<<< Dane tekstu >>>
Autor Thomas Mayne Reid
Tytuł Jeździec bez głowy
Wydawca Stowarzyszenie Pracowników Księgarskich
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia Społeczna Stow. Robotników Chrz.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
LI.  Siostrzany pocałunek.

Zeb Stamp bawił w pobliskich zaroślach i na krzyk Felima szybko zawrócił do domu. Widząc Irlandczyka, zagradzającego wejście rozpostartemi ramionami, oraz wyjącego psa i — nieznajomą amazonkę, z wyrazem bezradności na twarzy, pojął odrazu, o co rzecz chodzi, i, zamiast chwalić, obrzucił służącego stekiem mniej lub więcej przyzwoitych wyzwisk.
— Ty ośla głowo! Ty głupcze skończony! Taką miałem na oku wspaniałą indyczkę, dobrych trzydzieści funtów wagi, a ten barani ogon zaczął krzyczeć! I po coś mnie wzywał, po co?
— Sam pan kazał, mister Stamp, w razie gdyby kto przyszedł.
— Durniu jakiś! Nie mówiłem ci nic o kobietach,
— Tak jest, mister Stamp, ale ja myślałem, że to mężczyzna.
— Czy ty masz dobrze w głowie? — rzekł myśliwy, wzruszając ramionami, i zwrócił się do Isadory.
— Proszę nam opowiedzieć, w jaki sposób znalazła się pani tutaj.
— Chciałabym się widzieć z don Mauricio. Czy mogę?
— Naturalnie, że może pani. Ale to bezcelowe. Maurice nic w tej chwili nie rozumie i, co gorsza, nawet nie pozna pani.
— Tak, i gorączkuje.
— Więc niech mi pan pozwoli doglądać chorego. Na miłość Boską, nie róbcie mi panowie wstrętów. Jestem jego najlepszym przyjacielem.
— Owszem, owszem, może pani pozostać, bo czuwanie nad chorym jest obowiązkiem kobiety. Ale niech go pani pilnuje, ażeby nie spadł z łóżka i nie pozrywał opatrunków.
— Wszystko spełnię, co mi pan poleci. Będę go doglądała troskliwie, jak rodzonego brata.
— Pani jest bardzo łaskawa... Ale...
— Proszę, niech pan powie.
Stamp zawahał się, przypomniawszy sobie, że jest to zapewne ta sama panienka, która obdarzała Mauricea koszykami wina i łakoci podczas jego choroby w hotelu. Wreszcie rzekł:
— Chociaż daleko lepiej będzie, jeżeli pani pojedzie do domu i wróci dopiero wtedy, gdy Gerald przyjdzie do zdrowia. Obecnie jest on nieprzytomny i nie pozna pani zupełnie.
— Nie chodzi mi o to, sir. Chcę być jedynie pożyteczną i pomóc panom w czemkolwiek.
— Ha! niech więc już pani zostanie. Tylko o jedno proszę: niech pani nie zwraca uwagi na majaczenie chorego, gdyż mówi on ciągle o jakiemś zabójstwie, a także wzywa często do siebie jakąś kobietę po imieniu...
— Jak ma na imię ta kobieta?
— Zapewne jego siostra.
— Co pan mówi, mister Stamp? Mister Gerald... — chciał sprostować przysłuchujący się rozmowie Felim.
— A ty mi nosa swego nie wtrącaj, kiedy nie piją do ciebie! — ofuknął go Stamp. — Chodź lepiej ze mną do lasu, może upolujemy jakiego ptaka, bo dzięki tobie głód nam żołądki powykręca.
Felim posłusznie wziął strzelbę na ramię i obadwaj ruszyli do lasu.
Isadora weszła do chaty i, pochyliwszy się nad Geraldem, pocałowała go w rozpalone czoło i usta. Nagle rzuciła się w tył, jakby okropna żmija ukąsiła ją swem żądłem w samo serce. To Maurice w gorączce wymówił imię innej kobiety z takiem uczuciem, jakgdyby w imieniu tem zamknięty był cały skarb jego życia.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Thomas Mayne Reid i tłumacza: anonimowy.