Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/36

<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 36. Zemsta Sobieskiego
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

36.
Zemsta Sobieskiego.

Jezdni Doroszenki, którzy ścigali zbiegłego Sobieskiego, powrócili nic nie dokazawszy do obozu pod miastem.
Nie udało im się pochwycić zbiega. Noc sprzyjała jego ucieczce.
Hetman rzucał się na wszystkie strony. I czerwonego Sarafana nigdzie znaleźć nie było można.
Gdy jezdni zawiadomili hetmana, że Sobieski uszedł, wpadł on w największą wściekłość.
Klął i zaciskał pięści.
— Czemuż zaraz wczoraj nie zabiłem go szablą? — wołał zgrzytając zębami, — dlaczego zostawiłem go przy życiu? A teraz pomści się krwawo! Daleko jednakże ujść nie mógł! Za nim! Doroszenko w towarzystwie trzech atamanów opuścił obóz i puścił się na pola osłonięte ciemnością nocy. Pragnął wyszukać Sobieskiego. Głos wewnętrzny mówił mu, że on sam i jego sprawa były stracone, jeżeli ten zuchwały a rozdrażniony dowódzca polski zostanie wolny i przy życiu.
Wściekła pogoń rozpoczęła się.
Doroszenko i jego towarzysze udali się w kierunku w którym zbieg miał się oddalić według wskazania placówki. Pędzili galopem jak na wyścigi.
Nad ranem jednak dał się słyszeć głos przestrogi jednego z atamanów.
Jeźdźcy zatrzymali konie.
W niejakiej odległości spostrzegli na obszernej płaszczyźnie małe ognisko. — To placówka nieprzyjacielska! — zawołał ataman, — nie powinniśmy się pokazywać!
— Tchórze! — krzyknął hetman z wściekłością, — Jan Sobieski może tam jest! Chciał puścić się prosto ku placówce, gdy jeden z jego towarzyszy wstrzymał jego konia za cugle.
— Zginąłbyś tam, hetmanie! — zawołał, — czy nie słyszysz w oddali szmeru podobnego do brzęku pszczół? Tam jest armia nieprzyjacielska.
Doroszenko powstrzymał się i spojrzał we wskazanym kierunku.
Daleko w głębi był ruch. Noc osłaniała jeszcze płaszczyznę. Powoli ciemne punkta zaczęły się ukazywać w pośród niej. Oddział jezdnych widać było w oddali. Zbliżał się on do ciemnych punktów, złożonych z żołnierzy, którzy tam widocznie obozowali.
Ataman miał słuszność. W oddaleniu widać było wojsko!
Nagle poruszyli się żołnierze stojący na placówce koło ogniska. Zdawało się, że spostrzegają jeźdźców. Część ich dosiadła koni.
— Czy chcesz dopuścić się bitwy, hetmanie, — wołali atamanowie przestrzegając, — toby nam na kark ściągnęło całą armię i nasza przednia straż w Żwańcu byłaby zgubioną!
Doroszenko uznawał słuszność tej uwagi. Trzeba było o ile podobna najprędzej z oddziałami stojącemi w Żwańcu i pod tem miastem, cofnąć się do głównych sił. Wraz z temi dopiero Doroszenko mógł przyjąć stanowczą bitwę.
Skręcił konia i puścił się ku Żwańcowi. Atamanowie poszli za jego przykładem. O ściganiu Sobieskiego nie można było myśleć.
Prędzej niż się oddalili, jezdni powracali do miasta, ścigani kawał drogi przez placówkę, która jednakże wkrótce dała pokój pogoni i powróciła na swe stanowisko.
O wschodzie słońca Doroszenko i jego towarzysze powrócili pod miasto. Natychmiast zatrąbiono do odwrotu.
Cała silna przednia straż kozacka opuściła miasto i obóz pod niem. Oddziały cofały się pośpiesznie do oddalonych o mil kilka głównych sił, które Doroszenko powołał do broni.
Była to armia złożona z blizko dwudziestu tysięcy wojowników. Doroszenko chciał z tą siłą oczekiwać nadciągającego nieprzyjaciela w dogodnej pozycyi i stoczyć bitwę korzystną dla siebie.
Sobieski przybył o świcie do placówek swojej głównej armii, która szybko nadciągała po powróceniu do niej małego oddziału z dwiema armatami.
Armia polska liczyła wprawdzie zaledwie piętnaście tysięcy ludzi, ale Sobieski ożywiony był chęcią pokonania kozaków temi siłami i pomszczenia się śmierci poległych.
Gdy przybył do obozu, ukazanie się jego między dowódzcami i żołnierzami obudziło najwyższy zapał i radość.
Wskutek opowiadania uciekających stracono już nadzieję ujrzenia go przy życiu, a on tymczasem wracał, wpraw7dzie sam, ale cały i ożywiony odwagą.
O brzasku obszedł Sobieski obóz i oznajmił garnącym się do niego żołnierzom, że ich bezzwłocznie poprowadzi do walki i zwycięstwa.
Powoli nadciągnęła kawalerya i armaty i Sobieski odbył przegląd wojska. Dosiadł konia. Podkomendni dowódzcy otaczali go.
Przejeżdżał od oddziału do oddziału, głośnemi okrzykami witany, wszędzie oznajmiał blizką bitwę żądnym bo ju wojownikom, bitwę, która miała rozstrzygnąć los kampanii.
Wschód słońca oświecił powolnie wyruszające oddziały polskie.
Sam Sobieski prowadził straż przednią.
Tak po upływie kilku godzin armia zbliżyła się do pogrążonego w martwej ciszy Żwańca.
Mogła się tam ukrywać nowa zasadzka Doreszenki.
Sobieski wysłał naprzód swoich jeźdźców, ażeby otoczyli miasto i mieli je na widoku, a sam z jednym oddziałem zbliżył się do zwodzonego mostu.
Ku jego zdziwieniu brama była otwarta i most spuszczony.
Naprzeciwko przybyłych wyszedł orszak mieszczan w pokornej postawie, opowiadający, co wycierpieli od buntowników.
Padli oni przed Sobieskim na polana, prosząc o opiekę i oznajmili mu, że kozacy opuścili miasto z największym pośpiechem.
— Nie obawiajcie się niczego więcej! — rzekł do nich Sobieski, — będziecie bezpieczni od nowych napaści.
Wysłańcy mieszczaństwa prosili, żeby Sobieski dał im oddział ludzi dla pomocy w pochowaniu poległych niepogrzebanych.
Sobieski kazał natychmiast wyznaczyć pod miastem miejsce na grób i wykopać wielki dół, który kapelani wojskowi mieli poświęcić.
Następnie poległych wyniesiono z miasta i uroczyście złożono do ziemi, przy odgłosie salw muszkietowych.
Gdy smutna ta praca ukończoną została i żołnierze posilili się, Sobieski bez zwłoki wyruszył w dalszy pochód, ażeby nie dać czasu nieprzyjacielowi na przygotowanie się do zamierzonej bitwy.
Jezdni tymczasem powrócili i donieśli, że od wieśniaków otrzymali dokładne wiadomości o stanowiskach zajmowanych przez nieprzyjaciela. Uwiadomili wodza o sile wojsk kozackich i o miejscu, na które hetman je zgromadził.
Sobieski ze swemi pułkami prowadził pochód aż do zapadnięcia nocy. Następnie nocą dał swym żołnierzom wypoczynek.
Obie armie stały tuż przeciw sobie.
O wczesnej godzinie rano forpoczty polskie spotkały jeden oddział kozacki.
Sobieski kazał zatrąbić do ataku i sam stanął na czele swojego wojska.
Pułki odważnie posuwały się naprzód i wkrótce rozpoczęła się na wielkiej, objętej wzgórzami płaszczyźnie bitwa zapalająca się bardziej z każdą chwilą.
Doroszenko znajdował się również na czele swoich pułków i kierował bitwą.
Obie strony walczyły z pogardą śmierci, ale przykład Sobieskiego porywał żołnierzy do najenergiczniejszego nacierania, a armaty jego niosły śmierć i zniszczenie w szeregi kozaków i Tatarów.
Długo wahały się losy bitwy na obie strony. Krew zbroczyła ziemię, a śmierć zbierała straszne żniwo. Hetman kozacki miał więcej żołnierzy, mógł więc odświeżać siły, które wysyłał przeciw Polakom.
Godziny upływały w gorącem starciu. Nikt nie chciał ustąpić.
Wtem Sobieski na czele swoich jeźdźców przedsięwziął zuchwały atak z boku. Sam z wzniesioną szablą rzucił się na nieprzyjaciół, a temu silnemu ns tarciu Doroszenko nie mógł się oprzeć.
Jakkolwiek Sobieski nieprzyjacielską lancą został raniony w ramię, nacierał jednak dalej na czele porwanych jego przykładem rycerzy i skrzydło kozackie złamało się.
Gdy wojska polskie ujrzały to, gdy spostrzegły swego hetmana na koniu wpośród chwiejących się nieprzyjaciół, rzuciły się za nim z głośnym okrzykiem zwycięstwa i zabijały wszystko, co spotkały po drodze.
Całe skrzydło wojsk Doroszenki zostało otoczone. Inne części jego armii rozpierzchły się. On sam nie był w stanie powstrzymać spłoszonych.
Sobieski wziął przeszło pięć tysięcy nieprzyjaciół do niewoli, a następnie sam ze swą jazdą kierował ściganiem uciekających, których wielu zginęło lub dostało się do niewoli podczas pogoni. Armaty i namioty nieprzyjacielskie wpadły także w ręce polskiego wodza, który aż do granicy pędził pobitych.
Odniesionem zostało w ten sposób tak stanowcze zwycięstwo, że hetman kozacki ze szczątkami swojego tak licznego wojska musiał się cofnąć do swojej stolicy Czehryna i nie mógł myśleć o dalszym oporze. Ze wszystkich jego pułków pozostało mu ledwie sześć tysięcy ludzi, a i ci zniechęceni i w nędznym stanie.
Sobieski zdobywszy plac boju obchodził na nim tryumf pokonania nieprzyjaciela, a żołnierze jego ubóstwiali go za to, że ich Poprowadził do tak świetnego zwycięstwa.
Po bitwie dopiero kazał on opatrzyć lekką ranę, którą odniósł podczas walki.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.