Królowa Margot (Dumas, 1892)/Tom V/XVI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Królowa Margot
Wydawca Józef Śliwowski
Data wyd. 1892
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Reine Margot
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozdział XVI.
REGENCYA.

Król zaczął się niecierpliwić.
Rozkazał zawołać pana de Nancey i polecił mu, aby on sam przyprowadził Henryka, lecz w tej samej chwili, król Nawarry stanął na progu.
Zobaczywszy swego szwagra we drzwiach, Karol krzyknął z radości.
Henryk zaś przeląkł się; zdawało mu się, że stoi przed trupem.
Dwaj doktorzy i kapłan, przygotowujący króla do chrześciańskiej śmierci, wyszli.
Karol IX-ty nie był lubiany, pomimo to, w ościennych pokojach wielu rzewnie płakało.
Przy śmierci królów zawsze się znajdują ludzie, którzy coś tracą, i obawiają się nie pozyskać od następcy i tego, co posiadali.
Ta żałoba, szlochania i jęki, ponure słowa Katarzyny, posępne i uroczyste chwile ostatnich tchnień króla, sam widok jego, cierpiącego na słabość dotychczas nie znaną nauce — wywarły na młodego Henryka wrażenia tak straszne, iż pomimo wszelkich usiłowań, nie mógł, jak widzieliśmy, ukryć przestrachu, który się wypiętnował na jego obliczu przy widoku umierającego króla, kąpiącego się w swej własnej krwi.
Karol smutnie się uśmiechnął; umierający bowiem nie straci ani jednego wyrazu, malującego się na twarzach otaczających.
— Zbliż się, Henryku — powiedział wyciągając ku niemu rękę — zbliż się; cierpiałem nie widząc cię. Wielem cię dręczył przez cało życie, mój przyjacielu, i wierz mi, że teraz bardzo tego żałuję. Często pomagałem tym, którzy cię dręczyli; lecz wiesz, że wypadki nie zależą od króla, i oprócz mojej matki Katarzyny, oprócz mego brata Andegaweńskiego, oprócz mego brata d’Alençon, nademną przez cale życie wisiało cóś takiego, co dopiero skończy się z mem życiem: był to interes państwa.
— Najjaśniejszy panie — rzekł Henryk — ja o wszystkiem zapomniałem, oprócz miłości którą pałam ku tobie, jako bratu, i uszanowania, jakie mam dla swego króla.
— Tak, tak, masz słuszność — odparł Karol — i dziękuję ci, Henryku, za te słowa, gdyż w samej rzeczy bardzo wiele cierpiałeś w przeciągu całego swego życia, nie mówiąc już o utracie twej matki. Lecz zapewne widziałeś, że bardzo często działałem, nie podług swej woli. Czasami opierałem się; lecz czasami zmordowany ustępowałem. Ale przestańmy mówić o przeszłości, gdyż mnie obecnie zajmuje teraźniejszość, a przestrasza przyszłość.
Wymówiwszy te słowa, król wychudłemi rękoma zakrył twarz zsiniałą.
Następnie, po chwili milczenia, potrząsnąwszy głową, jak gdyby chciał odpędzić ponure myśli, poruszeniem tem zmoczył całą pościel krwawym deszczem.
— Trzeba zbawić państwo — dodał Karol pocichu, nachyliwszy się ku Henrykowi. — Potrzeba je wyrwać z rąk fanatyków i kobiet.
Karol, jak powiedzieliśmy, wyrzekł te słowa pocichu; pomimo to jednak Henrykowi zdawało się, że za kotarą dało się słyszeć zgrzytnięcie zębów.
Być może, że przez jakiś otwór, zrobiony w murze, o którym nawet sam Karol nie wiedział, Katarzyna słyszała przedśmiertną, rozmowę.
— I kobiet? — powtórzył Henryk, jak gdyby czekając na objaśnienia.
— Tak jest, Henryku — odparł Karol — moja matka chciałaby zostać regentką przez czas, dopókiby mój brat Andegaweński nie powrócił z Polski. Lecz słuchaj, co ci powiem; on nie powróci!
— Jakto, nic powróci? — zapytał Henryk, a serce z radości silniej bić zaczęło.
— Nie, nie powróci — powtórzył Karol — Polacy go nie puszczą.
— Lecz — powiedział Henryk — Najjaśniejszy panie! czy myślisz, że królowa-matka nie zawiadomi go zawczasu?
— Już go zawiadomiła. Lecz Nancey schwytał jej gońca w Château-Thierry, i przywiózł list do mnie; w tym liście pisała ona, że ja muszę umrzeć. Lecz i ja napisałem list do Krakowa: list mój dojdzie niezawodnie, a w liście tym upominam Polaków, żeby dobrze pilnowali swego brata. A więc, Henryku, zdaje mi się, że tron będzie wolnym.
Drugie zgrzytnięcie, głośniejsze niż pierwsze, dało się słyszeć w przyległym pokoju.
— Niezawodnie — pomyślał Henryk — ona tam jest, podsłuchuje i czeka!
Karol nic nie słyszał.
— Umieram — mówił dalej król — bez następcy płci męzkiej.
Karol nagle zatrzymał się.
Zdawało się, że jakaś słodka myśl oświeciła twarz króla.
Po chwili zapytał Henryka:
— Czy pamiętasz też, Henryku, to biedne, maleńkie dziecię, które ci raz pokazałem pewnego wieczora?.... śpiące w jedwabnej kolebce pod pieczą anioła.... A!... Henryku!... Oni zabiją to dziecko.
— O nie, Najjaśniejszy panie! — zawołał Henryk ze łzami w oczach — przysięgam ci na Boga, że dni i noce moje poświęcę, ażeby tylko ocalić to dziecię! Rozkaz mi, królu!...
— Dziękuję ci, Henryku, dziękuję — przerwał mu król z łaskawością, której dotychczas nie okazywał. — Wierzę twojemu słowu. Lecz nie zrób go czasem królem.... szczęściem, że ono nie jest urodzone do korony; lecz uczyń je tylko szczęśliwem. Nie przeznaczam mu stanu: oby tylko posiadał umysł i serce matki. Zapewne byłoby dla niego najlepiej, ażeby się poświęcił stanowi duchownemu; wtedy nie będą się go obawiać.... O! zdaje mi się, że teraz umarłbym, jeżeli nie szczęśliwym, to przynajmniej spokojnym, gdybym mógł przed śmiercią nacieszyć się pieszczotami mego małego dziecięcia, i ujrzeć śliczną twarz jego matki.
— Najjaśniejszy panie! alboż nie możesz ich do siebie przywołać?
— Nieszczęśliwy!.... onaby już ztąd wraz z dzieckiem nie wyszła. Oto stanowisko królów na tym świecie, mój Henryku. Nie mogą ani żyć, ani umierać, podług swojej woli. Lecz po twojej obietnicy, uspokoiłem się już cokolwiek.
Henryk pogrążył się w zadumie.
— Tak, Najjaśniejszy panie! to prawda, że ci obiecałem, lecz czy będę w stanie obietnicę wypełnić?
— Co chcesz przez to powiedzieć?
— Ja sam nie jestem pewien swego życia. Może będę wypędzony. Wszak ja człowiek, a ono tylko dziecię.
— Mylisz się — odpowiedział Karol — po mojej śmierci, będziesz silnym i możnym; właśnie ten papier da ci siłę i moc.
Przy tych słowach, umierający król wyciągnął z pod poduszki zwój pargaminowy.
— Weź to! — rzekł.
Henryk przebiegł oczyma pargamin, opatrzony pieczęcią państwa.
— Ja, Najjaśniejszy panie, mam być regentem! — zawołał Henryk, blednąc z radości.
— Tak jest; będziesz regentem, dopóki książę Andegaweński nie powróci z Polski; a ponieważ zdaje się, że król Polski nie powróci, więc papier ten czyni cię nie regentem, lecz daje ci tron.
— Mnie, tron? — wybełkotał Henryk.
— Tak jest; tylko ty jeden godzien jesteś zasiadać na tronie Francyi, tylko ty jeden możesz rządzić tymi rozpustnymi dworzanami, temi kobietami, nasycającemi się łzami i krwią. Mój brat książę d’Alençon jest zdrajcą, zdradzałby więc wszystkich. Brat Andegaweński może za trzy lub cztery miesiące ucieknie z Polski, przybędzie do Paryża, i zechce, ażebyś mu zwrócił tron — odpowiesz mu na to okazaniem bulli papieskiej. O bullę tę już się staram w Rzymie przez księcia de Nevers; otrzymasz ją wkrótce.
— O! mój królu!
— Obawiaj się tylko, Henryku, wojny domowej. Lecz przeszedłszy na wiarę rzymsko katolicką, możesz jej uniknąć; stronnictwo hugonotów będzie silne tylko wtedy, kiedy ty będziesz stał na jego czele, a książę Kondeusz nie będzie miał tyle sił, ażeby z tobą walczyć. Henryku!... Henryku!... Francya jest krajem równin, a zatem jest krajem katolickim. Król Francuzki musi więc być królem katolików a nie hugonotów, dlatego, że król Francja powinien być królem większości. Powiadają, że czuję zgryzoty sumienia za rozlaną krew w nocy Ś-go Bartłomieja; to nieprawda. Powiadają, że to krew hugonotów występuje z mojej skóry. Ja wiem, co ze mnie tę krew wyciąga, to arszenik, a nie krew hugonotów.
— A!.. Najjaśniejszy panie, co mówisz.
— Nic, Henryku!.. Jeżeli moja śmierć ma być kiedyś pomszczoną, to tylko jeden Bóg może się za nią pomścić. Będziemy więc o niej teraz mówić o tyle, o ile okaże się potrzebną do obliczenia jej następstw. Pozostawiam ci dobry parlament i dobrą armię. Opieraj się na parlamencie i armii w walce ze swymi dwoma nieprzyjaciółmi: moją matką, Katarzyną de Médicis, i księciem d’Alençon.
W tej chwili, w przedpokoju dał się słyszeć szczęk broni i wydawanie rozkazów wojskowych.
— Zginąłem!... — pomyślał Henryk.
— Jakto?... boisz się?... wahasz się?.. — zawołał Karol z niecierpliwością.
— Nie, Najjaśniejszy panie — szybko odparł Henryk — nie boję i nie waham, przyjmuję regencyę.
Karol IX-ty ścisnął go za rękę, na znak zadowolenia.
W tej chwili zbliżyła się do króla mamka z lekarstwem, przygotowanem w sąsiednim pokoju.
Mamka ani się domyślała, że nie dalej jak trzy kroki od niej, rozstrzygał się los Francyi.
Król powiedział do niej:
— Dobra mamko! zawołaj do mnie królowę-matkę, i rozkaż zawołać pana d’Alençon.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.