<<< Dane tekstu >>>
Autor Thomas Mayne Reid
Tytuł Jeździec bez głowy
Wydawca Stowarzyszenie Pracowników Księgarskich
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia Społeczna Stow. Robotników Chrz.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
LXIII.  Na straży.

Kiedy Kasjusz Calchun zadeptywał ślady złamanej podkowy, Zeb Stamp, kierujący się wówczas tymi śladami, zauważył go z daleka.
— Co on robi! — zakrzyknął. — Zaciera ślady swego konia. Daremnie! Zbyt są głębokie. Teraz nie wyprowadzisz mnie w pole, mister Calchun! Nie spuszczę cię z oka nawet gdybym miał pójść za tobą w piekło!
Następnie stary myśliwy stał się świadkiem spotkania Calchuna z Isadorą i zamiany na konie. Ukryty za drzewami, słyszał ich rozmowę i wyszedł z zasadzki dopiero wtedy, gdy tamci rozjechali się w przeciwne strony.
— W jakim celu mógł Kasjusz zamienić swego rasowego wierzchowca na zwykłego mustanga? — zaczął rozmyślać Stamp i nagle wpadł na myśl:
— Aha!... Kasjusz pragnie za wszelką ceną dopędzić jeźdźca bez głowy i dlatego woli śmigłego mustanga, niż pięknego ale zmordowanego już amerykana. Zapewne Calchun zawróci teraz do domu, a później znowu wyruszy w prerję. Dobrze, będziemy czekać.
Stamp puścił swoją klacz luzem na trawę, a sam wyszedł z lasu. W dali widać było dom Pointdekstera. Kasjusz Calchun wjechał do bramy i zniknął. Stamp siadł w trawie naprzeciw i postanowił czekać choćby do rana, zanim Calchun nie ukaże się znowu. Uczuwszy głód, wydobył z torby podróżnej kawałek chleba, mięsa i butelkę whisky i zaczął się pokrzepiać. Z bramy wychodzili i wchodzili różni ludzi, ale bystre oczy Stampa nie zauważyły, aby Kasjusz wyszedł. Wreszcie słońce zaszło i fioletowe cienie zmierzchu zaległy nad równiną. Stary myśliwy wstał i przylgnął do pobliskiego drzewa, nie przestając obserwować. Mrok gęstniał coraz bardziej.
— Niegodziwiec może skorzystać z nocnych ciemności i zmylić za sobą ślady. — pomyślał Stamp. — A ja wszak muszę wiedzieć, w jakim kierunku ten jegomość powędruje.
Wróciwszy do lasu, myśliwy przywiązał swoją klacz do drzewa, a sam ostrożnie zaczął skradać się do domu. W odległości dwustu kroków od bramy zatrzymał się i przysiadł za niewielkim krzakiem zdecydowany na spędzenie tu nocy. Ostatnie promienie zachodzącego słońca zgasły i wokół zapanowała cisza, przerywana od czasu do czasu dochodzącą z zabudowań rozmową murzynów i rzadkim śmiechem. Zwykle o tej porze rozlegał się w mieszkaniach głos skrzypiec i śpiewy wesołe, teraz było tam jakoś smutno, widocznie nieszczęście plantatora dotknęło i służbę boleśnie. O północy ucichło wszystko, jakby pogrążone w śnie kamiennym. Tylko chwilami ujadały psy, spuszczone z łańcuchów, i z oddali dochodziło wycie stepowych wilków. Stamp był zmęczony i znużony całodzienną jazdą w stepie, ale postanowił nie zmrużyć oka ani na chwilę. Gdy uczuł, że sen chce go pokonać i zamknąć mu ociężałe powieki, wstawał, chodził tam i napowrót, zapalał fajkę i znowu kładł się w trawie. Wreszcie na niebo wypłynął księżyc i rzucił potoki światła na cały dom. Stamp wyraźnie widział wrota, które były zamknięte. Wyszedł więc zza krzewu i wrócił na poprzednie swoje miejsce pod drzewem.
Wtem brama odemknęła się i wyjechał Kasjusz Calchun na małym siwym mustangu, kierując się prosto w tę stronę, gdzie stał ukryty myśliwy. Gdy minął drzewo, Zeb Stamp szybko dosiadł swego konia i pomknął za nim, trzymając się zdala. Wkrótce dostrzegł na zroszonej trawie ślady kopyt mustanga i stwierdził, że z tego powodu Calchun nie zniknie mu z oczu.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Thomas Mayne Reid i tłumacza: anonimowy.