Inteligencja kwiatów/Przebaczenie krzywd

<<< Dane tekstu >>>
Autor Maurice Maeterlinck
Tytuł Przebaczenie krzywd
Pochodzenie Inteligencja kwiatów
Wydawca Wydawnictwo Polskie
Data wyd. 1922
Druk Poznańska Drukarnia i Zakład Nakładowy T. A.
Miejsce wyd. Lwów; Poznań
Tłumacz Franciszek Mirandola
Tytuł orygin. Le Pardon des Injures
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron




PRZEBACZENIE KRZYWD.




Pożyteczna to, zaprawdę, rzecz pytać od czasu do czasu o właściwe znaczenie niektórych wyrażeń, będących odwiecznym uniformem odczuć, które uległy zmianie.
Słowo: — przebaczenie — naprzykład, z pierwszego wejrzenia najpiękniejsze bodaj w ludzkiej mowie, zaliż ma ono dotąd, zali miało kiedyś wogóle przyznawane mu przez nas znaczenie amnestji zupełnej i boskiej niemal? Czyliż nie należy go raczej zaliczyć do określeń wyrażających jeno rozpęd dobrej woli człowieczej, ideał, jakiego ziścić nigdy nie zdołano?
Ileż prawdy istotnej zawierają słowa nasze, gdy mówimy do krzywdziciela swego: — Oto przebaczam ci i zapominam! — Zaiste w ten sposób bierzemy na siebie zobowiązanie: Nie będę się starał mścić i szkodzić ci! — Reszta, którą obiecujemy, nie zawisła wcale od woli naszej. Nie sposób zapomnieć doznanego zła, albowiem z wspomnieniem tem związany jest bezpośrednio najgłębszy i najistotniejszy z naszych instynktów, to jest instynkt samozachowawczy.
Nie rozpoznajemy nigdy w sobie człowieka, który w danym momencie wdziera się w egzystencję naszą. Jest nam jeno obrazem, wyrysowanym przezeń samego w pamięci naszej. Coprawda, życie, jakiego jest pełen, objawia nam mnóstwo rzeczy, nie dających się zdefinjować, a potężnych. Oblicze owo przywodzi całą masę obietnic, głębszych niezawodnie i szczerszych od słów, czy czynów, któreby je niezadługo zdementować musiały. Ale ten wielki znak posiada jeno idealną wartość. Znajdujemy się w świecie, gdzie bardzo niewielka liczba istot żyje wedle prawdy, o jakiej świadczy sama ich egzystencja, a dzieje się to skutkiem naporu okoliczności, albo zasadniczego, początkowego błędu. Z biegiem czasu długie, ponure doświadczenie uczy nas nie liczyć się z owem zbyt tajemniczem obliczem. Okrywa je maska twarda, ostro zarysowana, nosząca piętno wszystkich faktów i odruchów, jakie zaszły w nas lub obok nas. Czyny dobre nadają jej barwy ponętne i delikatne, zaś czyny złe żłobią w niej bruzdy głębokie. W rzeczywistości tedy człowieka, zbliżającego się do nas, dostrzegamy pod kształtem takiej jeno maski, wymodelowanej przez wspomnienie chwil miłych lub przykrych. Gdybyśmy tedy powiedzieli, o ile nas skrzywdził, że mu przebaczamy, to znaczyłoby to poprostu, iż go nie poznajemy wcale.

*

Trzeba się dowiedzieć teraz jaki wpływ będzie miało owo rozpoznanie na stosunki nasze z człowiekiem, który nas skrzywdził. Dzieje się tutaj podobnie jak w wielu innych razach, że pierwsze nieświadome jeszcze kroki dobrej woli naszej, bezpośrednio po przebudzeniu kierują się w stronę ideału religijnego. Na szczycie tego ideału, niby symbol jego, możnaby wyobrazić legendarną grupę chrześcijanki grzebiącej z narażeniem własnego życia zwłoki nienawistnego i przeklętego Nerona. Nie ulega kwestji, że czyn tej kobiety wznioślejszy jest i bardziej niesiężny dla rozumu ludzkiego, niźli uczynek Antygony, w którym wyraża się ideał pogański. Mimo to nie wyczerpuje wcale całego zakresu przebaczenia chrześcijańskiego. Wyobraźmy sobie, że Neron nie zginął, ale znajduje się w stanie takim, iż jakiś heroiczny ratunek mógłby mu ocalić życie. Otóż obowiązkiem chrześcijanki będzie pospieszyć mu z tą pomocą, mimo że wie z pewnością absolutną, iż powrót tyrana do zdrowia wywoła wznowienie prześladowań. Może wznieść się wyżej jeszcze. Wyobraźmy sobie, że ma do wyboru ratować brata, lub potwora, który ją skaże na śmierć i że ci dwaj ludzie znajdują się w tem samem stadjum niebezpieczeństwa. Otóż szczyt ideału osiągnie chrześcijanka dopiero wówczas, gdy pospieszy z pomocą tyranowi.

*

Cóż sądzić mamy w świecie naszym my, którzy nie uznajemy świata innego w tym ideale tak szczytnym, mimo nagród zaziemskich, jakie zostały przyrzeczone wyznawcom jego? Któregoż z bohaterów miłosierdzia nazwiemy szaleńcem i który moment wyda nam się najprzepastniej nadludzkim? Pierwszy, to dziedzina, kędy widać jeszcze czasem ślad stopy człowieka, dwie jednak ostatnie postacie ducha są dziś zgoła bezludne. Uświadommyż sobie, że istnieje tu rodzaj heroicznego traktatu handlowego, opartego o wiarę, a dziś niemożliwego już. Ale choćbyśmy pominęli samą wiarę, to w samej bezdni nierozumu tego ideału istnieje coś specyficznie ludzkiego, co pozwala nam przeczuwać do jakich wyżyn mógłby sięgnąć człowiek, gdyby życie nie było tak okrutne.
Nie sądźmy, że przykłady tego rodzaju, wzięte z krańców wyobraźni, są bezistotne i absurdalne? Życie daje nam ciągle ekwiwalenty mniej tragiczne może, ale równie bezsprzecznie trudne, a umysł zdolny do aktów najwyższych jest wykładnikiem tego, jak wysoko wznieśćby się mogli maluczcy. Wszystko, cośmy zamierzyli na wielką skalę, jawi się swego czasu w skali pomniejszonej, a wybór, jakiśmy uczynili na szczytach, jest miarodajny dla wyboru, jakiego dokonamy na nizinach.

*

Możemy się zresztą nauczyć przebaczać, tak jak to czyni chrześcijanin. Podobnie jak on nie jesteśmy więźniami tego świata, który oglądamy cielesnemi oczyma naszemi. Starczy wysiłek podobny, tylko w inną skierowany stronę, a wyrwać się możemy z łatwością. Chrześcijanin, podobnie jak my, nie zapomniał krzywdy, nie starał się dokonać rzeczy niewykonalnej, ale poprostu zatopił całą urazę i żądzę pomsty w nieskończoności bóstwa swego. A owa nieskończoność, gdy się jej lepiej przyjrzymy, nie różni się tak bardzo od naszej. Obydwie są w gruncie jeno owem nienazwalnem odczuciem nieskończoności, które przepełnia nas wszystkich. Religja podnosiła, że tak rzekę, mechanicznie wszystkie dusze na tenże sam poziom, na owe wyże, na które piąć się teraz musimy o własnych siłach. Ponieważ atoli znaczna ilość dusz, jakie za sobą porwała, dotknięta była jeszcze ślepotą, przeto religja nie czyniła daremnych wysiłków, by dawać im wyobrażenie jasne o prawdach dostrzegalnych z szczytów owych. Poprzestała na obrazach przystosowanych do ich zdolności apercepcyjnych i łatwych do ujęcia, a metoda owa, z przyczyn najrozmaitszych, dawała niemal te same wyniki, co nasze wysiłki, to jest wywoływała wizję realną, jaką osiągamy dzisiaj. — Należy przebaczać doznane krzywdy, albowiem wskazuje to Bóg i sam dał przykład przebaczenia najdoskonalszego, jakie sobie wyobrazić możemy. Rozkaz ten, który spełnić można, nie otwierając zgoła oczu, jest wprost identyczny z tym jaki nam daje konieczność i głęboka bezwina życia całego, o ile na te sprawy spoglądamy z dostatecznej wyżyny. Jeśli zaś rozkaz nasz nie zmusza nas do miłowania wroga ponad brata, to nie dlatego, by ideał nasz był mniej szczytny, ale dlatego, że zwraca się do serc mniej interesownych i inteligencji, która nauczyła się nie sądzić ideału jedynie wedle tego, czy jest łatwiejszy, czy trudniejszy do ziszczenia. Naprzykład w pokucie i umartwieniu, a także w ofierze, istnieje cała serja coraz to uciążliwszych zwycięstw duchowych, a są one realnie szczytne nie przez to, iż przekroczyły już kręgi atmosfery ludzkiej i nie przez to, że błyszczą w próżni, niepotrzebne, a nawet często zgoła szkodliwe. Człowieka, żonglującego kulami ognistemi na szczycie wieży, czyli dokonywającego rzeczy trudnej, nikt chyba nie porówna z człowiekiem, który rzuca się w ogień czy wodę by ocalić dziecko, mimo, że niebezpieczeństwo, na jakie się wystawia, jest znacznie mniejsze. W każdym razie i skuteczniej może niż pierwszy rozkaz, o którym mówimy, rozprasza nienawiść, albowiem nie jawi się z woli obcej, ale rodzi się w samych nas na widok nieogarniętego mnóstwa przejawów życia, gdzie czyny ludzkie nabierają właściwego znaczenia i zajmują przynależne im miejsce. Niema już złej woli, niewdzięczności, niesprawiedliwości, ni przewrotności, niema już nawet egoizmu w niewysłowionej i bezkresnej ciemni, gdzie męczą się egzystencją własną biedne istoty, prąc się poprzez mroki z dobrą wolą, którą daje przekonanie, że spełniamy obowiązek, lub wykonywamy przysługujące nam prawo.

*

Nie obawiajmy się, że obraz ów i jeszcze inne podobne, równie ścisłe, a wspanialsze zapewne, które przytomne być winny zawsze oczom naszym, wytrącą nam z ręki broń i uczynią nas ofiarami w życiu realnem o ciaśniejszym zakresie. i twardszych warunkach bytu. Niewielu już, zaiste, z pośród nas musi wzmacniać środki obrony, wyostrzać swą roztropność, lub zwiększać podejrzliwość czy egoizm. Instynkt i doświadczenie życiowe sprawę tę doprowadziły do doskonałości wielkiej. Do utraty równowagi nie doprowadzi nas, zaiste, dzisiaj to, co staje w sprzeczności z drobnemi codziennemi sprawami. Zapanowały one niepodzielnie, a cały wysiłek czujnej myśli starczy ledwo na to, by nie zejść z drogi na beznadziejny manowiec. Atoli nie jest rzeczą obojętną ani dla otoczenia naszego, ani dla nas samych, czy akty ataku i obrony rysują się na ponurem tle nienawiści, pogardy i rozczarowania, czy otacza je przejrzysty widnokrąg pobłażliwości i cichego przebaczenia, które rozumie i wyjaśnia wszystko. Nadewszystko unikajmy lekcyj nikczemności, jakie z biegiem upływających lat życia niesie nam doświadczenie. Mieszczą się w nich rzeczy ciężkie i nieprzejrzyste, leżące w sferze instynktu i sięgające zapewne dna życia. Niema potrzeby zajmować się niemi, bowiem same kiełkują i mnożą się na podłożu nieświadomości.
Są atoli inne sprawy czystsze i subtelniejsze i winniśmy się nauczyć chwytać je i utrwalać zanim rozpierzchną się w przestrzeni. Każda myśl da się na tyle różnych interpretować sposobów, ile różnych sił mieści świadomość nasza. Najniższe wydają się zrazu najprostszemi, najsłuszniejszemi i najnaturalniejszemi, albowiem jawią się najpierw i idą po linji najmniejszego oporu. Jeśli nie będziemy walczyli bezustannie z ich zalewem chytrym i codziennym, podgryzą i zatrują zwolna każdą nadzieję i wszystką wiarę, która w młodości utworzyła najszlachetniejszą i najrodzajniejszą sferę umysłowości naszej. Wyjałowiłyby się dusze i na ostatnie dni życia nie pozostałoby nam nic, poza nader smutnemi ruinami rozumu. Konieczną jest przeto rzeczą gromadzić jak najszczytniejsze ujęcia faktów, na które natykamy się co chwila w miarę mnożenia się niskiego i przyziemnego dorobku praktycznego zmysłu życia. Im głębiej zanurza się w glebę ziemi korzeń życia naszego, tem górniej sięgać winien wierzchołek jego rozkwiecony i okryty owocem. Niezbędną jest ciągle czujna myśl, któraby przewietrzała i ożywiała martwotę lat co płyną, a idea ta jest tak praktyczna, pozytywna i tak niewątpliwie ujmuje samą istotę rzeczy, że gdybyśmy ją zastosowali do najtajniejszych faktów i przeprowadzili w najdrobniejszych rozgałęzieniach, to niezawodnie analiza wykazałaby w końcu niewątpliwie, iż stanowi najprawdziwszą życia samego zasadę.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Maurice Maeterlinck i tłumacza: Franciszek Mirandola.