kartagińczyków rozciągał się na wszystkie świata części, a duszą handlu jest rzetelność; kto zważyć raczy, iż ten naród ze swego kontent, ducha wojowniczego nie znał, i spokojne osady po różnych krajach stanowił; kto zważy, iż po wszystkie czasy miał sobie wiernie sprzymierzone sąsiedzkie narody : przyznać musi, iż ich niesłusznie osławili Rzymianie. Żałuję tego bardzo, iż mi zginęła historya Rzymska, pisana przez niejakiego Magona Kartagińczyka w czasie drugiej wojny Punickiej : dowiedzieliby się z niej czytelnicy, jako w dalszym czasie Liwiusz, Salustyusz, Varro, Korneliusz, bardziej byli panegirystami, niżli historykami ojczyzny swojej.
Gdym się zbliżał ku Kartaginie, spotkałem się z Hannonem, dobrym niegdyś przyjacielem moim : ten mnie do razu poznał, a widząc pieszo idącego, skoczył z woza i przywitawszy mile, koło siebie w pojezdzie posadził. Był ten Hannon jeden z najcelniejszych obywatelów Rzeczypospolitej, od dawnego czasu zasiadał w senacie, a przed czterema laty był Suffetem, która godność w Kartaginie, tak, jak Konsulów w Rzymie, była najpierwsza i równie doroczna. Dobry ten Kartagińczyk poznał zaraz po sposobie pielgrzymowania mojego, żem był dyzgracyowany u nowego dworu; nie śmiał zrazu rozrzewniać mnie wypytywaniem o przyczynach i okolicznościach. To gdy postrzegłem, opowiedziałem szczerze, co się zemną stało; zaczął mnie więc cieszyć, nakoniec ofiarował wszelkie usługi, i skutecznie.
Skoro albowiem stanęliśmy w Kartaginie, przyjęty do jego domu zastałem gotowe wszystkie sprzęty, których mi tylko do uczciwego obchodzenia się potrzeba było, nadto w skrytej szufladzie stolika mojego sześć grzywien złota z tą kartką : « Ten, który tak mały upominek ofiaruje, czci cnotę nieszczęśliwą. » Jeżeli kiedy są łzy słodkie, te były pewnie, które mi natychmiast z oczu wypadły. Pobiegłem do Hannona, i w pierwszym impecie czułości mojej ściskając go serdecznie, nie mogłem się zdobyć na dostateczne słowa do uwielbienia ludzkości jego; on zapalony tym rumieńcem, który poczciwe tylko czoła zdobi, płakał wraz zemną. Lubom nie był potrzebien datku, znając i ludzkość i delikatność Hannona, zatrzymałem u siebie jego dary; a gdy w potocznym dyskursie wspomniałem o wdzięczności, obruszył się tem słowem właśnie, jak gdybym mu co najprzykrzejszego powiedział : modelusz prawy dobrze czyniących nie tylko dawał, ale umiał dawać.
Dobrze mi było w domu mojego przyjaciela, gdy zaś postrzegłem, iż bez naprzykrzenia osieść tam i przebywać mogłem, postanowiłem resztę dni starości mojej u niego przepędzić.
Handel Hannona był niezmierny; każdy prawie wiatr okręty jego do portu Kartaginy przypędzał. Darzyło mu się wszystko, a tak bogactwy szafować umiał, iż mu nikt szczęścia nie zazdrościł. W młodym wieku zwiedził był rozmaite kraje, odwiedzał je zaś nie tylko jak kupiec, ale jako obywatel celniejszy wolnego państwa, wszędzie uważając z pilnością naturę rządu, prawne ustawy, zwyczaje narodów; jako filozof rozmaitość charakterów ludzkich roztrząsał, zgoła, ten zacny i chwalebny mąż, tak umiał korzystać ze wszystkich okoliczności życia swojego, iż się stał ojczyznie pożytecznym, familji zdatnym, przyjaciołom szacownym, współobywatelom miłym. W jego domu przepędzone lat 23 dotąd są najsłodszą epoką życia mojego. Przyszedł nakoniec termin życia jego, ludzkości konieczny, mnie i wszystkim, którzy go znali, fatalny.
Nie mogąc wytrwać w tem miejscu, gdzie mi wszystko stratę przyjaciela mojego przypominało, zabrawszy znaczną summę pieniędzy, szedłem do portu, wsiadłem w pierwszy okręt, który z niego wychodził, nie pytając się nawet, gdzieśmy żeglować mieli.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.