Jezuici w Polsce (Załęski)/Tom I/016

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Załęski
Tytuł Jezuici w Polsce
Podtytuł Walka z różnowierstwem 1555—1608
Wydawca Drukarnia Ludowa
Data wyd. 1900
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom I
Indeks stron


§. 16. O. Piotr Kanizy O. Mengini 1558.

Dłuższą, co do czasu, i obfitszą w skutki była misya drugiego Jezuity na ziemi polskiej, bł. O. Piotra Kanizego, podówczas prowincyała niemieckich Jezuitów.
Zwołany przez króla na grudzień 1558 r. sejm piotrkowski zapowiadał się burzliwie, rozzuchwaleni różnowiercy gotowali się do walnego ataku na jurysdykcyę biskupią. Niebezpieczeństwo było tem większe, że król markotny był na papieża Pawła IV., iż Uchańskiego, pomimo próśb jego i Hozyusza, na biskupstwo kujawskie, a podkanclerzego Przerębskiego na koadjutoryę gnieźnieńską prekonizować stale odmawiał. Prymas tedy Dzierzgowski w imieniu swem i episkopatu polskiego wyprawił Franciszka Krasińskiego, archidyakona podówczas kaliskiego, w poselstwie do Pawła IV. z gorącą prośbą, aby na czas sejmu legata a latere, a więc kardynała jakiego do Polski wyprawił, któryby grożący cios odwrócił i sprawę katolicką poratował. Papież polecił tę legacyę kardynałowi Scipionowi di Pisa, ale gdy ten „dłuższego czasu do drogi koniecznieby potrzebował“, wysłał appostolicum nuntium nuncyusza Kamila Mantuato, biskupa z Sutri[1], a jako wierną radę dodał mu do boku dwóch teologów Jezuitów: wypróbowanego na sejmach Rzeszy niemieckiej szermierza katolicyzmu O. Kanizego[2], i młodego, dopiero co po ukończonych studyach teologicznych w Rzymie, O. Teodoryka Gerarda, Belgijczyka. Nuncyusz miał w instrukcyi wytłumaczyć papieża przed królem, dlaczego z prekonizacyą dwóch wyżej wymienionych prałatów ociągał się, upewnić króla o wielkiej czci i miłości, jaką go papież otacza, utwierdzić go w wierze i przywiązaniu do Stolicy św. Podczas sejmu miał nuncyusz dołożyć wszelkich starań i zabiegów u króla i senatorów i nie dopuścić, „ażeby czynem, słowem, pobłażliwością żadna krzywda wyrządzoną nie została wierze chrześcijańskiej i apostolskiej Stolicy“. Gdyby pomimo to wniesiono sprawę religii na obrady sejmowe, nuncyusz niech opuści Warszawę i w oddaleniu 30—40 mil niech czeka, „póki me minie czas panowania ciemności“. Nawet dysput publicznych o religii niech unika, „bo dysputy w tych rzeczach należą do soborów powszechnych, nie zaś do sejmów, lecz gdyby kto chciał objaśnić się w swych wątpliwościach w duchu chrześcijańskiej szczerości, wezwij go do domu swego, gdzie będziesz miał swych teologów, którzy go oświecą in spiritu lenitatis et dilectionis w duchu łagodności i miłości“[3]. Nie ulega wątpliwości, że i jenerał zakonu Lajnez dał Kanizemu, jak przed laty kilku św. Ignacy O. Salmeronowi, osobne zlecenia, aby wysondował grunt w Polsce, ażali się nie nadaje do założenia kolegiów, do wprowadzenia zakonu do tego asylum haereticorum, schroniska herezyj wszystkich.
W początkach września 1557 wyruszyła ta legacya z Rzymu, za dni kilkanaście znalazła się w Wiedniu. Aliści, czy to wskutek strapacyj podróży, czy z innej przyczyny, młody O. Gerard umiera w Wiedniu na febrę zabójczą. Zastąpił go w legacyi jako drugi teolog O. Dominik Mengini. Dnia 3 paźdz. nuncyusz z swymi teologami opuszcza Wiedeń i po dziewięciodniowej podróży, która dla deszczów jesiennych, braku ciepłego ubrania i wygodnych gospód bardzo im dała się we znaki, stanęli u bram Krakowa. Dnia 12 paźdz. 1558 odbył się uroczysty wjazd apostolskiego nuncyusza i jezuitów.
Wojewoda krakowski, Stanisław Tęczyński, z oddziałem 200 konnych wyjechał na spotkanie przed miasto. U bramy floryańskiej przyjmował prepozyt katedralny — biskup bowiem krakowski, Zebrzydowski, nie domagał na zdrowiu — ks. Rafał Wargocki, on też zajął się dogodnem umieszczeniem nuncyusza i jego towarzyszy. Król bawił na łowach, nuncyusz więc 14 października złożył wizytę królowej Katarzynie. Uczynił to samo Kanizy, ale w kilka dni później, dopokąd nie nadeszły listy cesarza Ferdynanda do króla i królowej polecające w najgorętszych wyrazach zakon Jezusowy[4]. Biskup krakowski, zawsze jeszcze nie domagający na zdrowiu, nie mogąc złożyć wizyty nuncyuszowi, wystosował doń uprzejme pismo i ofiarował pięknego konia w darze. Nareszcie wyzdrowiał i był na obiedzie, który 16 października wojewoda Tęczyński dał na uczczenie nuncyusza. Wszystko więc zapowiadało się pomyślnie[5].
Ale nuncyuszowi dokuczał okrutny brak pieniędzy, woła o nie w każdym liście. Kanizy też wzywa interwencyi jenerała Lajneza; skarb papieski dopiero w połowie stycznia przysłał coś niewiele, nie mógł więc nuncyusz, jak wobec lubującego się w wystawności i zbytku narodu należało, wystąpić dwornie i gościnnie. Wnet też zaniedbano go zupełnie, on zaś do połowy listopada, do wyjazdu swego do Łowicza, nie miał co robić.
Nie miał i O. Kanizy; jestem tu raczej dla pociechy, niż dla pomocy nuncyusza“, pisał do jenerała zakonu Lajneza. „Polacy nie proszą o nic i niewiele żądają pomocy od nuncyusza i ode mnie“. Wrażenie pierwsze, jakie odniósł o Polakach, me najlepsze, zmieniło się potem w przywiązanie do nich. „Nondum exuit barbariem Polonia, jeszcze się nie wyzwoliła Polska z barbarzyństwa... Sprawa religii ciężko utrapiona, Wszystka prawie szlachta sprzyja sekciarzom, broni ich, gdy po wsiach każą, wbrew nawet woli biskupów. Z tego jednego miasta (Krakowa) 10.000 obywateli wychodzi w dnie świąteczne do pobliskiej wioski, aby słuchać zaraźliwych nauk. Napróżno biskup (Zebrzydowski) zabrania tego, uchodzi bezkarnie to zepsucie. Więc heretycy coraz bardziej głowę do góry podnoszą i wnet zgniotą wolność i władzę Kościoła, jeżeli się wielką siłą temu nie zapobiegnie. Ale kto tę gorliwość zaszczepi królom? Kto ich przekona, że teraz pora użyć surowości przeciw bezbożnym? Tak więc, niestety, samochcąc i świadomie giniemy. W krakowskim ludzie wiele objawów dawnej pobożności, tak jest pilny w uczęszczania do kościołów na msze św. i nabożeństwa i dostarcza hojnie, co do ozdoby kościołów potrzebne Biskupi i liczny kler bardzo są bogaci, ale mało uczonych z tylu sług kościołów. Akademia kwitnęłaby lepiej, gdyby dotacya profesorów lepszą była. Katolikami są i jest ich mnogo. Miasto samo iście królewskie i bogate, ale nie brak tu i sekciarzy, bo gdy nas (Kanizego i Mengina) spotkają przypadkiem, wyszydzają nas i, co dziwne, po imieniu Jezuitami nazywają. Więc nasi i Polakom nie są nieznani, bo szatanowi i jego złym synom są przeciwni i znienawidzeni“.[6]
Niedługo po przyjeździe O. Kanizy odwiedził (17 paźdz.) biskupa Zebrzydowskiego, który grał przed nim rolę gorliwego prałata, zapowiedział wydanie małego katechizmu Kanizego w polskim przekładzie i przyrzekł swą przyjaźń: „bogaty jest, szlachetny jest, i wielki katolik“. Odwiedzał go snadź często, i ażeby przecie przerwać kilkotygodniową bezczynność w Krakowie, uprosił go, iż w sali swego pałacu pozwolił mu na rodzaj odczytu d. 23 paźdz de religione dla „uczonych“ mężów, dla kleru i krakowskich akademików, którego słuchano z zajęciem i uznaniem. Naradzał się często z przedniejszymi panami katolickimi nad sposobami przykrócenia swywoli predykantów i przybłędów heretyckich.[7]
W połowie listopada nuncyusz z obydwoma jezuitami ruszył na sejm do Piotrkowa. Po drodze odwiedzili dogorywającego prymasa Dzierzgowskiego w Łowiczu. Słabych to zdolności i niewielkiej nauki był starzec,[8] ale dobrej woli i do Kościoła szczerze przywiązany. Jeszcze 1545 na synodzie łęczyckim zapytywał duchowieństwo, ażali nie byłoby dobrą rzeczą wobec wielkiego braku świeckich księży, których heretyccy kolatorowie z kościołów wygnali i z dochodów odarli, sprowadzić do Polski Jezuitów i powierzyć im wychowanie naprzód duchownej, a potem i świeckiej młodzieży. Teraz, u schyłku życia: pragnął zaznaczyć się wybitnym jakim czynem dobrym i zapewne na insynuacye kanonika Kromera, który z Wiednia „do kilku przedniejszych słał listy o instytucie Jezuitów“ i O. Kanizego, oświadczył się z gotowością założenia jezuickiego kolegium w Gnieźnie i Poznaniu, przyrzekł nawet, „że gdyby był na sejmie w Piotrkowie, a zobaczył się z królem, to mówić z nim będzie o wprowadzeniu naszych (Jezuitów) do Polski. Potrzeba tu tymczasem wielka dobrych i uczonych mężów, nietylko do szkół chłopców, ale i dla pobożnego wychowania kleru“[9]. Ale stary, chory prymas na sejm nie przybył i wnet (18 stycznia 1559) życie zakończył.
Więcej pewności dawały obietnice koadjutora gnieźnieńskiego, wnet potem prymasa, Przerębskiego. Mąż stanu i polityk raczej, niż biskup, przez lat 4 podkanclerzy koronny, nie grzeszył gorliwością biskupią, ociągał się też z prekonizacyą jego Paweł IV.[10], ale może właśnie dlatego oświadczył się Kanizemu z gotowością fundowania kilku kolegiów naraz.
„Wezwał mię nagle do siebie nowy arcybiskup i prymas, dotąd podkanclerzy koronny, jeden z najdzielniejszych (?) biskupów i do spraw publicznych najsposobniejszy. Sam na sam w komnacie po przyjacielsku upewniał mię, że o nic się tak nie troszczy, jak, aby kolegia Towarzystwa naszego w Polsce założyć, sądzi bowiem, że początku swego arcybiskupstwa nie może lepiej uświęcić, spodziewa się też, że tym sposobem najlepiej zaradzi potrzebom młodzieży i kleru swego, i sądzi, że nic niema bardziej koniecznego, jak, aby pracą, nauką i pobożnością naszych wspomożony, mógł nieść ratunek Kościołowi i ojczyźnie. I dlatego już na przyszłe lato chce mieć naszych tylu, ilu potrzeba na jedno kolegium. Zamyśla zaś fundować kilka kolegiów, bo jest tak bogaty, że, zdaniem jego, dochody jego kościelne z jednego tylko roku na to wystarczą“[11].
O. Kanizy widocznie brał te zwierzenia na seryo, bo błaga jenerała, aby czemprędzej przysłał z Włoch tęgiego teologa i kilku Jezuitów, doskonałych lingwistów, którzyby łaciny i greki uczyli, „Polacy bowiem po łacinie źle wymawiają, Włosi najlepiej. Tu i w północnych krajach najwyżej cenią kraj włoski, bo to ziemia, gdzie wyborną mówią łaciną“. Oprócz Włochów niech raczy przysłać jenerał 12 jezuitów Czechów i Niemców; wszyscy oni tu są potrzebni, bo prymas-nominat oddaje (w Gnieźnie czy Łowiczu?) dwie kamienice, aby odrazu szkoły otworzyć[12].
Snadź jednak wnet ostygł ten sztuczny zapał Przerębskiego, bo po Kanizego odjeździe z Polski, który wnet nastąpił i po instalacyi na prymasostwo bez prekonizacyi papieskiej, nie zgłosił się już więcej w tej sprawie ani do niego, ani do jenerała zakonu. Słusznie więc pisał Kanizy do jenerała: „Wszystko jednak kończy się tu na pięknych słówkach. Biskupi starzy, niedołężni, więcej dbają o swoje zdrowie, niż o swoje owieczki“.
Skuteczniejsze, bo szczersze, były zamiary płockiego „przebogatego“ biskupa Noskowskiego, który, jak dawniej, słynął ze sknerstwa, tak teraz z nagromadzonego grosza zapragnął stać się fundatorem pobożnych i naukowych instytucyj. Istniała w Pułtusku kolonia krakowska, udotowana przezeń sumą 3.000 złp. na dziesięcinach; tę zamyślił biskup rozszerzyć, uposażyć lepiej i oddać Jezuitom, a w zamian za to fundować bursę przy akademii krakowskiej. Z myślą swą zwierzył się Kanizemu, który ten projekt pochwalił i jenerała o nim uwiadomił. Upłynęło jednak lat sześć, zanim projekt w czyn się zmienił[13].
Podczas tych negocyacyj Kanizego z biskupami o sprowadzenie Jezuitów do Polski, zebrał się i odbywał sejm piotrkowski. Wierną jego fizyognomię podają nam listy Kanizego, z Piotrkowa pisane. Przed rozpoczęciem sejmu wiedziano już, że tylko dwóch lub trzech przybędzie na sejm biskupów: krakowski Zebrzydowski, płocki Noskowski, kujawski Uchański, którego się najwięcej obawiał nuncyusz i katolicy[14]; że sprawy religijne przyjdą na stół w styczniu, a heretycy z Radziwiłłem Czarnym na czele, który przybył do Piotrkowa w 1000 koni, przyjmowany z honorami, bo „nawet kilku biskupów wyszło mu naprzeciw“, gotują zamach na władzę biskupów. Na posłuchaniu nuncyusza i Kanizego u króla, który multa promittit obiecuje wiele, przekonano się, że naprawdę nosi się z myślą zwołania synodu narodowego.
„Przyobiecał król, gdy onegdaj (13 grudnia) byliśmy u niego, że jako katolicki pan nie pozwoli, aby sprawę Kościoła źle poprowadzono. Nakłania się bowiem do synodu, na którymby i przeciwna strona była słuchaną wobec kilku biskupów i teologów, którzyby jej odpowiadali. Lękam się, że papież przestraszy się synodu takiego, który choremu zamiast lekarstwa, tylko miecz podałby do ręki.
„Król czyni nam wprawdzie jakieś obietnice, zachęcony przez legata, przyrzeka gorliwość katolickiego pana, ale ci, którzy go lepiej znają, nic wielkiego od tego animuszu, tak znudzonego i poziomego (tam abiecto et humili) ani się spodziewają, ani oczekują. Ciężar rządów, mówią, na inne raczej barki, nie na króla zwalony; zanadto w bezczynności i spokoju on się lubuje, ledwo cierpliwie wysłuchać może, gdy ze sprawami publicznemi doń przychodzą. To też i u swoich za leniwego uchodzi... Do tego doszło, że ze wstrętem odpychają wszelką wzmiankę o jakimkolwiek użyciu surowszych środków przeciwko sekciarzom; znieść nie mogą biskupa Werony (Lippomana) i innych, którzy króla namówić chcieli? ażeby przynajmniej z dworu swego tę zarazę wygnał, a dla heretyków mniej łaskawym się okazywał. Więc i na dworze i w kancelaryi (króla) wielkie mają znaczenie heretycy; tych i król po przyjacielsku traktuje, i biskupi na uczty zapraszają, i z kanonikami katedralnymi, rodowitymi szlachcicami, żyją bardzo poufale. Król zdaje się winę składać na biskupów, ci zaś na króla... A ci biskupi, jak na te czasy, są niedoświadczeni, podobni do lekarzy, wobec nowych, nieznanych, a ciężkich chorób, albo do niebacznych sterników wśród groźnej burzy. Wszelką ich powagę osłabia bardzo chciwość (avaritiae nota), dla której w powszechną popadli nienawiść. Wszyscy oni już starcy niedołężni, dbają bardziej o pielęgnowanie swego zdrowia, niż o duszpasterstwo, i jakby zrozpaczyli o wszystkiem, o tem tylko zdają się myśleć, żeby w razie, gdyby im uciekać przyszło, mieli sami ze swoimi żyć z czego. Dziwi się legat, że ci biskupi pozwalają i ogłaszają takie rzeczy, które największą nieznajomość prawa bożego i ludzkiego zdradzają, a nie mają przy sobie mężów zdolnych, którzyby ich podparli wierną radą i skuteczne podali im lekarstwa. Króla i biskupów poratować lepiej nie można, jak zwołaniem synodu, ale niech proszą, aby przysłano im na prezydenta synodu jakiego kardynała, któryby, zjechawszy do Polski, kler zupełnie zdemoralizowany (prorsus deformatum) zreformował i sam osobiście wszystkie dyecezye zwizytował, chociażby mu cały rok na tej świętej robocie zeszedł.
„Senat w większej części odpadł od dawnej swej wiary, w wieloraki sposób poniewierają władzę kościelną... Szlachta tak nienawidzi biskupów, że król ich ledwo ochronić potrafi... Sekciarze prawią tu do tego czasu kazania i odprawiają jakąś swą wieczerzę pańską, i to w obecności króla w Piotrkowie, i z sprzyjaniem szlachty, która w swych domach te nabożeństwa śmie odprawiać, bez niczyjego, oprócz legata naszego, oporu.
„Jasna tedy, że szatan czuwa nad tym sejmem i dzielnie gra swą rolę bo wybitniejszych sobie podbił, a niższych t. zw. posłów zepsuł kwasem sekt, które między sobą rozdzielone, tu cudownie kwitną.
Z rozmowy z świeckimi senatorami i wybitniejszymi posłami katolickimi wyniósł nuncyusz to wrażenie, że decreta regni omnibus legibus anteponunt, prawa Rzpltej są im ważniejsze, niż wszystkie inne, że więc wobec wolności szlacheckich do wywołania z kraju lub silniejszej represyi różnowierców oni ręki nie przyłożą. Dobrze się więc stało, dodaje Kanizy, że na ten sejm nie zjechał kardynał-legat, bo nicby nie wskórał, jeno upokorzenie byłoby jeszcze większe.
„Podczas sejmu heretycy odprawiają publiczne nabożeństwa, „lekko traktują króla, a herezyarcha Radziwiłł mirum quantum honoratus szczególną czcią otaczany“. Rozprawiają wiele o synodzie narodowym, ale w soborze trydenckim całą ufność pokładają. Reforma Polski rozpocząć się powinna od biskupów i kleru. „Co my tu wskóramy, doprawdy nie wiem, jeżeli patrząc przez palce na występki (crassa vitia) prałatów, tylko przeciw heretykom broń podnieść zechcemy“.[15]
Jak z dyaryusza sejmowego wiadomo, król, chcąc uniknąć religijnych sporów na sejmie 1558 r. i takowe do onego projektowanego synodu narodowego odroczyć, przedłożył sejmującym stanom wniosek, aby porządek przyszłej wolnej elekcyi ustanowiono, skarżył się przytem i groził śledztwem na tych, którzy rozgłaszają, że się z dworem cesarskim o następstwo tronu tajemnie układa. Jakoż heretycy „naumyślnie o to się starają, aby na sejmie o religi mowy nie było, bo przez to grasować dalej mogą bezkarnie i wszystkie swe siły zwrócą, jak zechcą, przeciw duchowieństwu“[16]. Istotnie rozzuchwalili się do tyla, że przez jednego z swych posłów, Hieronima Ossolińskiego, domagali się wyrzucenia biskupów z senatu, jako ludzi, którzy dwom panom, papieżowi i królowi służąc, nie mogą dobrze o sprawach królestwa radzić. Dotykając tej sprawy, Kanizy pisze do Lajneza z oburzeniem i żalem: „Polska przez protestantyzm popada w barbarzyństwo. W szczególniejszy sposób modlić się za nią trzeba. Heretycy prawią w najlepsze kazania niedaleko od rezydencyi królewskiej. Upominał ich król, aby zaniechali tego, oni zuchwale mu odpowiedzieli, że są wolnymi ludźmi, a jeżeli żydom wolno mieć swe synagogi, to i im wolno mieć swe zbory. Panowie nienawiścią pałają do biskupów i spiknęli się na zniszczenie jurysdykcyi biskupiej... Na sejmie chcą już wykluczyć biskupów od elekcyi króla (sic). Postępują bezczelnie i z furyą. Nazwy papieża znieść nie mogą, przeklinają legata i coraz bardziej rośnie bezkarna swywola, bo lekarze pozwolili chorobie wzmódz się i zastarzeć. Nasi niemałoby tu dokazali, bo naród to nadzwyczaj prostoduszny (ob simplicitatem praesertim hujus gentis propriam) a zbywa mu bardzo na dobrych przykładach“. Donosi, że arcybiskup strzygoński, Mikołaj Olâh, funduje naszym dwa kolegia — jedno w Tyrnawie. W Nowiomagu (Nimwegen) mamy już dom nasz. Koloński arcybiskup, Mansfeld, zawezwał naszych na kaznodziei katedralnych. Pogodzić trzeba papieża z cesarzem (obrażonego o to, że bez zezwolenia Stolicy św. Karol V. abdykował, a brat jego Ferdynand objął panowanie) i zawieszony sobór trydencki podjąć na nowo i ratować upadającą sprawę wiary św.“[17].
Na wypadek zwołania synodu narodowego, do czego parł skrycie biskup Uchański, a na który heretycy wezwać zamierzali z zagranicy Kalwina, Bezę i Melanchtona, w Polsce zaś mieli ex-biskupa Wergeryusza, Jana Łaskiego, Frycza Modrzewskiego, sekretarza króla, Lizmanina i wielu innych uczonych ludzi; błagał Kanizy jenerała, aby przysłał dzielnego teologa, n p sławnego O. Ledesmę, qui polonicis tenebris lucem afferret, „któryby do polskich ciemności wniósł światło“, a na kaznodzieję synodalnego jakiego Włocha, biegłego, a wymownego łacinnika. Prymasowi także (Przerębskiemu), „który mi znów dzisiaj powtórzył, że bądź co bądź postanowił kolegia dla naszych założyć, i wielkie nam nadzieje robi i obiecuje wiele“, trzebaby koniecznie dodać do boku dzielnego teologa, n. p. O. Lanoja, a na profesora szkoły przysłać O. Seydla, Czecha, na razie tych dwóch wystarczyłoby“[18].
Wśród tych projektów i zabiegów nadchodzi od jenerała Lajneza list, datowany z Rzymu 19 stycznia 1559 r., który na prośbę cesarza Ferdynanda odwołuje O. Kanizego z Polski i każe co tchu spieszyć do Augsburga, gdzie sejm Rzeszy niemieckiej się odbywał, i oddać się na usługi cesarzowi, zagrożonemu nową wojną turecką[19]. Oparł się temu nuncyusz Mantuato, chociaż Kanizy nie miał już właściwie przy nim co robić. „Siedzę tu w Piotrkowie zupełnie bezczynnie. Nikt tu nie przyjdzie na rozmowę o kwestyach wiary, albo o poradę, albo o powrót do jedności z Kościołem, jak tego spodziewał się papież, że w tej mierze praca nasza będzie użyteczną. Naukom jedynie oddajemy się w domu i pocieszam zacnego starca legata, którego, jak widzę, nic tak nie boli, jak to, że nawet duchowieństwo pomocy jego nie bardzo pożąda; i tylko nie wielu z nim przestaje. Zdaje się, że jesteśmy znienawidzeni u Polaków. Kler gotów chwycić się rozpaczliwych prawie środków. Coś trochę nadziei w królu, nie żeby przywróconą została religia, ale, żeby nie zniszczoną zupełnie, chociaż na sejmie nie mówiono o niej, tylko tyle co o synodzie[20].
Wprawdzie, jak świadczy towarzysz jego O. Mengini, Kanizy niósł pomoc, jaką mógł, ubogim i szlachcie, którzy załatwiając swe sprawy u legata, pierw jemu się polecali, a niekiedy często nas nachodząc i umęczyli. Niektórzy bowiem proszą o obronę przeciw krzywdom od heretyków, inni o obronę Kościoła inni jeszcze o beneficya kościelne, albo o uwolnienie od ekskomuniki, i wiele podobnych rzeczy często się wydarza, a on (Kanizy) stara się wszystkim dogodzić[21] — ale to zbyt mała, żadna prawie robota dla szerokiego umysłu Kanizego, i nie po takie drobiazgi on do Polski przyjechał, więc narzekał na bezczynność. Nuncyusz wszelako, obawiając się snadź nagany od kuryi rzymskiej, chciał czekać aż mu nowego teologa przyślą. Pozostał tedy Kanizy w Piotrkowie do końca sejmu, który sprawę religii do synodu narodowego odroczył, król zaś do przyszłego sejmu świętomichalskiego ją zepchnął, nie pozwoliwszy heretykom, którzy bardzo zuchwale sobie wobec niego poczynali, nic nad status quo ante. Nareszcie 10 lutego zezwolił nuncyusz na odjazd Kanizego, który z swym towarzyszem, O. Mengini, na Pragę podążył do Augsburga.
Na wyjezdnem pisał do jenerała: „Cały pożytek z sejmu który jednak legat za bardzo mały uważa, ten, że król pomimo gwałtownych nalegań bardzo licznych sekciarzy, bo niewielu tu katolików, nie dopuścił do żadnej uchwały przeciw biskupom, do żadnej zmiany w sprawie religii. Wszelkie sprawy odroczono na sejm krakowski, który po feryach świętomichalskich się rozpocznie. Prawie nic nie uzyskano w Piotrkowie, coby albo katolicy, albo ich przeciwnicy za coś ważnego sobie poczytali“. Donosi, że już opuszcza Polskę, i tak kończy: „Dobra to i poczciwa ta natura polska, uchwyciła mnie za serce, nie mogę nie kochać Polaków i nie pamiętać o nich przed Bogiem. Gdyby mi przełożeni pozwolili, zostałbym najchętniej w Polsce aż do śmierci. Zaznać tu trzeba wiele trudu nawet z duchownymi. Wielka jest skonność do zmysłowości i do nieposłuszeństwa Stolicy. św.“[22].
Tak się ta misya O. Kanizego w Polsce skończyła, bez praktycznych rezultatów na razie, ale nie bez dodatnich skutków na przyszłość. W tych kilku miesiącach zetknął się ten wyborny znawca rzeczy i ludzi z królem, episkopatem i wybitniejszemi a wpływowemi osobistościami kraju i oswoił ich niejako z myślą sprowadzenia Jezuitów na ratunek upadającej religii. Poznał i zrozumiał usposobienie i aspiracye, słabe strony i wady, cierpienia i potrzeby polskiego społeczeństwa, rozmiłował się w niem i zawczasu obmyślił zaradcze środki, a jak sam o wszystkiem donosił jenerałowi zakonu, tak przez nuncyusza i jenerała informował o rzetelnym stanie rzeczy w Polsce Stolicę św., a to już niemałą było usługą. Po wyjeździe z Polski myślał jeszcze o środkach ratunku dla niej i dla północnych krajów. Z Ingolsztadu d. 4 marca podaje Ojcu Natalis, asystentowi Niemiec przy jenerale zakonu w Rzymie, cały szereg projektów ratowania katolicyzmu na północy, z których kilka wykonanych zostało później, a okazały się zbawiennemi.
Dla Polaków, Czechów, Duńczyków i Anglików radził założyć kolegia czyli seminarya w Rzymie z funduszów papieża i kardynałów. Z tych kolegiów wyjdzie z czasem nowy kler uczony a pobożny, i temu powierzy papież biskupstwa i inne godności kościelne w ich ojczyźnie. Zanim to się stanie, należy wysłać do tych krajów nuncyuszów ale nie Włochów, lecz tam urodzonych (ex indigenis). Napotyka się w tych tu krajach północnych (Polsce, Niemczech) okrutne zgorszenia, a bardzo wiele dobrego dałoby się tu zrobić, gdyby się znaleźli tacy, którzyby życiem swem, nauką i cierpliwością mogli i chcieli wesprzeć te kraje. „Tymczasem w Rzymie nic o tem nie wiedzą i ani myślą nad tem, jakby potrzebom tym zaradzić najłatwiej, bo albo nie mają żadnych informacyj o tych krajach, albo są przekonani, że już wszystko stracone, nie licząc się z resztkami Izraela (katolikami) i z tylu tysiącami dusz, któreby można uratować, gdyby byli, którzyby je paśli w sądzie i prawdzie, qui eos pascerent in judicio et veritate.
„Błagam najwyższego i przedwiecznego Pasterza, aby wzbudził w swych pasterzach potrzebną żarliwość do uwolnienia tylu tysięcy dusz z pod władzy i tyranii szatana, który teraz i zawsze najpotężniejszy na północy, skąd rozpościera się zło wszelkie unde panditur omne malum, i postępuje coraz bardziej naprzód, druzgocąc i miażdżąc królestwo Chrystusowe, przedewszystkiem przez heretyków i antychrystów. A ci, którzy służą tak wiernie swemu hetmanowi (szatanowi), opierają się głównie na naszej gnuśności i niedbalstwie, bo nie pracujemy, bo nie cierpimy ani dziesiątej części, z miłości Chrystusa i bliźniego, tego, co oni pracują i cierpią, gotowi nawet na śmierć, dla służby szatana i z nienawiści do bliźnich, zwłaszcza do zastępcy Chrystusa a następcy Piotra świętego.
„Wszyscy są w najwyższem oczekiwaniu soboru powszechnego, mówię to o katolikach, i błagam ustawicznie Boga, aby reforma Kościoła rozpoczęła się naprawdę, i aby Bóg na uleczenie tylu chorób przysłał prawdziwych lekarzy i ojców duchownych, bo inaczej wszystko się zatraci przez stróżów ślepych i psów niemych i tych, którzy dzieło pańskie sprawują niedbale, per speculatores coecos et canes mutos et per eos qui opus domini faciunt negligenter“.
Nie przestając na pobożnych narzekaniach i pragnieniach, proponuje sposoby praktyczne zaradzenia temu brakowi ludzi zdolnych, uczonych, a pobożnych, którychby na ważne stanowiska kościelne, na kardynalstwa, legacye i prałatury z pożytkiem Kościoła użyć można było. Radzi więc, oprócz kolegiów papieskich, utworzyć w Rzymie „Kongregacye kawalerów św. Piotra“, z pańsko-rodowej młodzieży, któraby się na dworze papieskim i w kuryach kardynalskich do traktowania spraw publicznych i kościelnych zaprawiała i brak dyplomatycznej szkoły zastąpiła[23].
Myśli te, rzucone przez Kanizego, znalazły oddźwięk u rzymskich papieży. Pius IV. erygował Congregationem Cardinalium rebus Germaniae juvandis, kongregacye kardynalską dla spraw niemieckich, i założył Collegium nobilium, a Grzegorz XIII. erygował 23 kolegiów, czyli seminaryów dla dwunastu narodowości: w Rzymie, Brunsberdze, Pradze, Ołomuńcu, Wilnie, Wiedniu, Dilindze, Fuldzie, Pont à Mousson i indziej.





  1. Relacye nuncyuszów, I, 69.
  2. Wsławionego nadto uczonemi dziełami, ułożeniem katechizmu, zreorganizowaniem uniwersytetu wiedeńskiego, żarliwością kaznodziejską, administracyą dyecezyi wiedeńskiej, zaufaniem i prawie przyjaźni; cesarza Ferdynanda I.
  3. Relacye nuncyuszów I, 77, 78. Mylnie ta instrukcya podana jest, jakoby dla nuncyusza Bongiovani 1560 r. Była ona dana nuncyuszowi Mantuato 1558, inaczej byłaby musztardą po obiedzie.
  4. Listy noszą datę: do króla 2 paźdz., do królowej 6 paźdz. 1558. Widocznie więc, że Kanizy miał od jenerała polecenie spróbować, azali nie da się Jezuitów sprowadzić do Polski.
  5. Epistulae et acta Beati P. Petri Canisii t. II. 319. collegit Otto Brunsberger S. J. Friburgi Brisgoviae 1898. Kanizy do Kromera, d. 15 paźdz. 1558.
  6. Tamże str. 322, Kanizy do Lajneza, z Krakowa 18 paźdz 1558.
  7. Tamże str. 850. O. Mengini do sekretarza zakonu O. Polanco w Rzymie z Piotrkowa 15 grad. 1558.
  8. Dlatego O. Kanizy radził mu przyjąć do boku swego „tęgiego“ teologa Jezuitę, i znosił się w tej mierze z jenerałem Lajnez.
  9. Tamże str. 339. Kanizy do Kromera, z Piotrkowa 16 grudnia 1558.
  10. Relacye nuncyuszów, I. 76. Instrukcya, dana nuncyuszowi Manluato, jadącemu do Polski: „nie brakło bowiem doniesień od najznakomitszych osób w Polsce, wcale nieprzychylnych podkanclerzemu“.
  11. Epistulae B. Canisii II, 351. Kanizy do Lajneza, z Piotrkowa 19. stycznia 1559.
  12. Tamże. Kanizy do Lajneza, z Piotrkowa 19. stycznia 1559. po śmierci Dzierzgowskiego, 18 stycznia, Przerębski nie czekając na prekonizacyę z Rzymu, od razu zajął w senacie krzesło prymasowskie.
  13. Tamże, str. 353. Kanizy do Lajneza, z Piotrkowa 19. stycznia 1559. Jeszcze dnia 11. maja 1555 roku zgłaszał się Hozyusz do Kanizego z prośbą o przysłanie kilku (6—10) jezuitów: utinam cujus tu Societatis es, et ego possem aliquos nancisci. Nam haec dioecesis mea, si quae alia talium virorum vehementer indigere videtur. Zostawał z Kanizym w częstej listownej relacyi, przysłał mu swe dzieła do krytyki. Jakoż rzeczywiście Kanizy poprawił drugie wydanie Confessiones fidei Hozyusza, a do rozprawy jego Contra Brentium napisał przedmowę. (Card. Hosii EpistolarumII, 1789, Ap. II. 1749, Ap. 83). Wiemy, że w tej sprawie pośredniczył Kromer, wiemy, że wtenczas rozbiło się wszystko o brak odpowiednich Jezuitów. Teraz zaś, gdy Kanizy bawił w Polsce, Hozyusz na rozkaz papieża przebywał w Rzymie, więc o wprowadzeniu Jezuitów do Polski nie konferowali z sobą.
  14. I słusznie. Urażony bowiem na Rzym za odmowę prekonizacyi, dążył zręcznie, a upornie do zwołania synodu narodowego i utworzenia kościoła narodowego, któregoby on był głową. Dowodzą tego listy nuncyusza Commendonego do św. Karola Boromeusza.
  15. Tamże str. 341—343. Kanizy do Lajneza, z Piotrkowa 17 grudnia 1558.
  16. Tamże str. 347. List z Piotrkowa 30. grudnia 1558.
  17. Tamże str. 359. Kanizy do Lajneza, z Piotrkowa 20 i 28 stycznia 1559. Wskutek listów Kanizego rozpisał jenerał Lajnez publiczne modły za Polskę w kościołach jezuickich we Włoszech i Niemczech przez cały czas trwania sejmu.
  18. Tamże str. 352, 3 9, 360. Kanizy do Lajneza, z Piotrkowa 19 i 28 stycznia i 10 lutego 1559.
  19. Tamże str. 346. Kanizy do Lajneza, z Piotrkowa 30 grudnia 1558.
  20. Tamże str. 831. Mengini do Polanco (sekretarza zakonu) z Piotrkowa 15. grudnia 1588.
  21. Tamże str. 831. Mengini do Polanco (sekretarza zakonu) z Piotrkowa 15. grudnia 1588.
  22. Tamże str. 358, 361. Kanizy do Lajneza, z Piotrkowa 28 stycz. i 10 lut. 1559.
  23. Tamże. Epistulae P. Petri Canisii II. 366—371.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Załęski.