Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/120

<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 120. Plan Assada
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

120.
Plan Assada.

Armeńczyk handlujący bronią; znajdował się w strasznem niebezpieczeństwie, gdy go poznał książę Aminow, gdyby bowiem zwierzył się z tem tureckiemu oficerowi, Assad byłby zgubiony.
Jednakże nietylko przyrzeczenie dane księciu, który go nie zdradził, że ocali czerwonego Sarafana, skłaniało go do dotrzymania danego słowa. Powodowała nim inna jeszcze okoliczność, to jest przesądne przekonanie, że armia turecka będzie zgubioną, jeżeli czerwony Sarafan zostanie pozbawionym życia przez Kara Mustafę.
Ażeby przeszkodzić wykonaniu wyroku o zachodzie słońca, trzeba było zrobić coś nadzwyczajnego. Zdaniem Assada jeden tylko człowiek mógł tego dokonać.
Człowiekiem tym był kapłan indyjski.
— Nim Assad zdążył rozmówić się z Solimanem, słońce już posunęło się tak daleko, że czasu do stracenia nie było. Powrócił zatem raz jeszcze do namiotu Allaraby i kazał Tnnurowi, żeby go wprowadził do indyjskiego kapłana, który spoczywał na sofie otoczony bajaderami, powiewającemi nań za pomocą wachlarzy.
Wyglądał on w tej chwili prawdziwie jak wschodni władca.
Spostrzegłszy Armeńczyka podniósł się nieco.
Przychodzisz zawcześnie, — rzekł, — do jutra zastrzegłem sobie czas do namysłu. Czyliż nie pamiętasz naszej umowy?
— Pamiętam ją kapłanie! Przychodzę do ciebie w innym celu, — odpodział Assad, — odpraw te dziewczęta. Muszę zakłócić twój spokój na kilka minut. Zniewala mnie do tego konieczność.
Allaraba uczynił zadość temu żądaniu, tancerki wyszły z namiotu.
— Zbliż się Armeńczyku, — rzekł Allaraba, — znam twojego baszę! Jutro, w nocy zawrę układ z tobą.
— Błogosławię twoje postanowienie, kapłanie, nie będziesz go żałował, nagroda jest wielka! Dajże mi teraz dowód, że zgadzasz się na moją propozycyę! Czerwony Sarafan znajduje się w obozie...
— Czerwony Sarafan? widmo wojny? jest w obozie polskiej księżny.
— Aż nadto wiadomo ci zapewne, że Kara Mustafa wydał na niego wyrok śmierci.
— Który ma być wykonanym dziś o zachodzie słońca, Armeńczyku!
— Do tego przyjść niepowinno!
— Jakto... bronisz tego hultaja, który ma być śmiercią ukarany za szpiegostwo?Już zapóźno! wyrok zapadł!
— A jednak trzeba koniecznie go ocalić! — Tego nikt dokazać nie zdoła!
— Ty możesz tego dokonać, kapłanie! Masz do tego dosyć potęgi! Na tobie plan mój oparłem, i wiem, że mi pomożesz!
— Jakiż to plan?
— Kara Mustafa słucha twoich rad i wykonywa twoją wolę!
— Zdaje mi się, że znasz dobrze wielkiego wezyra, Armeńczyku.
— Idź więc do Kara Mustafy i powiedz, że dziś wieczorem egzekucya odbyć się nie może! Masz słuszność, że wielki wezyr nie cofnie wyroku, ale odłoży jego wykonanie! Powiedz mu, że dziś wieczorem krew przelewaną być nie powinna!
— A ty tej nocy ocalisz czerwonego Sarafana?
— Resztę mnie pozostaw, kapłanie. Nocy jutrzejszej zejdziemy się dla zawarcia naszej umowy, a tej nocy będę miał czas na wykonanie mego planu!
— Ty nie jesteś kupcem, Armeńczykiem! — rzekł nagle Allaraba, — mowa twoja ma akcent armeński i odzież twoja jest armeńską, ale się pod tem ukrywa kto inny.
— I otem się dowiesz, gdy będziesz naszym, kapłanie! Ale pierwszy dowód musisz dać dzisiaj! Nie ma chwili do stracenia!
— Plan twój jest dobry, przyjmuję go! — odrzekł Allaraba, — czerwony Sarafan nie będzie dziś wieczorem stracony!
— Dobrze dziękuje ci!
— Bądź jednak ostrożny! — mówił Allaraba dalej, — masz niebezpiecznych przeciwników w obozie.
— Czy myślisz o polskiej księżnie?
— W jej mocy znajduje się czerwony Sarafan! Strzeż się jej! Jest przebiegła i oko ma bystre! Niezręczność twoja mogłaby mnie zgubić! Wprawdzie nie obawiam się jej, ale gdy czerwony Sarafan zniknie w nocy, mogłaby powziąć podejrzenie, a niechciałbym z nią zrywać.
— Jeżeli zerwiesz z Mustafą, musisz i z nią zerwać, kapłanie, — odpowiedział Assad basza, — czy dotrzymasz przyrzeczenia?
— Egzekucya zostanie odłożona!
— Bądź pewnym mej wdzięczności! — dodał Assad, — ale cicho ktoś nadchodzi...
Timur wszedł do pokoju.
— Kanclerz Pac! — rzekł.
— Nie spóźnij się, — szepnął jeszcze Assad, — słońce pochyla się ku zachodowi.
Zaraz po wyjściu Assada Pac niecierpliwie wszedł do namiotu.
— Przychodzisz do mnie? Chwile moje są policzone, kanclerzu, — rzekł Allaraba powstawszy, — ważna sprawa, obowiązek, którego dokonania odłożyć nie mogę, powołuje mnie do wielkiego wezyra.
— Chciałem się tylko o coś zapytać, kapłanie, a następnie poszlibyśmy razem przypatrzeć się egzekucyi czerwonego Sarafana, — odpowiedział Pac. — Z wielkim wezyrem możesz rozmówić się na miejscu egzekucyi, gdyż wiem, że postanowił być na niej obecnym! Słuchaj mnie! Przybywam, aby otrzymać od ciebie ważną wiadomość! Umiesz czytać w przyszłości słowa twoje zawsze się sprawdzały! Odpowiedz mi nas pytanie, które mnie ciągle zajmuje i które mnie tu sprowadza.
— Powiedz o co idzie, kanclerzu! — rzekł Allaraba zniecierpliwiony.
— Wieczorem podczas pełni mam się spotkać na polu przedmiejskiem z księciem Aminowem. Staniemy z sobą do walki. Czy możesz mi przepowiedzieć, który z nas zginie w tym pojedynku?
— Oto moja odpowiedź, kanclerzu! Zginie ten, który przedtem będzie mówił z kobietą, — odpowiedział Allaraba. Sądzisz, że będziesz się mógł tego ustrzedz i uniknąć rozmowy? Nie wierz temu? Wszystko jest zapisane w księgach przeznaczeń.
— Dziękuję ci za przepowiednię, kapłanie! Nie lękaj się o moje życie! Wiem, że ja nie zginę, tylko książę!
Gdy kanclerz po tych słowach oddalił się, szatański uśmiech przebiegł przeżytą twarz indyjskiego kapłana.
— Głupcze, — szepnął — wiem, że teraz uczynisz wszystko ażeby nie rozmawiać z kobietą! Tym sposobem nie możesz mi zaszkodzić! Teraz chodźmy do Kara Mustafy! Jesteś w moich rękach wielki wezyrze, ale nie przeczuwasz, że mam już moc nad tobą i nad twem życiem! Możesz jeszcze życie swoje i stanowisko okupić, jeżeli się wyrzeczesz chciwości i skąpstwa! Za chwilę rozstrzygnie się wszystko!
Kazał Timurowi podać turban, włożył go i wyszedł z namiotu.
Udał się do wielkiego i wspaniałego namiotu wielkiego wezyra, a że miał zawsze do niego wolny przystęp, wszedł więc bez przeszkody do pokoju Kara Mustafy.
Godzina zachodu słońca zbliżała się.
— Cóż cię sprowadza o tej porze? zapytał wielki wezyr zdziwiony.
— Czy nie w porę przychodzę, wielki i potężny baszo? — odpowiedział Allaraba z chytrem spojrzeniem, ponieważ wiedział że ten, który w tej chwili niechętnie go przyjmował, był w jego mocy, chociaż on musiał doń pochlebnie przemawiać, — tej nocy badałem gwiazdy i dowiedziałem się rzeczy, których przed tobą ukrywać nie mogę.
— Cóż to takiego kapłanie? — zapytał wielki wezyr.
— Groźne niebezpieczeństwo zawisło nad twoją głową. Nie zdołałem go dokładnie rozpoznawać, zdawało mi się, jakby nadciągało z dwóch stron, — mówił Allaraba, — jedno przecież było wyraźnie napisano: że to niebezpieczeństwo jeszcze odwróconem być może!
— Jakież niebezpieczeństwo mogłoby mi jeszcze grozić, skoro jestem tak bliskim celu, kapłanie? Czy sądzisz, że moi nieprzyjaciele mogą mnie zwyciężyć? W to nie uwierzę... potęga moja jest zbyt wielką!
— Będziesz musiał ponieść bardzo wielką ofiarę, mądry i potężny wielki wezyrze, jeżeli chcesz odwrócić to niebezpieczeństwo, — mówił Allaraba dalej, — jeżeli jesteś gotów poświęcić część swoich skarbów, jeżeli oddasz złoto i drogie kamienie...
— Co ci przychodzi do głowy, kapłanie! Skarbów moich pozbywać się nie myślę! — zawołał Kara Mustafa, — owszem mam zamiar pomnożyć je, ponieważ aby dopiąć mego celu, będę potrzebował niezmiernych bogactw i spodziewam się znaleźć je w Wiedniu!
Allaraba spojrzał ponuro... przewidywania jego sprawdzały się.
— Więc taka twoja decyzya, potężny baszo, rzekł, — decyzya nieodwołalna
— Myślę powiększyć moje skarby a nie uszczuplać je, kapłanie! Tę odpowiedź daj swoim bogom!
— Mówiąc to Kara Mustafa, wydał na siebie wyrok! Allaraba zdecydował się ostatecznie.
— Jeszcze jedną wiadomość dla ciebie wyczytałem z gwiazd, wielki i potężny baszo, — mówił kapłan indyjski dalej, — wiadomość ważną, którą polecam twej decyzyi! Masz zamiar dziś wieczorem o zachodzie słońca przelać krew. Byłoby to obrazą bóstwa Kamy, którego uroczystości rozpoczynają się! Spieszę tu ostrzedz cię, ażebyś nie drażnił Kamy! Jeżeli każesz dzisiaj wieczorem stracić czerwonego Sarafana, to krew jego, spadnie na twoje wojsko i każdą jej kroplę życiem przypłaci!
— Mam dosyć ludzi, kapłanie!
— Tak, mądry i potężny baszo! Ale pomyśl, że porażka mogłaby zniweczyć wszystkie twe plany!
— Chcesz odroczenia egzekucyi! To niepodobna, kapłanie! Kara Mustafa nie powinien cofać ani zmieniać swojego słowa!
— Odkądże to potężny basza nie słucha już moich rad? — zapytał Allaraba dumnie i groźnie, — któż to wielkiemu baszy towarzyszył wszędzie i uczynił go jeszcze większym przez swoje rady! Jeżeli basza odwróci się odemnie, to szczęście odwróci się od niego!
— Masz słuszność, kapłanie! Zawdzięczam ci wiele! — ugiął się Kara Mustafa, — nie mam zamiaru zamykać licha na twe rady! Znasz mój plan, wiesz, że muszę zwyciężyć, zdobyć Wiedeń, ażebym mógł dopiąć celu! Gdy zatknę chorągiew Proroka na murach chrześcijańskiego miasta, gdy moim żołnierzom dam sposobność do bogatego łupu, będę mógł przyjąć godność kalifa i na czele wojsk zwycięzkich wkroczyć do Stambułu, ażeby strącić z tronu słabego, bezradnego sułtana. Musisz mi wtem dopomódz swemi radami, kapłanie. Mówię to otwarcie, żeś ty mi poddał ten plan, dla tego nie chcę teraz zamykać ucha na twe rady! Żądasz żebym poświęcił moje bogactwa, na to jednak odpowiedzieć muszę, że zadaniem mojem jest mnożyć je a nie uszczuplać! Co innego z drugiem żądaniem. Tyczy się ono czerwonego Sarafana! Śmierć jego jest postanowiona! Wyroku cofnąć nie mogę, ale odłożę jego wykonanie, skoro tego żądasz odemnie.
— Dziś wieczorem nie powinieneś przelewać krwi, wielki i potężny baszo, — rzekł Allaraba, — nie waż się lekceważyć tej przestrogi, gdyż przypłaciłbyś to największem nieszczęściem!
— Dobrze pójdę za twoją radą, — odpowiedział wielki wezyr.
— Czas to uczynić! słońce zachodzi! rzekł Allaraba.
— Przykro mi cofać mój rozkaz, kapłanie!
— Całe wojsko pod tym względem pochwali twe postanowienie!
— Chociażby wszyscy byli temu przeciwni, moja wola więcej znaczy!
— Lubię słyszeć z ust swoich takie słowa, wielki i potężny baszo! Ale poddaj się woli zapisanej w gwiazdach, w takim tylko razie możesz najwyższy cel osiągnąć, — odpowiedział Allaraba.
— Egzekucya ma być odroczoną! — zawołał Kara Mustafa.
— Komu dajesz ten rozkaz w ostatniej chwili, wielki i potężny baszo?
— Tobie! Idź i uczyń co rozkazałem!
— Jeżeli już nie zapóźno! — rzekł Allaraba, — kaci twoi są punktualni! Słońce zachodzi! Śpieszę wykonać twój rozkaz!
Kapłan indyjski wyszedł spiesznie z namiotu.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.