[44]KRAWATY
Pogrzebane w wąziutkiej lakierowanej szufladzie,
W długich pudłach stojące na marmurowej ladzie,
Gwiaździste, niebieskawe, chłodne, popielate,
O, z wody i niebiosów utkane krawaty!
Obywatele, bliźni, liczni i spokojni,
Każdy błękit natchniony pod swą brodę kładzie,
I wiąże toń różową, leżącą na składzie,
Pod mordę wygoloną różowy modny strojniś.
PrążkowatePrążkowane i zmienne, jak gorzkie morza wody,
Kokardy, rysowane w irysy, jak kaprysy mody.
Jaki młodzieniec i jaka słodka wiotka panna
Pozna lotną fantazję, gnącą się w fontazie —
Spójrzcie! Węzły krawatów natchnione są, jak kolor na obrazie,
Czyste strzeliste, jak rosa i zorza ranna.
[45]
Szewcy, zapoceni rzemieślnicy,
W niedzielnej kolorowej kokardzie,
O, wy jesteście warci
Tej świątecznej, niebieskiej i wielkiej pętlicy!
W naszych szafach nieprzewietrzanych, dusznych,
Śmierdzące naftaliną mrą w mrokach bezdusznych,
Złą ciszą przesycone, krawaty mściwe wiszą,
Szmernie, jak szczury, szeleszczą i lekko się kołyszą.
Na, krochmalonym gorsie sinej frakowej koszuli,
W białym krawacie bies się zaczaił i skulił.
Wdzięczy się w czarnej poważnej kokardce,
W której do anemicznych dziewcząt lubieżni chodzą starce.
[46]
Prowadzi dłonie poety,
Co wiąże codzienności białe i żałobne
Serwety
Wokół szyi szeleszczące, sztywne i chłodne.
A w ów poranek wzmogą się, pobiegną, wyfruną fontazie,
Jak sztandary bijące, trzepocące o twarze.
W ów dzień opuchłoszyi pójdę ulicą,
Zerwą się zewsząd i szeroką, jak horyzont, ogarną mnie pętlicą.
I już się nie wywinę, nie wydrę im z duszą,
Gdy mnie opaszą wkrąg,
Oczy zagaszą
I zduszą
Miljonem rąk.