Historya (Krasicki, 1830)/Xięga II/V

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Historya (Krasicki, 1830)
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


V. Będąc na wsi, gdym raz ku wieczorowi u brzegu morskiego siedział, a nagła burza pieniste coraz bardziej wznosiła bałwany, postrzegłem zdaleka okręt, który straciwszy maszty i żagle, igrzysko wiatrów, niemi na wszystkie strony rzucany, w oczywistem był niebezpieczeństwie zatonienia. Brzeg był wysoki i skalisty, że zaś wiatr ku niemu ów okręt skołatany pędził, rzecz była prawie niepodobna ustrzedz się rozbicia.
Pobiegłem czemprędzej ku domowi, i zawołałem na czeladź, żebyśmy, ile możności, tonących ratować mogli. Ledwo ci z osękami i sznurami przybiegli, okręt uderzony o skałę z wielkim się trzaskiem rozbił. Ci, którzy na nim byli falami w oka mgnieniu zostali zalani, jeden uchwyciwszy się deski, pasował się. jak mógł z impetem rozjuszonych wałów, szczęściem postrzegłszy nas u brzegu, dorwał się rzuconego powroza, i z wielką pracą naszą na brzeg przecież wyciągniony został. Padł bez zmysłów, myśmy wszystkich zażywali sposobów, żeby go otrzeźwić : gdy jednak nie pomogły, wpół żywego kazałem do domu zanieść, i na mojem łóżku w ciepłej izbie położyć. Przyszedł do siebie po niejakiej chwili, ale wcale nie wiedział, co się z nim stało; i przez kilka dni zdał nam się, że z żalu straty, lub przestrachu, od zmysłów odszedł.
Gdy się mieć lepiej poczynał, i już z łóżka wstać mógł, przyszedłem do niego, a nie chcąc żalu straty rozrzewniać, bawiłem go potocznemi dyskursami : on wysłuchawszy mnie cierpliwie, począł naprzód wielbić moję ludzkość, i wdzięczność wieczystą zaprzysiągł. Spytany o ojczyznę, gdy powiedział, iż był z Efezu, wzbudził we mnie ciekawość dalszego badania. Gdym go o nazwisko pytał, rzekł : iż był panem rozbitego okrętu, i zwał się Neokles. Słodkie to imię wzbudziło bardziej jeszcze ciekawość moję : doszedłem z nieskończoną pociechą, iż to był prawnuk syna owego przyjaciela mojego Neoklesa, który mnie z więzienia wyprowadził, i tak szczodrze na drogę opatrzył.
W dalszych dyskursach z Neoklesem nieznacznie zmierzałem do tego, aby mnie uwiadomił o historyi Stratona : tę gdy opowiedział, pytałem go, co się po odejściu Stratona w Efezie działo, i dowiedziałem się, iż ów Prosagoras synowiec niesprawiedliwie był z dóbr wyzuty przez rządzących naówczas burmistrzów. Nie pozwoliły jednak niebieskie wyroki, żeby się owi złoczyńcy cudzą majętnością cieszyli. Jeden z nich wkrótce umarł, drugi w lat kilka za złą administracyą dochodów publicznych na śmierć skazany, gdy już szedł pod miecz katowski, prosił, żeby mu do ludu mówić pozwolono. Tam dopiero uznawszy, jak się niecnota przed karą niebios utaić nie może, obszernie opowiedział, jakim sposobem, mimo autentyczny list Stratona, jego synowca Prosagorę z dóbr na niego spadłych, wraz z kolegą wyzuli, jak udając go za oszusta osadzili w publicznem więzieniu, i już mu życie odjąć zamyślali, gdyby był dniem przed exekucyą z kajdan nie uciekł. Skończył mowę uznając nad sobą sprawiedliwość wyroków bozkich, a prosząc współobywatelów, żeby dobra Prosagory dopóty były przez rząd publiczny administrowane, póki się on sam, albo który z sukcessorów jego nie znajdzie. To gdy skończył, odebrał zapłatę nieprawości swojej.
Dobra i sprzęty wzięło miasto w administracyą, tymczasem po wszystkich i pobliższych i dalszych miastach i krainach, czynili Efezyanie pilne rekwizycye, czyliby Prosagorę lub krewnych jego znaleźć nie można. Posłano nawet do Indyj, a gdy wszystkie starania były nadaremne, po wyszłych pięćdziesiąt latach, ogród i dóm na publiczne szkoły obrócono, resztę majętności na zapłatę professorów. Dla wiecznej zaś pamiątki w przysionku szkół publicznych postawiono statuy Stratona i Prosagory, i cała ich historya w miejscu wydatnem została wyryta na marmurze.
Że mój pradziad Neokles, rzekł dalej, wyzwolił Prosagorę od śmierci, nikt o tem za życia jego nie wiedział, dopiero po śmierci znaleźliśmy całą tę historyą ręką jego własną napisaną. A że Stratonowi dóm nasz cały swoję winien szczęśliwość, corocznie odkładaliśmy na bok pewną summę, aby gdy kiedykolwiek którego z jego następców znajdziemy, mogliśmy tym sposobem dobroczynność przodka jego zawdzięczyć. Nie trzeba, rzekłem, tego wydatku : więcej wam Prosagoras, bo życie był winien, ale się wypłacił poniekąd z obowiązków swoich, gdy krew jego miała szczęście zachować potomka Neoklesa. Stanął jak wryty na te moje słowa, a gdym się jedynym potomkiem Stratona i Prosagory mianował, począł mnie serdecznie całować i ściskać. Rozpływaliśmy się w wspólnej radości nad tak szczęśliwem zdarzeniem, wielbiliśmy Opatrzność karzącą niezbożność, nadgradzajacą cnotę.
Strata Neoklesa była znaczna, cały albowiem okręt do niego należał; a towarami dość drogiemi był naładowany. Kazałem mu być dobrej myśli, a widząc się już w wieku podeszłym, w kilka czasów potem przed magistratem Marsylji urzędownie przysposobiłem go i sobie za sukcessora.
Czegom przez długi przeciąg wieku mojego nie doznał, pierwszy raz zdarzyło mi się naówczas oglądać syna, choć nie ze mnie zrodzonego, równego jednak szacunku, jak gdyby był moim własnym przez prawo natury. Wydawała się w nim cnota owego Neoklesa, mojego przyjaciela; co mi go zaś jeszcze bardziej czyniło miłym, była taż sama postać i ułożenie, ton nawet głosu. Zdałem mu zaraz administracyą dóbr moich; a gdy w kilka czasów potem do Efezu pojechał, żeby żonę i dzieci do mnie sprowadził, dowiedziawszy się od niego Efezyanie, wyprawili do mnie poselstwo, ofiarując sto talentów srebra, co przenosiło sukcessyą moję pod imieniem Stratona; oprócz tego oddali mi posłowie tacę wielką srebrną, na której postać Stratona wyryta była, a pod nią dekret, którym mnie prawym być jego następcą uznali. Rozrzewniony takowym postępkiem, wystawiłem i znacznemi dochodami opatrzyłem dóm w Marsylji, ażeby w nim przybywający Efezyanie i pomieszkanie, i wszelką wygodę przez cały czas bawienia tam swego mieli.
Wiodłem szczęśliwy wiek na łonie Neoklesa; i gdym już do lat siedmiudziesiąt po pierwszem odmłodnieniu dochodził, z niezmiernym żalem dowiedziałem się, iż syn mój w Tyrze, gdzie dla handlu był pojechał, po krótkiej chorobie życie zakończył. Uczułem tę stratę z niezmiernem umartwieniem, a oddawszy wszystkie dobra pozostałym dzieciom, wziąłem z sobą znaczną summę pieniędzy, i puściłem się do Tyru. Tam gdym przypłynął, sprawiłem wspaniały pogrzeb Neoklesowi. Żebym zaś odmłodnienie moje przyszłe tym lepiej utaił, wsiadłem sam jeden w łódkę u portu, i puściłem się na morze; przybywszy do lądu w miejscu ukrytem, puściłem łódkę nazad, żeby rozumiano, iżem utonął; sam zaś udawszy się między góry, gdziem był pierwej skarby moje złożył, zażyłem mojego balsamu roku pańskiego 152 dnia 29 Marca.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.