Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/85

<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 85. Kaik sułtana
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

85.
Kaik sułtana.

Wielki wezyr poszedł za sułtanem na brzeg, na którym dokoła panowała głęboka cisza i ciemność.
Kaik czekał przy drewnianym pomoście z czterema czarnymi eunuchami u wioseł.
Złowrogi zamysł, podszepnięty przez Allarabę, przepełniał duszę wielkiego wezyra i coraz bardziej dojrzewał.
Kuszące widoki, ponętne obrazy roztaczały się przed wzrokiem jego, gdy postępował za niedomyślającym się niczego Mohamedem.
Gdyby mu się powiodło strącić go z tronu i samemu zasiąść na tronie!...
Zaślepiony Mustafa bezwiednie stał się niewolnikiem Allaraby, widząc przed sobą tylko świetność i potęgę!
A czyż Allaraba mu nie powiedział, że ma do wyboru pomiędzy tronem a haniebną śmiercią?
Mustafa wierzył w każde słowo kapłana, którego tajemniczą potęgę miał wielokrotnie sposobność podziwiać.
Nie wątpił zatem o jego proroctwie, nie mówił sobie, że nienasycona jego ambicya musi go narazić na śmierć haniebną.
Był olśniony blaskiem potęgi, która uśmiechała się do niego, syna prostego spahisa.
Sułtan zeszedł do kaiku.
Mustafa udał się za nim.
Eunuchowie zajęli swoje miejsca i pochwycili za wiosła.
Gdy sułtan zajął miejsce na wysłanem siedzeniu pod baldachimem, kaik odbił od brzegu.
Mustafa ponurym wzrokiem mierzył długi, niezbyt szeroki statek. Był on silnie zbudowany. Tylko gdyby się przewrócił nieszczęśliwym przypadkiem, wezyr mógłby dopiąć swojego celu.
W tej chwili spostrzegł na środku szerokiego kanału wielki okręt, który z rozwiniętemi żaglami nadpływał powoli.
Eunuchy spieszyli, ażeby przebyć Złoty Róg przed statkiem.
Nagle Mustafa powziął postanowienie.
Kaik zbliżał się do okrętu, z którego zapewne nie był widzianym.
— Okręt! — zawołał Mustafa, udając nagle mocno przestraszonego, — czy nie widzisz okrętu?
Eunuchowie zadrżeli przed wielkim wezyrem i wiosłowali z jeszcze większym pośpiechem, ażeby nie uderzyć o okręt.
Mustafa był jeszcze w obawie.
Przystąpił szybko do eunucha, który kierował sterem.
— Niewolniku, co czynisz? — zawołał w gniewie, sterujesz fałszywie! Kaik idzie prosto na okręt i musi się wywrócić!
Sułtan zadrżał usłyszawszy te słowa. Dopiero teraz poznał niebezpieczeństwo, w jakiem się znajdował.
Kara Mustafa odepchnął eunucha na bok i sam pochwycił ster.
W tej chwili kaik i okręt były już od siebie oddalone tylko o kilkanaście kroków.
Nagle kaik zwrócił się zupełnie ku nieustannie zbliżającemu się okrętowi.
Eunuchy wysilali się wprawdzie, wiosłując rozpaczliwie, ażeby nie dopu-[1]
Wysilenia ich były daremne.
Jakaś nieprzeparta siła parła kaik ku okrętowi.
Sułtan zerwał się i patrzył z przerażeniem na potężny przód wielkiego okrętu.
Krzyki eunuchów rozległy się po nad wmdą. Kilka kaików ukazało się w oddaleniu w blasku księżyca.
Eunuch odepchnięty przez Mustafę od steru padł na kolana, nie śmiejąc się poruszyć.
Widział on, że wielki wezyr steruje fałszywie, ale jedno słowo nie wyszłoby z jego warg, chociażby widział śmierć przed sobą!
Wtej chwili kaik z tak straszną siłą uderzył o okręt, że deski jego zatrzeszczały i woda dostała się na pokład.
Teraz dopiero z okrętu dostrzeżono niebezpieczeństw7©, na jakie byli narażeni siedzący w kaiku.
Majtkowie okrętowi poznali kaik padyszacha. Było jednak zapóźno pośpieszyć mu z pomocą. Okręt pędzony wiatrem płynął dalej koło kaiku, w którym zrobiła się dziura przepuszczająca wodę tak, że w każdej chwili mógł zatonąć.
Majtkowie na okręcie biegali tam i nazad, niewiedząc co począć, rzucili linę, ażeby zagrożonym podać pomoc, i byli w śmiertelnej trwodze, jakkolwiek w niczem nie przyczynili się do nieszczęścia.
Sułtan uważał się za zgubionego.
Okazał w niebezpieczeństwie spokój i wielkość, który mu natchnęła wiara w potęgę przeznaczenia.
“Nikt nie ujdzie tego, co mu jest przeznaczone”, jest to dogmat wiary mahometańskiej.
Nie narzekając i nie skarżąc się, stał w coraz szybciej przybierającej wodzie, Mustafa wyskoczył z tonącego statku.
Eunuchowie nie poruszyli się z miejsca.
— Chodź władco władców! — zawołał Mustafa na sułtana, — ocalę cię wpław, lub z tobą zginę!
W tej chwili kaik zatonął.
Zdawało się, że straszny zamiar Mustafy powiedzie się gdyż wraz z kaikiem sułtan znikł także pod wodą.
Nadpłynęło jednakże kilku przewoźników i jeden z nich spostrzegłszy Mustafę, podał mu wiosło.
— Nie ratujcie mnie, ratujcie sułtana! — zawołał chytry Mustafa.
Straszny krzyk i zamęt powstał na wodzie.
Szukano sułtana, aby mu podać pomoc.
Jeden z kaikdżich, czyli przewoźników starał się także ocalić wielkiego wezyra.
Wątły jego statek omało nie przewrócił się przytem, udało mu się jednak wyciągnąć przemokłego Mustafę z wody.
Inni szukali sułtana. O czarnych eunuchów nikt się nie troszczył. Ratowali się oni sami, płynąc do brzegu.
Krzyk kaikdżich sprowadził więcej statków.
Zabłysły pochodnie.
Sułtan ukazał się na powierzchni i nareszcie zdołano go wyratować.
Kara Mustafa nie wiedział o tem ponieważ kaikdżi odpłynął z nim ku brzegowi.
Wkrótce jednak usłyszał okrzyki radości innych przewoźników, którzy sułtana wydobyli z wody.
Mustafa odegrywał komedyję, przerażenia, posłał po lektykę, a gdy statek, na którym znajdował się sułtan, przybił do brzegu, padł przed nim na kolana.
— Chwała potędze i wielkości Ałłaha! — zawołał, — mój najpotężniejszy pan i dobroczyńca wyszedł cało z niebezpieczeństwa.
Sułtan rozkazał zakuć w kajdany eunuchów, którzy kierowali kaikiem i uwięzić majtków okrętu, który się poważył uderzyć o jego kaik.
Przyniesiono lektykę.
Sułtan wsiadł do niej i powrócił do seraju, gdzie zaszły wypadek sprawił niepodobne do opisania przerażenia.
Nikt się nie domyślał, kto spowodował ten wypadek, sam sułtan nie przeczuwał tego i tej jeszcze nocy, przebrawszy się wezwał do siebie wielkiego wezyra.
— Dałeś mi nowy dowód przytomności umysłu i wierności, — rzekł do niego, — widziałem, żeś mnie chciał ocalić! Ponieważ zajmujesz najwyższe po mnie miejsce w mem państwie, mogę cię więc nagrodzić tylko nadaniem najwyższego orderu. Zarazem daję ci dowód mej łaski i wdzięczności mianując cię naczelnym wodzem na czas nadchodzącej wojny i rozkazuję ci, ażebyś ze skarbca mego wziął sobie tyle, ile dziesięć mułów unieść zdoła.
Wielki wezyr podziękował sułtanowi za jego łaskę.
Nie dopiął on swego celu, ale posiadł skarby i stanowisko, które mu pozwalało wykonać później powzięty zamiar.
Stanąwszy na czele wojsk i okrywszy się chwałą zwycięstw, mógł się nawet odważyć na zamach gwałtowny, któryby go odrazu osadził na tronie.
Tymczasem musiał pogodzić się z losem.
Sułtan pod karą śmierci zakazał mówić o zaszłym wypadku. Wieść, że się znajdował w niebezpieczeństwie, ubliżałaby jego powadze.
Nazajutrz rano dziesięć workami obciążonych mułów przeciągało ulicami Stambułu od seraju do pałacu Kara Mustafy. W workach było i srebro.
Dostatki już i tak bogatego wezyra powiększyły się jeszcze. Na rozkaz jego nadciągali ze wszystkich, nawet najoddaleńszych części państwa żołnierze których w Stambule dzielono na pułki.
Sułtan Mahomed pragnął rozwinąć niezmierną potęgę w tej nowej wojnie zdobywczej i pustoszącej, w której miał nadzieję rozszerzyć państwo swoje ku zachodowi.




  1. Przypis własny Wikiźródeł brak fragmentu tekstu





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.