Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/60

<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 60. Nocne zjawisko
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

60.
Nocne zjawisko.

Karoca zaprzężona sześcioma wspaniałemi końmi, którą poprzedzał jeździec konny, a na której stopniach stali słudzy z pochodniami, przejeżdżała przez ponure i brudne ulice Warszawy.
Na drzwiach karocy widać było wyzłacane herby wojewodziny Wassalskiej.
Jezdni i piesi ustępowali z drogi karecie i musieli uważać, ażeby się nie oparzyć opadkami z pochodni, które służba otrząsała na ulicę, ażeby jaśniej świeciły.
Jagiellona powracała do swego pałacu z odwiedzin u Maryi, małżonki marszałka koronnego Sobieskiego.
Marya, nie znająca nienawiści jej do swego męża, polubiła ją i przyjmowała ją chętnie.
Gdy Jagiellona powróciła do swego pałacu i udała się do swych pokoi, służąca przyniosła światło i pomogła swej pani zdjąć okrycie i kapelusz.
Było już późno.
Małżonka Sobieskiego opowiedziała wojewodzinie, którą uważała za przyjaciółkę, iż teraz po śmierci króla spodziewa się korony dla swego męża.
Słowa te wywołały w umyśle Jagiellony prawdziwą burzę gniewu i zawiści, które wobec Maryi Kazimiery starała się hamować, lecz która teraz, gdy była sama, z tem większą wybuchły potęgą.
— Głupia i zarozumiała kobieto! — mówiła z wyrazem twarzy, przejętym nienawiścią i szyderstwem, — łudzisz się szalonemi nadziejami! Śmierci wprawdzie Jan Sobieski uniknął... uniknął jakby cudem... jakby go strzegła jakaś niewidzialna ręka... ale korony nie otrzyma, chociażbym życiem przypłacić to miała!... Znam ja twego ducha opiekuńczego, Sobieski, tego ducha, który ukazuje się wszędzie, aby cię przestrzedz, gdy ci grozi niebezpieczeństwo! Wiem, że ten twój anioł opiekuńczy żyje i nędzną okrywa się odzieżą! Jest nią ta niewolnica, której nienawidzę! Zdaje się, jakby szatan siedział w tej dziewczynie, która wszystko wie i słyszy, która wszędzie jak pies biegnie za tobą! Ale przyjdzie chwila, w której ten twój duch opiekuńczy dostanie się znów w moje ręce... a wtedy skuteczniej się postaram, aby jego głos ostrzegający umilkł na zawsze.
Po chwili milczenia wojewodzina dalej rozmawiała z sobą.
— Szczęśliwa ta Marya Kazimiera, — mówiła dalej do siebie Jagiellona po krótkiej chwili milczenia, — kocha zawsze tego swego Anglika, podbójcę serc niewieścich, hrabiego Rochestera. Wybadałam ją zręcznie, choć się z tem tai! Rochester i Sobieski... co za różnica! co za sprzeczność! Ulubieniec kobiet i ulubieniec boga wojny! Apollo i Mars u stóp jednej kobiety! Któż jej może mieć za złe, że ma tajemną skłonność do Apollina, chociaż należy do Marsa! Lecz biada ci, jeżeli Mars dowie się czegoś lub spostrzeże! Sądzę, że zabiłby i ciebie i Apollina, aby honor jego nie doznał plamy!... Pozyskuję coraz większe zaufanie, wkrótce zatem będziesz mojem narzędziem. Kto chce zapewne zgubić swojego wroga, niechaj go przez tych gubi, co mu są najbliżsi! Jeszcze czas krótki, Allarabo, a wiadomość, którą już otrzymałeś, zostanie jeszcze ważniejszem doniesieniem zaćmioną; Twoja sojuszniczka krok za krokiem zbliża się do swego celu!
Jagiellona udała się do swojej sypialni, w której przy ścianie paliła się lampa, rzucająca łagodne, słabe światło.
Służąca oczekiwała, aby pomódz swej pani przy rozbieraniu się.
Było już późno.
Dumna, knująca tajne plany Jagiellona, spoczęła w miękkiej pościeli i odprawiła służącą.
Cisza zapanowała w pałacu Wassalskich.
Służba ustąpiła do izb dla siebie przeznaczonych i również udała się na spoczynek.
Tylko na dole czuwało kilku służących^w słabo oświetlonym przedsionku.
Noc zapadła. Jagiellona była w głębokim śnie pogrążona.
Tymczasem drzwi otworzyły się bez szmeru.
Ciemna, poważna postać ukazała się na progu.
Weszła do pokoju i przystąpiła do łóżka Jagiellony, która nie widziała ani nie słyszała nocnego zjawiska.
Był to mnich tajemniczy.
Można było dokładnie widzieć jego obszerną, długą, ciemną suknię zakonną, przepasaną sznurem.
Głowę mnicha osłaniał kaptur, widać tylko było długą, białą jego brodę.
Postać ta, podobna do widma, przystąpiła do łóżka i zimną ręką dotknęła śpiącej.
Wojewodzinie zdawało się, że ją owionęło powietrze grobowe, i że jej dotykała ręka trupa.
Czuła to, nie budząc się.
Zostawała jak gdyby pod wpływem przykrego snu.
— Jagiellono Wassalska! — dał się słyszeć grobowy głos nocnego zjawiska, — coś zrobiła z twoim synem Józefem? Gdzie twój syn Józef, którego za życia twego męża ukryłaś przed nim? Coś zrobiła z istotą, której dałaś życie jeszcze przed oddaniem ręki wojewodzie Wassalskiemu?
Słowa tajemniczego mnicha brzmiały strasznie.
Wojewodzina ocknęła się...
Spojrzała, jeszcze w pół śnie i zobaczyła mnicha.
— Gdzie jest Józef, twój syn? — powtarzał głos głuchy, — powiedz okrutna matko, niegodna imienia matki! Gdzie twój syn Józef, którego ukryłaś przed okiem ludzi? Zabiłaś go!
Jagiellona podniosła się.
Krew zamierała w jej żyłach.
Wzrok jej przerażony padał na postać... była nieruchomą, jak zaklęta.
— Wojewodzino Wassalska, gdzie jest Józef, twój syn? — powtarzał głos.
— Straszne widmo nocne, kto jesteś? — szepnęła wojewodzina, wpatrując się w zjawisko, — znów mi się ukazujesz!... kto jesteś?...
— Miałaś syna... gdzie on jest? — mówił głos grobowy.
— O tem wie tylko dwóch ludzi, z których jeden nie żyje, — odpowiedziała Jagiellona, której członki zdrętwiały, — a więc ty jesteś... Jakób Sobieski, zmarły kasztelan krakowski... okropność... czy ja śnię?
— Głos mój będzie cię prześladował! Gdzie jest Józef, twój syn?... Biada ci! Zabiłaś go!...
Zdawało się wojewodzinie, że ciemność ją ogarnia... Czyżby się budziła dopiero teraz? Czyżby lampa na ścianie zgasła?
Prąd powietrza, jak gdyby przez otwarte drzwi, owionął ją...
Odzyskując nieco odwagi, zaczęła macać rękami przed sobą.
Dosięgła miejsca, w którem stało nocne zjawisko.
Ręce jej nie napotkały oporu.
Zerwała się... — narzuciła na siebie nocne szaty...
Lampa na ścianie zagasła.
Przerażenie ustąpiło miejsca postanowieniu dojścia, kim było to nocne zjawisko.
Zdawało jej się, że słyszy jeszcze jego słowa:
— Gdzie syn twój Józef?...
Przeszła omackiem do sąsiedniego pokoju, w którym spała jej służąca.
Obudziła ją.
Służąca śpiesznie zapaliła światło.
— Zawołaj ludzi! — rozkazała Jagiellona, — ten mnich musi być w pałacu! Mnich, którego już raz szukała! Widziałam go przed chwilą przy mojem łóżku.
Jagiellona wzięła świecę.
Służąca zawołała na dół na ludzi, leżących w przedsionku.
Nie widzieli oni wcale nocnego zjawiska.
— Ścigajcie mnicha! szukajcie mnicha! — wołała na nich Jagiellona, blada ze wzruszenia.
Ludzie rozbiegli się na wszystkie strony, szukając.
Nagle rozległ się hałas kilku pomieszanych głosów.
Widocznie służba kogoś schwytała.
— Kogo znaleziono? — zapytała Jagiellona, stojąca na dole w przedsionku w pośród kilku służących, którzy trzymali światło.
— Prowadzą człowieka! służba schwytała jakiegoś człowieka! — mówili drudzy.
Wkrótce potem weszli do przedsionka ludzie, którzy prowadzili ślepą niewolnicę z Sziras.
Nienawiść zabłysnęła w oczach Jagiellony.
— Niewolnica! — zawołała, — co szary skowronek robi w nocy koło mego pałacu? Przyprowadźcie ją tutaj.
Sassa drgnęła, usłyszawszy głos Jagiellony.
Warta trzymała ją silnie.
Nie wyrzekła ani słowa na usprawiedliwienie się.
— Chodź tu! — mówiła Jagiellona, — mów, coś tu robiła w nocy, niewolnico? Czy to ty się ubierasz w habit mnicha i udajesz nocne zjawisko? Przyznaj się!
Przyprowadzono Sassę przed wojewodzinę.
— Nie mam nic do wyznawania, — odpowiedziała miękkim głosem, — nie wiem, czego chcesz odemnie, pani, nie widziałam nocnego zjawiska. Przechodziłam właśnie koło twego pałacu i miałam wejść do najbliższej bramy.
— Kłamiesz! znam ja cię! — zawołała Jagiellona, — ale tym razem nie ujdziesz mi, spotka cię zasłużona kara?
— Nie wchodziłam do twojego pałacu, pani! — odrzekła Sassa — ci ludzie napadli mnie. Nie wiem, czego odemnie chcą!
— Dowiesz się zaraz zuchwała niewolnico! — rzekła Jagiellona z gniewem, — musisz wiedzieć, kto był tutaj w pałacu! — wiesz, kto jest tem zjawiskiem! W chwili śmierci Jakóba Sobieskiego byłaś w Krakowie!
— Tak jest, pani, byłam wówczas u mego dostojnego i dobrego pana.
— Muszę się dowiedzieć, kto sobie tutaj takich rzeczy pozwala! Muszę się dowiedzieć, kto jest ten mnich, — mówiła Jagiellona dalej, — a mam cię w podejrzeniu, że znasz tajemnicę, iż Jakób Sobieski nie zginął, tylko ukrywa się!
— Co mówisz, pani? Mój dostojny pan miałby żyć? To niepodobna! On spoczywa w grobie!
— A jednak tylko on, tylko ojciec Jana Sobieskiego może być tym mnichem, który mi się ukazał w Krakowie i tutaj!
— Twoje słowa są grzeszne, pani, — odrzekła śmiało Sassa, — mój dostojny pan już oddawna spoczywa w grobie! Mój dostojny pan nie ukazuje się ludziom! Mój dostojny pan nie żyje! I twój to mąż, pani, zadał mu śmierć dłonią morderczą!
— Schwytać tę dziewczynę! — zawołała Jagiellona, — odprowadzić ją do piwnic i tam pilnować! Niech się nie waży zbliżać do mnie zuchwała, która śmie do mnie przemawiać w ten sposób! Do lochu z nią!
— Nie jestem twoją niewolnicą pani, jestem sługą wielkiego marszałka koronnego! — rzekła Sassa dumnie.
— Wykonajcie mój rozkaz! Choćby miała umrzeć w lochu, mniejsza o to! Komu na życiu niewolnicy zależy! Zapłacę za jej wartość panu lub pani i mogę z nią robić, co zechcę!
— Mój pan myśli inaczej... — nie sprzeda mnie!
— Dosyć tego zuchwalstwa! Zdołam ja złamać je niedługo. Nauczę cię być pokorną, jak niewolnicy przystało! Zaprowadzić ją do lochu i trzymać o chlebie i wodzie, póki nie będzie błagała o łaskę.
Słudzy wyprowadzili niebroniącą się Sassę.
Jagiellona ze wzrokiem nienawistnym patrzyła za nią...
— Zamknąć do klatki ślepego skowronka! — roześmiała się szatańsko. Sassa nie rzekła ani słowa.
Służący zaprowadzili ją do sklepionego otworu, w głębi którego znajdowały drzwi.
Otworzywszy te drzwi, wepchnęli ją w głąb bez litości.
Za drzwiami były schody, prowadzące na dół.
Sassa nie wiedziała o tem i upadła.
Nie wydała jednakże jęku... Leżała w głębi nieruchoma.
Słudzy zamknęli drzwi, nie troszcząc się o nią zupełnie.
Następnie pode drzwiami postawiono straż, która się miała zmieniać ciągle.
Sassa była w ręku tej, która jej nienawidziła, która ją pragnęła zgubić, uważając, że jest ona aniołem opiekuńczym Jana Sobieskiego.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.