Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852)/Okres I/20

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Karwowski
Tytuł Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852)
Część Okres I
Rozdział Naczelny prezes Baumann. Jacob. Zmiany
Wydawca Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów
Data wyd. 1918
Druk Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały okres I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Naczelny prezes Baumann. Jacob. Zmiany.

Niemczyzna nie dawała się Polakom we znaki, dopóki w ministeryach w Berlinie zasiadali tacy mężowie, jak Hardenberg, Altenstein, Humboldt, Ancillon, a na czele W. Księstwa Poznańskiego stał Zerboni di Sposetti. Atoli od r. 1824 zaczęły się uwydatniać nieprzyjazne Polakom prądy. Niemcy w W. Księstwie Poznańskiem, których wielu napłynęło przez ustanowienie komisyi generalnej i mnogich komisyi specyalnych, zaczęli podnosić głowy i utrudniać stanowisko Zerboniemu, którego wreszcie 1824 r. zmuszono do ustąpienia. Cofnął się w życie prywatne i umarł 25 maja 1831 r. w Rąbczynie.[1]
W miejsce jego przysłano Jana Fryderyka Teodora Baumanna, którego Marceli Motty[2] w ten sposób charakteryzuje:
„Był to człowiek wtenczas już nie młody, dobrego wzrostu, otyły; na niskim jego karku spoczywała duża głowa z krótką siwiejącą czupryną, z szeroką jakby nabrzmiałą twarzą, której oczy spoglądały ponuro z pod gęstych brwi. Miłego w nim nic nie dostrzegłeś, robił wrażenie nieprzystępnego i zagniewanego, jakim zaś był w istocie tego nie wiem, lecz nie przypominam sobie, iżbym kiedy posłyszał o nim wyraz zadowolenia lub pochwały.
Głównym doradcą Baumanna w sprawach szkólnych stał się powołany w miejsce zacnego, wysoko przez Polaków cenionego Stöphasiusa radca konsystorski i szkolny Jacob.
Był to człowiek pod względem naukowym niepospolity, pierwszorzędny filolog, zwłaszcza hellenista; w przedmiotach w szkole udzielanych miał rozległe i pewne wiadomości, po francusku mówił jak Francuz, po polsku rozumiał wszystko, ale z zasady słówka nie wyrzekł,[3] bo, chociaż dłuższy czas przebywał w Warszawie, przychylnych stamtąd dla Polaków uczuć nie wywiózł, owszem zaciętym był Polaków wrogiem.
Zaledwie przybył do Poznania, odezwał się publicznie, iż nie pojmuje, że w stolicy prowincyi pruskiej wszystko po większej części załatwia się, naucza i uczy w polskim języku. To orzeczenie Jacoba rozgłosiło się i napełniło Polaków obawą o przyszłość.
Obawy nie były płonne, dnia bowiem 9 maja 1825 r. podzielono niższe klasy gimnazyum poznańskiego na oddziały: polskie z językiem wykładowym polskim i niemieckie z językiem wykładowym niemieckim, a w trzech wyższych klasach zaprowadzono język niemiecki jako wykładowy, pozwalając jednak w tych klasach wykładać niektóre przedmioty po polsku. W r. 1827 pojawił się też program z niemieckim tytułem i niemiecką rozprawą, wiadomości zaś szkólne podawano w niemieckim i polskim języku.
Polacy przypisywali tę zmianę głównie Jacobowi i utrwaliło się przekonanie, że zamiarem rządu jest utrudnienie nauki polskim uczniom, a ułatwienie jej niemieckim, wyrugowanie polskiego języka, chociaż jego znajomość wedle słów królewskich miała być głównym warunkiem osiągnięcia urzędu w W. Księstwie Poznańskiem, wreszcie niemczenie od dzieciństwa Polaków.
Wkrótce potem usunięto na mocy fałszywej, jak się później okazało, denuncyacyi zacnego Kaulfussa z dyrektorstwa gimnazyum poznańskiego. Uważano go za niedogodną osobistość. Miał zresztą do niego Baumann osobistą niechęć, podczas pierwszego bowiem urzędowania swego w Księstwie napisał Baumann jako asesor kryminalny niezbyt pochlebną dla języka i literatury polskiej broszurę, na którą Kaulfuss odpowiedział broszurą w niemieckim języku p. t.: „O duchu języka polskiego jako wstęp do historyi literatury polskiej dla Niemców”, w której energicznie zbijał wywody Baumanna.
Kaulfussa posłano jako dyrektora gimnazyalnego do Szczecinka, skąd go później przeniesiono do Koźlina, gdzie umarł 1832 roku.
Równocześnie z Kaulfussem oddalono z gimnazyum Jana Wilhelma Cassiusa, który cieszył się wielką wziętością w kołach polskich, otwarcie jako Polak występował i w kierunku narodowym niemały wpływ wywierał na młodzież. Chciano go wprawdzie obdarzyć w innej prowincyi posadą nauczycielską, ale jej nie przyjął, woląc pozostać pomiędzy swoimi. Przeniósł się do Orzeszkowa, gdzie już przedtem spełniał dorywczo obowiązki pastora. Na tem stanowisku wytrwał do końca życia.[4]
Usunięcie Kaulfussa i Cassiusa dotknęło wszystkich Polaków, a niezadowolenie był tem większe, że w ich miejsce przysłano Niemców: Jerzego Müllera, Meklemburczyka, Martina, Beneckiego i Jacoba, brata radcy szkolnego. Tego Jacoba młodszego mianowano dyrektorem od nauk, a Stoca, osobistość nieznaczną, pół Niemca pół Polaka, dyrektorem od porządku.
Tak więc, chociaż gimnazyum poznańskie z katolickich funduszów uposażonem zostało i katolickim zakładem być miało, nadzór na niem miał radca szkolny protestant, dyrektorem został protestant i trzech innych profesorów było także protestanckiego wyznania. Nadto sprowadzeni Niemcy nie znali języka polskiego, uprzedzeni byli do Polaków i publicznie z niechęcią wyrażali się o narodzie polskim, w czem się odznaczał Martin, przytem zbywało kilku z nich na towarzyskiej ogładzie.
Od tych Niemców wyszła denuncyacya na profesora Muczkowskiego, że nosił ofiarowany mu przez uczniów polskich pierścień z miniaturami Kościuszki, ks. Józefa Poniatowskiego i Napoleona.
Referat w tej sprawie napisał do ministeryum radca Jacob bez wiedzy reszty kolegium szkolnego, a zwłaszcza radcy szkolnego prałata Dunina i bez przesłuchania Muczkowskiego. Na mocy tego referatu zapadł w ministeryum wyrok. Dnia 13. kwietnia 1827 r. powołał Muczkowskiego do siebie Jacob, przeczytał mu nie cały wyrok, lecz tylko kilka oderwanych zdań i oświadczył mu, że od tej chwili przestaje być profesorem gimnazyum poznańskiego.
W tym samym dniu składano księciu-namiestnikowi powinszowania imieninowe. Także ks. Teofil Wolicki, proboszcz katedralny poznański i podówczas administrator obu dyecezyi, znajdował się na salonach namiestnikowych. Już się księżna Ludwika oddaliła do swych pokojów, a z księciem Antonim żegnało się kilku panów, gdy ks. Wolicki, rozmawiając z poważanym przez siebie dyrektorem rejencyjnym Leipzigerem i radcą rejencyjnym Tittlem o sprawie Muczkowskiego, wyraził się, że zdaniem jego niesłusznie pozbawiono urzędu Muczkowskiego i że Jacob nie postąpił sobie, jak się należało. Usłyszał to stojący w pobliżu Jacob i, wzburzony krytyką, wmięszał się do rozmowy, na co ks. Wolicki, zwracając się do niego, rzekł, że nie ma zaszczytu mówić z nim. Rozgniewany, wybiegł Jacob z mieszkania namiestnikowskiego, odgrażając się wobec znajomych, że napisze skargę na Wolickiego do ministeryum i to „cum sale.” Jakoż zaraz nazajutrz w liście do ministeryum opisał ono zajście, ale niedokładnie, przedstawiając zarazem Wolickiego jako namiętnego człowieka i wroga państwa, który obraża urzędników, wzbudza ku nim nienawiść, wyszydza i poniża instytucye państwowe i świadomie staje w poprzek zamiarom króla.[5]
Gdy w tym samym dniu księgarz Munk w księgarni swojej zwrócił Jacobowi uwagę, że złożenie z urzędu Muczkowskiego bardzo przykre nie tylko wśród Polaków, ale i wśród Niemców wywarło wrażenie, Jacob butnie odpowiedział: „Muczkowski nie jest pierwszym ani ostatnim, w tym jeszcze roku niejedno się wydarzy, nad czem panowie Polacy strzydz będą uszami.”
Munk powtórzył te słowa innym, rzecz się rozgłosiła i skutkiem tego wielkie zaniepokojenie powstało w mieście. Spostrzegł się Jacob, że nieroztropnie sobie postąpił i chcąc krok swój naprawić, zabrał z sobą profesorów Buchowskiego i Królikowskiego do księgarni i groźnie zarzucił Munkowi w obec nich nieprawdę. Ale Munk, nie zmięszany gniewem Jacoba, odparł z zimną krwią, że tylko własne słowa p. radcy powtórzył i niczego nie cofa.
Kopią skargi Jacoba przesłał minister oświaty 7 sierpnia 1827 r. ks. Wolickiego z wezwaniem, aby się usprawiedliwił.
Ks. Wolicki odpowiedział ministrowi z godnością i nie bez ironii 6 września, referat Jacoba sprostował i, korzystając z sposobności śmiało przedstawił drażniące ludność polską postępowanie władz prowincyonalnych, o samym zaś Jacobie wyraził się, że chybił powołania, bo więcej się nadaje na urzędnika do szpiegowania niż na radcę szkolnego, charakterystykę zaś jego zakończył satyrą Boileau'a:

Qui n'aime pas Jacob,
n' estime point son roi,
Et n'a selon Jacob ni Dieu,
ni foi ni loi.[6]

Pomimo takich zajść pozostawiono Jacoba w Poznaniu.
Tak samo jak gimnazyum poznańskie, zaczęto germanizować także gimnazyum leszczyńskie, a nawet szkoły elementarne.




  1. Z żony Doroty z Reibnitzów pozostawił córkę Augustę, która wyszła za barona Jerzego Seydlitza. Gazeta W. Ks. Pozn. R. 1831, nr. 121.
  2. Przechadzki, IV, 188.
  3. Motty, II, 94.
  4. Motty, IV, 193.
  5. List Jacoba w kopii z dnia 14. czerwca 1827 r. w archiwum p. Jana Szumana z Poznania.
  6. List ks. Wolickiego w kopii w archium p. Jana Szumana z Poznania.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Karwowski.