Kronika Marcina Galla/Księga II/O warowni przez Pomorzan zniesionej dobrowolnie

<<< Dane tekstu >>>
Autor Gall Anonim
Tytuł Kronika Marcina Galla
Data wyd. 1873
Druk Drukarnia Józefa Sikorskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Zygmunt Komarnicki
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


17.  O warowni przez Pomorzan zniesionéj dobrowolnie.

Powiedziawszy to wszystko, co się tyczyło Sieciecha i królowéj, teraz z nowém pióra przyostrzeniem, pożyteczną będzie rzeczą wrócić do założenia początkowego o młodzieńcu, w szkole Marsa zaprawiającym się do dzieł przeważnych dla kraju. Po rzeczoném załatwieniu sporów, wkrótce znać dano, iż wypadli z kniej swych Pomorzanie, i osadziwszy się pod Santokiem[1] kluczem i strażnicą państwa, zamek naprzeciw niego w pobliżu dla się zbudowali. A zamek ten miał być tak wysoki i tak bliski chrześcian, iż wszystko, co mówiono lub czyniono w Santoku, słyszéć jak najlepiej i widzieć mogli poganie. Zbigniew tedy, jako starszy wiekiem, oraz wyznaczoną sobie mając dzielnicę, stykającą się o granicę z ziemią pogan, z zastępami ojca i swoimi w połączeniu, nie przyzywając do spólnego działania brata młodszego, ruszył na Pomorzan. I tak się stało, iż mniéj sobie chwały zjednał starszy, działający poprzednio, niżeli młodszy, który z małą garstką następnie błędy jego naprawiał. Albowiem starszy w wyprawie pod Santok, ani nawet do zamku owego na przeszkodzie zaszturmował, ani, co gorsza, przy tak licznych siłach, boju rzeczywistego poganom nie wydał; ale, jak wieść niosła, sam raczej wylękły niżeli straszny dla wrogów, do dom wrócił. Przeciwnie Bolesław, Marsa potomek, nadciągnąwszy wkrótce na plac boju opuszczony przez brata, chociaż jeszcze mieczem nie przepasany, więcej od brata władającego mieczem wprawiając się do dopiéro do rzemiosła rycerskiego dokazał. Jakoż w jednym pędzie most zwodzony w obec czuwającego nieprzyjaciela opanował i waląc się z oddziałem swym, przeniknął do wnętrza zamku. Takie pierwociny rycerskie, wzniecały otuchę wielką na przyszłość o Bolesławie między chrześciany wielką zapowiednię dawały bliskiego zniszczenia pogańskiego gniazda. Inaczéj też przeto rzecz się miała ze Zbigniewem, któremu, przy sił mnogich zebraniu, nic zdziałać niezdolnemu, szydersko jak gnuśnikowi przymawiano; gdy Bolesława, co po nim z małemi siłami na plac boju wstąpił, a przecież zuchwale aż do bram zamku się przedarł, nadano chlubnym przydomkiem syna wilczego. „Zbigniew powinien“ mówiono „po kruchtach kościelnych réj wodzić stosowny; a tego niedorostka miejsce na czele hufców rycerskich.“ W takimto sposobie, zaszczyt cały i chwała zostały przy młodziutkim wojaku, o małych siłach pod rozkazami; starszemu na nic się nieprzydały siły mnogie i ów zapęd junacki, z jakim rwał się naprzód. Wyniknął ztąd skutek, iż poganie widząc na jak oczywistą zgubę dla nichby się zaniosło, gdyby ów młodzieniec małych sił potrzebujący, raz jeszcze powrócił a większe siły przywiódł, zamek przez się wzniesiony sami zburzyli, po zmarnowanym zaś wysiłku, w głębię puszcz swych odciągnęli.









  1. Pomorzanie osadzają się pod Santokiem. — „Santok nad rzeką Wartą, między Drezdenkiem a Landsbergiem“, objaśnia Bielowski.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gall Anonim i tłumacza: Zygmunt Komarnicki.