Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/27

<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 27. Napój orzeźwiający
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

27.
Napój orzeźwiający.

Jan Sobieski, spokojnie noc przespawszy, obudził się ledwie świtać zaczęło.
Wstał zaraz i przywdział odzież.
Gdy wyszedł z pokoju na korytarz, czekali tam już nań jego towarzysze, którzy podobnie jak on powstali przededniem.
Skłonili się oni Sobieskiemu i wyszli wraz z nim na podwórze, gdzie służący trzymali konie w pogotowiu.
Wkrótce potem jeźdźcy wyjechali z zamku w pogrążone jeszcze w głębokiej ciszy ulice miasta.
Strażnik przy bramie podniósł kratę, którą na noc zawsze spuszczano i jeźdźcy opuścili starą stolicę.
Pomniejsi dowódzcy już w nocy rozpoczęli pochód. Po kilku godzinach Sobieski i jego towarzysze połączyli się z ich oddziałami.
Tegoż poranku, w którym rycerze opuszczali Kraków, szeroką drogą zbliżała się do bramy miasta dziewczyna ubrana w skromną szarą sukienkę.
Dozorca, który stał poza zapuszczoną kratą, zauważył ją, gdyż dziewczę mimowolnie zwracało na siebie uwagę.
— Zdaje mi się doprawdy, że to Sassa, niewolnica byłego kasztelana, — mówił do siebie, — niech mnie licho porwie, jeżeli to nie ona!
Sassa ostrożnie macając przed sobą przybliżyła się. Pomimo swej ślepoty szła dosyć szybko i pewnie.
— Hej, Sasso! czy to ty, dziewczyno? — zawołał dozorca bramy, — skąd powracasz tak rano? I cóż to niesiesz w tym dzbanuszku, który masz zawieszony u pasa?
— Czy przybyłam do bramy? — zapytała Sassa stając.
— Tak, dziewczyno, tak. Chcesz wzejść do miasta?
— Tak, dozorco, puść mnie! Czy hetman polny Jan Sobieski jest jeszcze w mieście?
— Jeżeli do niego idziesz, dziewczyno, to nie potrzebuję podnosić kraty! Hetman polny Sobieski ze swoimi towarzyszami przed godziną opuścił Kraków!
— Opuścił? — powtórzyła Sassa niemile tą wiadomością dotknięta.
Stanęła nie wiedząc, co ma począć. Nogi jej były zbłocone i poranione. Była blada i wycieńczona. Widać było po niej, że odbyła daleką drogę i że to wyczerpało jej siły.
I gdy sądziła, że przybyła do celu, gdy z mozołem i trudem dostała się do Krakowa, dowiedziała się, że Jan Sobieski wyjechał!
Wywarło to pognębiający wpływ na biedną, ślepą niewolnicę.
Strażnik bramy, który ją znał dawniej, uczuł dla niej współczucie.
— Jesteś bardzo zmęczona, Sasso! — rzekł, musiałaś zrobić długą drogę! Wejdź i odpocznij! Znajdzie się tu trochę wina dla ciebie!
— Tylko kilka chwil mogę odpocząć, strażniku, — odpowiedziała Sassa, — usiędę tutaj pod bramą.
— Ażeby z ciebie żartowali chłopcy i dziewczęta?... Nie, nie! Wejdź tutaj i odpocznij! Tu w moim domku znajdzie się lepsze miejsce dla ciebie! Dozorca podniósł kratę, podał ślepej niewolnicy rękę i poprowadził ją do ławki znajdującej się przed jego domkiem.
— Tu siadaj, biedna dziewczyno! Na moje zbawienie, wierną jesteś Sobieskiemu! Biegasz za hetmanem polnym, jakbyś mu miała przynieść ważną wiadomość o nieprzyjacielu, — mówił strażnik przynosząc dzbanek, w którym znajdowało się nieco wina, — masz i napij się!
— Dobry jesteście dla mnie, strażniku, dziękuję wam z całego serca, — odpowiedziała Sassa, pijąc trunek, który ją orzeźwiał i dodał jej nowych sił.
Nagle jednak przestała pić.
— Czy to wszystko wino w dzbanku jest dla mnie? — zapytała.
— Wypij je Sasso!
— Skoro mi je daj ecie, to mogę je wziąść z sobą, — rzekła ślepa niewolnica.
Dlaczego nie?
Sassa zaczęła zręcznie przelewać wino do dzbanuszka, który miała zawieszony u pasa.
— Ma jeszcze wodę w dzbanuszku i miesza ją z winem, — szepnął strażnik.
Sassa miała w naczyniu napój, który przeznaczała dla Jana Sobieskiego i który wzięła z pokoju Jagiellony.
Dolawszy do niego wina, oddała dzbanek strażnikowi.
— Dziękuję wam, — rzekła, — a teraz zróbcie mi jeszcze jednę łaskę! Powiedźcie mi, w którą stronę mój pan się udał?
Dozorca bramy wskazał jej jednę z poblizkich miejscowości, do której drogę znała już dawniej.
— Wyrusza z chorągwiami, które się w okolicy zebrały, na wojnę, — dodał, — jeżeli się jeszcze pośpieszysz, to może go jeszcze dogonisz, bo oddziały wojska są piesze!
— A więc zaraz puszczam się w drogę, — odpowiedziała ślepa niewolnica wstając.
— Ale masz nogi zupełnie poranione, Sasso, — zauważył strażnik bramy miejskiej z współczuciem.
— Wyleczą się... muszę iść, — odpowiedziała Sassa, — bywajcie zdrowi dozorco, dziękuję wam!
Sassa podała mu rękę na pożegnanie. Wyprowadził on ją za bramę i patrzył za odchodzącą.
— Biedna dziewczyna! — mówił do siebie, — nie może widzieć słońca i błękitu nieba, nie może się cieszyć zielonością lasów i pól, żyje wśród ciągłej nocy, nie wie jak wyglądają ludzie, nie zna różnicy pomiędzy nocą a dniem! A jednak idzie śmiało naprzód! To prawdziwie rzecz dziwna, że znajduje drogę! Dotyka rękami drzew i oto... zwróciła się rzeczywiście w właściwą stronę. Serce ją prowadzi. Jest tak przywiązaną do Sobieskiego, że poszłaby za nim w wir bojowy bez obawy! Wierne ma serce ta ślepa niewolnica! Niechże Najświętsza Panienka wiedzie ją po drogach osłoniętych nocą i ochrania!
Gdy Sassa nie czując znużenia zwróciła się na drogę, którą przed godziną oddalił się Sobieski ze swymi towarzyszami i szła dalej z krótkiemi bardzo przerwami przez dzień cały, tymczasem oddziały, przy których Sobieski się umieścił, nad wieczorem po długim marszu zatrzymały się pod jakimś lasem.
Ponieważ żołnierze byli zmęczeni, postanowiono zatem wypocząć w nocy i dopiero nazajutrz puścić się w dalszy pochód.
Jan Sobieski i inni dowódzcy musieli także nocować w polu, ponieważ w blizkości żadnego miasta ani wsi nie było.
Każdy wyszukał sobie dogodnego, osłoniętego miejsca pod drzewem lub krzakiem, ażeby wypocząć i przespać się.
Żołnierze chcieli wprawdzie rozbić namiot dla Sobieskiego, powiedział im jednakże, że to niepotrzebne. Nie chciał on dla siebie większych wygód, ażeby dawać dobry przykład żołnierzom, których zaufanie i przywiązanie już oddawna posiadał.
Powiedziawszy swoim towarzyszom dobranoc, otulił się płaszczem położył się na mchu i trawie bujnie rosnącej nieopodal od drogi pod drzewami i zasnął.
W blizkości drogi stał szyldwach wsparty o drzewo i wpatrywał się przy jasnym blasku księżyca w daleko wijącą się drogę.
Mogła być północ, gdy drogą nadeszła ślepa niewolnica.
Sassa była zmęczoną długą podróżą, nogi prawie odmawiały jej usług.
— Kto tam?... — dał się słyszeć głos szyldwacha.
Sassa drgnęła radośnie... poznała po tem zawołaniu, że oddział wojska jest blizko.
— Czy mnie nie znacie? Idę do hetmana Jana Sobieskiego, — odpowiedziała.
— Więc jesteś tą ślepą dziewczyną, coś już kiedyś była w obozie? — zapytał szyldwach, — hetman śpi. Czy masz mu co donieść?
— Jeżeli śpi, to nie trzeba go budzić, — rzekła Sassa stłumionym głosem, — pozostanę tutaj i poczekam aż się obudzi.
Poszła ku drzewom i usiadła pod jednem z nich.
Teraz była spokojną... znajdowała się blizko Sobieskiego!
Wypoczynek był jej bardzo potrzebny. Nogi miała poranione i pokaleczone cierniami. Głowa jej opadła na piersi. Szary skowronek zasnął. Nie lękała się niczego, ponieważ Sobieski był blizko. Widziała go we śnie. Czego rzeczywistość dać jej nie mogła, dawał jej sen! Widziała jego piękną, wysoką postać, z długim wąsem ozdobioną twarzą i łagodnym wzrokiem. Słyszała jego głos. Mówił do niej życzliwie, nazywał ją swoją kochaną Sassa.
Serce ślepej niewolnicy biło rozkosznie podczas tego pięknego snu. Marzyła, że mu już podała napój i że Sobieski zaczął ją kochać. Przekonanie to przejmowało ją niedającą się opisać rozkoszą.
Gdy ranek zaświtał, Jan Sobieski się obudził.
Szyldwach zawiadomił go, że ślepa niewolnica przybyła w nocy, a nim skończył mówić, już Sassa stanęła przed swoim panem.
Jan Sobieski zawołał na żołnierza, żeby mu przyniósł wody, ponieważ czuje pragnienie.
Wtedy Sassa z bijącem sercem przystąpiła do niego.
— Weź mój dzbanek, panie i pij, — rzekła drżącym z wzruszenia głosem, wiedząc, że cel swój osiągnęła.
Podała swój dzbanek Sobieskiemu.
W tej chwili miało rozstrzygnąć się wszystko!
Jeżeli Sobieski przyjmie podany przez Sasoę napój orzeźwiający, to plan Sassy będzie uwieńczony powodzeniem.
I Sobieski wziął dzbanuszek, zawierający napój Allaraby pomieszany z winem.
Serce ślepej niewolnicy biło gwałtownie.
Słuchała... słuch ją przekonał, że Sobieski pił.
Stało się zatem!... Od tej chwili należał do niej.
Sassa była pewną, że trunek będzie skutecznym i że Sobieski ją pokocha. Myśl ta przejmowała ją szczęściem.
Oddał jej próżny dzbanuszek.
— Dziękuję ci, Sasso, — rzekł z dobrocią, — ale czegóż tak drżysz?
— Nie pytaj mnie panie! Jestem blizko ciebie, znalazłam cię, — odpowiedziała ślepa niewolnica, — nie łaj mnie, żem poszła za tobą, nie mogłam postąpić inaczej!
— Musisz powracać, Sasso, idziemy na wojnę! — rzekł Jan Sobieski.
A ślepa niewolnica szepnęła z zachwytem:
— Stało się... teraz tyś mój!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.