<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Kasprowicz
Tytuł Księga ubogich
Wydawca J. Mortkowicz
Data wyd. 1934
Druk Drukarnia Naukowa Towarzystwa Wydawniczego
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XLIII

Żegnaj mi, księgo ty moja!
Płone-m zgromadził brogi:
Uboga jesteś w swej treści,
Tworzył cię człowiek ubogi.

Niewielki jest obszar życia,
Po którym, na kiju oparty,
Wałęsam się niedołężnie,
Na myśli mając twe karty.

Pola, że dzień li wystarczy,
By zmierzyć je stopy ludzkiemi,
Granice widzialne, lecz słońce
Zachodzi i wschodzi nad niemi.

Lasy, do których zbaczałem
Po szumy na zwrotki te skromne,
Nie ciągną się gdzieś na mile,
Nieomal świerk każdy pomnę.

Nie puszcza to niedostępna,
Nie żaden matecznik głęboki,
Ma przecież swe tajemnice,
Co wabią najsłabsze kroki.


Nie dajesz pewności, ma księgo,
Azali odgadnie je człowiek,
Lecz każ mu otwarte mieć uszy
I nie zamykać powiek.

O jakiż dom to malutki
Jakaż to ciasna zagroda!
Zdawałoby się, że oczu
Odwracać na nie szkoda.

Trzy, albo cztery jesiony —
Któż je tam liczyć będzie? —
I kwiaty najpospolitsze
Na kilkułokciowej grzędzie.

A przecież w tych lichych opłotkach,
W tych ścianach, ciosanych z drzewa,
Wypełnia się życie, co własny
Przypływ i odpływ miewa.

Czy głośne jest ono, czy ciche,
Czy meta ócz jego daleka:
Miało-ci swe narodziny
I na swój koniec czeka.

I to wystarczy. Zaś reszta —
Czy siła niem rządzi, czy może
Słabość, niech o tem wyroki
Zawyrokują boże...


Na rzece mej, w wieczność płynącej,
Wspaniałe nie stoją mosty,
Kładka li z chwiejną poręczą,
Stawiał ją człowiek prosty.

Nie przejdą-ci po niej tłumy —
Najmniejszy wiew ją porusza,
Lecz może na tamtą stronę
Spojrzy z niej jedna choć dusza.

Czy zoczy świat nowy, ja nie wiem:
Mgieł ja tych nie rozwieję,
Co drzemią na drugim brzegu,
Choć tę żywiłem nadzieję.

I nic śmiesznego w tem niema:
Nadziei mej czułą macierzą
Nie pycha była, lecz miłość —
Ci, co kochali, uwierzą...

Zrodzona pod znakiem słońca,
Miałaś być wieścią radosną,
A z ostatniemi kartami
Troski krwawiące rosną.

Kto temu winien?... Losy,
Co przed się na oślep pędzą
I uśmiechniętą błoń życia,
Jak kurzem, skrywają nędzą.


Lecz kto się patrzeć nie nuży,
Pod pyłu powłoką suchą,
Zieloność zobaczy niezwiędłą,
Z słoneczną się spotka otuchą...

Żegnaj mi, księgo!... Nic losów
Utrzymać nie zdoła na wodzy!...
Rzuca cię człowiek ubogi,
Przyjmą cię ludzie ubodzy.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Kasprowicz.