Król Henryk VI. Część I (Shakespeare, tłum. Ulrich, 1895)/Akt V

<<< Dane tekstu >>>
Autor William Shakespeare
Tytuł Król Henryk VI. Część I
Pochodzenie Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach. Tom II
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1895
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Leon Ulrich
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
AKT PIĄTY.
SCENA I.
Londyn. Sala w pałacu.
(Wchodzą: król Henryk, Gloucester, Exeter).

Król Henr.  Czy już papieskie czytaliście listy,
Listy cesarza i hrabi Armagnac?
Gloucest.  Czytałem, królu, a treść ich jest taka:
Proszą, pokornie, abyś raczył, panie,
Z królestwem Francyi święty pokój zawrzeć.
Król Henr.  Sam o tym wniosku co myślisz, milordzie?
Gloucest.  Pochwalam z serca; jedyny to środek
By chrześcijańskiej wylew krwi zatrzymać,
Dać dwom królestwom słodki wypoczynek.
Król Henr.  Prawda, mój stryju, zawsze ja myślałem,
Że bezbożnością było to wyrodną,

Gdy tak okrutne, tak krwawe zapasy
Tej samej wiary dzieliły wyznawców.
Gloucest.  Prócz tego, królu, aby spieszniej związać,
Potężniej ścisnąć ten węzeł przyjaźni,
Hrabia Armagnac, pokrewny Karola,
Mąż niepośledniej we Francyi powagi,
Swoją ci córkę jedynaczkę daje
Z wielką wyprawą.
Król Henr.  Małżeństwo, mój stryju?
Ach, ja tak młody! Mnie lepiej przystoją
Moje papiery, książki i nauka,
Niż czułe z piękną kochanką zabawy.
Przywołaj jednak posłów, daj każdemu
Do twojej myśli stosowną odpowiedź;
Chętnie potwierdzę wszystko, co ma służyć
Bogu na chwalę, mym ludom na szczęście.

(Wchodzą: legat papieski i dwóch posłów, z nimi Winchester, w ubiorze kardynała).

Exeter.  Co? w kardynalskiej purpurze Winchester?
Więc przepowiednie Henryka Piątego
Sprawdzą się, widzę; król ten prorokował:
„Jeśli zostanie kiedy kardynałem,
Swój on kapelusz z koroną porówna“.
Król Henr.  Żądania wasze, dostojni panowie,
Były przedmiotem narad i rozwagi;
Równie nam dobre jak słuszne się zdają;
Naszem niezmiennem jest postanowieniem
Skojarzyć pokój na słusznych warunkach,
Które bez zwłoki poniesie do Francyi
Nasz ambasador, kardynał Winchester.
Gloucest.  A co do pana waszego ofiary,
Wszystkom królowi przedstawił obszernie,
A on, ujęty dziewicy pięknością,
I jej cnotami, blaskiem jej posagu,
Chce ją na tronie angielskim posadzić.
Król Henr.  Na potwierdzenie słów mojego stryja (do posła)
Nieś jej ten klejnot, mej zakład miłości.
Teraz dopilnuj, lordzie protektorze,

By się do Dover bezpiecznie dostali,
Bez opóźnienia wybiegli na morze.

(Wychodzą: król Henryk i jego poczet, Gloucester, Exeter i posłowie).

Winchest.  Lordzie legacie, zatrzymaj się chwilę,
Odbierz wprzód summę, którą obiecałem
Przesłać do Ojca świętego szkatuły
Za mej godności poważne oznaki.
Legat.  Chętnie do waszej przychylam się woli.
Winchest.  Teraz Winchester nie uchyli czoła,
I będzie równy parom najdumniejszym.
Humphreyu Gloucester, wkrótce się przekonasz,
Że ni godnością, ani rodu chwałą
Nie będziesz dłużej kardynała panem;
Albo mnie zgiętem powitasz kolanem,
Lub buntem ziemię zamącę tę całą. (Wychodzą).

SCENA II.
Francya. Płaszczyzny Anjou.
(Wchodzą: Karol książę Burgundyi, Alençon, Dziewica, wojsko w marszu).

Karol.  Wieść ta w nas wszystkich ducha może podnieść,
Powstali bowiem dzielni Paryżanie,
I na francuską przeszli znowu stronę.
Alençon.  Więc śpiesz co prędzej do Paryża, książę,
Nie trzymaj armii w zgubnej bezczynności.
Dziewica.  Pokój im, jeśli do nas wrócą znowu,
Lub ich pałace niech w gruzy upadną!

(Wchodzi Posłaniec).

Posłaniec.  Szczęście naszemu dzielnemu wodzowi,
Pomyślność wszystkim jego towarzyszom!
Karol.  Jakie nam wieści przednia straż nadsyła?
Posłaniec.  Dwa sił angielskich oddzielne korpusy
Znowu się w jeden wielki zlały zastęp,
I lada chwila chcą na was uderzyć.
Karol.  Trochę za późne twoje ostrzeżenie;
Gotowych jednak znajdzie nieprzyjaciel.

Ks. Burg.  Toć duch Talbota z siłą tą nie ciągnie,
A niema trwogi, gdzie niema Talbota.
Dziewica.  Strach z wszystkich ludzkich uczuć najpodlejszy.
Rozkaż zwycięstwu, zwycięstwo usłucha
Na postrach światu, na złość Henrykowi.
Karol.  Naprzód, panowie! a szczęść Francyi, Boże!

(Wychodzą).
SCENA III.
Francya. Pod murami Angers.
(Alarm. Utarczki. Wchodzi Dziewica).

Dziewica.  Regent zwycięża, pierzchają Francuzi.
Pomóżcie teraz czary, amulety,
I dzielne duchy, których głos proroczy
Daje mi znaki i przyszłość objawia! (Grzmot).
Wy, szybkie sługi, posłuszne rozkazom
Waszego pana, monarchy Północy,
Przybądźcie w pomoc moim przedsięwzięciom!

(Pokazują się dyabły).

Wasze zjawienie nowym jest dowodem
Waszej na służbę moją gotowości.
Teraz więc, moje sprzymierzone duchy,
Z podziemnych sklepów na głos mój przybądźcie,
Raz jeszcze dajcie zwycięstwo Francuzom!

(Duchy przechodzą się w milczeniu).

Dłużej mnie waszem nie dręczcie milczeniem!
Krwią moją własną żywić was przywykłam,
Jestem gotowa rękę moją uciąć,
Dać ją wam w przyszłej nagrody zadatek,
Tylko pomocą bądźcie mi w tej sprawie!

(Spuszczają głowy).

Żadnej nadziei? Usłuchajcie prośby,
A dam w zapłatę całe moje ciało. (Potrząsają głową).
Więc ciało moje, krwi mojej ofiara
Zwykłej pomocy od was nie otrzyma?
Weźcie więc duszę; ciało, duszę, wszystko,
Tylko niech Anglik zwycięzcą nie będzie! (Znikają).

Patrzcie, zniknęli! Zbliżają się czasy,
Francuz uchylić dumną musi kitę,
Na łono Anglii korną złożyć głowę.
Straciły dawną siłę me zaklęcia,
Piekło za silne, bym walczyć z niem mogła;
W prochu się, Francyo, chwała twoja tarza!

(Wychodzi. — Alarm. Wchodzą Francuzi i Anglicy ucierając się, Dziewica i York walczą, ręka na rękę. Dziewica pojmana, Francuzi uciekają).

York.  Panienko Francyi, trzymam cię nakoniec;
Wywołaj teraz czarami twe duchy,
Spróbuj, czy wolność zdołają ci wrócić.
Przepyszna zdobycz, dyabłów godna łaski!
Patrz, jak się marszczy szpetna czarownica,
Jak druga Cyrce chciałaby mnie zmienić.
Dziewica.  Na coś brzydszego zmienić cię nie można.
York.  O, Karol Delfin młodzik to nadobny,
On jeden przystał twym oczom wybrednym.
Dziewica.  Bodaj ten Karol przepadł z tobą razem!
Bodaj uśpionych podeszła was obu
Krwawa mordercy ręka ze sztyletem!
York.  Wstrzymaj bluźnierczy język, czarownico!
Dziewica.  Dozwól mi, proszę, na chwilę przeklinać.
York.  Na stosie będziesz klęła, bisurmanko. (Wychodzą).

(Alarm. Wchodzi Suffolk, prowadząc Małgorzatę).

Suffolk.  Bądź, kim chcesz sobie, jesteś moją branką.

(Patrzy na nią).

Piękności cudzie! nie drżyj, nie uciekaj,
Bo tylko dłonią dotknę cię pokorną.
Na wieczny pokój całuję te palce,
I lekko składam je na twoim boku.
Kto jesteś? powiedz, abym cześć ci oddał.
Małgorz.  Wiedz, że nazwisko moje Małgorzata,
Że jestem córką króla Neapolu.
Suffolk.  A jam jest hrabią, imię moje Suffolk.
Cudzie natury, nie gniewaj się, proszę,
Branką być moją twem jest przeznaczeniem:
Tak łabędź broni piskląt swych puszystych,

Gdy je pod skrzydłem jak w więzieniu trzyma.
Lub jeźliś branką zostać nie jest zdolną,
Idź, przyjaciółką bądź Suffolka wolną.

(Małgorzata odwraca się, jakby chciała odejść).

Stój! Nie, nie mogę z mej puścić cię dłoni:
Dłoń chce dać wolność, ale serce broni.
Słońce igrając na morza zwierciadle,
Odbija obraz swych jasnych promieni;
Tak się jej piękność w mych odbija oczach.
Chciałbym w zaloty iść, lecz mówić nie śmiem.
Mamże wziąć pióro, myśl jej mą wypisać?
Wstydź się, Suffolku! Nie rób sobie krzywdy,
Masz przecie język, wszak to branka twoja,
Dasz się zwyciężyć niewiasty spojrzeniom?
Tak jest; piękności potężny majestat
Zmysły me mąci i krępuje język.
Małgorz.  Hrabio Suffolku, gdy takie twe imię,
Jakiego żądasz ode mnie okupu?
Postrzegam bowiem, żem branką jest twoją.
Suffolk  (na stronie). Skąd wiesz, że twoje odrzuci zaloty,
Zanim na próbę miłość jej stawiłeś?
Małgorz.  Dlaczego milczysz? Jaki mam dać okup?
Suffolk  (na stronie). Jest piękną, a więc zalotów jest godną,
A jest niewiastą, więc i kochać może.
Małgorz.  Przyjmujesz okup? tak czy nie? odpowiedz.
Suffolk  (na stronie). Pomnij szaleńcze, żeś zostawił żonę;
Możeż kochanką twą być Małgorzata?
Małgorz.  Najlepiej milczeć, gdy słuchać mnie nie chce.
Suffolk  (na stronie). To wszystko psuje; to karta nieszczęścia.
Małgorz.  Mówi od rzeczy, musi być szalony.
Suffolk  (na stronie). A przecie mogę dyspensę otrzymać.
Małgorz.  A przecie pragnę, byś mi odpowiedział.
Suffolk  (na stronie). Wygrać ją jednak muszę, lecz dla kogo?
Dla mego króla. Drewniana to sprawa.
Małgorz.  Mówi o drewnie; pewno jaki cieśla.
Suffolk  (na stronie). A tak i miłość moją uspokoję,
I dwom narodom błogi wrócę pokój.
Lecz i w tem przecie trudności niemało;

Bo choć jej ojciec królem Neapolu,
Księciem jest Anjou i Maine, jest ubogim;
Związek ten szlachta odrzuci z pogardą.
Małgorz.  Nie chcesz mnie ani słuchać, kapitanie?
Suffolk  (na stronie). Ale tak będzie, mimo ich pogardy:
Henryk jest młody, więc łatwo ustąpi.
(Głośno) Wielką ci powiem tajemnicę, pani.
Małg.  (na str.). Cóż stąd, żem branką? W twarzy jego czytam,
Że jest rycerzem, a więc mnie nie skrzywdzi.
Suffolk.  Racz mnie, o pani, krótką chwilę słuchać.
Małgorz.  (na stronie). Może Francuzi zdołają mnie odbić,
I względów jego nie będzie mi trzeba.
Suffolk.  Racz, piękna pani, wysłuchać mnie w sprawie —
Małgorz.  (na stronie). Ba, wszakże były branki i przede mną.
Suffolk.  Dlaczego, pani, mówisz sama z sobą?
Małgorz.  Racz mi to, proszę, qui pro quo przebaczyć.
Suffolk.  Czy ci niewola nie wyda się słodką,
Jeśli w niewoli zostaniesz królową?
Małgorz.  Stokroć nędzniejszą królowa w niewoli,
Niż najnędzniejszy w łańcuchach niewolnik.
Król być powinien wolnym.
Suffolk.  Wolną będziesz,
Jeśli szczęśliwy król Anglii jest wolnym.
Małgorz.  Co może dla mnie wolność jego znaczyć?
Suffolk.  Zrobię cię króla Henryka królową,
I złote berło w twoją złożę rękę,
I głowę twoją koroną ozdobię,
Byleś raczyła być moją —
Małgorz.  Kim, twoją?
Suffolk.  Jego kochanką.
Małgorz.  Jestem niegodną być żoną Henryka.
Suffolk.  O nie, nie, pani! Jam to jest niegodny
Tak piękną damę za żonę mu swatać,
A w tym wyborze żadnej cząstki nie mieć.
Czyli ofiarę przyjmujesz mą, pani?
Małgorz.  Jeśli się zgadza z ojca mego wolą.
Suffolk.  Więc naprzód nasze posuniem chorągwie,
A pod murami zamku twego ojca

Trąbką go wezwiem na rozhowor z nami.

(Słychać parlamentarską trąbkę; Reignier pokazuje się na murach).

Patrz, o, patrz, Regnier, córka twoja branką.
Reignier.  A czyją?
Suffolk.  Moją.
Reignier.  Suffolku, co począć?
Jestem żołnierzem i nie mogę płakać,
Albo na zmienność żalić się fortuny.
Suffolk.  Jest przecie na to lekarstwo nie trudne;
Przychyl się choćby dla własnej swej chwały,
Do ślubnych związków córki twej z mym królem.
Jej pozwolenie z trudnościąm otrzymał,
Daj teraz twoje, a ta jej niewola
Wkrótce książęcą stanie się wolnością.
Reignier.  Czy Suffolk mówi, to co ma na myśli?
Suffolk.  Piękna twa córka powie ci, że Suffolk
Nie może kłamać, łudzić lub pochlebiać.
Reignier.  W twe ufny słowo, idę z mego zamku
Na twe żądanie słuszne odpowiedzieć (schodzi z murów).
Suffolk.  A ja na twoje czekam tu przybycie.

(Przy odgłosie trąb wchodzi Reignier).

Reignier.  Witaj mi, hrabio, na moich dzielnicach,
I w Anjou wedle twej rozkazuj woli.
Suffolk.  Dzięki ci, szczęsny ojcze takiej córki,
Godnej być króla mego towarzyszką.
Co odpowiadasz książę na mą prośbę?
Reignier.  Skoro jej lichą swatać raczysz wartość
Na tak wielkiego pana narzeczoną,
Byłem przy mojem dziedzictwie pozostał,
Byle na przyszłość hrabstwa Maine i Anjou
Wolne od gwałtów, od klęsk wojny były,
Jeśli chce, Henryk może wziąć mą córkę.
Suffolk.  A za ten okup ja wolność jej wracam.
W dwóch hrabstw spokojnem, pewnem posiadaniu,
Mą będzie sprawą zostawić cię, książę.
Reignier.  Ja znowu w króla Henryka imieniu,
Jak potężnego monarchy namiestnik,
Na znak jej wiary rękę ci jej daję.

Suffolk.  Podziękowanie składam ci królewskie,
Bo działam w sprawie mojego monarchy.
(Na str.). Choć mi się zdaje, że chętniebym przystał
Moim tu własnym być pełnomocnikiem.
(Głośno). Śpieszę do Angli z wielką wiadomością,
Idę przyśpieszyć ślubną uroczystość,
Bywaj zdrów, Reignier! a wedle wartości
Klejnot ten w złotych chowaj nam pałacach.
Reignier.  Przyjmij ten uścisk, który daćbym pragnął
Chrześcijańskiemu panu, Henrykowi,
Gdyby był tutaj.
Małgorz.  (odchodząc). Bywaj zdrów, milordzie!
Życzenia, modły, wdzięczność Małgorzaty
Będą ci zawsze, wszędzie towarzyszyć.
Suffolk.  Żegnam cię, pani! Ale, Małgorzato,
Żadnych pozdrowień dla mojego króla?
Małgorz.  Pozdrów go słowem, jakie może przystać
Młodej dziewicy, jego służebnicy.
Suffolk.  Uroczy rozkaz, natchniony skromnością.
Ale raz jeszcze kłopotać cię muszę;
Czy nie poniosę mojemu królowi
Żadnego twojej miłości zadatku?
Małgorz.  I owszem, serce czyste i bez plamy,
I obce dotąd miłości.
Suffolk  (całuje ją).To przytem.
Małgorz.  To jest dla ciebie; nie jestem dość śmiałą,
Tak lichy datek królowi przesyłać.

(Wychodzą: Reignier i Małgorzata).

Suffolk.  O, gdyby była moją! — Stój, Suffolku!
W tym labiryncie myśli twoich nie gub,
Gdzie Minotaur i ohydne zdrady
Czyhają skryte. Sprawą twoją teraz
Wdzięków jej blaskiem króla oczarować.
Marz pośród drogi o cnót jej potędze,
O przyrodzonych wdziękach, którym sztuka
Niegdy nie sprosta, abyś za powrotem,
Kiedy przed królem Henrykiem uklękniesz,
Twoją powieścią rozum mu odurzył (wychodzi).

SCENA IV.
Obóz księcia York w Anjou.
(Wchodzą: York, Warwick i inni).

York.  Na stos skazaną wprowadź czarownicę.

(Wchodzi: Dziewica i Pasterz).

Pasterz.  To ojca twego dobije, Joanno!
Na toż po tylu szukałem cię ziemiach,
Abym cię znalazł i tylko był świadkiem
Twojej okrutnej, twej przedwczesnej śmierci?
Ach, umrę z tobą, słodka moja córko!
Dziewica.  Precz, podły starcze, nikczemny nędzarzu!
Krew szlachetniejsza w moich płynie żyłach,
Ni ojcem moim, ni mym jesteś krewnym.
Pasterz.  Nie, nie, panowie, nie wierzcie jej słowom.
Że to me dziecko, cała wie parafia.
Matka jej żyje i może powiedzieć,
Że była naszą córką pierworodną.
Warwick.  Nędznica, ojca swego się wypiera!
York.  To nam dowodzi, jaki był jej żywot:
Podły i grzeszny, końca tego godny.
Pasterz.  Wstydź się, Joanno! Wstydź twego uporu.
Bóg wie, że jesteś cząstką mego ciała;
Łzę ja niejedną dla ciebie wylałem,
Twego się ojca nie wypieraj córko.
Dziewica.  Precz stąd! wy chłopa tego przekupili,
Ażeby rodu mojego blask przyćmić.
Pasterz.  To prawda, dałem błyszczącą monetę
W dzień mego ślubu memu plebanowi.
Uklęknij, moje przyjm błogosławieństwo.
Nie chcesz się schylić? Niech będzie przeklęty
Dzień opłakany twego urodzenia!
Ach, czemu mleko, które z piersi matki
Ssałaś, nie było dla ciebie trucizną!
Czemuż, gdy jagniąt moich pasłaś trzodę,
Wilk cię żarłoczny na pastwę nie pożarł!
Ojca się wstydzisz, przeklęta włóczęgo?

Spalcie ją, nie dość dla niej szubienica (wychodzi).
York.  Na stos ją wiedźcie, zbyt długo już żyła,
Świat napełniając swoją złośliwością.
Dziewica.  Słuchajcie, kogo na stos skazujecie:
Nie jestem córką biednego pasterza,
Jestem gałązką królewskiego szczepu,
Świętą, cnotliwą, darem bożej łaski
Na wielkich cudów spełnienie wybraną.
Lecz wy, rozpustą waszą pokalani,
Krwią niewiniątek bezgrzesznych zbroczeni,
Tysiącznych przywar popsuci zgnilizną,
Że łask nie macie innym udzielonych,
Sądzicie zaraz, że kto cuda robi,
Tylko z dyabelską robi je pomocą.
Lecz sąd wasz mylny, Joanna d’Arc bowiem
Była dziewicą od lat niemowlęcych,
I w myślach nawet jest niepokalaną,
A krew jej czysta, okrutnie wylana,
O pomstę będzie do bram niebios wołać.
York.  To bardzo pięknie. Na stos ją prowadźcie.
Warwick.  A pamiętajcie, skoro jest dziewicą,
Nie szczędzić drzewa; na fatalnym stosie
Polejcie smołę, by jej męki skrócić.
Dziewica.  Nicże okrutnych serc waszych nie wzruszy?
A więc, Joanno, wyjaw twoją słabość,
Która ci prawa zapewni przywilej.
Jestem ciężarną. Krwawi rozbójnicy,
Jeśli na straszną śmierć mnie posyłacie,
Nie zabijajcie dziecka w mojem łonie.
York.  Broń Boże! Święta Dziewica ciężarną?
Warwick.  To cud największy z wszystkich twoich cudów;
Na toż surowej twojej przyszło cnocie?
York.  Znając jej figle z Delfinem, wiedziałem,
Że to jej będzie ostatnią ucieczką.
Warwick.  Lecz my nie chcemy bękartów, a zwłaszcza
Gdy tych bękartów Karol ma być ojcem.
Dziewica.  Nie Karol mego dziecięcia jest ojcem;
Alençon umiał zyskać moją miłość.

York.  Alençon? Jawny Francyi Machiawel?
Choćby żyć tysiąc miało, dziecko umrze.
Dziewica.  Czekajcie chwilę! Zwodziłam was dotąd,
Bo ani Karol, ni książę Alençon,
Lecz Neapolu król Reignier jest ojcem.
Warwick.  Człowiek żonaty! Grzech nieprzebaczony.
York.  A to mi dziewka! Zda się sama nie wie,
Kogo oskarżyć z wielkiej liczby winnych.
Warwick.  Wielki to znak jest jej szczodrobliwości.
York.  A mimo tego czystą jest dziewicą.
Własnem wyznaniem siebie i bachora
Swego potępiasz. Skończ twoje błagania,
Wszystko na próżno.
Dziewica.  Na stos mnie prowadźcie!
Moje przekleństwo w spuściznie wam daję!
Niech nigdy słońce jasnych ócz nie zwróci
Na ziemię, która waszem jest mieszkaniem!
Niech was noc wieczna, cień śmierci owinie,
Aż samobójczy skręci wam postronek
Szalona rozpacz po tysiącznych klęskach!

(Wychodzi pod strażą).

York.  Niechaj płomienie na proch cię przepalą
Grzeszna, przeklęta piekieł wysłanniczko.

(Wchodzi kardynał Beaufort z orszakiem).

Kardynał.  Lordzie regencie, przyjmij pozdrowienie
I listy, które przynoszę od króla.
Wiedzcie, że wszystkie państwa chrześcijańskie,
Tknięte litością na sporów tych widok,
O wspólny pokój błagają natrętnie
Pomiędzy nami, a Francyą ambitną.
Zbliża się Delfin z całym swoim dworem,
By się naradzić z nami o warunki.
York.  Takiżto owoc wszystkich trudów naszych?
Za krew przelaną tylu parów Anglii,
Tylu żołnierzy, szlachty, kapitanów,
Poległych w boju dla dobra swej ziemi,
Mamy dziś przyjąć pokój zniewieściały!
Ileż to grodów już utraciliśmy

Przez zdradę, podstęp i chytre knowania!
O Warwick, Warwick! z boleścią już widzę
Królestwa Francyi stratę nieodzowną.
Warwick.  Cierpliwość, książę! Jeśli zawrzem pokój,
To na warunkach tak ścisłych i twardych,
Że małe zyski Francya z nich wyciągnie.

(Wchodzą: Karol z orszakiem, Alençon, Bękart, Reignier i inni).

Karol.  Lordowie Anglii, gdy na tem stanęło,
Że dwa narody pokój znów skojarzy,
Przychodzę pytać, na jakich warunkach
Zawrzeć przymierze jesteście gotowi.
York.  Mów, kardynale, gniew mi ścisnął gardło
I zamknął przejście słowom uwięzionym.
Kardynał.  A więc słuchajcie, co u nas zapadło:
Skoro król Henryk zgadza się łaskawie
W swem miłosierdziu, aby ziemię waszą
Od krwawej wojny spustoszeń wyzwolić,
I dać jej wytchnąć w swobodach pokoju,
Będziecie berła jego lennikami;
A ty, Karolu, jeśli mu przysiężesz
I roczny haracz i twe posłuszeństwo,
Będziesz we Francyi jego namiestnikiem,
Z przywilejami królewskiej godności.
Alençon.  Więc ma samego siebie cieniem zostać?
Ma skronie swoje ozdobić koroną,
A gdy o władzy idzie rzeczywistość,
Pozostać w szrankach prywatnego męża?
To niedorzeczny, bezrozumny wniosek.
Karol.  Alboż nie wiecie, że jestem już panem
Większej połowy francuskiego kraju
Z prawego króla władzą i powagą?
I żeby posiąść resztki nie podbite,
Mam już nabytych zrzec się przywilejów
I być królestwa tylko namiestnikiem?
Nie, kardynale, wolę trzymać raczej
Co już posiadam, niż na więcej chciwy,
Stracić nadzieję zdobycia wszystkiego.
York.  Zuchwały książę, tajnemi drogami

Orędowników szukałeś przymierza,
Teraz, gdy wszystko chyli się do zgody,
Szukasz wybiegów w błędnych porównaniach?
Lub przyjmij tytuł, dzisiaj przywłaszczony,
Jak dar łaskawy naszego monarchy,
Nie jak następstwo praw ci przynależnych,
Albo się gotuj na nowe zapasy.
Reignier.  Źle robisz, książę, jeśli chcesz upornie
Subtylizować warunki pokoju:
Bo sto na jeden, że nie znajdziesz później,
Gdy tę z rąk puścisz, lepszej sposobności.
Alençon.  (na str. do Karola). I mojem zdaniem, radzi polityka
Twoich poddanych od klęsk uratować,
Od krwawych mordów, rabunków i rzezi,
Na które wojna codzień ich naraża.
Przyjm więc, choć twarde pokoju warunki,
W stosownej porze zerwać je gotowy.
Warwick.  Czy te przyjmujesz warunki, Karolu?
Karol.  Zgoda. Jedynie to sobie zastrzegam,
Że do miast, w których stoją me załogi,
Żadnych praw sobie rościć nie będziecie.
A teraz hołdu wykonaj przysięgę,
Jak prawy rycerz przysiąż posłuszeństwo,
Przysiąż, że nigdy ni ty ni twa szlachta
Na króla Anglii szabli nie wzniesiecie.

(Karol i inni pełnią akt hołdu).

Teraz możecie pułki wasze zwinąć,
Uciszyć bębny, zawiesić sztandary,
Bo uroczysty zawarliśmy pokój. (Wychodzą).

SCENA V.
Londyn. Sala w pałacu.
(Wchodzą: król Henryk rozmawiając z Suffolkiem, za nimi Gloucester i Exeter).

Król Henr.  Powieść o cudach wdzięków Małgorzaty,
Szlachetny hrabio, w zdumienie mnie wprawia.

Cnota jej, kwiatem piękności wieńczona,
Serce me ogniem miłości zapala;
A jak gwałtownych wichrów silne tchnienie
Wspak przypływowi wielkie niesie nawy,
Tak i ja, tchnieniem sławy jej porwany,
Albo rozbity pośród skał utonę,
Albo owoce miłości jej uszczknę.
Suffolk.  Łaskawy królu, powieść ta pobieżna
Jest tylko lichą pochwał jej przedmową;
Bo niezrównane jej doskonałości
(Gdybym potrafił ująć je w wyrazy)
Byłyby księgą czarujących wierszy,
Zdolnych zachwycić najtępsze umysły.
Lecz nie dość na tem: przy bóstwa urodzie,
Przy całej pełni wdzięków i ułudy,
Z całą skromnością dziewiczej pokory
Twoich rozkazów słuchać jest gotową,
Rozkazów w myśli uczciwej wydanych,
Kochać Henryka i czcić jak małżonka.
Król Henr.  Innych też Henryk nie przypuszcza myśli.
Pozwól więc, lordzie, aby Małgorzata
Była mą żoną a królową Anglii.
Gloucest.  Ja mam przyzwolić na grzeszne zachcianki?
Wszakże wiesz, królu, żeś już zaręczony
Innej dziewicy wysokiego rodu;
Możemyż teraz dane słowo łamać
Bez czarnej plamy na twoim honorze?
Suffolk.  Możem, jak władca nieprawną przysięgę,
Lub jak zapaśnik, który na turniejach,
Ślubował w szrankach próbować swej siły,
Cofa się widząc przeciwnika wyższość;
Z córką biednego hrabi ślub nierówny
Możemy jeszcze bez hańby odrzucić.
Gloucest.  Czem, proszę, od niej wyższa Małgorzata?
Alboż jej ojciec lepszy od hrabiego
Mimo całego blasku swych tytułów?
Suffolk.  Lepszy, milordzie. Ojciec jej jest królem
Jerozolimy, królem Neapolu,

A wielka jego we Francyi przewaga
Ustali pokój i Francyę utrzyma
W wiernem przysięgi hołdu zachowaniu.
Gloucest.  To nam i hrabia Armagnac wyświadczy,
Bo i on blizkim Karola jest krewnym.
Exeter.  A jego skarby świetny ręczą posag,
Gdy Reignier chętniej brałby, niźli dawał.
Suffolk.  Posag! Nie krzywdźcie tak waszego króla,
Tak go nikczemnym, tak nędznym nie róbcie,
By skarbów w związku nie miłości szukał.
Henryk zbogacić może swą królowę
A nie królowej złotem się bogacić.
Niech się chłop nędzny targuje o żonę
Jak o barana, o konia lub krowę.
Za nadto świętą sprawą jest małżeństwo,
By w niem meklera brać za pośrednika.
Nie nasza wola ale serce króla
Oznaczy wybór jego towarzyszki;
Skoro więc król nasz Małgorzatę kocha,
Czy to nie dosyć, by i naszem zdaniem
Nad wszystkie inne przenieść Małgorzatę?
Alboż nie piekłem zmuszone małżeństwo,
Nie długim ciągiem sporów i zgryzoty?
Gdy wolne stadło źródłem błogosławieństw
I niebieskiego wzorem jest pokoju.
Kogóż za żonę Henrykowi damy,
Jeśli nie córkę króla Małgorzatę?
Przez swoją piękność, swoje urodzenie
Jest godną króla tylko być małżonką.
Wielkie jej serce, duch nieustraszony,
Obce słabościom zwyczajnej niewiasty,
Wróżą nam godnych monarchy dziedziców;
Bo król nasz Henryk, syn króla zdobywcy,
Łatwiej i synów zdobywców da Anglii,
Jeśli łańcuchem zwiąże się miłości
Z panią wielkiego ducha Małgorzatą.
A więc się wszyscy na me zgódźcie zdanie,
Że ona żoną Henryka zostanie.

Król Henr.  Czy to powieści twej skutek, Suffolku,
Czy to dlatego, że młode me serce
Ogniem miłości dotąd nie płonęło,
Nie wiem; wiem tylko, że całą mą duszą
Miota dziś burza niepohamowana,
I myśli moje to drżą, to się cieszą
Kolejnym wpływem trwogi i nadziei.
Więc płyń do Francyi co prędzej, milordzie,
Podpisz, co zechcesz, byle Małgorzata
Przebyła morze i raczyła zostać
Henryka żoną wierną, namaszczoną;
A na pokrycie twych wszystkich wydatków
Zbierz między ludem moim dziesięcinę.
Leć, leć, powtarzam, do twego powrotu
Będę igraszką mnogich niepokojów.
Ty zaś, mój stryju, nie gniewaj się, proszę,
Sądź mnie nie wedle tego, czem dziś jesteś,
Lecz wedle tego, czem byłeś przed laty,
A łatwo moim przebaczysz rozkazom.
Wiedźcie mnie teraz na ciche ustronie,
Gdziebym mógł cały mym oddać się troskom (wychodzi).
Gloucest.  Lękam się, żeby troski dziś poczęte
Do końca twego nie trwały żywota.

(Wychodzą, Gloucester i Exeter).

Suffolk.  Suffolk wziął górę i płynie, jak niegdyś
Do brzegów Grecyi młody płynął Parys,
Z nadzieją równych tryumfów w miłości
A lepszą dolą w niej od Trojańczyka.
Gdy królem rządzić będzie Małgorzata,
Ja będę rządził nią, królem i Anglią (wychodzi).






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Shakespeare i tłumacza: Leon Ulrich.